Czytając "To tylko plotki" cały czas miałam wrażenie, że skądś znam tę historię. Książkę pierwszy raz miałam w ręku, więc doszłam do wniosku, że musi chodzić właśnie o... tę historię.

Powtarzalną, niczym niezaskakująca, która mogła zostać opowiedziana w niejednym filmie, chociaż bardziej w jakimś serialu. Łzawym, obyczajowym, romantycznym. Od pierwszych stron wiadomo, jak ta opowieść się skończy. Wszystko jest takie łatwe- rozstanie z chłopakiem, zmiana pracy, miejsca zamieszkania, znalezienie nowego zajęcia, które wydaje się wręcz stworzone dla Tilly. Czarujący szef, jego urocza córka, najlepsza przyjaciółka mieszkająca dwa kroki od głównej bohaterki.

Oczywiście każdy bohater powieści ma jakieś problemy. Max jest gejem, a z tego powodu jego córka doświadcza nieprzyjemności ze strony kolegów. Kariera Kaye, wskutek brudnej intrygi żony reżysera, niespodziewanie staje pod znakiem zapytania. Erin musi ukrywać romans z żonatym mężczyzną. Stella nagle dowiaduje się, że ma raka i zostało jej kilka tygodni życia. Jack wciąż cierpi po tragicznej śmierci narzeczonej i nienarodzonej córeczki.

Wszystkie wątki znajdują szczęśliwe zakończenie. Ta-dam!

Dlaczego w takim razie nie mogłam się oderwać od lektury? Chyba dlatego, że kiedyś uwielbiałam "Gotowe na wszystko", potem z równym zapałem oglądałam "Modern family". Cóż, chyba w głębi duszy lubię taki klimat małego miasteczka- czy to w filmie czy w literaturze.

Czytało się bardzo przyjemnie, acz zupełnie niezobowiązująco.

Czytając "To tylko plotki" cały czas miałam wrażenie, że skądś znam tę historię. Książkę pierwszy raz miałam w ręku, więc doszłam do wniosku, że musi chodzić właśnie o... tę historię.

Powtarzalną, niczym niezaskakująca, która mogła zostać opowiedziana w niejednym filmie, chociaż bardziej w jakimś serialu. Łzawym, obyczajowym, romantycznym. Od pierwszych stron wiadomo, jak...