Portret w półcieniach

Okładka książki Portret w półcieniach Maria Jentys-Borelowska
Okładka książki Portret w półcieniach
Maria Jentys-Borelowska Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy biografia, autobiografia, pamiętnik
360 str. 6 godz. 0 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Data wydania:
2022-06-13
Data 1. wyd. pol.:
2022-06-13
Liczba stron:
360
Czas czytania
6 godz. 0 min.
Język:
polski
ISBN:
9788381963596
Średnia ocen

5,6 5,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,6 / 10
5 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
456
249

Na półkach: , ,

Maria Jentys-Borelowska „Portret w półcieniach”


Barwy minionych epok ciężko przelać na papier, szczególnie jeśli dotyczy to okresu który minął bezpowrotnie. Jednak ta sztuka Marii Jentys-Borelowskiej się udała wyśmienicie, literacka fikcja o Arturze Grottgerze, Wandzie Monnie, światku artystycznym malarzy Galicji i Lodomerii, o pasji, ogromnym talencie, jeszcze większej – cierpliwości i radości, gdyż bieda, brak funduszy były codziennością malarzy. „Portret w półcieniach” to utwór prawdziwy w warstwie faktograficznej, zmyślony w warstwie fabularnej. Autentyzm podkreślają, wplecione w narrację, listy Grottgera do ubóstwianej narzeczonej, fragmenty jej pamiętników czy listy Kornela Ujejskiego do „kumy” Młodnickiej i tak też go odbierałam w każdej chwili. Frapująca, pełna emocji podróż do Galicji, przeniesienie się do czasów nam kompletnie nieznanych okraszona pięknym, żywym, plastycznym językiem jest moją osobistą perełką w tegorocznym zestawieniu lektur, ale nie dziwi mnie to, gdyż Państwowy Instytut Wydawniczy nie po raz pierwszy (i zapewne nie ostatni) raczy swoich czytelników takimi pozycjami.

30 lat, tylko tyle było dane przeżyć Arturowi Grottgerowi, ale skala jego talentu jest imponująca mimo tak krótkiego życiorysu i pozostać może tylko żal, że nie było mu dane narysować nic więcej, a jego spuścizna chociaż nie duża – robi wrażenie nawet po latach. „Portret w półcieniach” to fikcja literacka niosąca nas przez ostatnie miesiące po śmierci malarza, żałoby, smutku jego narzeczonej Wandy Monnie i jego przyjaciół-artystów. Maria Jentys-Borelowska wykreowała historię która być może tak właśnie wyglądała, zaglądnęła w dusze, uczucia tych którzy żyli i musieli opłakiwać żałobę po Grottgerze. Wszystko to uczynione z dbałością o język, stylistykę, poprzetykane fragmentami pamiętników, czy listów między narzeczonymi. Czułam te emocje, ten ból, żałość, tą stratę której nie da się ująć słowami, to uwielbienie dla artystycznego ducha tej epoki, fascynacji malarzy, ich nadziei, oczekiwań.

Autorka prowadzi nas drogami Lwowa, widzimy cmentarz Łyczakowski – gdzie spoczął Grottger, niesiemy się przez XIX-wieczną Galicję pooraną wielką historią która odciśnie swoje piętno na ludziach tamtych czasów. Obraz przemiany młodziutkiej Wandy Monne – wpierw młoda, trochę naiwna, głęboko zakochana w Grottgerze, opłakuje jego śmierć, przeżywa ogromną żałobę i widzimy czas który niesie jej ukojenie, a także stopniowo akceptację i miłość Karola Młodnickiego, którego ostatecznie zostanie żoną. Ten obraz silnej, mądrej i obytej kobiety, która nigdy nie realizowała się artystycznie, jednak wspierała – czy to wpierw Artura, czy później Karola jest pomnikiem jej ogromnego przywiązania i wsparcia pasji swoich ukochanych mężczyzn.

Wspaniała to była lektura, wielopoziomowa gdyż Jentys-Borelowska spróbowała na zaledwie ponad 300 stronach ująć kilka różnych perspektyw, i ta sztuka jej się naprawdę udała. Piękny, rzetelny obraz XIX wieku, język który dawno odszedł w niepamięć, wspomnienia i obrazy niosące nas ku życiu artystów, którzy nierzadko klepali przysłowiową biedę, ale nie zabiło to w nich ich pasji i chęci do malowania. Jeśli można napisać doskonałą książkę, gdzie nie ma żadnych uchybień to dla mnie właśnie taki jest „Portret w półcieniach”. Refleksyjny, słodko-gorzki, z nutą melancholii, ale jakże czuły i jednocześnie twardo trzymający się historycznych faktów. Czy polecam? Oczywiście że tak! Nawet bardzo.

10/10

Maria Jentys-Borelowska „Portret w półcieniach”


Barwy minionych epok ciężko przelać na papier, szczególnie jeśli dotyczy to okresu który minął bezpowrotnie. Jednak ta sztuka Marii Jentys-Borelowskiej się udała wyśmienicie, literacka fikcja o Arturze Grottgerze, Wandzie Monnie, światku artystycznym malarzy Galicji i Lodomerii, o pasji, ogromnym talencie, jeszcze większej...

więcej Pokaż mimo to

avatar
509
509

Na półkach:

„Portret w półcieniach” to niezwykle klimatyczna opowieść o Arturze Grottgerze i jego wielkiej miłości – Wandzie Monne. Jednak w żadnym razie nie biografia. Raczej powieść inspirowana faktami, wykorzystująca też fragmenty korespondencji, pamiętnika oraz wypowiedzi przyjaciół malarza, by ukazać go jako podziwianego artystę, inspirującego innych, ale też narzeczonego, zauroczonego przyszłą żoną i wrażliwego, życzliwego i lubianego człowieka.

Malarz przeżył zaledwie 30 lat, jednak zdołał w tym krótkim czasie stworzyć całą galerię obrazów oraz rysunków. Duże wrażenie robią czarno-białe cykle poświęcone powstaniu styczniowemu, które było tematem częstych jego rozmyślań i podziwu, choć sam w nim nie uczestniczył. „Chciałbym długo, bardzo długo żyć i wielkich dzieł dokonać, a potem spocząć tu, niedaleko tego krzyża, w jego cieniu, policzony w poczet tych, co się ojczyźnie dobrze zasłużyli.”

Ciekawą osobowościowo postacią jest narzeczona Grota (tak właśnie bliscy nazywali Grottgera),Wanda. Obserwujemy tu jej niesamowitą metamorfozę. Wcześniej nieśmiała, podporządkowana dziewczyna, nie mająca własnego zdania, dająca się łatwo przekonać do racji innych, po śmierci narzeczonego bardzo się zmienia. Szokiem jest dla niej świadomość, jak bardzo zawiodła Artura, ulegając presji rodziny i pustym konwenansom. Nie może sobie wybaczyć, że nie pojechała do Grottgera, choć przecież wiedziała, jakie postępy poczyniła u niego gruźlica i jak bardzo jest już słaby.

Widać, jak gorącym uczuciem darzyli się narzeczeni. Z przykrością przyjmujemy fakt, iż względy przyzwoitości, granice społecznego przyzwolenia, nie pozwoliły spełnić się tej wielkiej miłości. Darowane im było tak niewiele wspólnych chwil. Wandę poznajemy już po śmierci Artura, do czasów wcześniejszych wracamy podążając za jej wspomnieniami. Częste tło stanowi tu Cmentarz Łyczakowski, gdzie ma spocząć ciało Grottgera, gdy tylko Wandzie uda się sprowadzić je do Lwowa. Wanda uczyniła to swoim życiowym priorytetem, nagle jakby dodało jej to sił, by przeciwstawić się wszystkim i każdemu z osobna, kto próbowałby wybić jej to z głowy.

Książka wypełniona jest długimi fragmentami listów Artura Grottgera do ukochanej, listów świadczących o silnym uczuciu. Są one bardzo podniosłe w tonie, powiedziałabym nawet – melodramatyczne. Dzisiaj nikt już tak nie pisze. Może dlatego z początku ciężko mi było do tego stylu przywyknąć. Ale świetnie pasuje on do epoki, która została tutaj malowniczo przedstawiona, do melancholii połowy XIX wieku, postyczniowej żałoby oraz smutku tych, którzy znali Grottgera i walczyli o to, by mógł zostać pochowany we Lwowie.

Trochę tego XIX wiecznego Lwowa też tu opisano, przywołując place i uliczki, którymi spaceruje Wanda, byle jak najbardziej oddalić się od domu i wścibskich opiekunek. Z Lwowa przenosimy się wprost na malowniczą galicyjską prowincję, gdzie przyjaciel zmarłego Artura, zakochany w Wandzie Karol Młodnicki, szuka ukojenia w szkicowaniu okolicznych pejzaży.

Z początku wydaje się, jakby portret Grottgera został tu nadmiernie wyidealizowany. Rzadko spotyka się kogoś, kto jest zarazem najlojalniejszym przyjacielem, najczulej kochającym mężczyzną, szlachetnym w swym patriotyzmie Polakiem i prawdziwym, wielkim w swojej sztuce artystą. Jednak gdy czytamy o tym, jak wierni mu pozostali po jego śmierci przyjaciele, z jakim uporem i cierpliwością walczyli o przewiezienie jego ciała i urządzenie mu wspaniałego pogrzebu we Lwowie, a później o zachowanie spuścizny po nim, to wiemy, że musiał sobie za życia na taką przyjaźń i miłość zasłużyć.

Możemy podejrzeć też, na jakie trudności w swym życiu natrafiał malarz, który chciał utrzymać się z uprawiania swej sztuki. Czy wobec konieczności zakupu materiałów do pracy, finansowania własnych wystaw, mógł dać sobie radę bez hojnego mecenasa? Przykładem są tutaj nie tylko młodzi, początkujący artyści, ale też zdobywający już rozgłos po sukcesie Rejtana Jan Matejko. Życie kulturalne i artystyczne Lwowa w owym okresie było dość prężne, co też uwidacznia pamiętnik Wandy, gdzie można poczytać o wystawach i koncertach, na których bywała, co ją zachwycało, a co niekoniecznie. Jako że obracała się od lat w towarzystwie ludzi sztuki, gust miała znakomity, potrafiła też ciekawie zapisać swoje spostrzeżenia.

Kibicujemy jej zarówno w smutku po śmierci Artura Grottgera, jak i później, podczas powolnego powrotu do życia i rodzenia się nowego uczucia, do przyjaciela Artura – Karola Młodnickiego.

Bardzo przyjemna to lektura, jakbyśmy wchodzili w zupełnie inny świat, pełen harmonii, zrozumienia i umiłowania piękna. Nie czuć tu ani trochę dzisiejszego pośpiechu i chaosu, wszechobecnej agresji i napięcia. Jak gdyby w jednej chwili zdjęto nam z ramion uwierający nas ciężar i nagle poczuliśmy, że możemy miękko unosić się w powietrzu, przyglądając się tej malowniczej epoce. W błogim nastroju patrzeć to na Jana Matejkę, to na Kornela Ujejskiego, przysłuchiwać się dyskusji o pracach Moneta, wspomnieniom ze spotkania w Hotelu Lambert, czy tym dramatycznym, z powstania styczniowego, z walk pod Miechowem.

Wanda Młodnicka, która jest główną bohaterką książki, budzi od pierwszych stron naszą sympatię. Wrażenie robi jej spokój i wewnętrzne uporządkowanie, ogromna delikatność i wrażliwość, uważność na innych, lojalność, a także inteligencja. Całe życie spędziła wśród ludzi sztuki, ukształtowały ją dyskusje, którym się przysłuchiwała i umiłowanie piękna i harmonii, którym nasiąkła. Żyła w półcieniu, nie rozwijając dostatecznie własnych talentów, za to podziwiając kunszt ukochanych mężczyzn i wspierając ich na każdym kroku.

To portret niemal zbyt idealny, aby był prawdziwy, choć w żaden sposób nie mam możliwości tego zweryfikować. Pora porzucić więc wszystkie wątpliwości i z prawdziwym zadowoleniem przenieść się w ten odległy czas i miejsce, gdzie sztuka i miłość pomogą nam przyjemnie spędzić czas.
Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi: https://sztukater.pl/

„Portret w półcieniach” to niezwykle klimatyczna opowieść o Arturze Grottgerze i jego wielkiej miłości – Wandzie Monne. Jednak w żadnym razie nie biografia. Raczej powieść inspirowana faktami, wykorzystująca też fragmenty korespondencji, pamiętnika oraz wypowiedzi przyjaciół malarza, by ukazać go jako podziwianego artystę, inspirującego innych, ale też narzeczonego,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    6
  • Przeczytane
    5
  • Ulubione
    1
  • Biografie, listy, wspomnienia
    1
  • 2022
    1
  • Czytnik
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Portret w półcieniach


Podobne książki

Przeczytaj także