Kościelec

Okładka książki Kościelec Jacek Bielawa
Okładka książki Kościelec
Jacek Bielawa Wydawnictwo: FORMA literatura piękna
166 str. 2 godz. 46 min.
Kategoria:
literatura piękna
Wydawnictwo:
FORMA
Data wydania:
2018-10-26
Data 1. wyd. pol.:
2018-10-26
Liczba stron:
166
Czas czytania
2 godz. 46 min.
Język:
polski
ISBN:
9788365778703
Średnia ocen

6,9 6,9 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki 2020. Antologia współczesnych polskich opowiadań Andrzej Ballo, Jacek Bielawa, Jarosław Błahy, Aleksandra Borowiec, Łukasz Drobnik, Jerzy Franczak, Jarosław Jakubowski, Jolanta Jonaszko, Olgierd Kajak, Katarzyna Kałużna, Beata Patrycja Klary, Marika Krajniewska, Ryszard Lenc, Maciej Libich, Krzysztof Maciejewski, Miłka O. Malzahn, Jarosław Maślanek, Piotr Michałowski, Dariusz Muszer, Anna Nasiłowska, Maria Nowakowska-Majcher, Klaudia Pieszczoch, Marek Pogorzelski, Paweł Przywara, Barbara Sadurska, Wojciech Stamm, Elżbieta Stankiewicz-Daleszyńska, Grzegorz Strumyk, Łukasz Suskiewicz, Andrzej Turczyński, Henryk Waniek, Marta Zelwan
Ocena 8,3
2020. Antologi... Andrzej Ballo, Jace...
Okładka książki eleWator nr 20 (2/2017) - Adam Wiśniewski-Snerg Jacek Bielawa, Ewa Elżbieta Nowakowska, Maciej Parowski, Redakcja kwartalnika eleWator, Adam Wiśniewski-Snerg
Ocena 7,0
eleWator nr 20... Jacek Bielawa, Ewa ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,9 / 10
8 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
6145
3446

Na półkach:

„Wszyscy faceci, jakich znam, są jakoś tam nieobecni. Ale oczywiście udają przed sobą, przed swoimi dziewczynami, żonami, dziećmi i pracodawcami, że jest inaczej. A ty przynajmniej nie ściemniasz”.
Nieobecność to temat przewodni książki. Jacek Bielawa zabiera nas w świat czterdziestolatka zagubionego po rozstaniu z żoną. Przygnieciony poczuciem pustki mężczyzna próbuje w myślach poukładać swoje życie.
„Proszę państwa, oto zwalniam banderolę i puszczam w ruch pulę moich myśli. Kotłuje się w szklanym bębnie całe moje życie. Właściwie to kotłuje się kotłuje się w tej szklanej kanciapie, w której całymi godzinami przesiaduję. A teraz wyciągamy ten jeden szczęśliwy numerek. Ożeż ty! Znowu to samo. Ostatnio robię takie losowania a okrągło. I wiesz co? Jak bym nie losował, zawsze wypada na ciebie”.
Pierwszoosobowy narrator, Feliks, nawet nie musi się długo zastanawiać nad tym, jaki będzie temat przewodni jego rozmyślań, bo one same wracają do ojca. Nie jest to jednak zwykły rodzic. To postać owiana legendą sławy, geniuszu i uwielbienia ze strony porzuconej matki, o co dorosły Feliks ma do niej pretensje. Czy podobny żal miałby, gdyby matka rozwijała w nim nienawiść do ojca? Możemy się domyślić, że tak, ponieważ to poczucie smutku to wynik nieobecności rodzica, dziecięcej potrzeby skupienia na sobie uwagi. Problem polega na tym, że w jego przypadku jest to nieobecność dosłowna: został porzucony razem z matką przez genialnego ojca, którego zawsze stawiono mu za wzór w dążeniu do ideału w rozwijaniu talentu. Poczucie krzywdy było w nim na tyle silne, że zapragnął odciąć się od wszystkiego, co związane z ojcem. I tym sposobem zajmuje się sportem, a nie muzyką.
„Tylko nie wpadajmy w tani sentymentalizm”.
Życie Feliksa po rozwodzie toczy się wokół ciągłych rozmyślań dotyczących jego niepowodzeń, nieumiejętności nawiązywania stałej relacji, pecha w związkach. Dostrzega, że gdyby nie parę nieznaczących wydarzeń, parę innych decyzji jego los byłby inni i być może nie utknąłby sam ze swoimi myślami o swoich dokonaniach, porażkach, braku dzieci.
„Posiadanie własnych, biologicznych dzieci daje jednak złudzenie panowania nad światem. Ciągłość pokoleń, genów i naszego trwania”.
Męska niepłodność sprawia, że Jacek Bielawa sięga po biblijne i mitologiczne motywy i pozwala bohaterowi na dekonstruowanie ich przez pryzmat własnych doświadczeń oraz rozmyślań o tym, co pozostawi po sobie, zmaganiem z własną cielesnością, przemijanym życiem.
„Uważa, że potrafi robić wszystko, to co ja, tylko dwa razy lepiej. A niech sobie robi. Dzięki temu nie muszę chodzić jak ten koń w kieracie”
Poza przyjrzeniem się nieistniejącej relacji ojciec-syn i syn-ojciec oraz wynikającej z tego powodu pustki Feliks porusza ważne Genderowe problemy podziału ról społecznych, problemu przepracowywania się kobiet, ich ciągłej potrzeby udowadniania, że same zrobią lepiej: od mycia podłóg, przez wychowanie dzieci po prowadzenie biznesu. Jacek Bielawa podsuwa nam tu męskiego bohatera, który w imię świętego spokoju oraz z wygody nie podejmuje wyzwań. Miał na to czas wcześniej. Teraz może zwinąć się w domu w kłębuszek, zająć domem, zgłębić życie ojca, wejść w zakamarki jego przeszłości, nadrobić stracony czas.
„Nie przyjmuję tu facetów. Jakoś nie lubię. Oni podchodzą do tego całkiem inaczej, tak jakoś mechanicznie. Nie wkładają w to duszy. Chcą wyciągnąć z tego jak najwięcej. Wiem, bo sam tak robię po godzinach, gdy już nikogo nie ma na hali. No i samcom brak wdzięku. W grupie nie potrafią pracować. Tacy narcystyczni nieudacznicy, indywidualiści zasrani. Wiem to po sobie. Dziewczynom praca grypowa wychodzi znacznie lepiej. Motywują się nawzajem”.
Rozmyślania o ojcu to dla Feliksa pretekst do rozmyślań o różnicach i podobieństwach między kobietami i mężczyznami, nakładaniu się ich światów, ścieraniu przez odmienne biologiczne i kulturowe podejścia do nawet bardzo banalnych spraw.
„Życie faceta opowiedziane w trzech równoległych wersjach. Też bym sobie tak zrobił. I wybrałbym tę wersję z katastrofą lotniczą na końcu. Katastrofy lotnicze są teraz na topie. Kończy się czasem happy endem z nagrobkiem na Wawelu i pomnikiem w centrum stolicy”.
„Kościelec” Jacka Bielawy to opowieść o ważnych, przełomowych wydarzeniach w życiu mężczyzny w średnim wieku. Fabuła dość prosta, ale ona jest tu tylko pretekstem do pokazania rzeczy ważnych, uwypuklenia relacji międzyludzkich. Najważniejszy w książce jest język zwracający uwagę swoją żywotnością, płynnością i przeskokami. Kolejne tematy to następujące po sobie szczyty, na które z trudem się wspiął i z których nie zawsze rozciąga się zadowalający go widok. Wszystko jednak zawsze wraca do symbolicznego i dosłownego widoku na ojca: na jego mieszkanie w pobliskim wieżowcu wyrastającym spośród niskich budynków, aby nie dało się o nim zapomnieć. Codzienne obowiązki sprawiają, że nie ma czasu, aby sobie zaprzątać uwagę tym „widokiem”. Jednak rozstanie z żoną po wielu latach skłania go do przemyślenia nieistniejącej relacji z ojcem i partnerkami. Obserwujący i jakby podglądający pierwszoosobowy narrator to właściciel klubu fitness to mężczyzna sukcesu i porażek: zawodowo wiedzie mu się dobrze, ale gubi się w kulturowych oczekiwaniach wobec niego, we własnych oczekiwaniach wobec innych. Całość interesująca, wciągająca, zaskakująca i zachęcająca do przemyśleń.

„Wszyscy faceci, jakich znam, są jakoś tam nieobecni. Ale oczywiście udają przed sobą, przed swoimi dziewczynami, żonami, dziećmi i pracodawcami, że jest inaczej. A ty przynajmniej nie ściemniasz”.
Nieobecność to temat przewodni książki. Jacek Bielawa zabiera nas w świat czterdziestolatka zagubionego po rozstaniu z żoną. Przygnieciony poczuciem pustki mężczyzna próbuje w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1080
633

Na półkach:

Niewiele napisano dotąd o debiucie Jacka Bielawy, a pewnie i niewiele zostanie już napisane, bo jest to proza niełatwa, momentami wręcz destrukcyjna. Nie oferuje ani zaskakującej metaforyki (bo że każdy ma swój Kościelec, wie bodaj każdy pełnoletni Polak),która zachęcałaby do dalszych, egzemplifikacyjnych poszukiwań, ani tym bardziej gry z czytelnikiem, opartej czy to na łączeniu odmiennych konwencji, czy też na tworzeniu piramid językowych. Bielawa jest zimny i ciernisty, ale wcale nie chaotyczny. I chociaż najłatwiej byłoby powiedzieć, że podąża ścieżką wytyczoną z jednej strony przez Petrę Hulovą („Macocha”),z drugiej przez Marcina Wichę („Rzeczy, których nie wyrzuciłem”),to nie jest skłonny ani do alkoholicznych wynurzeń tej pierwszej, ani do niedającej się unormować frazy drugiego. Bielawa jest hermetyczny inaczej: przez swoje opanowanie, przez konsekwentne trzymanie się konstrukcyjnego szkieletu powieści, wreszcie przez refrenowość istoty dzieła, posuniętą znacznie dalej, niż u wspomnianych autorów.
Tekstowa strategia, która nie okazuje się nigdy przegadaniem, dziwić może najbardziej, bo nie ma w tej książce czegoś, o co zwykle łatwo oskarżyć debiutanta: pustosłowia, banalności, czytelnego odwołania do autorytetów, przekroczenia granicy dobrego smaku. Od samego początku utworu, albo nawet wcześniej, od motta („Bóg umarł, Nietzsche umarł, i ja też nie czuję się za dobrze) , proza Bielawy sytuuje się już poza tą granicą i z każdą kolejną stroną nie robi nic, żeby czytelnika utrzymać w książce, zachęcić do leniwej lektury, wejść z nim w emocjonalną relację. Większość odbywa się na poziomie jednego afektu: odczucia nieprzyjemności i osamotnienia. Jest udręka, jadowitość, gburowatość, kąśliwość, które od początku odwołują się do masochizmu czytającego, narzucają mu się i wymuszają na nim uległy stosunek wobec historii. To wszystko jest tak spójne i konsekwentne, że nie wypada odczytać tego inaczej, niż jako debiut wyjątkowy, erudycyjnie zapełniony po brzegi. Bielawa bombarduje nas symptomami śmierci, prowadzi nas przez ścieżkę oczekiwania na rozstanie z życiem, a właściwie bardziej nawet, rozjeżdża czytelnika nostalgicznymi, ale też pełnymi złości wyrzutami o to, że przyszło mu trwać w tej pokręconej rzeczywistości.
Zapytacie, ale o co tak właściwie chodzi? Ano o Feliksa, niespecjalnie zresztą dumnego z tego imienia. Feliks odniósł niewątpliwy sukces zawodowy: jest właścicielem klubu fitness, który to sukces, jest właściwie jedynym, co mu się w życiu powiodło. Jego pierwsza żona – B. – nie może zajść w ciąże z powodu niewystarczającej męskości Feliksa. Tak oto pojawia się pierwsza kłoda, niestrawna o tyle, że B. zamienia swojego wysportowanego i ułożonego męża, na hydraulika. I chociaż nasz bohater znajdzie sobie później substytut B. – E., co więcej, będzie miał z nią dziecko, nigdy już pełnego szczęścia nie zazna. Jest bowiem jeszcze inna kłoda, a właściwie to pień, albo nawet cały wycięty las. Ojcem Feliksa jest słynny kompozytor i dyrygent, który realizując swoją karierę całkowicie odrzucił tradycyjny model rodziny. Bohater „Kościelca” nie zna go osobiście, nie wie nawet czy żyje. Zanurza się w świat fantazji o tym, jak mogłyby ich relacje wyglądać. Nie są to bynajmniej wizje słoneczne, a raczej obrazy wiecznych pretensji i wyrzutów. Feliks złości się na wszystko: na inspiracje muzyczne ojca, na współpracę ze służbami bezpieczeństwa, na jego priorytety, a nawet stare mieszkanie. Spirala niewypowiedzianych żalów prowadzi go do tytułowego Kościelca, czyli symbolu wewnętrznej martwoty i nieuchronnej śmierci.
Postanowiłem napisać o tej książce, bo stawia ona wyzwania, bo jest konsekwentna w swojej posągowej obojętności wobec cudu życia. Także w apatii, z jaką wypowiadane są kolejne zdania, nie różnicę się od poprzednich ładunkiem emocjonalnym ani rytmem. Rozdziały „Kościelca” zlewają się w jeden, niedający się przekroczyć mur, w ścianę pozbawioną okien, w przeszkodę, której nie sposób przekroczyć, bez posunięcia się do autodestrukcji własnego ja. I to jest fascynujące, że można być tak konsekwentnym w budowaniu deficytowego bytu, tak wytrwałym w zachowywaniu prozy poza wszelkim efektem sztuczności i salonowości, tak zaufać tej traumie, żeby pozwolić jej opanować całą książkę. Dramatyczna proza jest najwyraźniej odpowiedzią na szalone czasy: nawet nie przeintelektualizowaną filozofią, ukrywaną między słowami, ale raną i fałszem samym w sobie, pozbawionym teologicznej mocy. Bielawa zdaje się nam mówić, że trudno budować swoje marzenia, swoją rodzinę, gdy nie przetrawiło się okaleczeń z młodości. Tak właśnie tworzy unikatową, oniryczną i niewygodną spowiedź człowieka, którego trudno polubić. Bo właśnie taka ta powieść jest – bardzo niewdzięczna i nieprzychylna czytelnikowi. Ale jednak w niej trwamy, co więcej, ona naprawdę wciąga nas w wir swojej przygnębiającej logiki. Bielawa potrafił znaleźć metaliterackie funkcje nieprzyjemności i tak skonstruować swój tekst, tak go wycyzelować językowo, że odnosimy wrażenie jawnego naruszenia granic naszej prywatności. Bo to już nie jest uniwersalność, to raczej intymność naszego własnego ja.
Doskonałość „Kościelca” wynika także z właściwego odwoływania się do elementów świata przedstawionego. Całość zbudowana została na ważnych filarach – muzyce klasycznej i motywach biblijnych. Pierwszy nadaje książce formę i tempo, drugi służy do dekontruowania mitów na temat męskości, pochodzenia i wartości egzystencji. Ale oczywiście nie tylko, bo zakres poruszanych w książce tematów jest szalenie różnorodny. Traficie tu na polityczne wątpliwości, na rozważania o sile kobiecości, na biznesowe nowinki i artystyczne inspiracje. „Kościelec” to też szalony, intertekstualny kolaż ludzkich przywar i ciągłego poszukiwania tożsamości. Szczery, bezpośredni, mocny, celny i nie silący się na bycie lekarstwem w jakiejkolwiek chorobie. To też dosadny monolog, odzwierciedlający ponurą naturę człowieka. A najlepsze w tej książce jest to, że to o czym mówię, to dopiero początek drogi interpretacyjnej, która może rozlewać się jeszcze na wiele różnych stron.

Recenzja ukazała się pod adresem https://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2019/04/recenzja-koscielec-jacek-bielawa.html

Niewiele napisano dotąd o debiucie Jacka Bielawy, a pewnie i niewiele zostanie już napisane, bo jest to proza niełatwa, momentami wręcz destrukcyjna. Nie oferuje ani zaskakującej metaforyki (bo że każdy ma swój Kościelec, wie bodaj każdy pełnoletni Polak),która zachęcałaby do dalszych, egzemplifikacyjnych poszukiwań, ani tym bardziej gry z czytelnikiem, opartej czy to na...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Nawet czytane po capstrzyku i w urywkach, sprawiło mi dużą przyjemność i trzymało w pozytywnym napięciu. Doceniam rozrachunkowy charakter, barwny język, wyrafinowane poczucie humoru, logiczną spójność, w której można się wszakże zatracić, oraz, last but not least, inspirację Ważnym dla mnie Miastem.
Krótko mówiąc, czytajcie, kto potrafi. Naprawdę warto!

Nawet czytane po capstrzyku i w urywkach, sprawiło mi dużą przyjemność i trzymało w pozytywnym napięciu. Doceniam rozrachunkowy charakter, barwny język, wyrafinowane poczucie humoru, logiczną spójność, w której można się wszakże zatracić, oraz, last but not least, inspirację Ważnym dla mnie Miastem.
Krótko mówiąc, czytajcie, kto potrafi. Naprawdę warto!

Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach: ,

Wartka, pełna ironii opowieść o relacjach syn i ojciec (nie: ojciec i syn, tu kolejność nieprzypadkowa). Opowieść o nieistniejących właściwie relacjach, bo panowie bliżej się nie znają. Może potomek-przypadek bardziej orientuje się w sytuacji, bo tatuś-maestro to osoba publiczna. Ale znanemu tatusiowi z synem nie po drodze od czterdziestu paru lat, czyli mniej więcej od epoki pieluch. Nic, tylko zamordować starego… Autor „Kościelca” posługuje się tak barwnym, obrazowym językiem, że aż chciałoby się pomóc bohaterowi i przynajmniej wygarnąć staruszkowi. Na szczęście odwetowe zapędy czytelnika łagodzą ironia i poczucie humoru wplecione w narrację.
A w tle: kobiety byłe i aktualne, dzieci cudze i własne, robota w klubie fitness, muzyka poważna w najlepszych wykonaniach. Samo życie, jednak wszelkie podobieństwo do autentycznych postaci i zdarzeń zupełnie przypadkowe. Jak najbardziej autentyczny jest tam – jeden z najstarszych w Polsce – drapacz chmur (i to nie w Warszawie; kto zna, ten wie, że to Katowice).

Wartka, pełna ironii opowieść o relacjach syn i ojciec (nie: ojciec i syn, tu kolejność nieprzypadkowa). Opowieść o nieistniejących właściwie relacjach, bo panowie bliżej się nie znają. Może potomek-przypadek bardziej orientuje się w sytuacji, bo tatuś-maestro to osoba publiczna. Ale znanemu tatusiowi z synem nie po drodze od czterdziestu paru lat, czyli mniej więcej od...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1903
341

Na półkach: ,

Wewnętrzny monolog faceta, którego opuściła żona i który od zawsze nie ma kontaktu z ojcem – sławnym muzykiem, nudy na pudy.

Wewnętrzny monolog faceta, którego opuściła żona i który od zawsze nie ma kontaktu z ojcem – sławnym muzykiem, nudy na pudy.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    8
  • Chcę przeczytać
    6
  • Literatura polska
    1
  • Angelus nominacje
    1
  • 01. Epub+
    1
  • Chcę przeczytać 2019
    1
  • E-book
    1
  • Przeczytane w 2018r.
    1
  • Posiadam
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kościelec


Podobne książki

Przeczytaj także