Vegan Freak! Jak być weganinem w niewegańskim świecie

Okładka książki Vegan Freak! Jak być weganinem w niewegańskim świecie
Bob TorresJenna Torres Wydawnictwo: Studio Koloru filozofia, etyka
215 str. 3 godz. 35 min.
Kategoria:
filozofia, etyka
Tytuł oryginału:
Vegan Freak: Being Vegan in a Non-Vegan World
Wydawnictwo:
Studio Koloru
Data wydania:
2018-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2010-01-01
Liczba stron:
215
Czas czytania
3 godz. 35 min.
Język:
polski
ISBN:
9788362238446
Tłumacz:
Małgorzata Rykowska
Tagi:
weganizm zwierzęta wegetarianizm prawa zwierząt etyka
Średnia ocen

                5,5 5,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,5 / 10
13 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
297
57

Na półkach: ,

To moja pierwsza tak długa recenzja, ale książka zdenerwowała mnie w takim stopniu, że uznałam, że nie wytrzymam bez skomentowania jej. Ten poradnik powinien nazywać się: „Zostań wegańskim dziwadłem” (czyli tytułowym vegan freakiem) i być opatrzony hasłem: „Jak nie promować weganizmu”. Książka jest po prostu szkodliwa i gdybym nie była weganką z pięcioletnim stażem, to po tej lekturze na pewno bym nią nie została.

Autorzy we wstępie twierdzą, że książka jest pełna humoru, a miejscami nawet złośliwa. Niestety, nie jest ani trochę zabawna, chociaż faktycznie kilka proponowanych przez autorów rozwiązań do wprowadzenia w codziennym życiu było po prostu śmiesznych.

Na jednej z pierwszych stron wymieniono powszechnie spotykane „rodzaje wegan”. Dzielą się między innymi na wegan-hipisów, wegan-kucharzy, wegan-polityków, weganki-matki czy wegan-ojców. „No i są oczywiście czepliwi i moralizująci wariaci, a z naszych obserwacji wynika, że jest ich całkiem sporo” – BO SAMI NIMI JESTEŚCIE, i skutecznie zniechęcacie ludzi do weganizmu!

„Negacja systemu, aby miała sens, musi być całkowita. Jeśli jest sporadyczna, na pół etatu, wówczas brak jej logiki i wartości etycznej (…) Jeśli uznamy, że włamywanie się do cudzych domów jest niemoralne i aby zmniejszyć rozmiar przestępstwa, postanowimy robić to wyłącznie w czwartki, to czyż w dalszym ciągu nie dopuszczamy się czynu niemoralnego? (…) Zatem jeśli jesz mięso tylko raz w tygodniu, (…) pomimo że, jak twierdzisz, zmniejszasz jego skalę, nadal bierzesz udział w procederze moralnie nagannym. (…) Ograniczenie spożycia produktów zwierzęcych (…) nie jest reakcją adekwatną do skali problemu. (…) Doradza się nam, że ponieważ świat ma wiele odcieni szarości, lepiej będzie, jeśli zamiast zrażać do siebie ludzi, namawiając ich na weganizm, postaramy się zachęcić ich do ograniczenia spożycia produktów zwierzęcych. Takie ugodowe rozumowanie jest nielogiczne i prawie zupełnie rozmija się z ideą weganizmu.” Wyliczono, że gdyby każda osoba w USA nie zjadła mięsa przez JEDEN DZIEŃ W ROKU oszczędności wyniosłyby: 100 miliardów litrów wody (wystarczającej do zaopatrzenia jakichś 14 milionów ludzi przez prawie 4 miesiące), 0,7 miliarda kilogramów roślin (wystarczających do wyżywienia 2 milionów ludzi przez ponad rok), 70 milionów galonów gazu (wystarczających do napełnienia baków wszystkich samochodów Kanady i Meksyku), 3 miliony akrów ziemi oraz 33 tony antybiotyków. Przypominam, to wszystko w JEDEN DZIEŃ W ROKU. Także promowanie rezygnacji mięsa nawet jeden dzień w tygodniu zdecydowanie jest logiczne. Jasne, że najlepiej byłoby, żeby cały świat był wegański, ale róbmy, co możemy!

„Wegetarianizm to (…) postawa bardzo wygodna, jednak wegetariańskie decyzje konsumenckie w rzeczywistości tylko przyczyniają się do cierpienia i śmierci tych, na których rzekomo ci zależy.” Oczywiście, że mleko i jaja są źródłem cierpienia, ale twierdzenie, że bycie wegetarianinem przyczynia się tylko do cierpienia, jest niedorzeczne – niejedzenie (nawet tylko) mięsa redukuje cierpienie.

Autorzy za jedyną słuszną drogę przejścia na weganizm uznają zaprzestanie jedzenia wszystkich produktów odzwierzęcych naraz, od dzisiaj, tu i teraz („nie, kiedy skończą ci się jajka w lodówce”). Wprawdzie ja faktycznie tak zrobiłam (kiedy przypadkiem natknęłam się na stronę o weganizmie, którą chciałam tu podlinkować, ale niestety okazała się proepidemiczna [czyli antyszczepionkowa], więc nie będę jej reklamować), ale dla znacznej większości ludzi jest to niewykonalne. A nawet jeśli wykonalne, to po kilku dniach czy tygodniach nie są w stanie dłużej wytrzymać i rzucają się na mięso, ser i jajka naraz, po czym rezygnują z ponownej próby weganizmu. Metoda małych kroczków jest bardzo skuteczna i pomogła wielu ludziom, którzy najpierw rezygnowali np. z mięsa czerwonego, później białego, później ryb, później jaj itd. lub też wprowadzali jeden wegański dzień w tygodniu, później dwa, później trzy, aż do całkowitego odrzucenia produktów odzwierzęcych.

Autorzy książki kompletnie przeinaczają słowa Petera Singera, który zgadza się na tzw. „wyjątek paryski”, oto jeden z jego cytatów: „Gdy jestem w podróży i trudno mi znaleźć do zjedzenia coś wegańskiego, wówczas zmieniam się w wegetarianina”. Innymi słowy: w sytuacjach wyjątkowych, kłopotliwych można pozwolić sobie na odstępstwo od normy, co jest całkowicie pragmatycznym i racjonalnym rozwiązaniem. Jak przedstawili to autorzy książki? „Singer (…) wyraża pogląd, że podczas podróży nie trzeba ściśle przestrzegać weganizmu. Głupota wyjątku paryskiego po rozłożeniu na czynniki pierwsze brzmi tak: jeśli jesteś na wycieczce w Paryżu, nie wysilaj się na weganizm”. Jest to całkowite wypaczenie słów Singera.

W nawiązaniu do powyższego: „Naszym zdaniem jednak problem z Singerem polega na tym, że jeżeli dla zasad, które się głosi, nie można poświęcić własnej wygody, to trzeba się zastanowić, jaką one w ogóle mają wartość. Przeciwnik dyskryminacji zwierząt to nie jest dorywcza praca na pół etatu, a urlop to nie zwolnienie z obowiązku przestrzegania zasad. Z naszego doświadczenia wynika, że o sobie samym i o swoich wartościach dowiesz się najwięcej wtedy, gdy w niesprzyjających okolicznościach zostaną one poddane próbie, gdy na drodze do realizacji opartych na ideach celów staną przeszkody dnia codziennego. (…) Jeśli zdecydowałeś się być weganinem, to nim bądź”. Zemdlej, albo najlepiej umrzyj z głodu! Dla idei! Dopiero wtedy będziesz prawdziwym weganinem!

„(…) musimy mówić, że jesteśmy weganami, a nie, że jemy pokarm roślinny lub, dobry boże pastafariański uchowaj, że jesteśmy <<wege>>. No bo co to, na litość boską, znaczy wege w odniesieniu do istoty ludzkiej? Czy to zdrobnienie od wegetarianin? Czy od weganin? Czy od laktoowowegetarianin? Czy chodzi o weganizm, czy o wegetarianizm? I jaki szanujący się człowiek wyjaśnia swoją filozofię życiową, używając monosylab, jak jakiś przedszkolak, co opowiada mamie, że na obiad było papu? Określając siebie mianem <<wege>>, dajesz ludziom do zrozumienia, że twój umysł nie posiada zbyt wielu funkcji wyższych.” Przede wszystkim: może to tylko błąd w polskim tłumaczeniu, ale przecież wegetarianin i laktoowowegetarianin to jedno i to samo... Faktycznie, użycie słowa „wege” może sprawić pewne problemy, kiedy na przykład ustalamy menu weselne i kucharz nie wie do końca, co mamy na myśli, ale czy autorzy nie posługują się mową potoczną i skrótami w codziennym życiu? Maths, gonna, dad, granny?

Autorzy książki adoptowali kiedyś ze schroniska Emmy. „Gdybyśmy byli kapryśni i suka Emmy, która właśnie teraz koło nas śpi, by się nam znudziła, to moglibyśmy ją sprzedać za odpowiadającą nam cenę. Gdyby przyszedł do nas ktoś, kto chciałby nam dać za nią 500 dolarów, to zupełnie legalnie moglibyśmy dokonać takiej transakcji. (…) A ponadto, (…) zaraz moglibyśmy zabrać ją do weterynarza i uśpić.” Niestety, nie znam sytuacji prawnej w Stanach Zjednoczonych, ale obie te sytuacje w Polsce są nielegalne. Zgodnie z prawem nie można sprzedawać psów, które nie pochodzą z zarejestrowanych hodowli, jak również nie można usypiać zdrowych zwierząt. Szkoda, że nie ma tutaj komentarza do wydania polskiego.

„Jeśli naprawdę chcesz przyczynić się do poprawy losu zwierząt, nie zawracaj sobie głowy walką o większe klatki, lepsze warunki hodowli ani bardziej humanitarne metody uboju. Zamiast tego zajmij się sednem problemu i postaraj się przekonać do weganizmu jak najwięcej osób. (…) Z powodu tak zwanej poprawy warunków hodowli wiele osób, normalnie sprzeciwiających się przemysłowi hodowlanemu, dochodzi do wniosku, że jedzenie mięsa jest okej, (…) choć w rzeczywistości (…) jakiś niewielki odsetek wszystkich zwierząt hodowanych jest w nieco mniej koszmarnych warunkach. Taka forma aktywizmu nie powoduje zmniejszenia popytu na produkty odzwierzęce, a zatem nie zwalcza źródła problemu i nie przyczynia się do przekształcenia nieetycznej relacji pozwalającej na zabijanie zwierząt.” Ten temat faktycznie budzi dużo kontrowersji i zdania organizacji prozwierzęcych na całym świecie co do niego są podzielone. Nie zgadzam się jednak z przytoczonym argumentem, jakoby taka forma aktywizmu nie przyczyniała się do zmniejszenia popytu na produkty zwierzęce. Wyższe wymagania (np. większe klatki) => większe nakłady pieniężne hodowców (części na to nie stać i zamykają działalność) => wyższe ceny mięsa i innych produktów odzwierzęcych => spadek popytu. Jeżeli ktoś jest w posiadaniu badań na temat tych zależności (o ile takie istnieją), bardzo proszę o przesłanie. 😊 Druga sprawa: czy promocja weganizmu powinna być priorytetem? Jak najbardziej. Ale ponieważ nigdy nie przekonamy do weganizmu 100% ludzkości, uważam, że walka o jak najlepsze warunki hodowli zwierząt również jest potrzebna.

„Zapomnij o organizacjach, zacznij działać sam. W środowisku obrońców praw zwierząt, pomimo że z całą pewnością spotkać można mnóstwo pomysłowego, żywiołowego i twórczego aktywizmu indywidualnego, powszechnie dominuje przekonanie, że poważną działalność prozwierzęcą lepiej zostawić <<profesjonalistom>>. Takie przekonanie jest bardzo destrukcyjne. Ogromne, zarządzające milionami dolarów organizacje stopniowo wchodzą z rozmaite układy z przemysłem, któremu z założenia mają się przeciwstawiać i w rezultacie obniża się ich zdolność do zwalczania przemocy wobec zwierząt u jej źródła. Byt tych stowarzyszeń zależy od darowizn i dlatego chętnie angażują się one w kampanie, które mają szansę powodzenia.” Padające wyżej zarzuty autorzy kierują głównie przeciwko amerykańskiej organizacji PETA, ale niestety jednocześnie wrzucają wszystkie inne instytucje prozwierzęce do jednego worka. Dlatego warto czytać roczne sprawozdania finansowe i merytoryczne konkretnych fundacji, bo lwia część z nich jest uczciwa i robi dla zwierząt niewiarygodnie dużo.

„(…) zapewne jesteś zalewany tandetną korespondencją, będącą niczym innym, jak żebraniem o pieniądze. (…) Niemal wszystkie te oferty członkostwa obiecują, że właśnie ty odmienisz los zwierząt, o ile wpłacisz na rzecz niniejszej organizacji kwotę w wysokości 25, 50, 100, a najlepiej 500 dolarów.” Organizacje non-profit działają wyłącznie dzięki darowiznom i MUSZĄ prosić o pieniądze – wow, co za odkrycie! I tak, właśnie TY pomożesz odmienić los zwierząt, przekazując darowiznę na dany cel, bo te instytucje nie mają innych sposobów zebrania pieniędzy.

„Najrozsądniej zrobisz, jeżeli otrzymane ulotki oddasz na makulaturę, a pieniądze spożytkujesz sam. Zamiast robić przelew (…), przeznacz pieniądze na zorganizowanie w swoim miejscu zamieszkania akcji informacyjnej, przedstawiającej korzyści płynące z weganizmu. Dzięki temu twoje pieniądze zadziałają znajdzie skuteczniej. (…) Zorganizuj grupę dyskusyjną w osiedlowej bibliotece. Załóż klub książki poświęcony prawom zwierząt. Zaproś do wygłoszenia wykładu na twojej uczelni kogoś zaangażowanego w ruch prozwierzęcy. Zrób składkową, wegańską imprezę. Wydrukuj i rozdaj ulotki. (…) Napisz książkę lub broszurę na temat znaczenia tego zagadnienia. Rozdawaj wegańskie jedzenie.” A to wszystko zrób całkowicie sam, bo przecież na pewno umiesz obsługiwać programy graficzne, masz osobowość lidera i niesamowite zdolności organizacyjne, jesteś wspaniałym kucharzem i pisarzem, świetnie nawiązujesz kontakty z niewegańskimi ludźmi (często wdając się w dyskusje), z powodzeniem to odpowiednio zareklamujesz i jeszcze masz czas na to wszystko czas! A może po prostu dołączysz do fundacji dla zwierząt, w której wolontariacko udzielają się graficy, marketingowcy, prawnicy, kucharze i osoby, które od lat organizują manifestacje, protesty, pokazy i kuchnie społeczne, mają w tym doświadczenie i dużo się od nich nauczysz? A nie, nie można, bo wszystkie fundacje są złe i tylko lecą na kasę.

„Idź w świat i wykorzystaj swój talent i potencjał, aby przyciągnąć uwagę społeczną do tych niezmiernie ważnych kwestii. Działając samodzielnie lub w niewielkiej grupie przyjaciół, masz takie możliwości dotarcia do ludzi, jakich nie posiada żadna, ani duża, ani mała organizacja, (…) [która] nigdy nie będzie tak efektywna, jak ty sam, o ile tylko postarasz się z rozwagą i bez przemocy urzeczywistnić ideę weganizmu w życiu codziennym.” Duże instytucje prozwierzęce mają siłę przebicia, której żadna samodzielna jednostka nie jest w stanie dorównać. Są w stanie realnie wpływać na kształtowanie prawa, w tym między innymi nowelizacje ustaw o ochronie zwierząt i przyrody czy zmiany w kodeksie karnym. Tak, praca u podstaw jest bardzo ważna, ale bez zmiany prawa nie da się osiągnąć realnych zmian w skali makro. Ponadto duże organizacje dysponują nie tylko wyżej wymienionymi zasobami ludzkimi, ale także środkami pieniężnymi (uzyskanymi przez to znienawidzone przez autorów „żebranie”), dzięki którym są w stanie przeprowadzać ogólnopolskie kampanie, w skład których wchodzą spoty telewizyjne, billboardy, miliony ulotek i plakatów. (Ale ty też możesz rozdać na osiedlu 30 czarno-białych ulotek zrobionych w Wordzie i wydrukowanych na starej drukarce, efekt będzie w końcu ten sam, no nie?).

„Autorzy sprytniejsi od nas dali radę sprzedać miliony książek o tym, że weganizm to najlepszy sposób, żeby kobieta w obcisłej sukience wyglądała seksownie. Nie kupuj tego. Upolitycznianie wizerunku ciała jest niebezpieczne. Te publikacje sugerują, że aby kobieta była piękna, musi dopasować się do ustalonych standardów urody, często szkodliwych i nieosiągalnych. Gdzieś tam w górze wisi niejasna pogróżka, że jeżeli dziewczyna nie będzie chuda, to będzie brzydka, niechciana i nieszczęśliwa. A wtedy, o Boże ty mój, nigdy nie znajdzie wartościowego mężczyzny (jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się, czy seksizm jeszcze jest żywy i ma się dobrze, to tutaj masz dowód). Marzenie o chudym ciele nie jest osiągalne dla kobiet, którym zdarzyło się urodzić z pupą i piersiami. Tak zwana <<szczupła sylwetka>> to postura niedożywionego, nastoletniego chłopca. Tymczasem Bob (być może z powodu latynoskiego pochodzenia) sądzi, że najpiękniejsze są pełne kształty. Ciało ludzkie ma rozmaite wymiary, formy i kolory, i nie możemy wszyscy chcieć wyglądać jak cholerna Gwyneth Paltrow albo jakaś inna seksbomba tygodnia.” Wow, rzekoma walka z seksizmem tuż obok powielania stereotypów etnicznych i skinny shamingu ze swoim słynnym „nastoletnim chłopcem”. Tylko pogratulować!

„Podczas produkcji dobrze znanego nam białego cukru często wykorzystuje się węgiel kostny (tak, węgiel kostny robi się z kości zwierzęcych…). (…) Istnieje jednak wielka różnorodność substytutów białego cukru: cukier buraczany (…).” Cukier z buraków to nie jest żaden substytut; jest to jedna z dwóch najpopularniejszych odmian cukru jadalnego spożywanych na świecie. Węgiel kostny wykorzystuje się jedynie w Stanach Zjednoczonych przy filtrowaniu cukru trzcinowego (a i tam coraz częściej odchodzi się od tej metody na rzecz ziarnistego węgla aktywowanego, który jest mineralny). Zabrakło mi komentarza do wydania polskiego, że w Polsce i w większości krajów europejskich cukier jest wegański (bo jest pozyskiwany z buraków) – nie wszyscy o tym wiedzą.

„Przerwa w przestrzeganiu zasad etycznych, usprawiedliwiana tym, że nie chce sprawiać kłopotu, zmarnować podanego ci przez pomyłkę jedzenia zawierającego ser albo jeść samej sałaty, nie wchodzi w rachubę. Jeżeli zasad weganizmu przestrzegasz jedynie wtedy, gdy masz na to ochotę i nie jest to uciążliwe, to lepiej w ogóle nie nazywaj siebie weganinem.” Ale autorzy wiedzą, że jeżeli zwrócą kelnerowi danie, do którego dodano ser, to zostanie ono wyrzucone, prawda? I że bez różnicy będzie, czy ser znajdzie się w ich żołądku, czy w koszu na śmieci, bo i tak został już zmarnowany i nie da się go oddać krowie albo zwrócić do sklepu, żeby zmniejszyć popyt? I że marnuje się cała reszta dania?

„Nie musisz zakładać na siebie produktów pochodzących od zwierząt, a zatem nie rób tego, nawet jeśli jesteś nieuleczalną elegantką i wydaje ci się, że umrzesz bez najnowszej torebki Prady i bucików od Manola Blahnika.” To co tam autorzy pisali o seksizmie?

„Może myślisz, że kupowanie niewegańskich rzeczy w sklepach z używaną odzieżą jest w porządku, bo przecież w ten sposób nie tworzysz popytu na te produkty, a jedynie chcesz, żeby się nie zmarnowały i nie zostały wyrzucone, zanim się zniszczą. Zastanów się nad tym dobrze. Za każdym razem, gdy wychodzisz z domu w skórzanych butach albo w wełnianym swetrze, wysyłasz w świat niefortunny komunikat, że nie żyjesz w zgodzie ze swoimi wegańskimi przekonaniami.” A ja, głupia, myślałam, że w weganizmie chodzi właśnie o to, żeby redukować cierpienie, zmniejszając popyt na produkcję produktów odzwierzęcych. Otóż nie! Tu chodzi o tylko o pokazanie wszystkim wokół, jaką to jestem PRAWDZIWĄ weganką! (I na pewno wszyscy są w stanie na pierwszy rzut oka odróżnić skórę od ekoskóry i wełnę od akrylu u każdego mijanego przechodnia).

„Co zrobić z wyrobami skórzanymi, które już mam? Większości z nas niestety nie stać na wymianę całej garderoby na raz. (No bo jeśli cię stać, to masz problem z głowy. Pędź zaraz do sklepu i kup sobie nowe, wegańskie ciuchy! Masz zatem do wyboru dwa rozwiązania. Możesz w swoich <<przedwegańskich>> ubraniach chodzić, aż się nie zniszczą, albo możesz je komuś oddać lub sprzedać. Metoda pierwsza jest kusząca, ale pociąga za sobą pewne problemy praktyczne (…), w ten sposób wychodzisz na hipokrytę i przeniewiercę, a tego przecież nie chcesz. Oddanie lub sprzedanie rzeczy jest najlepszym rozwiązaniem, jeżeli możesz sobie na to pozwolić. Zacznij od produktów niewegańskich w najbardziej oczywisty sposób, na przykład skórzanych butów, w których chodzisz cały czas, albo od artykułów, których wymiana nie jest kosztowna, takich jak skórzany pasek. Oddaj je do sklepu z używaną odzieżą, do PCK albo, jeśli są prawie niezniszczone, sprzedaj na Allegro.” Załamałam się. Pięć lat temu, na samym początku mojego weganizmu, trafiłam przypadkowo na jakąś międzynarodową grupę dla wegan na facebooku. Uciekłam z niej dosyć szybko, bo okazała się siedliskiem nawiedzonych ludzi, którzy kazali właśnie wszelkie niewegańskie produkty wyrzucić do śmieci albo (sic!) spalić – w jaki sposób miałoby to pomóc zwierzętom, które już zostały zabite na te produkty? Nie wiem. Naiwna, myślałam, że takie myślenie jest obecne tylko wśród dziwnych ludzi z internetu, ale niestety, okazuje się, że autorzy, wykształceni ludzie, którzy pozują na wielce oświeconych, też mają takie pomysły. Jak zwierzęta zyskają na tym, że wyrzucę moje stare, skórzane buty? Nie czarujmy się, to, że niektórzy biedni ludzie nie mają się w co ubrać, nie znaczy, że założą cokolwiek, co wpadnie im w ręce (jak znoszone sandały czy adidasy). Skórzane buty noszone przez lata przez nawróconego weganina bardziej przysłużą się planecie, jeżeli pochodzi on w nich jeszcze parę lat, odwlekając zakup nowych (wegańskich), niż gdyby od razu miałyby skończyć na stercie śmieci. Stop marnotrawstwu!

„Tylko dla dorosłych. Nadając rozdziałowi taki tytuł, możemy w zasadzie być pewni, że przeczytają go osoby niepełnoletnie. No, ale co innego możemy zrobić? Gdyby Bob nie miał jeszcze osiemnastu lat i nie był współautorem tej książki, ten paragraf przeczytałby zapewne na samym początku. Niemniej jednak bardzo nam zależy, aby poruszyć jeszcze jeden temat związany z higieną osobistą, a mianowicie temat seksu. Będziemy tu pisać o rzeczach nieobyczajnych i nieprzyzwoitych, i powiemy ci, jak możesz dalej je praktykować, nie krzywdząc przy tym zwierząt. (…) Jeśli jesteś osobą bardzo wrażliwą albo młodocianą, to lepiej przejdź do następnego rozdziału.” Ten fragment książki traktuje zwyczajnie o wegańskich prezerwatywach, lubrykantach i gadżetach erotycznych. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego edukacja seksualna dzieci i młodzieży nadal jest takim tematem tabu, i to nie tylko w Polsce. I dlaczego autorzy książki zwracają się do nich z taką pruderią.

„Decyzja o przejściu na weganizm powinna stać się źródłem inspiracji”. „Jako weganin reprezentujesz całe środowisko wegańskie”. „W niniejszej książce wielokrotnie podkreślamy, jak ważne jest, abyś był dobrym przykładem zdrowia i optymizmu”. Nie, jako weganin reprezentujesz SIEBIE, nie musisz być dla nikogo przykładem ani źródłem inspiracji, jeżeli nie masz na to ochoty. Jesteś tą samą osobą, tylko po prostu nie jesz już produktów odzwierzęcych. Nie jesteś do n=iczego zobowiązany. Jeżeli chcesz głosić dobrą nowinę światu – super! Jeżeli nie chcesz – też super!

Co mi się w tej książce podobało? Fragment o motywacjach dotyczących przejścia na weganizm. Nie decyduj się na to, żeby się komuś przypodobać, żeby być bardziej lubionym w gronie znajomych, żeby zbliżyć się do ukochanej osoby, żeby upodobnić się do swojego idola – żeby stać się kimś, kim nie jesteś. Zrób to tylko wtedy, jeśli głęboko uwierzysz w słuszność takiego wyboru. Łyżka miodu w beczce dziegciu?

Jeszcze kilka słów o sprawach technicznych wydania polskiego. Okładka zupełnie mi się nie podoba i nie wiem, dlaczego się na nią zdecydowano, mimo że rozumiem zamysł grafika („jedne zwierzęta kochacie, a inne jecie”). Przed każdym rozdziałem jedną lub dwie strony zajmują kolorowe zdjęcia zwierząt, które są zupełnie niedopasowane do tematyki danego rozdziału i wyglądają jak wciśnięte na siłę. (Autorami zdjęć są Polacy, więc wnioskuję, że umieszczono tylko w polskiej wersji). W większości nie mają nawet większych walorów estetycznych i podpisałabym je tak: „takie tam poruszone zdjęcie dzika z wyprawy na grzyby”, „indyk na podwórku u cioci”, „krowa na łańcuchu u dziadka na łące”.

Na koniec crème de la crème: liczba błędów w tej książce jest po prostu PORAŻAJĄCA. Praktycznie nie ma strony bez błędów interpunkcyjnych, znalazłam też niepoprawną formę znanego związku frazeologicznego zapisaną jako „iść po najmniejszej linii oporu”. Nagminnie używane jest słowo laktowegetarianie zamiast lakotoowowegetarianie, chociaż pojawia się kontekście spożywania jaj. A już szczytem wszystkiego było zdanie: „Jeśli jesteś wegetarianem…”, strona 14.

Nie polecam lektury, chyba że ktoś lubi sobie podnieść ciśnienie.

To moja pierwsza tak długa recenzja, ale książka zdenerwowała mnie w takim stopniu, że uznałam, że nie wytrzymam bez skomentowania jej. Ten poradnik powinien nazywać się: „Zostań wegańskim dziwadłem” (czyli tytułowym vegan freakiem) i być opatrzony hasłem: „Jak nie promować weganizmu”. Książka jest po prostu szkodliwa i gdybym nie była weganką z pięcioletnim stażem, to po...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    16
  • Przeczytane
    15
  • Wege
    4
  • Posiadam
    3
  • Zwierzęta
    1
  • Jest
    1
  • Koniecznie przeczytać
    1
  • 2019
    1
  • Medycyna współczesna i naturalna/literatura popularnonaukowa
    1
  • Na później
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Vegan Freak! Jak być weganinem w niewegańskim świecie


Podobne książki

Przeczytaj także