Schopenhauer. Dzikie czasy filozofii. Biografia Rüdiger Safranski 7,4
ocenił(a) na 87 lata temu Przed kilkoma laty przeczytałem "Świat jako wolę i przedstawienie", jeszcze dawniej "Erystykę, czyli sztukę prowadzenia sporów", "Aforyzmy o mądrości życia" i "O podstawie moralności". Schopenhauer jest więc dla mnie myślicielem bliskim i ważnym, choć poglądów jego ostatecznie nie podzielam. Najwybitniejszy znawca Schopenhauera w Polsce, Jan Garewicz, zastanawiał się kiedyś, czy w ogóle był on filozofem, czy może raczej literatem. We wstępie do opus magnum Schopenhauera, czyli "Świata jako woli i przedstawienia" nazwie go wręcz "wielkim pisarzem" (cytuję z pamięci). Istotnie, nasz myśliciel był zarazem wybitnym stylistą, także nawet niektóre z jego mimochodem wypowiadanych myśli mają spory ciężar gatunkowy (na ten przykład: "W kwestii kobiet nie powiedziałem jeszcze ostatniego zdania"). Nic dziwnego skoro jego matka, Joanna, była pisarką, która w weimarskim okresie swojego życia przyjaźniła się nawet z samym Goethem. Sam zaś Schopenhauer był wpierw trudnym dzieckiem i opornym młodzieńcem, jego relacje z matką i siostrą (Adelą, bardzo nieszczęśliwą kobietą, której życie jak mało które naznaczone było cierpieniem) nie należały do łatwych, a okresowo bywały wręcz wrogie (m.in. łączył pewne zachowania swojej matki z niejasnymi okolicznościami śmierci ojca, którego akurat szczerze podziwiał).
Książka Safranskiego jest połączeniem klasycznej biografii i wprowadzenia do filozofii Schopenhauera. Jest to zarazem książka o burzliwych latach niemieckiej filozofii (w podtytule mowa jest wręcz o jej "dzikich czasach"). Osią jest tutaj niezgoda głównego bohatera na myśl przeżywającego wówczas lata swego tryumfu niemieckiego idealizmu. Schopenhauer radykalnie wręcz odrzuca dominującą wówczas filozofię Hegla, wypowiada posłuszeństwo ideom Fichtego, krytycznie ustosunkowuje się do myśli Kanta. Prawdziwą zasadą świata jest dlań ślepa wola, która swój bezpośredni wyraz znajduje tylko w muzyce (był nasz filozof wielkim admiratorem sztuk). Nie sposób zrozumieć owej "woli" dzięki jakiejkolwiek doktrynie. Niezbędna jest do tego konstrukcja "lepszej świadomości", mająca konotacje w tradycji zachodu w myśli Mistrza Eckharta (XIV w.),najwyraźniej jednak zakorzeniona w buddyjskiej metafizyce bez Boga. Z czasem ową "lepszą świadomość" zastąpi "rzecz sama w sobie", z wolą zresztą utożsamiona. Poznanie winno zaś być chłodne, powinniśmy odrzucić wszelkie filozoficzne czy religijne środki wspomagające (filozof, zdaniem Schopenhauera, nie potrzebuje religii, zaś dla człowieka wiary całkiem zbędna jest filozofia). Życie nie ma najmniejszego nawet celu ani sensu, wola zaś ślepa jest i nieubłagana. Bywa zresztą, że przyrodzone nam instynkty, jak choćby ten decydujący o przedłużeniu gatunku, przebieramy w użyteczne kostiumy. Typowym przykładem jest miłość, którą tak naprawdę sobie wymyśliliśmy. Tymczasem tak miłość jak i wiele innych tego typu spraw to zaledwie tylko złudzenia, konstrukty i założenia całkowicie sztuczne, a jedyną ich racją jest to, że ... pomagają żyć.
Nie miejsce tu i czas na filozoficzny wykład, którego nie będąc w tym zakresie specjalistą nie ośmieliłbym się zresztą wygłosić. Chciałbym jednak zachęcić do lektury dzieł Schopenhauera, obok których żaden intelektualista nie może przejść obojętnie. Książka Safranskiego może być do tego dobrą zachętą i wprowadzeniem.