Twarde światło
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Hard Light
- Wydawnictwo:
- Wiatr od Morza
- Data wydania:
- 2018-06-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-06-13
- Liczba stron:
- 216
- Czas czytania
- 3 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788394352363
- Tłumacz:
- Michał Alenowicz
- Tagi:
- Nowa Fundlandia opowiadania zbiór opowiadań literatura kanadyjska
Poruszająca literacka panorama dawnej Nowej Fundlandii.
Odosobnienie na chłodnych wybrzeżach Północnego Atlantyku. Wyprawy rybaków na Labrador. Zapach domowego chleba. Powroty po długich miesiącach spędzonych na morzu. Ognie skrzące się na polanach. Ziemianki wypełnione warzywami pozwalającymi przetrwać zimę. Woń żywicy i trocin. Piwo z pędów świerku. Życie surowe i okrutne, lecz niepozbawione piękna i nadziei. Ludzie twardzi i nieustępliwi jak skaliste klify Nowej Fundlandii, a zarazem pogodzeni z odwiecznym rytmem narodzin i śmierci.
Wszystko to powoli odchodzi w niepamięć…
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Słone opowieści
Pamiętam, jak kilka lat temu pierwszy raz zetknęłam się z twórczością Michaela Crummeya – było to coś wyjątkowego i niepowtarzalnego, a czas spędzony na lekturze „Dostatku” upłynął mi nie wiedzieć kiedy. Później w zasadzie formalnością było niecierpliwe wyczekiwanie, a następnie ekspresowe pochłanianie „Pobojowiska”, „Rzeki złodziei” i „Sweetland”. Teraz przyszedł czas na „Twarde światło” – zbiór nietypowy, którego formą czytelnicy wymienionych powieści mogą być nieco zaskoczeni. Jest to bowiem zbiór naprawdę krótkich tekstów, liczących po jedną, dwie strony, a od połowy także wierszy. Kanadyjski pisarz tym dziełem stawia kropkę nad i, składając hołd Nowej Fundlandii i dawnemu życiu, którego echa niewyraźnie pobrzmiewają w oddali, zmarłym już ludziom, wspomnieniom, obyczajom i surowości, którą teraz, w XXI wieku, pokonać i oswoić jest o wiele łatwiej niż kiedyś.
W przedmowie, którą Crummey napisał dla polskich czytelników, zdradza, że „Twarde światło” jest dla niego dziełem najbardziej intymnym, ale także takim, z którego jest najbardziej dumny, do którego ma największy sentyment. Wspomina również, że zbiór ten jest w pewnym sensie dopełnieniem „Dostatku”, i myślę, że właśnie w takiej formie najłatwiej będzie go przyswoić polskiemu czytelnikowi. Czytelnikowi, dla którego odchodzące już w niepamięć życie, toczące się pod dyktando żywiołów (służących zresztą pisarzowi do stworzenia pewnego podziału w tym niewielkim dziele), a w szczególności Wody, będzie mimo wszystko obce, nie do końca zrozumiałe. Sprawy, o których pisze w „Twardym świetle”, ściśle wiążą się bowiem z innym światem, innym życiem i innymi czasami – różniącymi się od tych, do których my jesteśmy przyzwyczajeni. Walka o przetrwanie na morzu; szczegółowy, niemal sakralny opis oprawiania ryb, który dla większości mieszkańców Nowej Fundlandii był tym, czym dla nas jest codziennie zakładanie butów i mycie zębów; rany tworzące się od zimna, wiatru i słonej wody, niepewność, czy kiedykolwiek jeszcze wrócimy na ląd, życie wedle praw natury i praw ziemi, od której z pokorą przyjmuje się zarówno strawę, jak i miejsce na wieczny spoczynek – te na pozór niezbyt interesujące elementy istnienia Crummey opisuje tak, że czytelnikowi jawią się nie tyle jako odchodzący już świat, ile wznoszący się na nowo – na fali niesamowitych opowieści, w których sól aż szczypie w oczy i usta, a ostre ości ryb ranią palce.
Autor niezapomnianego „Pobojowiska” udowadnia swoim najnowszym wydanym w Polsce dziełem, że w bardzo krótkich formach literackich potrafi zmieścić emocje, o jakie niektórzy twórcy muszą walczyć przez kilkaset stron powieści, a i wtedy nierzadko im się to nie udaje. Opowieści bazujące głównie na życiu swojego ojca, ale także pozostałych bliskich, jak również rodzące się z wyobraźni pisarza, stanowią dla czytelnika krótkie, lecz niezwykle intensywne zderzenie ze światem i życiem na tyle już wymarłym, że niemal egzotycznym. Nowa Fundlandia, rodzinne strony Crummeya, jak błyskotliwie zauważa autor, przez długi czas broniły się przed postępem – życie toczyło się tam wolno, utartym rytmem i po swojemu. Kiedy jednak zmiany nadeszły, zawładnęły tamtejszym światem błyskawicznie i podczas lektury „Twardego światła” rodzi się wątpliwość, czy zmiany te były konieczne. Czy na pewno wszystko musi ruszać naprzód? Niektóre opowieści, a właściwie opowiastki, chwytają za serce jednym dobitnym zdaniem, puentą, która tak naprawdę tworzy ten konkretny tekst. Jak choćby „Gospodarzenie”, którego bohaterka wyznaje: „Przez czterdzieści lat gospodarzenia straciłam tylko jedną krowę”, a jej historia kończy się zdaniem, które szalenie mnie wzruszyło mimo swojej prozaiczności: „Miałam sześćdziesiąt jeden lat, gdy kupiłam pierwszy karton mleka ze sklepu”. Zwykła czynność, którą my powtarzamy co najmniej raz w tygodniu (bo któż z nas nie kupuje mleka?), dla tej kobiety była czymś, co sprawiło, że nieodwracalna stała się tak długo odwlekana, choć nieuchronna zmiana i – co by nie mówić – strata.
Są również teksty przerażające i zdumiewające okrucieństwem, zwłaszcza opisywanym tak prozaicznie, jakby było to coś najnormalniejszego na świecie… ale cóż, chyba właśnie tak było. Tekst, który opowiada o zabijaniu zwierząt (nie tych, które lądowały później w garnku), rozpoczyna się słowami: „Zasadniczo trzeba było nauczyć się żyć z okrucieństwem. Żyć okrutnie”. I mając przed oczami tę opowieść, nie czujemy nienawiści czy zła do dzieciaka, które topiło koty w jutowym worku, lecz do świata, który pozwalając na to, potrafił jednocześnie, tego samego dnia, zaskoczyć niesłychanym pięknem. To samo robi zresztą z czytelnikiem Crummey, bo tuż po okrutnych „Kamieniach” umieszcza tekst „Bay de Verde”, który w tak zdawałoby się prosty sposób opowiada o ludzkiej uczciwości i dobroci, a jednak wywołuje uśmiech na naszej twarzy, a kto wie, może nawet i wzruszenie. Nie zapominajmy jednak o wierszach – one również stanowią ważny element „Twardego światła” i choć nie są może rodzajem poezji, do jakiej jestem przyzwyczajona, to są to wiersze w stylu Crummeya i takie, które idealnie pasują do tej publikacji, choć w zamieszczonym na koniec „Słowie o tekście” sam autor przyznaje, że w przypadku niektórych wierszy z części zatytułowanej „Odkrywając ciemność” był raczej redaktorem niż pisarzem. Czuć w tej poezji tę samą miłość, fascynację i próbę ocalenia choć skrawków dawnego życia, dawnych ludzi i dawnej ziemi, co w tekstach prozatorskich.
Woda, Ogień, Ziemia, Powietrze i Wiersze – dzieląc „Twarde światło” na tych pięć żywiołów, pisarz prowadzi nas przez meandry życia, które już nie powróci. Przez przeszłość swoich przodków, ale także obcych ludzi, o których życiu słyszał lub które sobie wyobraził. Zabiera nas w słoną i wietrzną podróż przez krainę inspirującą i równie piękną co surową. Robi z czytelnikiem dokładnie to, co w „Dostatku”, „Pobojowisku” czy pozostałych utworach – opowiada o życiu, którego nie doświadczyliśmy, i choć nie pomija ani jednego cienia, ani jednej jego wady, niekiedy właśnie z nich tkając najszerszą z sieci, to sprawia, że oddalibyśmy wiele, by spędzić w nim choć jeden dzień i na własnej skórze poczuć którąś z opowieści. Crummey więc nie tylko nie zmienia się w żadnym ze swych dzieł, lecz co więcej – nie zawodzi.
Sylwia Sekret