Narodziny potęgi. Wszystkie podboje Bolesława Chrobrego

Średnia ocen

                7,1 7,1 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,1 / 10
118 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
1235
119

Na półkach: , ,

Autor zarzuca dzisiejszym historykom, że nie chcą, aby ich opowieści były interesujące dla czytelnika. Wypada mi się z tym zarzutem po części zgodzić: wielka szkoda, że nie promuje się przybliżenia epoki przez osoby kompetentne, ponieważ w rezultacie otrzymujemy takie dziełka zaprzeczające idei popularyzacji historii i zakłamujące obraz przeszłości.

W zasadzie już na wstępie wiadomo, z czym będzie do czynienia. Sam tytuł i okładka krzyczą: „Narodziny potęgi”, „Z Polakami trzeba się było liczyć. Od zawsze”, „Mocarstwo, przed którym karki zginają wszyscy sąsiedzi”; Chrobry - „dla Polaków był ojcem nowego mocarstwa”, „parł do konfrontacji ze wszystkimi sąsiadami, chcąc wydrzeć im należne Polsce ziemie”, „Polak, który nie kłaniał się nikomu”.

Może to tylko wabik na łaknących wyleczenia kompleksów nastoletnich „patriotów”, a w środku dostaniemy coś sensowniejszego? Jakieś wykazanie, że ta narodzona potęga, mocarstwo, było niezwykle efemeryczne czy wręcz tylko wyobrażone, że nie możemy mówić o żadnych Polakach w tamtych czasach, więc i nic się „Polsce” nie należało, a Chrobry jednak się komuś kłaniał?

No cóż. Niewątpliwie autor podjął próbę napomknięcia o tych kwestiach (stąd druga gwiazdka). Przede wszystkim jednak, do czego sam przyznaje się w krótkiej nocie na końcu książki – wbrew deklaracji poszanowania „prawideł obowiązujących w cechu historyków” – co rusz snuje własne fantazje i wskrzesza martwe od dekad hipotezy, a tłumaczy się z tego w przypisach umieszczonych na końcu książki (na ok. 40 stronach).
Postępowanie to skandaliczne, mające na celu chyba jedynie uspokojenie własnego sumienia. Nie mamy do czynienia z pracą naukową i docelowy czytelnik nie będzie po każdym akapicie (tak, do każdego umieszczony został przypis) wędrował na końcowe strony, aby dowiedzieć się tam, wśród adresów bibliograficznych, że główny pogląd na sprawę wygląda diametralnie inaczej. Miejsce na snucie własnych „hipotez” należałoby znaleźć dopiero po opisaniu aktualnego stanowiska lub ukazaniu konkurencyjnych teorii.
Co więcej, w bibliografii dla tego panegiryku Chrobrego znajdują się zupełnie niewytłumaczalne, rażące dziury; to faktycznie, zgodnie z nagłówkiem, bibliografia „wybrana”. Autor odnosi się do niektórych aktualnych pozycji, ale nie korzysta zupełnie np. z ostatniej biografii Chrobrego autorstwa Jerzego Strzelczyka, chociaż powołuje się na inne prace profesora, a dla lat Chrobrego przed objęciem władzy, zatem końca rządów Mieszka I, nie korzysta z biografii Mieszka autorstwa ani Strzelczyka, ani Labudy. Nadzwyczaj często powołuje się za to na „Początki Polski” Łowmiańskiego, które w szczegółach nie są już aktualne, ale po prostu pasują do fantastycznej wizji.

Z powodu tych licznych dziur bibliograficznych i wskrzeszania obalonych hipotez należałoby odnieść się naprawdę do każdego akapitu (może poza tymi, które są przepisywaniem Thietmara), ale oczywiście nie ma to najmniejszego sensu. Wybieram zatem przykład.

Już na okładce dowiemy się, że Bolesław „zdobył Kraków”, w książce jest na ten temat cały rozdział, powtarza też autor tę informację przy każdej możliwej okazji wymieniania dokonań Chrobrego. Stanowisko to autor tłumaczy w najdłuższym z przypisów, który zajmuje całą stronę. Problem w tym, że argumentacja tam zawarta nie jest przekonująca i opiera się na wybiórczych przesłankach, a znakomita większość obecnej historiografii zgadza się co do tego, że Kraków przyłączył do swojego państwa już Mieszko I. Autor nie może obrać tej linii, chcąc przypisać Chrobremu wszystkie możliwe podboje i stworzenie Polski. Dlatego korzysta z mniejszościowego odczytania „Dagome iudex” jako całości ziem posiadanych przez Mieszka I i zupełnie pomija przy tej okazji perspektywę czeską, chociaż przy innych okazjach namiętnie czerpie z pracy Matli-Kozłowskiej o Przemyślidach, w której badaczka wykazała, że Kraków nie należał do Czech już ok. 984 r. Jak gdyby tego było mało, przy okazji przypisania Chrobremu „podboju” Krakowa otrzymujemy wizualizację miasta. Jak słusznie głosi podpis, jest to Kraków przedlokacyjny – czyli sprzed 1257 roku – i w zaprezentowanym stanie wystąpić mógł około wiek po życiu Chrobrego. Mimo to autor już wtedy umieszcza budowę krakowskich kościołów, które miałby Chrobry wzorować na Akwizgranie, chociaż najwcześniej do budowy dojść mogło za panowania Mieszka II, a co bardziej prawdopodobne – Kazimierza Odnowiciela lub jego synów. Przy okazji autor przypisze też Chrobremu próbę przekonywania krakowian do porzucenia czeskiej „okupacji” (chociaż, tradycyjnie dla polonocentrycznego spojrzenia, przy okazji zainstalowania się Chrobrego w Czechach uzna, że nie można dla tamtych czasów używać podobnego terminu, pisząc: „Grzechem wielu historyków [czeskich] jest odnoszenie współczesnych realiów do zamierzchłej przeszłości”), a wśród argumentów za porzuceniem Przemyślidów na rzecz Piastów miało być… używanie przez nich tego samego języka.

Bo oto inne kuriozum przetaczające się przez całość książki. Autor nie ma zupełnego pojęcia o językoznawstwie, możemy więc dowiedzieć się, że istniał dawniej jeden język… lechicki - czyli… polski (!), od którego czeski znacząco odbiegał (przy czym nie dotyczy to wg autora ówczesnego słowackiego). Dla przełomu X/XI w. były to jednak różnice żadne, mogące sprowadzać się do dzisiejszych różnic między dialektami, np. w zaśpiewie czy mazurzeniu, które nijak nie skutkowały poczuciem językowej odrębności, jaka pojawiła się w późniejszym średniowieczu; jeszcze dla Galla Anonima (początek XII w.) istnieje język słowiański, a brak polskiego, podobnie wcześniejszy Adam Bremeński (koniec XI w.) zauważa tożsamość języków mieszkańców Polski, Czech i Pomorza-Połabia. I chociaż autor wspomni w końcu, że nie można rozpatrywać konfliktów tamtych czasów jako spraw narodowościowych, to przez całość narracji wielokrotnie utrwala mit o antagonizmie polsko-niemieckim i odwiecznej wspólnej granicy, mimo że pisze nie raz o połabskich Słowianach. Na zasadzie własnego przekonania przypisuje Chrobremu trwałe (tj. dozgonne) przyłączenie Słowacji i utrwala to wizualnie poprzez mapki „mocarstwa” na początku każdego rozdziału, chociaż zdaje sobie sprawę, jak wątłe są po temu podstawy i zna stanowisko węgierskie (jednak, podobnie jak w przypadku przynależności Krakowa, akurat w tym wypadku ignoruje cytowane w innych miejscach prace).
Ogólnie rzecz ujmując: autor nie ma wystarczającego oglądu całościowego epoki, aby o niej pisać, ale niestety o niej pisze. I wydaje.

W rezultacie otrzymujemy nadmuchaną bańkę, w której roi się w dodatku od chronologicznych pomyłek i błędów językowych, a także „błyskotliwych” uwag, jak np. „czasami wybrańca można było poznać po szczególnym znaku, jednak Władywoja poznawało się nie po - powiedzmy - błyskawicy na czole, a po zawsze pełnym kuflu w ręce” (z tej okazji obrazek kielicha podpisany „Władywoj lubił zaglądać do kieliszka”). A przy okazji podboju Moraw dostaniemy rozbudowany passus o tym, czego na Morawach nie mógł zobaczyć Chrobry, bo jeszcze nie powstało.

Kończąc, tak naprawdę nie mam przede wszystkim pojęcia, do jakiego czytelnika skierowana miała być ta książka. Ze względu na „zabawne” nawiązania nie tylko popkulturowe i język wydawać się może, że do nastolatków, ale śmiem twierdzić, że do nastolatków dawniejszych – do jakich należał autor – a nie do tych dzisiejszych, którzy obracają się już w kręgu skojarzeń całkowicie innych. Mam zatem nadzieję, że dzieło trafi(ło) w próżnię. O co też, ku chwale historii, zadbałam w bibliotece poproszona o opinię, zatem „Narodziny potęgi” znalazły się na indeksie.

Autor zarzuca dzisiejszym historykom, że nie chcą, aby ich opowieści były interesujące dla czytelnika. Wypada mi się z tym zarzutem po części zgodzić: wielka szkoda, że nie promuje się przybliżenia epoki przez osoby kompetentne, ponieważ w rezultacie otrzymujemy takie dziełka zaprzeczające idei popularyzacji historii i zakłamujące obraz przeszłości.

W zasadzie już na...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    189
  • Przeczytane
    148
  • Posiadam
    58
  • Historia
    18
  • Średniowiecze
    5
  • Teraz czytam
    4
  • Ulubione
    4
  • 2020
    3
  • 2018
    3
  • Chcę w prezencie
    2

Cytaty

Więcej
Michael Morys-Twarowski Narodziny potęgi. Wszystkie podboje Bolesława Chrobrego Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne