Uciekinier ze świętego miasta

Okładka książki Uciekinier ze świętego miasta Jacek Dyba
Okładka książki Uciekinier ze świętego miasta
Jacek Dyba Wydawnictwo: Novae Res literatura obyczajowa, romans
132 str. 2 godz. 12 min.
Kategoria:
literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo:
Novae Res
Data wydania:
2017-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2017-01-01
Liczba stron:
132
Czas czytania
2 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788380835023
Tagi:
Uciekinier ze świętego miasta Jacek Dyba Novae Res
Średnia ocen

4,3 4,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
4,3 / 10
4 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
879
242

Na półkach: , , , , , , ,

Jacek Dyba to polski autor. Żadnych więcej informacji nie udało mi się o nim znaleźć. Wiadomo tylko tyle, że ma takie personalia (albo jest to pseudonim – nie można tego wykluczyć) i wydał nakładem wydawnictwa Novae Res w tym roku jedną powieść.

Wygląda na to, że „Uciekinier ze świętego miasta” to debiutancka powieść autora. Chociaż słowo „powieść” w odniesieniu do tego utworu, to moim zdaniem, spore nadużycie – bardziej pasowałoby określenie „nowela”, albo w ogóle „opowiadanie”. Nie będę tego dłużej roztrząsać, ale od tego momentu przestaję używać słowa „powieść” wobec tego dziełka.

„Uciekinier ze świętego miasta” to książeczka o niewielu stronach i da się ją przeczytać w kilka godzin. Jej opis jest całkiem ciekawy i zachęcający do lektury. Mianowicie zawiera informacje o tym, że jest to opowieść o niezwykłej, wręcz niemożliwej, przyjaźni dwóch mężczyzn, którzy są skrajnie różnymi typami osobowości, a ponadto zapoznają się w niekoniecznie sprzyjających ku temu warunkach. Zasadniczo bowiem ich pierwsze spotkanie i kreowanie przyjaźni odbywa się w wadowickim areszcie śledczym, w którym obaj spędzają z różnych przyczyn trochę czasu w jednej celi.

Pierwszy z mężczyzn to Wiktor, który jest muzykiem i nauczycielem. Trafił do aresztu śledczego za coś czego najprawdopodobniej nawet nie zrobił. A nie mając bladego pojęcia o tym, że jest o cokolwiek oskarżony, przez dwa lata beztrosko i niechcący wymykał się wymiarowi sprawiedliwości. Niechcący, bo nie wiedząc o niczym, nawet się przed nikim specjalnie nie ukrywał – po prostu sobie normalnie funkcjonował. Drugi z mężczyzn to niejaki Sławek. Znany z pierwszych stron gazet gangster o pseudonimie „Harnaś” – porównywany do Robin Hooda, ponieważ okradał bogatych, a to co złupił rozdawał biednym.

Samo zawarcie przyjaźni przez głównych bohaterów było... co tu się oszukiwać, dziwne. Biorąc pod uwagę fakt, że Sławek grypsował, a Wiktor był tylko „frajerem”, to co wymyślił autor jest po prostu niemożliwe. Jeszcze mniej prawdopodobne jest, aby taki zwykły gość, jak Wiktor, zdobył tak wielkie poważanie u współwięźniów, nie dość, że w tak krótkim czasie, to na dodatek bez znajomości w światku grypsery. Z tego, co słyszałam z opowieści, to prędzej zostałby przerobiony na „dziewczynę” któregoś z grypsujących i na tym by się jego „kariera” zakończyła. Stąd moje wrażenie, że ten chwyt fabularny jest absolutnie niemożliwy w prawdziwym życiu i głównie to niszczy realizm w tej opowieści, która z założenia jest obyczajowa, a więc teoretycznie realistyczna. Jednak może to tylko moje czepianie się, bo to akurat w sumie najmniejszy mankament tej noweli, ale zanim przejdę do niewątpliwych minusów, wspomnę chociaż o plusach.

Do plusów z pewnością należy język, jakiego używa autor. Widać, że ma do tego naturalny dryg i sam styl oraz konstrukcja zdań jest całkiem przyjemna. Dużym plusem jest też samo zakończenie tej historii, bowiem autor zaskakuje czytelnika niesztampowym rozwiązaniem – jest to niewątpliwie jeden z lepszych fragmentów tej noweli. Mamy tu narratora wszechwiedzącego w trzeciej osobie, a sama fabuła podzielona jest na trzy rozdziały. Pierwszy rozdział jest zdecydowanie najlepszy i najbardziej dopracowany, potem robi się dużo gorzej. Dlaczego?

Otóż największą wadą tej krótkiej książeczki jest to, że brakuje w niej dużej ilości tekstu. I nie wiem czy to wina autora, korekty czy wydawnictwa – ale o ile w pierwszym rozdziale jeszcze daje się zrozumieć w miarę, co się dzieje, o tyle w kolejnych jest to praktycznie niemożliwe i to pomimo wracania się o kilka stron i czytania po raz kolejny tego samego fragmentu, żeby zweryfikować, czy może gdzieś nie przeskoczyłam wzrokiem, niechcący ominęłam coś, co wyjaśnia o co chodzi. I wierzcie mi, nie przeskoczyłam. Ten tekst tak po prostu wygląda. Jest chaotyczny, poszarpany, brakuje w nim ciągu przyczynowo-skutkowego, brakuje informacji wyjaśniających choć trochę sytuacje, które opisuje autor. W dialogach jest bałagan, bo wygląda na to, że samemu autorowi myli się, kto miał właśnie mówić i w ten sposób Sławek stawał się momentami Wiktorem i vive versa, co jeszcze bardziej utrudniało zrozumienie fabuły. Kolejnym minusem jest kreacja bohaterów. Nie ukrywam, że po opisie książki spodziewałam się przynajmniej porządnie nakreślonych portretów psychologicznych chociaż głównych bohaterów. Nic z tego. Same charaktery są bardzo szkicowo, ale i sztampowo zarysowane, co nie zostawia też nawet zbyt wiele miejsca dla naszej wyobraźni do popisu. Podejrzewam (bo pewności nie mam),że pan Dyba pragnął przede wszystkim zwrócić uwagę odbiorcy na tę niepojętą, niemożliwą przyjaźń pomiędzy głównymi bohaterami, ale... no, nie udało mu się – w ogóle nie tędy droga. Nie będę też ukrywać, że wiem doskonale co autor chciał przekazać czytelnikowi, bo mam nieodparte wrażenie, że sam autor też tego jednak nie wiedział.

Ach, niewątpliwym atutem jest piękne wydanie. Novae Res, jak zawsze się postarało i wydało książkę na papierze o świetnej gramaturze i w pięknej szacie graficznej, która swoim monochromatyzmem i minimalizmem przyciąga wzrok. Postarano się również o interesujący, zachęcający opis. W efekcie skusiłam się i żałuję.

Reasumując, jeśli macie ochotę dowiedzieć się jak nie pisać książek, jak ich nie wydawać (serio, Novae Res, zawiodłam się na Was, że wydaliście ten koszmarek),ewentualnie jak wygląda wczesne stadium brudnopisu szkicu powieści, to możecie po tę książeczkę sięgnąć. Teoretycznie dużo czasu przy niej nie zmarnujecie, bo ma tylko i równocześnie aż 132 strony. Może moje oczekiwania były od samego początku zbyt wygórowane, bo po opisie wydawnictwa spodziewałam się czegoś w klimacie „Murów Hebronu” Stasiuka. Może i tak. Co nie zmienia faktu, że jest to największe moje, jak dotąd, rozczarowanie literackie 2017 roku. I mam wrażenie, że nic go nie przebije.

Chciałabym podziękować Stowarzyszeniu Sztukater za udostępnienie mi egzemplarza recenzenckiego.

Recenzja znajduje się również na blogu straszliwabuchling.blogspot.com.

Jacek Dyba to polski autor. Żadnych więcej informacji nie udało mi się o nim znaleźć. Wiadomo tylko tyle, że ma takie personalia (albo jest to pseudonim – nie można tego wykluczyć) i wydał nakładem wydawnictwa Novae Res w tym roku jedną powieść.

Wygląda na to, że „Uciekinier ze świętego miasta” to debiutancka powieść autora. Chociaż słowo „powieść” w odniesieniu do tego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1514
1210

Na półkach: , , , , ,

Książki takie jak Uciekinier ze świętego miasta, a w zasadzie rzec można książeczki, liczące niespełna sto pięćdziesiąt stron, są z reguły błyskawiczną lekturą, często dość lekką… W przypadku tej powieści czas właściwie się zgadza, z lekkością bywało różnie…

Powieść ta traktuje o przyjaźni – takiej męskiej, prawdziwej, nie do podważenia. I w zasadzie wszystko byłoby ładnie i pięknie, gdyby książka poza wstępem – jakby rozwinięciem – i zakończeniem, miała jakieś uzupełnienie.

Poznajemy historię Sławka i Wiktora, którzy zaprzyjaźnili się ze sobą w dość intrygujący sposób, w dość niecodziennych warunkach. I o ile w przyjaźń między więźniami z celi jestem w stanie uwierzyć, tak sposób jej zawarcia – zważywszy na przynależność w hierarchii więziennej – jest dla mnie nieco nieprawdopodobny…

A wracając do samej formy powieści, przyznam szczerze, że w moim odczuciu jest nieco chaotyczna. Zaczyna się całkiem fajnym wprowadzeniem do fabuły, natomiast dalej trafiamy na małe turbulencje. Czytając, miałam po prostu wrażenie, że brakuje jej kilkudziesięciu stron, które uzupełniłyby te luki, które stworzył autor. Taka niepełna układanka, do której ciężko znaleźć i dopasować kilka puzzli. I przez te „braki” musiałam niekiedy wracać kilka linijek do tyłu, ba! czasem stronę, by upewnić się, że czegoś nie przeoczyłam.

Niemniej te „rozdziały” i dłuższe fragmenty, które serwuje autor, czyta się całkiem przyjemnie. Na pewno są ciekawie skonstruowane i przyciągają uwagę, w chwilach, gdy czytelnik nie gubi się pomiędzy wydarzeniami.

Zakończenie tej historii jest z jednej strony, biorąc pod uwagę opis, jaki znajduje się na tyle – całkiem logiczne i oczywiste, z drugiej jednak strony zaskakujące w swojej oczywistości i prostocie.

Podsumowując: Ciężko ocenić mi jednoznacznie tę powieść, po części bowiem przypadła mi do gustu, po części czuję niedosyt. Takie denerwujące uczucie, jakby autor podzielił się tylko częścią tej historii. Wybrał kilka fragmentów i przekazał czytelnikowi, zamiast podzielić się całością. Niemniej na pewno jest to ciekawostka literacka, której idealnym uzupełnieniem jest okładka. Więc to czy sięgnięcie po tę powieść, czy też nie – to tylko i wyłącznie wasza decyzja. :)

Książki takie jak Uciekinier ze świętego miasta, a w zasadzie rzec można książeczki, liczące niespełna sto pięćdziesiąt stron, są z reguły błyskawiczną lekturą, często dość lekką… W przypadku tej powieści czas właściwie się zgadza, z lekkością bywało różnie…

Powieść ta traktuje o przyjaźni – takiej męskiej, prawdziwej, nie do podważenia. I w zasadzie wszystko byłoby ładnie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
128
97

Na półkach: ,

Wydawało mi się, że przeczytam "Uciekiniera ze świętego miasta" w jeden wieczór, bo książeczka ma naprawdę niewiele stron. Jednak nie udało mi się. Powód jest prosty, bardzo się gubiłam w treści. Nie wiem czy to wina tego, że mam egzemplarz recenzyjny przed korektą, czy tak miało być, ale coś jest nie tak jak dla mnie.

Zacznę może od początku. Opis książki sugeruje, że jest to opowiadanie o niezwykłej przyjaźni dwóch mężczyzn, którzy przede wszystkim są skrajnie różnymi ludźmi, a dodatkowo poznają się w dość niesprzyjających warunkach. Mianowicie pierwsze spotkanie i zacieśnianie przyjaznych więzów miało miejsce w więzieniu.

Jeden z nich to muzyk, który trafił do więzienia prawdopodobnie za coś do czego nie przyłożył nawet palca. Nie mając pojęcia o tym, że może być oskarżony o cokolwiek radośnie i zupełnie przypadkowo wymykał się przez dwa lata z rąk wymiaru sprawiedliwości. Przypadkowo, bo będąc nieświadomym wcale nie próbował się przed nikim ukrywać. Na imię Mu Wiktor.
Drugi natomiast to osławiony gangster "Harnaś" z pierwszych stron gazet, Sławek. Był takim niby Robin Hoodem, co to zabiera bogatym, a biednym rozdaje.

To zawarcie przyjaźni było bardzo osobliwe. Wydaje mi się, że taki sposób zaprzyjaźnienia się w więzieniu jest niemożliwy. I tym bardziej niemożliwe jest, aby facet taki, jak Wiktor zdobył tak wielkie poważanie tym samym. To mi po prostu nie pasuje.

Książka jest nieźle napisana, językowo. Rozbawiła mnie nawet kilka razy i ten humorek Autora wydaje mi się ogromnym plusem. Minusem jest to, że znalazłam go stanowczo zbyt mało, albo nie potrafiłam szukać. Czytałam długo, ponieważ wciąż wracałam o kilka, kilkanaście lub właściwie wszystkie strony, w poszukiwaniu czegoś, co myślałam, że mi umknęło i przez to nie rozumiem do końca o, co chodzi. Jednak okazywało się, że nie mogło mi umknąć coś czego nie było, stąd też moje wrażenie, że brakuje wielu stron w tej książce. Uważam, że uzupełnienie jej o niezbędne wręcz, połacie sensownego tekstu, łączące wszystkie fragmenty, sprawiłoby, że dużo by zyskała.

Więcej o książce dowiecie się na moim blogu.

Wydawało mi się, że przeczytam "Uciekiniera ze świętego miasta" w jeden wieczór, bo książeczka ma naprawdę niewiele stron. Jednak nie udało mi się. Powód jest prosty, bardzo się gubiłam w treści. Nie wiem czy to wina tego, że mam egzemplarz recenzyjny przed korektą, czy tak miało być, ale coś jest nie tak jak dla mnie.

Zacznę może od początku. Opis książki sugeruje, że...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    4
  • Papierowy
    1
  • 2017
    1
  • Wymienię / Sprzedam
    1
  • Posiadam
    1
  • X2017
    1
  • Polscy autorzy
    1
  • Egzemplarz recenzencki
    1
  • Współpraca ze sztukater.pl
    1
  • Obyczajówki
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Uciekinier ze świętego miasta


Podobne książki

Przeczytaj także