rozwiń zwiń

Artysta zbrodni

Okładka książki Artysta zbrodni
John Case Wydawnictwo: Albatros kryminał, sensacja, thriller
432 str. 7 godz. 12 min.
Kategoria:
kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo:
Albatros
Data wydania:
2006-08-28
Data 1. wyd. pol.:
2006-08-28
Liczba stron:
432
Czas czytania
7 godz. 12 min.
Język:
polski
ISBN:
9788373593282
Średnia ocen

                6,5 6,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Inteligencja finansowa. Co przedsiębiorca musi wiedzieć o liczbach Karen Berman, John Case, Joe Knight
Ocena 7,6
Inteligencja f... Karen Berman, John ...
Okładka książki Inteligencja finansowa. Co kryją liczby. Przewodnik menedżera Karen Berman, John Case, Joe Knight
Ocena 7,1
Inteligencja f... Karen Berman, John ...

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,5 / 10
270 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
778
660

Na półkach:

Nie pamiętam już dlaczego powieść Artysta zbrodni znalazła się na mojej liście pozycji, które chcę przeczytać. Niewykluczone nawet, że stało się to przez pomyłkę. Dopiero gdy książka trafiła w me ręce, dowiedziałem się, iż jej autor, John Case, to w rzeczywistości pseudonim literacki pary amerykańskich dziennikarzy śledczych, małżeństwa Jima i Carolyn Houganów. Zaczerpnąwszy tej wiedzy z notki wydawcy umieszczonej przed stroną tytułową, rozpocząłem lekturę.

W 2003 roku amerykański reporter telewizyjny Alex Callahan, którego małżeństwo weszło w fazę separacji będącą najczęściej prologiem rozwodu, by rozpocząć odbudowę rodziny, zabiera swych siedmioletnich synów Seana i Kevina, bliźniaków, na Jarmark Renesansowy w maleńkim Cromwell w stanie Maryland. Swoją drogą ciekawe, dlaczego renesansowy, skoro odbywające się na nim turnieje rycerskie i inne pokazywane atrakcje ewidentnie należą do spuścizny średniowiecza. No, ale to tylko taka moja dygresja.

W trakcie jarmarku dzieci oddalają się od ojca, który w pewnym momencie traci je z oczu. Coraz bardziej gorączkowe poszukiwania na własną rękę nie dają rezultatów i musi zgłosić się do organizatorów imprezy z prośbą o pomoc w odnalezieniu chłopców. Działania służb porządkowych i ochrony jarmarku nie przynoszą efektów. Wszyscy zaczynają sobie zdawać sprawę, iż problem jest poważny. Wzywają policję i rozpoczynają się oficjalne poszukiwania zakrojone na szeroką skalę. Co dalej oczywiście nie zdradzę, by nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze nie czytali.

Fabuła jest praktycznie jednowątkowa – wszystko kręci się wokół poszukiwania zaginionych chłopców. Z drugiej strony, nie może być chyba inaczej. W takiej sytuacji, zwłaszcza w jej początkowym stadium, nie ma z pewnością czasu na romanse ani inne pierdoły. Konstrukcja intrygi jest jednak bardzo oryginalna i w zupełności tę prostotę fabuły rekompensuje. Gdy zabrniemy w lekturze na tyle daleko, by zacząć się domyślać, co jest motorem całej powieści, możemy w pierwszej chwili pomyśleć, że pomysł, na którym wszystko oparto, jest nieco naciągany. Czy aby naprawdę? Jeśli się dobrze zastanowicie, stwierdzicie, że motyw ten nie tylko jest prawdopodobny, ale niestety również jak najbardziej realny i przekonujący. Kto wie, czy podobne rzeczy nie miały miejsca w przeszłości, lub nawet nie zdarzają się gdzieś w tej chwili.

Lektura Artysty zbrodni a potem porównanie moich wrażeń z recenzjami w internecie doprowadziły mnie do prostego wniosku – co się komu podoba, to świadczy o nim, podobnie jak recenzja mówi zwykle równie wiele o autorze, co o przedmiocie recenzji.

W większości ocen podnoszona jest „nuda” pierwszej części powieści i, jako pozytywna, „akcja” w drugiej połowie. Dla mnie to żenujące.

W pierwszej połowie mamy z przejmującym realizmem oddaną sytuację ojca, którego dzieci zaginęły. Obwiniany przez żonę, podejrzewany (o zabójstwo) przez policję, bezradny, bezsilny. Uczucia, fakty, wszystko przedstawione tak, iż bez trudu możemy wejść w skórę nieszczęsnego Alexa Callahana. Poznać tę sytuację, w której się znalazł, z perspektywy jak najbardziej subiektywnej. Permanentne napięcie, którego nie można w żaden sensowny sposób rozładować, nieustający stres, a właściwie cały pakiet stresorów, od samego zaginięcia i policji poczynając, a na małżonce i mediach skończywszy. Ten aspekt powieści jest aż zbyt przejmująco przekonujący.

Obiektywne realia również są przedstawione bez zarzutu, a nawet po mistrzowsku. Działania policji i wolontariuszy oraz ich dynamika słabnąca w miarę upływu czasu. Procedury i stereotypy rządzące w takich sytuacjach działaniami służb, mediów i społeczeństwa – wszystko odmalowane z precyzją i realizmem takim, jakby to była literatura faktu, a nie beletrystyka.

Przy okazji - tę książkę czytałem po powieści Frost i Boże Narodzenie R.D. Wingfielda oraz w czasie, gdy głośno było w naszych mediach o kolejnej wpadce polskiej policji – tym razem łódzkiej, która sprawdzając na prośbę kolegów ze Zduńskiej Woli mieszkanie, gdzie miała być poszukiwana zaginiona osoba „przegapili” jej zwłoki rozkładające się w tapczanie. W powieści Wingfielda pada stwierdzenie, iż w Anglii dokładne przeszukanie miejsca zamieszkania i/lub ostatniego pobytu jest obowiązkowym elementem czynności poszukiwawczych, co wynika z ważkich i dobrze umotywowanych przesłanek. W Artyście zbrodni mamy również przeszukanie domu naszego protagonisty, niezwykle gruntowne i sumienne zresztą. Zwłoki w tapczanie raczej by się nie uchowały. U nas przeszukanie domu zaginionego (miejsca jego ostatniego pobytu) jakoś nie jest priorytetem policji, co wydaje mi się wręcz kuriozalną praktyką. No, ale to tylko kolejna dygresja.

Poza chyba unikalną w literaturze pięknej okazją, by czytelnik mógł się wcielić w mężczyznę, komu zaginęły dzieci, co samo w sobie już jest wielkim atutem powieści Johna Case, znajdziemy w niej i inne niezwykle interesujące elementy. Magia i czarodziejskie sztuki. Nie ma chyba nikogo, kogo by nie fascynowały czary, iluzjoniści i magicy. Artysta zbrodni pozwoli nam zajrzeć w ten świat. W dodatku obraz, który poznamy, będzie opatrzony bardzo interesującym komentarzem socjologicznym. Dla pikanterii będzie nawet trochę voodoo. Jest też trochę ciekawostek z amerykańskich realiów – na przykład Wicca i jej ekspansja w USA.

Sam proces poszukiwań również przedstawiony jest absolutnie przekonująco. Niestety nie ma on wiele wspólnego z Ojcem Mateuszem, Komisarzem Rexem/Alexem czy Sherlockiem Holmesem. Jest za to realistycznie, ze znawstwem rzeczy – dla mnie to wielka zaleta; jak widać po internetowych recenzjach, nie jest tak dla wszystkich.

Im bliżej końca powieści, tym mniej realizmu, tym więcej Hollywood, aż do całkowicie nieprzekonującego epilogu. Ale właśnie ta końcówka, która dla mnie jest najsłabszą częścią powieści, jak dla wielu jest jedyną „ciekawą” częścią książki. Jak widać są gusta i guściki.

Powieściowe postacie, głównie protagonista, bowiem on zawłaszcza sobie większość miejsca w powieści, są przedstawione nie tyle barwnie, czy przekonująco, co właśnie realistycznie, zwyczajnie, powszednio – czytelnik nie ma problemów by w wyobraźni wcielić się reportera poszukującego zaginionych synów.

Niestety, słaby finisz nie jest jedynym mankamentem powieści. Zdarzyła się jedna poważna wpadka merytoryczna, wstawki obcojęzyczne są bez tłumaczenia (zna ktoś cajuński?) a spory fragment na 384 stronie to totalny bełkot. Z drugiej jednak strony, pomimo tych minusów, po zakończeniu lektury pozostało mi po niej jak najlepsze wrażenie. Niedoróbki nie były w stanie zepsuć wrażenia z prześwietnej, rewelacyjnej wręcz pierwszej połowy, która daje okazję by przeżyć ten dramat, którego oby nikt z nas nie musiał nigdy przeżywać w rzeczywistości – zaginięcia bliskiej nam osoby. Doświadczenie nieporównywalne z żadnym innym w literaturze, więc choć mam świadomość, iż Artysta zbrodni to żadne arcydzieło, zdecydowanie i gorąco polecam

Wasz Andrew

źródło i miejsce do porozmawiania:
https://klub-aa.blogspot.com/2017/09/artysta-zbrodni-johna-vase.html

Nie pamiętam już dlaczego powieść Artysta zbrodni znalazła się na mojej liście pozycji, które chcę przeczytać. Niewykluczone nawet, że stało się to przez pomyłkę. Dopiero gdy książka trafiła w me ręce, dowiedziałem się, iż jej autor, John Case, to w rzeczywistości pseudonim literacki pary amerykańskich dziennikarzy śledczych, małżeństwa Jima i Carolyn Houganów....

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    371
  • Chcę przeczytać
    79
  • Posiadam
    74
  • Teraz czytam
    7
  • Ulubione
    6
  • Kryminał
    3
  • Z biblioteki
    3
  • 2013
    3
  • 2014
    2
  • E-book
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Artysta zbrodni


Podobne książki

Przeczytaj także