Życie na miarę. Odzieżowe niewolnictwo
- Kategoria:
- reportaż
- Wydawnictwo:
- W.A.B.
- Data wydania:
- 2016-01-13
- Data 1. wyd. pol.:
- 2016-01-13
- Liczba stron:
- 224
- Czas czytania
- 3 godz. 44 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788328021785
- Tagi:
- niewolnictwo Azja Południowa Bangladesz bezprawie bieda Dhaka globalizacja katastrofa budowlana literatura faktu moda prawa człowieka prawa dziecka reportaż przemysł odzieżowy slumsy ubóstwo wyzysk prawa pracownicze
- Inne
Dobra prezencja bywa kluczem do sukcesu, a metka na ubraniu ma znaczenie. Czasem to kwestia życia lub śmierci. Dla niektórych – dosłownie.
Blisko 1200 kobiet i mężczyzn zabitych pod gruzami Rana Plaza. Spalona szwalnia w Ashulii, w której pewnego wieczoru zamknięto pracowników na wyższych piętrach, by z płonącego budynku wynieść najpierw zawartość magazynu na parterze. Oburzające. Ale na miano skandalu zasługuje dopiero to, że za spodnie czy sukienkę, które w Bangladeszu uszyto za 10 zł, w polskim centrum handlowym musisz zapłacić dziesięć-piętnaście razy więcej. Marek Rabij, dziennikarz działu gospodarczego tygodnika „Newsweek Polska” w maju 2013 roku – tuż po zawaleniu się Rana Plaza – pojechał do Dhaki poznać z bliska warunki, w jakich produkuje się w Bangladeszu ubrania dla polskich i zagranicznych marek. Rok później powraca na dłużej do banglijskich slumsów w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy katastrofa z 24 kwietnia 2013 r. wpłynęła jakoś na funkcjonowanie globalnego przemysłu odzieżowego.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Gwarantujemy, że będzie tanio
Punktem wyjścia dla Marka Rabija jest tragedia, określana przez media i Wikipedię największą katastrofą budowlaną naszych czasów, do której doszło w kwietniu 2013 roku na terenie kompleksu Rana Plaza niedaleko stolicy Bangladeszu, Dhaki. Walący się budynek pogrzebał ponad tysiąc osób, raniąc dwa razy tyle. Rabij pojechał wtedy na miejsce w roli dziennikarza „Newsweeka”, jednak po roku wrócił do Dhaki już jako autor reportażu wydanego właśnie przez W.A.B..
„Życie na miarę” pojawia się na rynku czytelniczym w specyficznym momencie. Dzisiaj prawie każdy kto korzysta z internetu i coś tam czyta, wie, że ubrania dla Zachodu szyją ludzie żyjący w skrajnej nędzy; tak samo jak wie, że dzieci w Afryce głodują, a sport to zdrowie. Wypowiadaliśmy tę frazę na tyle, że stała się komunałem, z którym da się żyć, blizną po dawno zapomnianym zadrapaniu. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nosimy fajne ubrania i możemy być fajni w przystępnej cenie, bo gdzieś tam w Bangladeszu jakieś dzieciaki zszywają kawałki materiału za śmieszne pieniądze. No i co z tego? Zaraz po katastrofie w Rana Plaza zachodni konsumenci domagali się od firm odzieżowych stanowczych działań – dostali je w postaci zielonego marketingu i zakładek na stronach internetowych: odpowiedzialność społeczna, troska o środowisko czy zrównoważony rozwój. Korporacje zaczęły sprzedawać spokojne sumienie, a w Bangladeszu przeniesiono jedynie środek ciężkości w mniej widoczne miejsce.
Od 2012, jak podaje autor, w Bangladeszu oficjalnie nie stosuje się sandblastingu, czyli postarzania dżinsów piaskiem. Oficjalnie, ponieważ wszystkie duże fabryki na polecenie zagranicznych firm zaprzestały korzystania z tej metody. Mniej oficjalnie – zlecenia na sandblasting dostają najmniejsze fabryki, gdzie kilkunastoletni chłopcy niszczą sobie płuca z przeświadczeniem, że ciężka praca i podejmowanie wyzwań to cechy każdego selfmademana. Takich przykładów w książce znajdziemy wiele. Tylko co z tego?
Prawdopodobnie większość czytelników będzie próbowała zadać sobie pytanie – co mogę zrobić, żeby to zmienić? Moja dziewczyna zaproponowała bojkot sieciówek oraz zakup ubrań od polskich producentów, np. od Pan tu nie stał, gdzie w normalnej cenie dostaniemy dobrej jakości t-shirt i, być może, przyczynimy się do poprawy jakości życia szwaczek. Wyobraźmy sobie, że cała Polska w ramach solidarności z bengalskimi pracownikami zrobi tak samo, co wtedy stanie się z fabryką produkującą ubrania dla naszego kraju? Dostanie pewnie zlecenia od kolejnych marek. A jeśli zbuntują się też inni konsumenci i wielkie firmy przeniosą się do Etiopii, gdzie obiecają poprawę, a kilka milionów Bengalczyków zostanie bez pracy? Oglądałem kiedyś dokument, którego twórcy sugerowali, że zrezygnowanie z prawdziwych choinek w Święta będzie wiązało się z katastrofą ekonomiczną i ekologiczną. Według nich pod hodowlę drzewek przeznaczono tak dużo terenu, że użycie ziemi do innych celów, będzie mieć poważne konsekwencje dla środowiska.
Nie umiałem sprecyzować swoich uczuć podczas lektury „Życia na miarę”. Czytanie o skrajnej nędzy zawsze wywołuje nieco naiwną, automatyczną reakcję, mieszaninę smutku i gniewu skierowanego przeciw ‘złym’ tego świata. Bliżej nieokreśloną potrzebę działania i wiarę w jego istotność. Ale czy ludzie w bogatszych krajach żyją lepiej tylko dlatego, że mają więcej? Czy rodzina z dwójką dzieci, trzydziestoletnim kredytem i mieszkaniem będącym przez większą część ich życia własnością banku jest wolna? Czy ludzie pracujący po szesnaście godzin dziennie tylko po to, żeby taki kredyt spłacić żyją w dostatku? Czy tacy ludzie mają czas i siłę, żeby myśleć o tych, którzy szyją ich ubrania? Czy da się jeszcze utrzymać argument, że dziennikarze przywożący z odległych krajów zdjęcia oraz reportaże poruszające zachodnie sumienia robią coś ważnego? Dlaczego mówiąc o wyzysku brzmimy jak imitacja Paulo Coelho? Co komu po informacji, że nadwyżki produkcji z fabryk, te same oryginalne ubrania, które można kupić w Europie za kilkaset złotych, są sprzedawane na bazarach w Dhace po kilka dolarów? Że przemytnicy sprzedają je zachodnim markom, którym zależy, żeby przypadkiem w Hiszpanii czy Francji, w jakimś second handzie, nie pojawiła się taka ‘podróbka’? Nie mam pojęcia, ale może to dobre pytania.
Rabij na szczęście nie jest jednowymiarowy; potrafi pokazać różne odcienie biedy, opowiada o ludziach radzących sobie pomimo niesprzyjających warunków, jak choćby Kushi Hassan – jej prowadzona wraz z mężem kawiarenka pozwala całej rodzinie na życie poza przemysłem odzieżowym. Rozmawiając ze swoimi bohaterami dziennikarz nie zapomina, że świat jest skomplikowany; opisuje i to, że normalność bywa względna, a potrzeby zmieniają się w zależności od miejsca. W Dhace są szczęśliwe dzieci, jest miłość, namiętność, marzenia o sukcesie i najlepsze biryani w Azji. Zauważa też, że wielkie firmy nie mają w tym kraju łatwo, bo gwarantowana jest jedynie niska cena, jakość wymaga łapówek oraz wysłania do fabryk ludzi kontrolujących każdy etap produkcji, a to jest biznes, z którego utrzymują się kolejne rzesze Bengalczyków. Dlatego, pomimo zalegającej gdzieś we mnie obawy przed daremnością przypominania, że innym jest gorzej, uważam, że jego książka jest istotna; jest też krótka i nie zostanie zapamiętana jako wybitny reportaż, nie wyczerpuje problemu, nie podsuwa genialnych rozwiązań i przede wszystkim nie szokuje, tylko pokazuje – co jest chyba wyraźnym założeniem autora zdającego sobie sprawę, jak banalnie wyglądają na stronach książki słowa o biedzie, głodzie czy nieszczęściu.
W październiku 2015 marka Vetements, znana z inspirowania się ulicą, pokazała w Paryżu swoją najnowszą kolekcję: po wybiegu przechadzali się ludzie tacy jak my, z tą różnicą, że ubrani byli w koszulki z logiem firmy kurierskiej DHL. Na stronie Vetements można było je dostać za prawie 300 dolarów, klienci podobno oszaleli; DHL liczy sobie, co prawda, po 6,5 dolara za sztukę, ale trzeba zamówić przynajmniej sto. Na salony wkracza tzw. moda realistyczna, na razie przebieramy się za kurierów, ale kto wie, być może już niedługo do sklepów trafią mundurki McDonald’s, spodnie śmieciarzy, fartuchy pielęgniarek. Prawdziwe życie na wyciągnięcie ręki. W sumie czemu nie?
Rafał Łukasik
Oceny
Książka na półkach
- 2 145
- 1 754
- 285
- 64
- 53
- 52
- 51
- 48
- 33
- 31
Opinia
Po zawaleniu się budynku Rana Plaza w stolicy Bangladeszu –Dhace w 2013 roku cały świat zainteresował się warunkami pracy szwaczek w tym kraju.
Według różnych szacunków zginęło wówczas od 1134 do ponad 6200 osób.
Marek Rabij, jako dziennikarz „Newsweek Polska” udał się tam zaraz po tragedii.
I zrobił materiał jakiego po nim oczekiwano. Ale zdecydował się na kontynuację tematu, kiedy świat miał już inne, krwawe, interesujące i co najważniejsze – świeże tematy na pierwsze strony gazet.
To bardzo ciekawa opowieść o globalizmie zderzonym ze średniowieczną mentalnością.
Próba zrozumienia tych ludzi przekracza możliwości pojmowania przeciętnego Europejczyka, a przynajmniej sporej ich części. Trudno jest pojąć, że przy tak ogromnej biedzie, jaką pokazuje na zdjęciach w swej książce Marek Rabij największym szczęściem jest posiadania potomstwa. Najlepiej – licznego.
Według danych ONZ, na które powołuje się Autor, obecnie miasto wielkości Krakowa, zamieszkuje 14,9 mln. ludzi. Według prognoz - w 2040 będzie ich tam już... 45 mln. Edukacja, która wbrew pozorom jest dla tamtejszych mieszkańców istotnym elementem, mającym wpływ na poprawę standardu życia jest teoretycznie darmowa, ale w praktyce w każdej szkole pojawiają się przeróżne miesięczne opłaty, co faktycznie stanowi czesne.
Przy zarobkach szwaczek są to pieniądze nieosiągalne, bo trzeba wyżywić rodzinę.
Ale jakoś nikt nie myśli w sposób zrozumiały dla nas - mam mniej dzieci, to stać mnie na ich edukację.
Nie, bo przecież wymogi religii (dość jednak luźno stosowane, jeżeli chodzi np. o picie alkoholu) oraz tradycja skłania do posiadania licznego potomstwa i nie mówię tu o tym, co my uznajemy za rodzinę wielodzietną.
Inną kwestią są wymogi bezpieczeństwa pracy. Etyka biznesu, o której na konferencjach prasowych szeroko rozwodzili się prezesi firm odzieżowych na potrzeby których pracują szwalnie w Bangladeszu nigdy nie były tematem rozmów podczas negocjacji biznesowych, w których jako tłumacz uczestniczył jeden z rozmówców Autora. I wcale mnie to nie dziwi, przecież nie po to przenieśli produkcję do tego kraju, żeby prowadzić działalność charytatywną, ale dlatego aby osiągać jak najwyższe zyski dla swoich udziałowców.
Podniesienie płac i standardów pracy np. w Chinach spowodowało przeprowadzkę firm tego typu do Bangladeszu. A konkurencją dla tego państwa powoli staje się jeszcze tańsza Mjanma (dla tych, którzy nie są na bieżąco z nazewnictwem państw w tym regionie tak jak np. mój Word, który wyrzuca mi błąd, po staremu Birma).
Tam siła robocza jest jeszcze tańsza, a o bezpieczeństwie pracowników nie myśli się wcale.
Niektóre pomysły wszelkiego typu „naprawiaczy świata” z krajów Zachodu przynoszą skutki odwrotne do zamierzonych.
Walka z zatrudnianiem nieletnich zamiast poprawić ich los, zdecydowanie go pogarsza. Dzięki pracy w fabrykach mieli co jeść i część pracodawców zapewniała im minimum opieki, w tym medycznej, a wydajność młodocianego w wieku lat kilku lub kilkunastu, ale z tej dolnej połowy jest nieznaczna.
Jeżeli jednak właściciel miałby mieć z tego tytułu jakiekolwiek problemy to po prostu wyrzuci ich na ulicę. Na to, że rząd w Dhace podejmie jakieś kroki, mające poprawić sytuację systemowo też trudno liczyć.
Trochę z innej beczki, ale na temat. Przeczytałem ostatnio dwa artykuły prasowe, które dają do myślenia na temat przyszłości nie tylko takich krajów ja Bangladesz.
Pierwszy dotyczył zasobów niezbędnych do tego, aby cała populacja obecnie zamieszkująca Ziemię mogła osiągnąć standard życia porównywalny ze średnim standardem europejskim. I okazało się, że aby to osiągnąć byłyby potrzebne jeszcze.... cztery takie planety. Czyli – populacja ludzka jest o 80% zbyt liczna, aby zapewnić wszystkim takie warunki życia.
Rozwiązań jest w tej sytuacji kilka:
Po pierwsze – skolonizować i zasiedlić kolejne 4 planety. Ale przy tak wysokim przyroście naturalnym jaki ma miejsce w krajach Dekanu, Afryce czy Bliskim Wschodzie warto mieć jeszcze ze dwie w zapasie.
Po drugie – zmniejszyć populację, co jak wiecie z historii miało już kilkakrotnie miejsce bądź w wyniku epidemii lub wojen światowych.
Po trzecie – wprowadzić regulację populacji w najbardziej przeludnionych krajach metodą Chińskiej Republiki Ludowej czyli polityki jednego dziecka.
Zgadnijcie – co będzie najłatwiejsze do przeprowadzenia, jeżeli w wielu krajach na tego typu decyzje wpływ mają szamani z wielkim zapałem popierający wielodzietność.
Kolejnym artykułem była robotyzacja zakładu w Chinach.
Z 2500 zatrudnionych osób po jego pełnej automatyzacji pozostało ich 60. Po wdrożeniu wszelkich usprawnień oraz udoskonaleniu oprogramowania ma tam pracować 20 osób.
Wnioski wyciągnijcie sami.
Po zawaleniu się budynku Rana Plaza w stolicy Bangladeszu –Dhace w 2013 roku cały świat zainteresował się warunkami pracy szwaczek w tym kraju.
więcej Pokaż mimo toWedług różnych szacunków zginęło wówczas od 1134 do ponad 6200 osób.
Marek Rabij, jako dziennikarz „Newsweek Polska” udał się tam zaraz po tragedii.
I zrobił materiał jakiego po nim oczekiwano. Ale zdecydował się na kontynuację...