Kiedy przeczytałam ostatnią stronę książki, zamknęłam ją z trzaskiem i z okrzykiem radości odłożyłam na półkę.
Męczyłam się z nią przez dobre trzy tygodnie. Za każdym razem gdy miałam ją już otworzyć, by kontynuować czytanie, znajdywałam sobie ciekawsze zajęcie. Musiałam ją skończyć, żeby dowiedzieć się, jak się wszystko potoczyło, ale jednocześnie umierałam z nudów. Książka była przesiąknięta zdradami, pojednaniami, później kolejnymi konfliktami. Było za dużo wszystkiego, a na dźwięk słowa "serum" miałam ochotę zwymiotować. Ileż można!
Trylogia na początku wciągnęła mnie niesamowicie. Pierwsza część była naprawdę dobra. Wartka akcja, ale nie na tyle by się gdzieś w drodze zgubić, ciekawa wizja przyszłości i ludzi żyjących w tym świecie. No i mały smaczek w postaci romansu.
Druga była o wiele słabsza, chociaż skończenie jej, również nie zajęło mi dużo czasu.
Niestety ostatnia część, która według mnie powinna nas na sam koniec powalić na kolana, zrobiła to, ale stanowczo w negatywnym tego słowa znaczeniu. Co by jednak nie kończyć tak niesympatycznie, powiem, że plus dla autorki za dość nietypowe zakończenie. (Osobiście mnie nie zachwyciło, ale było nieprzewidywalne dla tego typu książek, dlatego też chciałam to zaznaczyć)

Kiedy przeczytałam ostatnią stronę książki, zamknęłam ją z trzaskiem i z okrzykiem radości odłożyłam na półkę.
Męczyłam się z nią przez dobre trzy tygodnie. Za każdym razem gdy miałam ją już otworzyć, by kontynuować czytanie, znajdywałam sobie ciekawsze zajęcie. Musiałam ją skończyć, żeby dowiedzieć się, jak się wszystko potoczyło, ale jednocześnie umierałam z nudów....