Kurna chatynka!
Zastanawiające dla mnie jest że ktoś czytając książkę z gatunku military sf, narzeka że za dużo w niej walk w przestrzeni kosmicznej...

Serio... serio, serio?

Przecież military sf to taka konwencja literacka w której ni mniej ni więcej, tylko o te kosmiczne zmagania chodzi.
Military - znaczy wojenny, wojskowy, militarny, więc o czym niby taka książka ma być, o budowie snopowiązałki, o bezpiecznym seksie, o teologii?

Ian Douglas w "Pierwszym uderzeniu" opowiada o zmaganiach z wrogo nastawionymi obcymi, czyli dokładnie o tym, o czym opowieść ta powinna być.
Sh’daar (wspomniani już obcy) władają setkami inteligentnych ras, ale tak do końca to nie wiadomo kim, lub czym naprawdę są.

Co mnie w tym wszystkim irytuje?
Najbardziej chyba ten amerykański hurapatriotyzm, juesejowa wolność - srolność, a we łbach te same chipy co w Chinach czy w Europie.
No ale my som wolniejsze, bo my panie to som hamerykony?
Dosłowne kalki ze współczesności, fanatyczni islamiści, źli Chińczycy... za trzysta lat?
No c'mon poważnie?
W rzeczywistości w której nanotechnologia jest czymś powszechnym, zda mi się iż można by manipulować ludźmi nieomal w dowolny sposób, a tu takie faux pas.
Cały ten świat przyszłości niby inny, a jednak dziwnie znajomy, jakby autor obawiał się puścić cugle wyobraźni.
Szczegółowe opisy technologii rodem z hard sf, potrafią nieźle wybić z akcji, a notoryczne podawanie dokładnych współrzędnych układów i planet wywołuje bezwiedne zgrzytanie zębami.

Aleee... stworzone przez autora rasy obcych, to sama słodycz dla hardcorowych miłośników SF. Po doświadczeniach Star Treckowych, gdzie antropomorfizacja sięgnęła chyba granic absurdu. A wszelkie różnice fizyczne pomiędzy gatunkami sprowadzały się jedynie do mniej lub bardziej pomarszczonych czół czy rozmiarów i szpiczastości uszu.
Tutaj mamy całą gamę zupełnie nas nie przypominających kosmitów.
Hmmm, tak w zasadzie to nie przypominających niczego co znamy. A nawet jeśli już, to sądząc z opisów wyglądających raczej jak szalone sny naćpanego genetyka.

Akcja książki jest niesamowicie wciągająca i po jakimś czasie nawet wspomniane technikalia i galaktyczny GPS przestają przeszkadzać. A my bezwiednie zapinamy pasy i odlatujemy w kosmiczną dal wraz z załogą lotniskowca "Ameryka"
Polecam.

Kurna chatynka!
Zastanawiające dla mnie jest że ktoś czytając książkę z gatunku military sf, narzeka że za dużo w niej walk w przestrzeni kosmicznej...

Serio... serio, serio?

Przecież military sf to taka konwencja literacka w której ni mniej ni więcej, tylko o te kosmiczne zmagania chodzi.
Military - znaczy wojenny, wojskowy, militarny, więc o czym niby taka książka ma...