"Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny.
Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe.
Obojętnie, czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz."

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z trylogią Marie Lu, nie spodziewałam się, że tak mocno zapadnie ona w mojej pamięci, a jednak teraz jest ona na szczycie listy moich ulubionych książek nie bez powodu.
To przepiękna historia o odwadze, poświęceniu, miłości i problemach rzucanych prostym ludziom przez los.

Po przeczytaniu ostatniego tomu "Legendy" wprost nie mogę przestać o niej myśleć. Zakończenie całej trylogii bynajmniej mnie nie zawiodło i jak dla mnie było po prostu MISTRZOWSKIE nawet biorąc pod uwagę brak happy endu.
Ostatnie strony tej książki dosłownie przyprawiły mnie o palpitacje serca i nie sposób było powstrzymać łez.

W tym momencie Day i June przechodzą do legendy, ale jestem pewna, że NIGDY O NICH NIE ZAPOMNĘ.

"CZASAMI SŁOŃCE ZACHODZI WCZEŚNIEJ.
NIE MA DNIA, KTÓRY TRWAŁBY WIECZNIE."

"Każdy dzień oznacza nowe dwadzieścia cztery godziny.
Z każdym kolejnym dniem wszystko na nowo staje się możliwe.
Obojętnie, czy żyjesz, czy giniesz, możesz mieć tylko jeden dzień naraz."

Kiedy zaczynałam swoją przygodę z trylogią Marie Lu, nie spodziewałam się, że tak mocno zapadnie ona w mojej pamięci, a jednak teraz jest ona na szczycie listy moich ulubionych książek...