Grochów
- Kategoria:
- literatura piękna
- Seria:
- Poza serią
- Wydawnictwo:
- Czarne
- Data wydania:
- 2012-03-28
- Data 1. wyd. pol.:
- 2012-03-28
- Liczba stron:
- 96
- Czas czytania
- 1 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788375362886
- Tagi:
- literatura polska
- Inne
"Kiedyś nas nie będzie. Są ludzie i zdarzenia, które pomagają nam przyzwyczaić się do tej myśli.
Bo to w końcu przychodzi. I to tak jakoś szybko i zwyczajnie, jakby zawsze było obok".
Andrzej Stasiuk
Opowiadania
O babce, która wierzyła w duchy, o starym psie, pisarzu z Izdebek i przyjacielu, z którym złaził Grochów i przejechał pół Polski — Stasiuk pisze o umieraniu i namacalności życia, o materialności wspomnień, o bliskości śmierci i jej wiecznej niedostępności. Bury kot zwija się w kłębek w cieple stygnącego ciała starej suki, babka, „cała w czerni, szczupła i spokojna”, przechodzi do świata, który zawsze był obok, Guścio choć niewiele już może powiedzieć, złośliwie pluje pestkami. A przyjaciel, „odlatując przez komin”, przynosi zapach pociągu do Łupkowa, dzikich jabłoni na ulicy Makowskiej i chłodnej wiosny w portowym Piranie. Cztery opowiadania Andrzeja Stasiuka to boleśnie piękna opowieść o śmierci, o zwyczajnej kropce na końcu życia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Garwolińską do końca…
Małe cacko. Czarno - białe ilustracje Kamila Targosza gdzieś jakby z Chagallem w tle. I cztery proste historie. Wspomnienie o babce obcującej z duchami. Przyciszona obserwacja starej suki, która umiera powoli. Epitafium dla pisarza z wicepowiatowych Izdebek oraz warszawskiego przyjaciela, towarzysza młodzieńczych doświadczeń i podróży dojrzałego już pisarza na tle warszawskiego Grochowa. I ten charakterystyczny szorstko – liryczny ton...
Pisać o Stasiuku? Jak, gdy trema? Nic nie poradzę, że bezkrytycznie ulegam urokowi tej prozy. Czym urzeka? Można by w odpowiedzi sparafrazować słowa autora z opowiadania o babce: niezwyczajność zwyczajnych zdarzeń przydaje mu (opowiadaczowi) wiarygodności. Gdy wspomina babkę, konkretyzuje się w jego opowiadaniu świat nadprzyrodzony, obecny ot tak, naturalnie. On sam jego emanacje nazywa „przetarciami” tkaniny egzystencji, zaświat wtedy przeziera w nasz realny porządek. Babka wierzyła w duchy. A my? A nasza rzeczywistość? Gładka, wypolerowana powierzchnia codzienności usłużnie podsuwa nam nasze własne, płaskie odbicie jako głębię.
Śmierć babki to pierwsze nieuświadomione spotkanie ze śmiercią. Potem będą kolejne. Augustyn, „rogata dusza”. Towarzyszenie mu podczas krótkich wizyt w szpitalu, które budzą lęk. Bezradność tego, który próbuje dojrzeć w chorym jego dawną postać, z ulgą rejestruje sygnały i gesty wskazujące, że w ułomnym ciele on jest obecny, ten sam. I śmiesznie, i przejmująco brzmi: Kurwa mać. Tragedia.
W eseju „Suka” pojawia się banalna właściwie refleksja o naturze naszej współczesnej cywilizacji: Dziwna jest ta nasza cywilizacja. Ratuje, chroni, przedłuża nam życie. A jednocześnie czyni nas bezbronnymi wobec śmierci. Banalna myśl, ale już nie nadbudowany nad nią obrazek człowieka, który pozwala umierać wiernemu psu. Ważny jest ten czasownik oznaczający trwanie czynności w czasie, bo dziś wszystko się robi, by śmierć ukryć, usunąć z pola ludzkiego widzenia, udawać, że jej nie ma, bo brak na nią sposobu, a jest często nieestetyczna i uciążliwa, wymaga współuczestnictwa, na które nas nie stać. Na które bywamy za słabi.
Odganiam, opędzam się, umykam? Pyta sam siebie Stasiuk, gdy doświadczenie śmiertelności nieoczekiwanie stanie pomiędzy nim a przyjacielem. W eseju „Grochów” wspomina towarzysza szkolnej młodości i wędrówek dojrzałego życia. Także i ta męska przyjaźń ujawnia swoją niemoc wobec ludzkiego umierania, tak zaskakującego, choć przecież jedynie pewnego w naszej egzystencji. Tym bardziej, jeśli dotyczy kogoś, z kim się tylko żyło. Zachwyciło mnie to sformułowanie, jest w nim pewna fatalność, pobrzmiewa echo samotności w śmierci, ale przecież - cóż człowiek ma ponad życie?
Ten drobny tomik rozpina się między dzieciństwem a dojrzałością, między życiem a śmiercią, między obecnością a jej brakiem, między obserwacją a współuczestnictwem, między przestrzenią dawniej a dziś, między wyobrażeniem a realizacją, między potencją młodości a zdobyczami dojrzałości. Próbuje Andrzej Stasiuk uchwycić czas, który minął, utrwalić z niego to, co ważne.
Polecam spotkanie z tą prozą, nawet jeśli łza, która wypłukała cielesny pył, jest domalowana...
Justyna Radomińska
Oceny
Książka na półkach
- 1 241
- 649
- 211
- 28
- 20
- 15
- 14
- 12
- 10
- 9
Opinia
"Impresje"
"Grochów" to moja trzecia lub czwarta książka Andrzeja Stasiuka, trzecie lub czwarte podejście, z nadzieją, że może tym razem coś zaiskrzy między nami, przynajmniej na tyle, że będę w stanie zrozumieć ów dość powszechny zachwyt, który wzbudzają jego utwory, a którego to - niestety! - nie podzielam. Szczerze mówiąc, nie wiem, w czym tkwi przyczyna, że z tym Stasiukiem mi jakoś nie po drodze, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi, a raczej w jego książkach zdają się przemawiać, że jest całkiem odwrotnie, a raczej powinno być. Podjęta w "Grochowie" tematyka jest mi przecież niezmiernie bliska, a jednak czegoś znów mi brakuje, coś nie pasuje, coś zgrzyta, chrobocze, szeleści, przeszkadza i znów zamraża moje emocje i czyni mnie na jego uroki kompletnie obojętną. Jakby to inaczej powiedzieć, by zostać zrozumianą: Stasiuk mówi, ja słucham, w odpowiednich partiach jestem w stanie mu przyklasnąć, własnoręcznie podpisać się pod jego słowami, przybić z nim "piątkę", ale poza tym nic. A przecież wiele nas łączy, choć dzieli znaczna różnica wieku: i te babki, duchy, przeszłość pchająca się drzwiami i oknami do teraźniejszości, i tęskne spoglądanie na Wschód, i tęskne spoglądanie wstecz, i oddech śmierci, który w pewnym momencie życia zaczyna się czuć na karku (z opowiadań wnioskuję, że u niego ten proces zaczął się znacznie później niż u mnie, no ale to przecież nieistotne) i te introspekcje, retrospekcje, retardacje, wyalienowanie, wyobcowanie, podążanie z prądem, ale częściej pod prąd, to życie w rozkroku, na pograniczu etc., etc. Zatem wiele podobieństw. Ale cóż z tego, jak ja z tej jego gadaniny, paplaniny (bo koniec końców, tak zaczynam ją odbierać), nic dla siebie nie jestem w stanie uszczknąć, przyswoić, wchłonąć w siebie. To nie "Traktat o łuskaniu fasoli" Wiesława Myśliwskiego, gdzie po kilkunastu latach od przeczytania jestem w stanie z pamięci przytoczyć mnóstwo cytatów (mam wrażenie, jakbym zdążyła odłożyć go dosłownie przed chwilą), a przytaczając przywołać emocje, które mi towarzyszyły podczas czytania, zresztą tak mam niemal z wszystkimi jego książkami. Tak mam niemal wszystkimi książkami, które wryły się we mnie głęboko, zrosły się ze mną, że mam poczucie, że ja to one, one to ja. A Stasiuka? Nic. Coś tam z grubsza jestem w stanie powiedzieć o "Wschodzie", "Opowieściach galicyjskich", "Dukli" (?), teraz mogę dorzucić do tego "Grochów". Tak typowo szkolnie, poprawnie, bezdźwięcznie niemal, bo mój głos zleje się z głosami innych i nie będzie niemal odróżnialny, a ja nie będę w stanie w tej "bezdźwięcznej kakofonii" usłyszeć siebie.
Może to specyficzne tempo, jakie Stasiuk nadaje swym utworom, jakaś taka pospieszność, nerwowość, rozedrganie (i w treści, i w formie), skoki, przeskoki myślowe, podróże wewnątrz i na zewnątrz siebie, śmietnisko myśli (wspaniałomyślnie nazywane strumieniem świadomości), w którym trzeba dobrowolnie się zanurzyć i grzebać, dokonując segregacji, a po jej dokonaniu w moim przypadku okazuje się, że jednak chyba nie było warto, bo inni pisarze zrobili to od niego lepiej, głębiej, mocniej. Zatem to chyba nie to. Zresztą przeczy temu moje rozmiłowanie w prozie Włodzimierza Odojewskiego, która niby podobna Stasiukowej, a jednak zupełnie inna, podskórna, gładko wnikająca i przenikająca czytelnika na wskroś. Tu: pełne rozsmakowanie, rozgoszczenie się, umoszczenie, a tam: chwilowa, ulotna przyjemność.
Wydaje mi się, że ten Stasiuk jest i pozostanie już dla mnie całkowicie nieuchwytny i w pewnym sensie niedostępny, bo raczej nie czuję się na tyle zachęcona, by dotrzymywać mu kroku lub podążać jego tropem, gdy udaje mu się wymknąć. A Stasiuk przez to, że te jego książki nie do końca się bronią same, wymaga ciągłej uwagi, pełnego zaangażowania i... bałwochwalczego niemal hołdu. I znów musiałabym się zanurzać, nie tylko w jego utwory, ale też w licznie udzielane wywiady, biografie, wypowiedzi innych o nim; i znów "oddzielać ziarno od plew", co przypuszczalnie dorowadziłoby mnie do tego samego punktu, w którym jestem obecnie. Stasiuk to przecież nie Tadeusz Konwicki, którego wprawdzie trzeba było tropić, także pozaksiązkowo, ale to tropienie było przyjemnością. Konwicki nie naruszał przestrzeni osobistej, dawał jedynie znak, że jest (i już ta informacja wystarczała), a ów specyficzny odbiorca jego twórczości, do którego miana śmiem aspirować (a niech tam! - zaliczam się) wiedział, że w tej owej specyfice, zakrawającej niejednokrotnie na dziwactwo - nie jest osamotniony. A Stasiuk nie tylko narusza przestrzeń osobistą (włazi buciorami), ale wymaga atencji, bicia pokłonów, poddaństwa niemal, choć oczywiście do tego się nie przyznaje, przybierając pozę outsidera, któremu na niczym i nikim nie zależy. Dla podkreślenia tego często ucieka w wulgaryzmy, dosadność, wiedząc, że co, jak co, ale to, tj. owa wątpliwa (dla mnie), niewątpliwa (dla wielu ludzi) postawa przyciągnie jak miód, jak magnes rzeszę zwolenników, wyznawców, którymi to będzie niepodzielnie rządził (taka swoista, Stasiukowa walka "o rząd dusz"). Nie wiem, ale mi to (choć nie tylko to) zakrawa na kabotynizm i może ten kabotynizm, który podświadomie, podskórnie przeczuwam stoi na przeszkodzie w rozmiłowaniu, rozkochaniu, rozsmakowaniu się w jego prozie.
No dobrze. Imresje impresjami, a ja nie napisałam zbyt wiele o samych opowiadaniach, których mianownikiem wspólnym jest śmierć (taka swoista Stasiukowa: "oda do śmierci"), śmierelność. Tematy, które współczesność zepchnęła (całkiem skutecznie zresztą) poza obręb swojego postrzegania. I tu: Stasiuk poprzez swoje opowiadania wyraża swój sprzeciw, obnażając poniekąd swoją, ale nie tylko swoją, bo ogólnoludzką hipokryzję, hipokryzję głęboko zakorzenioną, niemal podświadomą, która uwidacznia się, że tak powiem w momentach ostatecznych. I tak: dwa opowiadania: "Augustyn" i "Grochów" (swoiste epitafia do przyjaciół, którzy odeszli) to rozrachunek z naturą ludzką, która każe odwracać wzrok, odsuwać się na bezpieczną odległość od osób, które zostały "skażone" oddechem śmierci, osób z pogranicza, które są jeszcze tu, z nami, całkiem bliskie, dotykalne, znane, wcześniej kochane, lubiane, ale tak naprawdę oddalone, niedotykalne, przez to "zainfekowanie" - niemal obce, oderwane od nas, darzone wprawdzie jakimiś uczuciami, ich namiastką przynajmniej, ale uczucia te bliższe są jedynie hołubieniu pamięci tego, co nas łączyło z nimi w przeszłości, współczucia podszytego odrazą, niechęcią. Zawieszenie, zamrożenie uczuciowe i brak możliwości komunikacji, szukanie jakiejś nici porozumienia z teraźniejszością, ze stanem obecnym poprzez łączące wspomnienia. Oczywiście ta aliencja osób chorych, umierających nie jest jednostronna, bo odchodzący: i fizycznie, i psychicznie zdają się odcinać od życia, a więc też i od ludzi, z którymi wcześniej byli uczuciowo związani (świetny opis tego stanu znajdujemy w opowiadaniu Lwa Tołstoja "Śmierć Iwana Iljicza", czy też m.in. w "Rodzina Thibaultów" Rogera Martina du Garda). Stasiuk zawęża jednak perspektywę do własnych obserwacji i emocji jej towarzyszących, jedynie szczątkowo zagłębiając się w psychikę osób śmiertelnie chorych.
Opowiadanie "Suka" (moim zdaniem najlepsze z tego skromnego zbiorku, a przynajmniej pozwalające mi na podwyższenie jego oceny ogólnej) - teraz chyba zgodnie z powszechną porawnością powinien napisać psica - sic! - to kontynuacja tych rozważań, tylko obiekt obserwacji jest inny: suka autora, którą dopadła starość, z całym ciężarem, ciężarem, który dotyka także jej opiekuna, zmuszając go konfrontacji z własnym, niechętnie uzewnętrznianym "ja", które każe mu się zastanowiać nad właściwością swego postępowania, postępowania innych w takich sytuacjach, krótko mówiąc: nad istotą człowieczeństwa, odpowiedzialnością, słusznością wyborów, kruchą i ulotną, niemal sytuacyjną i często egoistycznie rozumianą moralnością.
No i jeszcze ostatnie, a zgodnie z zamieszczeniem w zbiorku - pierwsze z opowiadań: "Babka i duchy", które można by zamknąć w zdaniu: kiedyś to było lepiej, a na pewno prościej, bo świat materialny podążał "ramię w ramię" ze światem duchowym, tak zupełnie bez wysiłku, naturalnie, dzięki zaś temu rzeczywistość była znacznie bogatsza, ale to minęło, ludzie i duchy odeszli, pozostawiając za sobą niewyobrażalną, trudną do wypełnienia pustkę.
Cóż... Trochę mi przykro, że mi z tym Stasiukiem znów nie wypaliło. Może innym razem się uda, bo możliwe, że znów kiedyś najdzie mnie ochota na ponowne z nim spotkanie, a przede mną jeszcze sporo jego książek.
"Impresje"
więcej Pokaż mimo to"Grochów" to moja trzecia lub czwarta książka Andrzeja Stasiuka, trzecie lub czwarte podejście, z nadzieją, że może tym razem coś zaiskrzy między nami, przynajmniej na tyle, że będę w stanie zrozumieć ów dość powszechny zachwyt, który wzbudzają jego utwory, a którego to - niestety! - nie podzielam. Szczerze mówiąc, nie wiem, w czym tkwi przyczyna, że z tym...