Obrazki z Nebraski

Okładka książki Obrazki z Nebraski
Grażyna Trela Wydawnictwo: Prószyński i S-ka biografia, autobiografia, pamiętnik
280 str. 4 godz. 40 min.
Kategoria:
biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Data wydania:
2011-09-27
Data 1. wyd. pol.:
2011-09-27
Liczba stron:
280
Czas czytania
4 godz. 40 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-7648-923-0
Tagi:
wspomnienia dzieciństwo PRL emigracja
Średnia ocen

                6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
55 ocen
Twoja ocena
0 / 10

Opinia

avatar
378
236

Na półkach:

Wyglądam przez okno. Nie jest zimno, choć to już połowa października. Słońce grzeje i wywołuje uśmiech na twarzy. Przed moim blokiem piaskownica. Obok kilka huśtawek. Trzepak. I żadnego dziecka. „Może są w szkole…” – myślę i idę do okna ponownie za kilka godzin. Ale nadal nic. Do wieczora próbuję jeszcze kilka razy i wciąż piaskownica i huśtawki są jak duchy. Niemal przezroczyste i dość upiorne. Samotne.
A potem otwieram książkę Grażyny Treli i tonę w tym świecie, w którym każdy chciał zająć huśtawkę jako pierwszy i w którym bujało się na czas, bo obok stała długa, wijąca się kolejka niecierpliwych dzieci, które też chciały poszybować do nieba. Tonę w tym świecie, gdzie „(…)zapytała o nasze zabawy. No to jej powiedzieliśmy o naszym berku, o grze w dwa ognie, w gumę. W guziki, które pstrykało się palcami do dołka. W zośkę. W pikuty, w których trzeba tak podrzucać noże, żeby, spadając, wbiły się ostrzem w ziemię. W państwa-miasta, w kometkę, w chowanego…” [s.151] I uśmiecham się pod nosem, bo pewnie, gdybym zapytała jakiegoś siedmiolatka, którego złapałabym w drodze ze szkoły do ukochanego komputera, dokąd skacze w gumę i czy robi „szyjkę”, to spytałby co to jest ta guma. Bo dziś byłam w sklepie z zabawkami i na półce nie znalazłam gumy. Ja miałam taką zwykłą, od majtek, ale była genialna, bo długa. A koleżanka miała taką hiciarską różową, z powplatanymi srebrnymi nićmi…
O tym jest książka Treli. O gumie do skakania, o gumie do żucia i o orenżadce (sic! tak się właśnie mówiło!) w proszku, którą wysypywało się na dłoń i mokrym od śliny palcem wkładało do buzi. Czytając tę książkę czułam się, jakbym otwierała czyjś rodzinny album. Taki właśnie z obrazkami. Ze zdjęciami, które są jak zatrzymane kadry, jak preteksty do opowieści – otwieram jedną ze stron, na której stoi dziewczynka w nowym futerku i czerwonych kozaczkach i nagle ta dziewczynka zaczyna się ruszać i toczy się historia. Na przykład o tym, jak jedenastolatka poszła po swoje pierwsze świąteczne zakupy i miała kupić kapustę kiszoną. Albo ten obrazek, gdy z latarką wchodzi do tunelu. Albo ta, gdy leży na śniegu i robi orła rozpostartymi ramionami i nogami. I nieodmiennie na jej twarz nakładam swoją własną. Bo ja też pamiętam jeszcze syfon - mój był zielony… I dokładnie tak samo bawiłam się w piwnicy, bo miała jakiś przedziwny urok – pomieszanie strachu i fascynacji, unoszące się między komórkami z drewnianymi drzwiami. Trela opowiada siebie, ale też mnie, moją koleżankę, moja mamę i sąsiadkę z bloku naprzeciwko. Mówi o końcu lat 60. w Polsce, gdy w Stanach świętowali pierwszego człowieka na Księżycu, a w Polsce trochę to, a trochę pochody pierwszomajowe. A ja zaczęłam się zastanawiać, że to fascynujące, jak niewiele było różnic między moim dzieciństwem, dziejącym się w późnych latach 80., a dzieciństwem bohaterki, która w 1969 ma 11 lat. Jak bardzo byłam podobna do tej jedenastolatki – miałam podobne włosy i podobne problemy. I jak szybko, w jednej chwili wszystko zmieniło się potem. Jak pogalopował świat, dając nam chleby w różnych smakach, burząc Peweksy i otwierając bramy – wylaliśmy się z tego dusznego państwa i mogliśmy w końcu pojechać do Stanów.
To nie jest książka z typową fabuła. To książka – gawęda, jakieś wspomnienie dla samej siebie, żeby nie zapomnieć „jak to onegdaj bywało”. Taka egzotyczna podróż – jedni jeżdżą w Himalaje, a inni w PRL.
Denerwowało mnie kilka wstawek, pretendujących do miana fabuły (historyjka o Rysiu, pisana w trzeciej osobie, podczas, gdy cała treść jest czysto pamiętnikarska), zupełnie nie pasujących i bez klimatu. Omiatałam je szybko wzrokiem i powracałam do kartek z dziennika, do wspomnień, do przekonania, że „w moim miasteczku było wszystko, czego potrzebowaliśmy do naszych młodocianych marzeń.” [s.82]
Książka Treli to wszystkie dobre strony PRL. Bez rozpatrywania, polityki, oceniania. Bo mimo, iż nie było w co się ubrać, to wyobraźnia działała. Ważne jest, że te historyjki są pisane z perspektywy dziewczynki, która nie odczuwa braku wolności, nie wie nic o więźniach politycznych i nie zastanawia się tak naprawdę dlaczego idolem zostaje kolega, który jako jedyny na osiedlu ma prawdziwe dżinsy. „(…) kolega od levisów był w porządku – pozwalał nam oglądać mapę USA. I właśnie wtedy zakochaliśmy się w Ameryce. Podzieliliśmy nasz osiedle na amerykańskie stany. Każdy wybrał, jak mu pasowało. Była więc Oklahoma i Luizjana, i Minnesota, i Dakota… Nie pamiętam już, dlaczego nikt nie chciał Alabamy. Moje blokowisko nazywało się Nebraska.” [s.50] To jest właśnie sposób radzenia sobie z rzeczywistością – naginanie świata do dziecięcych pragnień – nie możemy wyjechać do Stanów, to Stany przyjadą do nas. To czysta dziecięca radość i czyste dziecięce smutki, strachy i niepokoje. To obrazki spod bloku, gdy wszyscy byli jednakowi i gdy huśtawki nigdy nie stały puste, bujane jedynie podmuchem wiatru. To książka szczęśliwa, nostalgiczna i nie potrafię spojrzeć na nią obiektywnie. Pachnie dzieciństwem…

Wyglądam przez okno. Nie jest zimno, choć to już połowa października. Słońce grzeje i wywołuje uśmiech na twarzy. Przed moim blokiem piaskownica. Obok kilka huśtawek. Trzepak. I żadnego dziecka. „Może są w szkole…” – myślę i idę do okna ponownie za kilka godzin. Ale nadal nic. Do wieczora próbuję jeszcze kilka razy i wciąż piaskownica i huśtawki są jak duchy. Niemal...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    65
  • Chcę przeczytać
    58
  • Posiadam
    24
  • Ulubione
    3
  • PRL
    2
  • Teraz czytam
    2
  • Literatura polska
    2
  • 2014
    2
  • 2020
    1
  • _Wymiana na rzecz Kresowiaków - Polska: artyści, celebryci, polityka, przemiany etc.
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Obrazki z Nebraski


Podobne książki

Przeczytaj także