Ocalona Alexandra Duncan 6,5
ocenił(a) na 95 lata temu Skończyłam w chwili, gdy w moich słuchawkach przebrzmiewały ostatnie takty "Whiskey Lullabay". Skończyłam i przyznam jedno: cudne. Naprawdę świetna.
Przyszłość w przestrzeni kosmicznej, gdzie mężczyźni odgrywają kluczową rolę, a kobiety zajmują się brudną robotą. Swoiste cofnięcie się do czasów starożytnych. Natomiast Ziemia, ojczyzna przodków, uznana jest za miejsce przeklęte. Tylko mężczyźni mogą postawić na niej stopę.
Z doświadczenia wiem, że trudno nie zerwać cienkiej linii na granicy czułości i ckliwości, a jeszcze trudniej - znaleźć książkę, w której ta subtelna różnica zostanie zachowana. "Ocalona" jednak mnie nie zawiodła. Nie ma rozczulania się nad sobą, ale jest wręcz siostrzana miłość. Nie ma ochów i achów, ale jest miłość. I to nie wzięta kompletnie z kosmosu...chociaż tu może zabrzmieć to co najmniej dwuznacznie.
Ava, szesnastoletnia dziewczyna, jest już w odpowiednim wieku, by poślubić mężczyznę ze statku Æther. Jej los nie mógł być lepszy - wszak to właśnie tam mieszka jej przyjaciółka, a co jeszcze lepsze, Luck. Od lat podkochująca się w bracie Soli dziewczyna nie może uwierzyć w swoje szczęście, gdy dowiaduje się, że to prawdopodobnie to właśnie on będzie jej mężem. Niestety, rozpoczynająca się utopia kończy się w chwili, gdy Ava zostaje przyłapana w kompromitującej sytuacji z ukochanym. Co gorsza, okazuje się, że jej przypuszczenia były błędne: to nie z Luckiem miała siè związać, lecz z jego ojcem. Miała, gdyż złamała zasady, a za taki czyn kara może być jedna: wyrzucenie jeszcze żywej w Próżnię. Nie wszyscy są jednak, jak się okazuje, przeciwko Avie.
Osobiście, bardzo spodobała mi się postać Iri. Jako jedyna, która wyłamała się spoza szeregu kobiet zamierzających uśmiercić Avę, z pewnością zasługuje na uwagę. Jednak ponieważ stało się to, co się stało, mam szansę liczyć tylko na jakieś rozwinięcie wątku w następnej części.
Gdy poświęcenie przyjaciółki Avy skutkuje spotkaniem dziewczyny z Perpétue, nastolatce przytrafia się coś, na co nigdy nie liczyła: trafia na Ziemię. I nie ginie od samego jej dotknięcia. Z wolna, na pozór niedostrzegalnie, Ava przestaje wierzyć we wszystkie wierzenia wpajane jej od urodzenia. Jednocześnie Ziemia coraz bardziej staje się jej domem, jej miejscem.
Chciałabym nadmienić, że Perpétue jest zdecydowanie jedną z moich faworytek. Uwielbiam charaktery kobiece (no dobra, męskie również) w takim stylu: noszące ze sobą broń, z ciętym poczuciem humoru, bez wahania pokazujące środkowy palec - ale z bliznami po licznych, bolesnych doświadczeniach. Poza tem, nadal mam nadzieję - choć wiem, że szanse są znikome - że w jakiś sposób przeżyła. One day, maybe we'll meet again, Perpétue. Choć może powinnam napisać: Je t'aime, Perpétue!
To jednak nie koniec historii Avy. Po stracie kolejnej bliskiej osoby, dziewczyna wraz z Miyole wyrusza na poszukiwanie swojej modrie, jedynej osoby, która może jej teraz pomóc. Chyba że nie. Poznany przypadkiem chłopak z początku budzi wątpliwości, potem jego i dziewczynę zaczyna łączyć przyjaźń, aż w końcu przeradza się w coś więcej.
Bardzo podoba mi się fakt, że wątek miłosny nie jest tu wciśnięty na siłę ani nie wysuwa się też na pierwszy plan. Bo to w końcu nie romansidło.
Podsumowując, już nie mogę się doczekać, aż wezmę w łapki Głęboką Próżnię. Pani Alexandro, jeśli mogę tak to ująć: kawał dobrej roboty.