Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytamy w weekend. 26 kwietnia 2024LubimyCzytać206
- ArtykułySzpiegowskie intrygi najwyższej próby – wywiad z Robertem Michniewiczem, autorem „Doliny szpiegów”Marcin Waincetel6
- ArtykułyWyślij recenzję i wygraj egzemplarz „Ciekawscy. Jurajska draka” Michała ŁuczyńskiegoLubimyCzytać2
- Artykuły„Spy x Family Code: White“ – adaptacja mangi w kinach już od 26 kwietnia!LubimyCzytać2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Maurice Gilliams
Źródło: By Nieznany fotograf - Pantheon Nederlands Letterkundig Museum, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=33823753
Znany jako: Guillaume RosalieZnany jako: Guillaume Rosalie
1
6,8/10
Pisze książki: klasyka
Urodzony: 20.07.1900Zmarły: 18.10.1982
oeta i powieściopisarz flamandzki.
Maurice Gilliams był synem drukarza Fransa Gilliamsa. Na życie i twórczość Maurice’a Gilliamsa ogromny wpływ wywarł związek małżeński z Gabriëlle Baelemans. Został on zawarty 27 sierpnia 1935 r., lecz już wkrótce między małżonkami doszło do separacji. Do rozwodu jednak, ze względu na sprzeciw żony, nie mogło dojść aż do roku 1976 r. Maurice Gilliams pracował początkowo w przedsiębiorstwie ojca. W 1947 r. został członkiem Królewskiej Akademii Języka Niderlandzkiego i Literatury Niderlandzkiej (ndl. Koninklijke Academie voor Nederlandse Taal- en Letterkunde ),w której od 1954 r. pełnił funkcję przewodniczącego. Od września 1955 r. pracował jako bibliotekarz w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Antwerpii. W latach 1960–1975 był sekretarzem Królewskiej Flamandzkiej Akademii Języka i Literatury w Gandawie. Zadebiutował w 1921 r. tomikiem poezji pt. Elegieën. Jego twórczość poetycka jest stosunkowo skromna, obejmuje zaledwie ok. 100 wierszy zróżnicowanych stylistycznie i formalnie. W twórczości pisarza dominują motywy autobiograficzne, dotyczące przede wszystkim kwestii związanych z nieszczęśliwym małżeństwem, tęsknotą za utraconą młodością oraz niespełnieniem. Jeśli chodzi o sposób obrazowania, stylistykę oraz środki formalne, Gilliams często odwoływał się do dorobku romantyzmu, symbolizmu oraz ekspresjonizmu.
Maurice Gilliams był synem drukarza Fransa Gilliamsa. Na życie i twórczość Maurice’a Gilliamsa ogromny wpływ wywarł związek małżeński z Gabriëlle Baelemans. Został on zawarty 27 sierpnia 1935 r., lecz już wkrótce między małżonkami doszło do separacji. Do rozwodu jednak, ze względu na sprzeciw żony, nie mogło dojść aż do roku 1976 r. Maurice Gilliams pracował początkowo w przedsiębiorstwie ojca. W 1947 r. został członkiem Królewskiej Akademii Języka Niderlandzkiego i Literatury Niderlandzkiej (ndl. Koninklijke Academie voor Nederlandse Taal- en Letterkunde ),w której od 1954 r. pełnił funkcję przewodniczącego. Od września 1955 r. pracował jako bibliotekarz w Królewskim Muzeum Sztuk Pięknych w Antwerpii. W latach 1960–1975 był sekretarzem Królewskiej Flamandzkiej Akademii Języka i Literatury w Gandawie. Zadebiutował w 1921 r. tomikiem poezji pt. Elegieën. Jego twórczość poetycka jest stosunkowo skromna, obejmuje zaledwie ok. 100 wierszy zróżnicowanych stylistycznie i formalnie. W twórczości pisarza dominują motywy autobiograficzne, dotyczące przede wszystkim kwestii związanych z nieszczęśliwym małżeństwem, tęsknotą za utraconą młodością oraz niespełnieniem. Jeśli chodzi o sposób obrazowania, stylistykę oraz środki formalne, Gilliams często odwoływał się do dorobku romantyzmu, symbolizmu oraz ekspresjonizmu.
6,8/10średnia ocena książek autora
15 przeczytało książki autora
22 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Eliasz albo walka ze słowikami Maurice Gilliams
6,8
Książka Gilliamsa składa się z dwóch części – tytułowej oraz z 𝘡𝘪𝘮𝘺 𝘸 𝘈𝘯𝘵𝘸𝘦𝘳𝘱𝘪𝘪. I tak jak w tym pierwszym segmencie non stop zatrzymywałam się, żeby coś zaznaczać, żeby się pozachwycać nad głębią i poetyckością kolejnych linijek, tak ten drugi zmęczył mnie do granic możliwości.
𝘌𝘭𝘪𝘢𝘴𝘻... to nieposkładana historia życia pewnego Eliaszka właśnie. Pierwsza część przedstawia epizody mające miejsce w miarę na bieżąco, z dialogami i oddechami pomiędzy akapitami. Bohater to dwunastoletni chłopiec, który wszystko dookoła rozkminia, ciągle filozofuje, poszukuje sensu istnienia w naturze i w ludzkich mechanizmach. A oprócz tego jest też małym chłopakiem, który biegnie przez świat za przygodami, tajemnicami dorosłych i dobrą zabawą.
𝘡𝘪𝘮𝘢 𝘸 𝘈𝘯𝘵𝘸𝘦𝘳𝘱𝘪𝘪 zawiera lawinowe ściany tekstu (pisane z perspektywy starszego już bohatera),w których trudno się połapać, kiedy miały miejsce opisywane wydarzenia (ciągłe skoki czasowe bardzo to utrudniały),a niemożliwością było wyodrębnić jakąś "teraźniejszość". I tak jak, NAPRAWDĘ, cudowności języka, składania ze sobą słów, niesamowitej postaci cioci Henrietty, klimatu i przedziwnie wspaniałych opisów przeżyć nie można autorowi odmówić, tak... nie do końca mi to ze sobą zagrało. Too much. Za potężne to dla mnie było. A druga część tak mnie rozczarowała, że muszę sobie ciągle powtarzać, jak świetna była ta pierwsza.
Ale co, nie powiem "nie czytajcie drugiej", bo ta pierwsza wcale nie urywa się jakimś logicznym zakończeniem. Ale czy ta druga jakieś logiczne ma, to też wam nie powiem. To chyba jest taka historia środka, wycinka, bez początków, bez końców.
Ilość znaczników mogłaby sugerować miłość, ale niestety aż tak mną ta lektura nie zawładnęła. Na pewno będę o niej myśleć, bo jest co rozkminiać, koleś stworzył kawał dzieła. Także musicie się przekonać na własnej skórze🖤
Eliasz albo walka ze słowikami Maurice Gilliams
6,8
Wydawałoby się, że dość było drzewiej w światowej literaturze doskonałych obrazów ludzkich galaret, by w XX wieku nie było już potrzeby odtwarzać tych podrygów o romantycznym rodowodzie. Ale co miał zrobić Gilliams, skoro własna wrażliwość, wsparta poetyckim warsztatem, kazała mu przelewać na papier taką właśnie wewnętrzną trzęsionkę?
A zatem jest to historia chłopca przewrażliwionego, zmysłowego, doznającego nieustannego naprężenia, które ktoś mógłby nazwać naprężeniem duszy. Dręczy go również głód poznawania oraz doznawania, przy czym ten drugi ostatecznie zawsze bierze górę, gdyż w przeciwieństwie do pierwszego, zdolny jest choć na chwilę ulżyć ciągłemu napięciu.
I kiedy czytałem pierwszą część, zastanawiałem się, do jakich to alternatywnych i dostępnych jedynie dorosłym osobnikom sposobów chwilowego łagodzenia owego napięcia będzie się Eliasz uciekał. I czy, jak to zazwyczaj bywa, ostatecznie się w nich nie zatraci.
Bo chłopiec rejestruje niewiarygodną liczbę bodźców – odczuć i zjawisk, ale nie dysponuje systemem pozwalającym je porządkować i selekcjonować. Nic dziwnego, że czuje się zagubiony i rozedrgany. Występuje tu zresztą swoisty anachronizm, bo dwunastolatek, nawet nadwrażliwy, nie ujmuje świata w kategoriach, w jakich rozpatrują go dorośli, tymczasem młody Eliasz zdradza pewne obycie choćby w filozoficznej problematyce.
I cierpi. Cierpienia przysparza mu wszystko, czyli po prostu istnienie. To istnienie zdarza mu się zresztą podawać w wątpliwość, gdy zbyt już dojmujące staną się smutek, melancholia, wyobcowanie i zakazana, ledwo wysłowiona miłość.
Pomysł, by z zaplanowanej trylogii napisać jedynie jej pierwszą i trzecią część, jest genialny w swej prostocie; pozostaje jednak niewyzyskany, bo zamiast kontrastu między poczwarką a motylem, Gilliams daje głównie retrospekcje, a nawet domniemane majaki – bo niekiedy trudno tu odróżnić rzeczywistość od fantazji. Zamiast motyla, świat ujrzał oszołomioną ćmę.
Choć nie jest to powiedziane wprost, okazuje się, że na dręczące go od dzieciństwa napięcie, które wcale w międzyczasie nie zelżało, znajduje Eliasz dwa lekarstwa – sztukę i chorobę, każde jednak skuteczne mniej niż połowicznie.
Bo i cała powieść jest obrazem choroby - kończy się zdegenerowana rodzina, dogorywa przebrzmiała klasa właścicieli ziemskich, kończy się skompromitowana polityka kolonialna Leopolda II, wreszcie dobiega kresu stara, przedwojenna Europa.
A ponieważ wybitnie nie wychodzą mi podsumowania, pokuszę się o krótkie podsumowanie. W tej prozie jest poezja. Ale jest to poezja trudna. Gęsta i trochę chaotyczna. Ta przepełniona smutkiem, melancholią i klimatem przemijania powieść, pełna niejednoznacznej symboliki, zupełnie nie utrafiła w moje gusta. Eksperci porównują jednak Gilliamsa do Rilkego czy Prousta, więc jeśli ktoś stał w kolejce po wrażliwość, niech się z nim mierzy. Ja wybrałem kolejkę za urodą. Inna sprawa, że zabrakło jej, nim zdołałem dotrzeć do lady.