Pozwólcie, że nie zdobędę się na opinię, ponieważ recenzja składałaby się z niecenzuralnych słów i skończyła ostentacyjnym skakaniem po egzemplarzu z Batmanem. Muszę zachować milczenie, żebym nie wybuchnął złością oraz nie wybudził uśpionego Wezuwiusza - wulkanu na terenie Włoch. Tom King pisze o postaciach, których nie rozumie. DC ma udar mózgu udając, że zostało to wydane dla czyjejkolwiek przyjemności. Skandal, hańba i prowokacja, żeby zmusić fanów Czarnego Rycerza do jawnej kapitulacji.
Moore tak rozkłada akcenty, że poczucie chaosu i zagubienia, także dzięki koncepcji graficznej “Promethei” jest nieodparte i sprawia, że sami czujemy się uczestnikami tego wydarzenia. Warto też przed lekturą przypomnieć sobie poprzednie części, szczególnie pierwszy tom, którego wiele pobocznych wątków, na czele z tym seryjnego zabójcy o ekstrawaganckim pseudonimie Malowana Lala, zostaje tu rozwiązane. Moore jak zwykle panował nad wszystkim w stu procentach i dzięki temu otrzymaliśmy wielowymiarową opowieść, którą odbiera się jako coś znacznie więcej niż komiks, po prostu jako podróż przez ludzką wyobraźnie od jej zarania mającą na celu ukazanie jej nieograniczonych możliwości.