Killer Frost Jennifer Estep 7,4
ocenił(a) na 66 lata temu "Skoro o tym mowa, jak zwykle byłam spóźniona."
Z Akademią Mitu było tak, że choć zauważyłam egzemplarze tej serii na bibliotecznych półkach, wzięłam jeden tom, obejrzałam i przeczytałam opis, to w końcu stwierdziłam, że to dziwne "coś" nie jest dla mnie. Cyganka? (nie żebym miała coś do Cyganów) po prostu brzmiało dziwnie i nie zachęcało.
Później jednak koleżanka po fachu, namówiła mnie bym jednak zabrała się z tą serię.
Tak ją zachwalała, że zwyczajnie nie miałam innego wyjścia jak się za nią zabrać.
Postanowiłam więc spróbować.
I była to bardzo dobra decyzja.
Pierwsze cztery części pochłonęłam niczym ulubione danie i to w dość krótkim odstępie czasowym.
Co oznaczało, że książki naprawdę wciągały, mimo iż były dosyć schematyczne. Zwłaszcza pierwsze części.
Naprawdę schematyczne.
I nie pod względem poruszanej tematyki, choć tu też szału nie było. Znowu szkoła i ludzie z mocami - zaiste oryginalne. Lecz pod względem fabularnym.
Dosłownie pierwsze cztery części, a nawet początek piątej leciały tak: zajęcia, praca w bibliotece, spotkanie u babci, a potem reszta fabuły (to mniej więcej tak jakbyście oglądali odcinki Tajemnic Smallville, albo Czarodziejek, gdzie niby inaczej, ale jednak wciąż tak samo, i choć wiecie, że nic was nie zaskoczy, to oglądacie dalej, bo was wciągnęło),która od połowy na szczęście się różniła.
Na dodatek w każdej kolejnej książce autorka wszystko wyjaśniała na nowo w sposób wręcz łopatologiczny. Zupełnie jakby uważała swoich czytelników za idiotów. A gdy się czyta jedną książkę po drugiej to naprawdę może wnerwić. Coś takiego byłoby oczywiście dobre gdyby robiło się dłuższe przerwy między częściami, a tak...
Mimo to zamysł wciąż był bezpodstawny.
W o wiele bardziej skomplikowanych seriach, autorzy nie wysilali się zbytnio by cokolwiek przypominać.
Nie pamiętasz?
Masz problem.
Czytając to u góry moglibyście pomyśleć, że to wszystko nie było dość pochlebne.
I właśnie w tym rzecz.
Żeby ukazać jak te książki mnie wciągnęły i jak bardzo się podobały mimo swojej schematyczności i traktowania mnie jak idiotki.
Być może to dlatego, że główna bohaterka naprawdę dała się lubić. Sarkastyczna, pełna humoru, odważna - choć niedoświadczona -, sprytna i pełna nadziei.
Gwen podobnie jak inni bohaterowie została świetne wykreowana, a polubienie bohaterów przez czytelnika to jeden z kluczy do sukcesu.
No i był też wątek miłosny, który mnie zachwycił.
Chociaż było go za mało jak na mój gust i czasami był zdecydowanie nazbyt delikatny. No wiecie, czytam i czytam i myślę sobie kiedy wreszcie będzie się coś dziać w tej kwestii, a tu pierwsza książka i dostajemy jakieś ochłapy, w następnej podobnie i tak przez całą serię.
I to był pewnie jeden z powodów dla, których czytałam je tak szybko. Bo chciałam wiedzieć jak to będzie z Gwen i Loganem.
No i jeszcze te wszystkie zwierzęta i te nie do końca zwierzęta. Roki, gryfy, fenriry, a także Wiktor (a skoro już o Wiktorze mowa to "Zero no Tsukaima" - japońskie anime, w którym bohater miał gadający miecz... to bardzo kojarzy mi się z Wiktorem) i posągi.
Ukazywanie w książkach więzi między ludźmi i zwierzętami to zawsze dobry pomysł. Zwłaszcza jeśli te relacje są dobrze spisane. A tu nie ma się do czego przyczepić.
"Wielki fenrir leżał obok mnie, kudłaty ogon owinął wokół moich nóg i ogrzewał mnie, jakbym była szczeniakiem. Odwróciłam głowę i niemal uderzyłam nosem w wilka. Stworzenie zamrugało, jakby też się obudziło, a potem ziewnęło, pokazując garnitur ostrych zębów. (...) Przytulać się do wilka? Trochę niesamowite."
"- To nie jest coś, to wilk. A właściwie wilczyca. Wkrótce będzie miała małe. - Sam to widzę. W obwodzie ma rozmiar krowy. - Warkot przybrał niższy i groźniejszy ton. (Wiktor)"
No ale potem... Potem nie wydano dwóch ostatnich części.
Zostały więc ebooki.
A ebooków już nie czytało się z takim zapałem jak poprzednie części. Być może to wina właśnie ebooków, tego, że były wersją elektroniczną zamiast papierową. A może chodziło o treść?
Nie znałam odpowiedzi na to pytanie przy piątej części, bo ta jeszcze trzymała poziom poprzednich, mimo iż plasowała się nieco pod piedestałem.
Natomiast finałowa ksiażka...
No tu już był problem.
Ponieważ od szóstej części nie tylko spodziewałam się utrzymania poziomu, co znacznego jego podniesienia.
A tu zawód.
Przez całą książkę było dość przeciętnie i mało ekscytująco, a finałowa walka bardzo mnie zwiodła, podobnie jak samo zakończenie.
Szału nie było... - tu możecie sobie dopowiedzieć resztę.
Szkoda, bo spodziewałam się czegoś znacznie bardziej epickiego.
Ale trudno.
Zachowam w pamięci te najlepsze wspomnienia o Akademi Mitu.