Babilon Yasmina Reza 6,4
ocenił(a) na 837 tyg. temu Elisabeth, kobieta w wieku mocno średnim, choć wciąż ciekawa świat i ludzi. I Jean-Lino, jej sąsiad-równolatek, sprawiający wrażenie łagodnego, lekko nudnawego sztywniaka, lękający się małych, zamkniętych pomieszczeń i żyjący trochę w cieniu swojej ekscentrycznej żony. Jedno spotkanie pokazuje, że nie jest on wcale tak bezbarwny, że mają godzinami o czym rozmawiać. To początek trochę dziwnej, bo jednak zdystansowanej przyjaźni, która przyniesie całą serię nieoczekiwanych wydarzeń, zmieniając początkową spokojną, wręcz leniwą powieść obyczajową w nie lada zwariowaną historię kryminalną.
Przyznam, że nawet mnie to nie zdziwiło. Wszak to Jasmina Reza – czarodziejka opowieści, jedna z tych, które lubią zaskakiwać i rozkładać człowieka na maleńkie cząstki, by móc obejrzeć je pod mikroskopem. Odnoszę wrażenie, że bohaterka wyprosiła sobie od losu wszelkie późniejsze zawirowania, powtarzając: „Niechby się stało coś ciekawego, bardziej oszałamiającego.” A wiadomo, jeśli życzenie wypowiesz w złą godzinę…
Elisabeth powraca myślami do czasu sprzed lat, przy okazji poddając analizie własne życie, trudne relacje z matką i toksyczne z ojcem, ciągłe wrażenie, że nie jest dość dobra, dość ładna, że nie zasługuje na uczucie. Teraz, po śmierci matki przyszedł czas podsumowań, a te są gorzkie. Pretekstem do refleksji, do snucia psychologicznych przypuszczeń, odgadywania myśli i kolei losu są dla spostrzegawczej i inteligentnej bohaterki fotografie obcych ludzi z książki-albumu, którym lubi się przyglądać. Podobnie z otoczeniem, które obserwuje i zwykle potrafi dostrzec każdy fałsz. Jest pewna, że panuje nad swoim życiem, że świadomie decyduje i wybiera. Do czasu… Jej myśli krążą wokół przeszłości, codziennej, drobnej: „Można budować wyobrażenie rzeczy, lecz tylko tych, których dotknięto. Wszystkie wielkie wydarzenia zasilają myśl i ducha, jak w teatrze. Ale żyć pozwalają nie wielkie wydarzenia czy wielkie idee, tylko pospolitsze rzeczy. Tak naprawdę zachowałam w sobie jedynie to, co miałam w zasięgu ręki, czego mogłam dotknąć.” Czasami jednak mała rzecz, bagatelka wręcz, może wygenerować wydarzenie na miarę trzęsienia ziemi.
Autorkę cechuje umiejętność skrótu, przy niesamowicie celnej ocenie. Jej spojrzeniu nie umkną drobiazgi, niemal niezauważalne gesty, z nich właśnie buduje portrety bohaterów, ludzi różnych profesji i temperamentów, których łączy pochodzenie z paryskiej klasy średniej i takiż średni wiek, ustabilizowanych, lekko znudzonych, potrafiących bez trudu wchodzić w różne role i spragnionych czegoś więcej, bo życie ucieka i za chwilę może być już za późno.
Spokoju przy tej lekturze nie uświadczysz. Gdy już mościsz się wygodnie w przewidywalnym życiu, łapiesz rytm kroków Elisabeth i dobroduszne spojrzenie Jeana-Lina rzucane zza okularów w grubych oprawkach, nagle wszyscy robią się bardzo towarzyscy i organizują huczną imprezę, w trakcie której masz okazję spotkać całą masę nieznanych ci wcześniej ludzi, każdego z jego własnym bagażem przeżyć i emocji. Wydaje ci się to kulminacyjnym momentem powieści, po którym znów wszystko się wycisza w oczekiwaniu na kolejny dzień, nie różniący się niczym od poprzedniego.
I tu nagle – zonk! W ciągu tej jednej nocy wszystko się zmienia, niczym po przejściu tornada, a Elisabeth, niejako na własne życzenie, daje się wplątać w niespodziewany, galopujący ciąg perypetii, których nie sposób już zatrzymać. No cóż, sama prosiła przecież o bardziej ekscytujące życie. Może w pobliżu była akurat jakaś złota rybka? Elisabeth, dotąd pewna, że ma wszystko pod kontrolą, widzi, że nie ma mowy nie tylko o kontroli, ale nawet o przewidywalności. Życie zwariowało!
Jak to się dzieje, że człowiek czyni nagle coś, co nie tylko zupełnie do niego nie pasuje, nie wynika z cech charakteru, a nawet jest z nimi sprzeczne? Może jednak jakiś defekt tkwi na tyle głęboko, że nie zdajemy sobie z niego sprawy i dopiero niespodziewany impuls, sytuacja zupełnie przypadkowa, działa jak zapalnik i budzi go na chwilę z uśpienia, by stało się coś, co przestawi życie na bocznicę. I gdy czytamy na początku, że „Świat nie jest uporządkowany, to jeden bajzel”, obruszamy się i dziwimy, by po zakończeniu lektury przyznać jednak tym słowom rację.
Książka-niespodzianka. Jej lektura jest przygodą, podróżą w nieznane, bo w głąb naszej psychiki, ludzkiej impulsywności, nad którą nie zawsze panujemy, przewracając wszystko do góry nogami. Jak może poznać nas ktoś, skoro my sami siebie nie znamy? Jesteśmy kłębkiem dobra i zła, splątanym i zagmatwanym, z supłami i węzłami z przeszłości nie do rozplątania, o które się potykamy, gubiąc rytm, by czasami nigdy go już nie odnaleźć.
Talent Jasminy Kadry, jej doskonałe wyczucie dramaturgii, w końcu pisze też świetne sztuki teatralne, jej intuicja, która pomogła ukazać niebanalne, złożone sylwetki bohaterów, i w końcu umiejętność przełamania mrocznej, coraz bardziej dusznej, klaustrofobicznej atmosfery elementami groteski, rodem z przekoloryzowanego kryminału i komedii pomyłek, czyni tę lekturę nieodkładalną i zaskakującą. Na końcu zaś wzdychamy lekko sparaliżowani świadomością, że życie może podobnie zaskoczyć każdego z nas, gdyż człowiek jest nie dającym się przewidzieć kosmosem sprzeczności.
Książkę przeczytałam dzięki portalowi: https://sztukater.pl/