Żaden reportaż w gazecie nie zdoła wywołać takiego wstrząsu, jak film. Katastrofy przydarzają się tylko innym. Tymczasem ekran pozwala nawią...
Żaden reportaż w gazecie nie zdoła wywołać takiego wstrząsu, jak film. Katastrofy przydarzają się tylko innym. Tymczasem ekran pozwala nawiązać bezpośrednią znajomość z mordercą i z jego ofiarą, o którą pan drży, bo wszystko wydarza się na pana oczach.
Jestem gotów wywołać u publiczności zbawienny wstrząs moralny. Cywilizacja stała się tak opiekuńcza, że sami nie zapewnimy sobie tak łatwo g...
Jestem gotów wywołać u publiczności zbawienny wstrząs moralny. Cywilizacja stała się tak opiekuńcza, że sami nie zapewnimy sobie tak łatwo gęsiej skórki. Żeby więc wyrwać nas z odrętwienia i przywrócić moralną równowagę, trzeba wywołać ten wstrząs sztucznie. Kino wydaje się najlepszym środkiem do osiągnięcia takiego rezultatu.
Legendarna pozycja - Truffaut, występując z pozycji fana i ucznia, omawia z Mistrzem jego wszystkie filmy, po kolei.
Można zapoznać się z tym ,jak w Hitchcocku dojrzewały pomysły na kolejne filmy, jak dobierał obsadę, jak kręcił, jak pokonywał różnego typu przeszkody, jak wymyślał nowe sposoby opowiadania filmem.
Dla wielbicieli starego kina, a Hitchcocka w szczególności - pozycja nieoceniona,
Nie jestem tu oryginalna - bardzo lubię filmy Hitchcocka - dzięki angielskiemu Amazonowi obejrzałam po okazyjnej cenie - tam takie vintage cinema jest za 4 funty - niemal wszystkie, a zrobił ich kilkadziesiąt. Co ciekawe miałam przy tym taki efekt rosnącego zainteresowania - te filmy zyskują, gdy je oglądać seriami - przy oswojonych przez to realiach lat 50, 60 tych. To bardzo interesujące, jak zmianiła się rola i sposób pokazywania kobiet na przestrzeni dziesięcioleci. Przełomowe w tym procesie były lata siedemdziesiąte, czyli w filmach Alfreda Hitchcocka mamy kobiety sprzed rewolucji...
Mamy też humor zadziwiająco nieprzeterminowany mimo odległej daty produkcji. A sama książka?
Dla koneserów filmów reżysera. Zapis rozmowy prowadzonej przez pasjonatów tematu.
Słyszałam o książce Truffaut'a, że była zamierzonym czy nie - udanym narzędziem rehabilitacji twórczości reżysera uważanego przez swoich współczesnych tylko za rzemieślinika i twórcę filmów klasy B, na które raczej nie wypadało się snobować.