Urodzony w 1971 r. w Kłodzku (dalszy szlak życiowy: Kętrzyn, Kraków, Warszawa); badacz kultury popularnej, dziennikarz, krytyk i publicysta. Pierwszy tekst opublikował w 1986 r. w „Świecie Młodych”. W sumie publikował w ponad 50 tytułach prasowych, pracował w działach kultury „Newsweek Polska” i „Wprost”, był redaktorem naczelnym „Misia”, „Chichotu” i „Premier” oraz zastępcą redaktora naczelnego (przy wakacie na tej funkcji) w „Nowej Fantastyce”.
Scenarzysta komiksów, reklam oraz programów i koncertów telewizyjnych. Jego autorski Szybki Magazyn Popkulturalny „ZAP” był emitowany w TVP1 w latach 2006-7. Obecnie współpracuje z Radiem Roxy.
Mąż i ojciec (w sumie to jego jedyna motywacja do jakiejkolwiek aktywności zawodowej). Fascynat amerykańskiej kultury popularnej pod każdą postacią (p. zdjęcie). Kiedyś napisze sam jakąś książkę, ale na razie żeruje na twórczości innych.
Od czego tu zacząć...? Może tak: Papcio Chmiel skończyłby w tym roku 100 lat. Relax - od wydawnictwa Labrum - uczcił ten jubileusz w wyjątkowy sposób. Od obłędnej okładki w wykonaniu genialnego Wojciecha Stefańca, przez shorty narysowane przez Romka Gajewskiego i Daniela Chmielewskiego, po bardzo osobisty, a przez to emotywny artykuł wspominkowy Przemysława Soroki, który przyjaźnił się z Henrykiem Jerzym Chmielewskim. Możemy się z niego dowiedzieć, m.in. kogo inspirowały komiksy Papcia, jaki kolor Papcio ubóstwiał czy też, co można zrobić ze sztucznym wężem na spotkaniu z fanami. Papcio nadal uczy i bawi, a jego spuścizna pozostanie z nami na zawsze.
Oprócz tego w numerze tradycyjnie dostajemy potężną dawkę komiksowej rozrywki i publicystyki.
Jest oczywiście wcześniej wspominana Polska Ekstraklasa komiksowa. Oprócz rysunków Wojciecha Stefańca otrzymujemy, m.in. dzieło Daniela Chmielewskiego „Meltdown Scooterboya”, gdzie smutna rzeczywistość styka się z młodzieńczą wyobraźnią i beztroską, Janka Kozę, który wysyła swojego bohatera w przeszłość dzięki Maszynie czasu, oraz Bartosza Minkiewicza, który po raz kolejny wrzuca Wilqa w sidła zastawione przez kosmitów. Z autorów zagranicznych mega wrażenie zrobił na mnie komiks Druilleta „Noc” – dawno nie czytałem czegoś tak cudownie acidowego. Rysunki wgniatają w fotel/krzesło/łóżko – co kto lubi. Są szalone, odrealnione i bardzo ekspresyjne. W warstwie fabularnej dostrzegam ciekawy mariaż, który w czasie swojej premiery nie był podobny do niczego wcześniej. Szukając jakiegoś porównania, zdałem sobie sprawę, że ta historia wygląda tak jakby bohaterowie filmu „Wojownicy” Terrenca Hilla (swoją drogą czy Amerykanin mógł inspirować się komiksem Druilleta?) spotkali się w Las Vegas z Hunterem S. Thompsonem, po czym wyruszyli wraz z nim do Międzystrefy na spotkanie z Williamem Lee i jego owadzimi mocodawcami. To są te odmienne stany świadomości, które kopią cię po jajach z całą mocą bólu, jaką Druillet włożył w dzieło, które powstało zaraz po śmierci jego ukochanej żony. To jest ta moc, o którą chodzi w komiksie. Nie mogę się już doczekać dalszego ciągu.
Oprócz tego dostajemy, tradycyjnie świetnie wyselekcjonowane, dzieła Cazy, Andre Franquina, Andreasa, Berniego Wrightsona oraz nominowany do nagrody Eisnera short autorstwa Jimmy’ego Stampa i Debory Santos pt. „Pszczeli obowiązek”, a także dalszy ciąg „Psychowersum” ze świata Incala.
Na polu publicystyczna polecam w szczególności felietony dwóch weteranów pióra. Kamil Śmiałkowski zabiera nas do czasów PRL-u, gdzie poddaje wczesny rynek komiksowy analizie pod kątem swojskiej superbohaterszczyzny. Natomiast Krzysztof Skiba przybliża czytelnikom sylwetkę Zbigniewa Nienackiego i nie jest to laurka dla autora „Pana Samochodzika i Templariuszy”.
Czyta się to wszystko znakomicie. Najgorzej, że teraz muszę czekać 3 miesiące na kolejny numer.
Polowanie na książki stało się niejako moim uzależnieniem. Nie tylko dostaję materiał do czytania, ale również spełniam pierwotne instynkty łowów na zwierzynę – im taniej tym lepiej. W końcu to niezwykły sukces upolować w stanie nowym książkę kosztującą normalnie 50 zł za 5 zł! Tym razem wyszedłem z „Wampir Leksykon” pod pachą.
Niestety ów leksykon jest śmieszny (bynajmniej nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu). Zacznijmy od podstawowego faktu, że jeżeli się interesuje zagadnieniem wampiryzmu około roku to wszystkie podane tutaj rzeczy już się zna. Logicznie można wnioskować, że książka jest dla laików. Może i tak, ale Pan Kamil Śmiałkowski zgromadził informacje trochę schizofrenicznie. Najpierw w przedsłowiu pisze, że odrzuca rzeczy w których wampiry pojawiają się tylko w jednym odcinku jakiejś serii po czym wesoło wrzuca na listę Scooby Doo.
Nie wspominam już o fakcie, że podaje rzeczy w których W OGÓLE NIE MA WAMPIRÓW. Jeszcze tego Martina odpuszczę (najwyraźniej dla większości, chory psychicznie szczyl zalicza się jako przedstawienie wampiryzmu) jako, że ciągle jest zaliczany, ale film taki jak „Anna” i wampir?! Czy naprawdę obecność w tytule słowa „wampir” upoważnia do wrzucenia go na listę? Podobnie jest w książką Reymonta „Wampir” w której SPOJLER: NIE MA WAMPIRÓW, ale pojawia się ekspertka, która pociska takie pierdoły próbując wytłumaczyć wampiryzm w tej książce, że aż głowa boli. W taki sposób to ja mogę udowadniać, że w każdym odcinku CSI (niezależnie która odmiana) jest łapany wampir.
Kolejnym faktem jest, że czasami autor albo nie wie o czym pisze, albo robi to z pamięci jak w przypadku filmu Metamorfozy.
Książka ma pełno błędów, już pal licho te sporadyczne błędy gramatyczne jak „nieumartych”, ale jak można nazywać siebie znawcą bądź wielbicielem wampirów i błędnie napisać nazwiska postaci?! Nawet nie wiecie jak często widziałem błędną pisownię nazwiska biednego Jonathana Harkera albo Arthura Holmwooda. Co zabawne w przypadku tego drugiego ten błąd popełnił jeden z gościnnych „ekspertów”, który przez pierwszą część swojego mini artykuliku nazywał go Helmwood by w drugiej połowie wrócić do Holmwood. Czy ktoś to redagował?
Następną sprawą są mini artykuły o… wilkołakach i zombie. Co one tu robią? Czy ci gościnni eksperci po prostu walnęli sobie jakiś tekst a autor ot tak od niechcenia wrzucił sobie go do książki? No nic trudno jakoś zacisnąłem zęby i przeczytałem (o dziwo) najdłuższy artykuł o zombie, choć nienawidzę tego gatunku.
Autor również miota się z wymienionymi rzeczami. Przeleciał po najbardziej znanych rzeczach i wrzucił wszystko alfabetycznie bez żadnego podziału na komiks, film, literaturę, postacie. Nie jest to jednak aż taki problem, to co mnie osobiście uderzyło to rzeczy jakie są na tej liście. Wymienia wszystkie cztery książki Zmierzchu/Sookie Stackhause z osobna (w tym drugim przypadku te wydane w danym momencie w naszym kraju),ale filmom takim jak Córka Draculi czy Syn Draculi przeznaczył jedno zdanie w krótkim haśle Dracula (1931) kontynuacje. Wymienia Edwarda Cullena i Isabellę Cullen albo Cassidy’ego (z komisku Kaznodzieja),ale nie Barnabasa Collinsa. O wyżej wymienionym Scooby Doo nie wspomnę.
Co ciekawe próbował opisywać klany z gry fabularnej Wampir: Maskarada. Próbował to słowo klucz, ponieważ opisał CAŁE trzy z trzynastu. Dla ciekawych: Brujah, Toreador i Ventrue (o Nosferatu tylko wspomniał).
Pomijam kwestię kiepskiego humoru, kiedy następuje próba żartu u mnie wywoływała ona raczej poczucie żenady.
Jeśli jesteś początkującym fanem wampiryzmu i szukasz jakiejś książki która ma jakikolwiek spis dzieł o wampirach za które możesz chwycić myślę, że ta książka może Ci pomóc (o ile kupisz ją tanio). Natomiast jeśli już jesteś zaznajomiony z tematem będziesz czytał dla siebie rzeczy oczywiste, czasami nawet zobaczysz przekłamanie.