Polska eseistka, dramaturg, poetka, tłumaczka i antropolog kultury.
Absolwentka historii Uniwersytetu Warszawskiego, Szkoły Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie oraz Ecole des Hautes Etudes en Sciences Sociales w Paryżu. W latach 2002-2008 adiunkt w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN w Warszawie. Od 2009 adiunkt w Zakładzie Etnologii Instytutu Archeologii Uniwersytetu Gdańskiego. Stypendystka m.in. Ministra Kultury, Ministra Edukacji Narodowej, rządu Francji i rządu Włoch, miesięcznika „Polityka” i Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, amerykańskiej Fundacji A. Mellona, International Writers and Translator's Center w Rodos oraz Baltic Centre for Writers and Translators w Visby. Sekretarz Gdańskiego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Nominowana do Nagrody Głównej VI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina 2000. Za książkę Ocet i łzy. Terror Wielkiej Rewolucji Francuskiej jako doświadczenie traumatyczne była nominowana do Nagrody Literackiej „Nike” 2003. Słuchowisko jej autorstwa „Podróż na Księżyc” otrzymało Grand Prix XV Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji „Dwa Teatry” w Sopocie w 2015 r.
Ciekawa historia człowieka.... zagubionego. Początkowo myślałam, że jest to wesoła historia- "krowa w bloku" i inne tego typu historie, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się śmieszne. Jednak zaczytując się w tę książkę głębiej dowiadujemy się, że to nie jest jedynie śmieszna historia inżyniera budynku, który przenosząc się w czasie spotyka się na śmieszne i komiczne sytuacje. Książka z pozoru lekka okazuje się być literaturą dającą do myślenia, pokazującą upadek człowieka spowodowany egoizmem, który mimo lat nie zmienia się i mimo iż wszystko dookoła człowieka się zmienia: starzeją się budynki, powstają nowe osiedla, technologia idzie do przodu, a człowiek pozostaje taki sam, egoistyczny i tylko z pozoru może się wydawać, że pewne wydarzenia mogą zmienić człowieka, jednak jest to tylko "sen".
Książka jest ciekawa, jednak niech nikogo nie zmylą te śmieszne historie i w miarę wesoło rozpoczynająca się książka. Mimo wesołego początku, na pewno w każdym czytelniku pozostawi ona na koniec pewien niesmak i sentyment, a przy okazji zmusi czytelnika do myślenia o życiu, o sobie, o jego czynach i ich możliwych konsekwencjach.
Moi dziadkowie mieszkają w słynnym falowcu na Obrońców Wybrzeża, więc gdy usłyszałam, że napisano książkę, w której budynek gra główną rolę, byłam zaciekawiona.
I jakby elementy się zgadzają, falowiec pełni rolę całego świata, w którym zawarta jest fabuła. Jego projektant staje się głównym bohaterem i pokonując kolejne klatki, razem z nim odbywamy podróż w czasie. Niektóre momenty są zabawne, niektóre nostalgiczne. Podróż dotyka najważniejszych wydarzeń, nastroi politycznych, jak i samej atmosfery.
„Latawiec z betonu” mógłby być perłą paradokumentu, ale niestety tak się nie stało. Dlaczego? Ciężko powiedzieć, pomimo niedużej ilości stron – historia po prostu nużyła i się dłużyła. Czy to kwestia bardzo powierzchownej, aż sztucznej nostalgii? A może budowy głównego bohatera? Nie wiem.
Jako ciekawostka dla osób zżytych z Przymorzem, warto poczytać.