Wstyd powiedzieć, ale przy czytaniu "Doli człowieczej" przez większość czasu przeżywałam to, co ostatnio w takim natężeniu ogarnęło mnie trzy lata temu przy "Teoriach badań literackich" Mitosek, tj. bezbrzeżną i otępiającą nudę. Kiedy jednak zaczęło już być ciekawie (gdzieś koło połowy książki),wynagrodziło mi to z nawiązką wcześniejsze cierpienia.
Warstwa faktograficzna - przebieg walk, polityczne rozgrywki, kolonialne interesy - była dla mnie o wiele mniej interesująca niż przeżycia ludzi w sytuacjach skrajnych, ich odmienne motywacje (żądza dominacji Ferrala, idealizm Kyo, hazardowe rozedrganie Clappique'a, braterskie poświęcenie Katowa) i oczywiście refleksje na temat samotności i cierpienia wpisanych w ludzki los. Przemówił do mnie też motyw, który już od jakiegoś czasu chodził mi po głowie: czym właściwie jest człowiek - sumą swoich czynów, widzianych przez innych ludzi, czy jednak czymś innym, zawartym w samym sobie? Własnego głosu - jak odkrywa Kyo - nie słyszy się przez uszy, jak głosów innych ludzi, tylko od środka, przez gardło.
Co ciekawe, książka jest wbrew pozorom bardziej romantyczna niż komunistyczna.
Książka pęknięta, nierówna, bo w zasadzie sklejona z różnych tekstów, które nie sprawdzają się jako całość. Najpierw dostajemy fragment powieści, której rękopis zniszczyli podczas wojny gestapowcy i ta część wypada najlepiej. To obraz wstrząsającego epizodu podczas pierwszej wojny światowej, gdy na froncie wschodnim niemiecka armia po raz pierwszy używa gazów bojowych, a skala tragedii dotkniętych atakiem sprawia, że w obliczu śmierci i koszmaru żołnierze zamieniają wrogość na współczucie, miłosierdzie, próbują ratować dotychczasowym przeciwników, porażeni skalą skutków działania nowej broni. Ta powieść, pisana w taki sposób jak ten fragment byłaby bardzo interesująca, niestety potem dostajemy, na siłę sklejane z nią rozważania pisane z punktu widzenia autora, chorego, wracającego do wydarzeń z drugiej wojny światowej. Pojawia się mnóstwo pytań, zagadnień na poły filozoficznych, opartych niewątpliwie na doświadczeniach samego autora, nawiązujących w pewien sposób do formy dziennika, gdzieś rozciągających się między prozą, wspomnieniem, a filozoficzną myślą.
Niestety nie dotarło to do mnie, zmęczyło, nie skłoniło do refleksji.