Czasami można odkryć autorów, których „przegapiło” się w młodych latach. Choć raczej nie o gapiostwo tu chodzi ale o to, że akurat pewnych książek nie było w pobliskich bibliotekach…
Ryszard Liskowacki w powieści „Wodzu wyspa jest twoja” mnie niebywale zaskoczył. Jakaż świetna tematyka (dziecięce armie/grupy walczące o swoje terytoria – który chłopak się c oś takiego nie bawił?),psychologia ich postaw pokazana z wielu punktów widzenia, przemiany bohaterów, no i przyroda: wakacje, woda, las, wyspa. Przyjaźnie, sojusze, „wojny”, ale też problemy domowe, przełamywanie ograniczeń. Mieszanka wybuchowa w rękach niesprawnego fachowca, ale pisarz genialny potrafi z tego ulepić coś wielkiego. I z takim przypadkiem mamy do czynienia. No i nie Mazury czy Bieszczady ale Szczecin i jego przedmieścia, co też się chwali.
Nie sądziłem że do starych największych mistrzów (Nienacki, Bahdaj, Paukszta),będę mógł dopisać kogoś kolejnego. Zabieram się za kolejne powieści Liskowackiego!
Oczywiście książka czytana w dzieciństwie. Chociaż nie pamiętam już szczegółów, to bardzo się ona podobała nie tylko mi, ale nawet moim kolegom. Jako że akcja książki miała miejsce na wyspie koło Szczecina, ktoś zaproponował, abyśmy się tam wybrali—a pewnie wtedy mieliśmy po 12-13 lat! Nawet studiowaliśmy mapy [trochę były mniej dokładne niż te dzisiejsze na Google ;)], ale do wyjazdu nigdy nie doszło…