Kochankowie mojej matki Christopher Hope 5,9
ocenił(a) na 710 lata temu Afryka, Czarny Ląd, Krwawy Kontynent.
„Kochankowie mojej matki” to powieść kameleon, ogromne zaskoczenie. Zarówno opis, tytuł, okładka książki wprowadzają czytelnika w błąd. Przyciągają niewinną ofiarę obietnicą szalonej, romantycznej przygody z nietuzinkową kobietą i jej licznymi kochankami w sercu gorącej, tętniącej życiem Afryki. Nic bardziej mylnego…
Tematem powieści jest AFRYKA; ale nie ta znana nam z opisów piękna przyrody, magii, niesamowitych rytuałów; kolebka życia. Autor odrzuca piękną egzotyczna otoczkę i wprowadza czytelnika w brutalne realia tego kontynentu. Kolonializm, niewolnictwo, apartheid, walki o władzę, postkolonializm.
Historia tytułowej matki- Kathleen- kobiety- pilota, enigmatycznej, wyemancypowanej silnej kobiety z „jajami”, kochającej wolność, wytrawnej myśliwej, zaangażowanej społecznie, ekscentrycznej, nie akceptującej segregacji rasowej- jest jedynie pretekstem dla przedstawienia subiektywnej wizji Afryki autora. Jest to potępienie kolonializmu, zniewolenia czarnych, bogacenia się białych panów kosztem krwi, godności, życia rdzennych mieszkańców.
„W Afryce zaś nie widzieli nic ludzkiego. Zniszczyli jej ludy, wykończyli je, nie tylko strzelbami i chorobami, ale także przez prawdziwe i szczere zwątpienie, by kiedykolwiek ludzie ci naprawdę żyli- i tak Afrykanie stali się niczym. A skoro to psychiczne ludobójstwo zostało dokonane, koloniści mogli zapełnić pustą przestrzeń, jak sobie chcieli, raz strzelać, kolekcjonować, chłostać, kraść i niszczyć do woli. W rezultacie Afryka wciąż była wyludniona, nawet dziś brakuje jej naturalnych, zwyczajnych ludzi, jest zaś pełna rozgorączkowanych upiorów, domagających się ponownych narodzin w ludzkiej postaci. Afryka…” (str. 181)
Książka przypomina raczej reportaż przeplatany komentarzami autora, niż tradycyjną powieść. Język jest prosty, inteligentny, dosadny, bardzo „męski”. Pisarz bez owijania w bawełnę przedstawia swój punkt widzenia, jego spostrzeżenia są niezwykle trafne, pełne ironii i cynizmu, czarnego humoru zaprawionego szczyptą goryczy.
„Jeśli zaś chodzi o bycie synem mojej matki…Cóż, to był przypadek, macierzyństwo nie było jej sposobem na życie. Bardziej przypominała jakąś zwariowaną ciotkę trzymaną w zamknięciu na strychu, aż się wyrwała, upiła, zrzuciła z siebie ciuchy i oszalała. Tak ją kochałem, ale z całego serca pragnąłem od niej uciec. Ilekroć o niej myślałem byłem przerażony. Myślę, że to właśnie czułem przez całe swoje życie” (str.182)
Książkę czytałam z ołówkiem w ręku zakreślając co bardziej soczyste fragmenty.
Przez książkę przetacza się szereg barwnych postaci. Wiele z nich jest autentycznych i odegrało ważną rolę w historii Afryki. Można lekturę interaktywnie połączyć z wyszukiwaniem w Google, czy Wikipedi kolejnych haseł, nazwisk co dodatkowo pogłębi nasza wiedzę na temat skomplikowanej sytuacji politycznej Afryki, na przestrzeni ostatnich stuleci .
Co ciekawe w książce jest niezwykle subtelny i piękny opis aktu miłosnego. Co prawda zajmuje on dosłownie kilka linijek tekstu, jednak jest przestawiony w urzekający sposób. Tego się po tej książce nie spodziewałam.
Podsumowując „Kochankowie mojej matki” Christophera Hope’a to bardzo specyficzna lektura. Czy ja polecam? Hmmm… myślę , że wielu osobom może nie przypaść do gustu, na pewno to dobra lektura dla wszystkich zainteresowanych Afryką, tą prawdziwą niewyidealizowaną Afryką.