Joe Alex - Pseudonim Macieja Słomczyńskiego, a zarazem postać literacka, główny bohater kilku powieści kryminalnych wydanych pod tym pseudonimem. Jako bohater książkowy jest detektywem i pisarzem powieści kryminalnych, który w swoich książkach opisuje własne przygody. Pod tym samym pseudonimem wydał także powieść historyczną Czarne Okręty – barwną opowieść o losach trojańczyka uwikłanego przez los w knowania egipskich kapłanów i pałacowe spiski władców Krety, wyruszającego w podróż na daleką północ w poszukiwaniu mitycznej krainy bursztynu. Publikował również pod alternatywnym pseudonimem Józef Aleks oraz Kazimierz Kwaśniewski (powieści milicyjne).
Cóż, rewelacja to nie jest. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że to nie tylko debiut Macieja Słomczyńskiego, ale i fakt, że to leciwa książka sensacyjna, a co za tym idzie, trudno do niej przykładać miarę współczesną, po ponad pół wieku kształtowania gatunku przez takich tuzów jak choćby Ludlum, Forsyth, Follett czy MacLean. Czas jednak robi swoje i powieść pokryła się sporym kurzem.
Podstawowy zarzut to jej nierówność narracyjna. Zaczyna się jak powieści wojenne Folletta „Klucz do Rebeki” czy „Igła”. Wojna, bohaterowie są oficerami jednej czy drugiej strony walczącej, mamy wątki romansowe z pięknymi kobietami, które okazują się szpiegami etc. Niestety następuje tytułowy 6 czerwca i D-Day i wszystko w powieści się psuje. Ba! Przez większość powieści tak w ogóle nie czuje się owego tytułowego lądowania na plażach Normandii. Tytuł więc nie do końca adekwatny. Po dacie lądowania autor swoich bohaterów albo szybko uśmierca, albo angażuje w batalistyczne przedsięwzięcia, co jest trochę opisane po łebkach, jakby autor chciał szybko skończyć pracę. O ile pierwsza połowa – choć boleśnie przewidywalna – nieco intryguje i zaciekawia, to druga połówka rozczarowuje. Szkoda.
Miało być tak pięknie. Autor świetnych kryminałów (jako Joe Alex),hitlerowcy, którzy uciekli do Argentyny, tajne eksperymenty, bohater, który ratuje świat i piękną dziewczynę, wartka akcja i zawiła intryga.
A tu kupa. Niby ciekawy początek, ale im dalej w las, tym więcej drzew, na które można wpaść. Intrygi nie było (a raczej była, ale dość toporna). Akcji też nie za wiele. Bije po oczach anglofilstwo autora. Bohater to stereotypowy amerykański buc, który rozwala całą precyzyjnie zaplanowaną akcję wejściem na Asterixa. Dziewczyna pół książki spędza w metalowej skrzyni, drugie pół na zmianę odpyskowuje i omdlewa. W gruncie rzeczy fabuła przewidywalna i niespecjalnie wciągająca. Jedyny plus - książka nie jest zbyt długa.
Joe Alex przewraca się w grobie, co jego autor wykoncypował. Na szczęście zostały o wiele lepsze kryminały.