Sztuczne języki literackie. Ich tworzenie to prawdziwa sztuka. A ich przekłady – to dopiero wyzwanie
Esperanto to język, który został stworzony przez Ludwika Zamenhofa pod koniec dziewiętnastego wieku. Jest prawdopodobnie najpopularniejszym w tej chwili językiem sztucznym, zaliczanym do pomocniczych (IAL). Ma pomagać w komunikacji, nie zastępując języków narodowych. W tym artykule zajmiemy się jednak językami, które swój żywot wiodą na kartach książek, ułatwiają komunikację w równie sztucznych jak one światach, powstałych w wyobraźni pisarzy i poetów.
Art-lang, czyli język artystyczny, będący odmianą kon-langu, języka sztucznego
Pierwsze próby tworzenia sztucznych języków artystycznych miały miejsce w czasach średniowiecza. Nie chodziło tu bynajmniej o języki mające szyfrować przekazywane informacje (podobno taki mieli templariusze, a także ich przeciwnicy „z drugiej strony barykady”, czyli arabscy asasyni). Teologowie z wieków średnich próbowali na przykład stworzyć, a właściwie odtworzyć mowę, jaką posługiwał się biblijny Adam.
W bliższych nam czasach ogromną popularność dzięki wydawniczemu sukcesowi odniosły języki Śródziemia, których używają bohaterowie „Władcy pierścieni”, „Hobbita”, czy też wielkiego przewodnika po historii tego świata – dzieła „Silmarilion”.
Autor tych książek, czy może wręcz demiurg świata elfów, hobbitów i krasnoludów – John Ronald Reuel Tolkien wyposażył różne ludy we własne języki. Podobno najpierw w głowie pisarza powstał język właśnie – quenya; a jeśli pojawił się język, trzeba było wymyślić miejsce, w którym żyć będą istoty nim się posługujące. W ten sposób z niebytu powstało Śródziemie, w którym quenya mówiły elfy. Oczywiście w miarę rozbudowywania się świata Tolkiena przybywało także narzeczy: był więc adunaicki i westron (posługiwali się nim ludzie), sindarin i telerin (elfickie), krasnoludzki khuzdûl i jeszcze kilka innych. Co ciekawe w tolkienowskim świecie powstawały także języki sztuczne, kon-langi Śródziemia, jako choćby złowroga Czarna Mowa czy też migowy język krasnoludów, czyli iglishmêk.
Kon-lang, czy to stworzony z potrzeb artystycznych, czy też stricte utylitarnych, jest językiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Ma nie tylko słownictwo, ale i gramatykę, strukturę; pełni istotną rolę w tworzeniu kultury, przekazywaniu skomplikowanych emocji. Tolkien nie był pierwszym, który wplótł stworzony przez siebie język w naturalny, w którym pisał. Takie próby czynili kilkaset lat wcześniej Thomas More w „Utopii”, czy Jonathan Swift w „Podróżach Guliwera”. To jednak, co zrobił twórca „Władcy pierścieni”, nie ma sobie równych.
Tworzenie art-langów nie umarło wraz Tolkienem.
Klingoński i high valyrian
Język klingoński, którego twórcą jest językoznawca Marc Okrand, to art-lang powstały na potrzeby serialu, nie literatury. Jednak, jako że Klingoni z ekranów przenieśli się także na karty książek opisujących ich uniwersum, grzechem byłoby o nim nie wspomnieć. Tym bardziej że – podobnie jak języki naturalne – przez cały czas ewoluuje, doczekał się wydania drukowanych słowników, a nawet swojej językowej wersji interfejsu wyszukiwarki Google.
Valyriański to z kolei dziecko Georga R. Martina i Davida J. Petersona. Podobnie zresztą jak język dothraków w „Pieśni Lodu i Ognia”. Swoje bardziej rozbudowane wersje high valyrian i dothrak zyskały w dialogach filmowych „Gry o Tron”.
Co ciekawe, Peterson wymyślał lub konsultował tworzenie języków w kilkunastu co najmniej produkcjach filmowych, także w netflixowej wersji „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego, gdzie tworzył dialogi w Starszej Mowie, będącej domeną elfów i magów. Ma w swoim dorobku również shiväisith („Thor. Mroczny świat”) czy nelvayu („Doktor Strange”). Valyriańskiego można się także uczyć przy użyciu popularnej aplikacji do nauki języków – Duolingo. Nie wierzą państwo? Możecie się przekonać sami. Wystarczy zajrzeć do aplikacji.
Są też sztuczne języki, które znalazły swoje miejsce w używanym języku naturalnym. „Nowomowa” płynąca z ust wielu polityków to przecież nic innego jak orwellowski „newspeak” z „Roku 1984”. Pozostaje jedynie wierzyć, że wspomnianych polityków od realiów powieści George’a Orwella dzieli jeszcze całkiem spory dystans. Trzymajmy za to, proszę, kciuki.
James Joyce wymyka się wszelkim porównaniom
O ile w „Ulissesie” James Joyce używa, mimo wszystko, angielskiego, wciągając jedynie czytelników w różnego rodzaju językowe gry, to w „Finnegan’s Wake”, przełożonym na polski przez Krzysztofa Bartnickiego jako „Finneganów tren” (z utworem mierzył się także Maciej Słomczyński) wszelkie językowe czy lingwistyczne szkielety zostały rozbite na kawałki, podniesione, złożone jeszcze raz, a potem zmiksowane i uformowane od nowa. Brzmi skomplikowanie? To przebrnijcie państwo przez ponad sześćset stron tego tekstu! Nawet krótki kontakt pomoże w przeczytaniu „Ulissesa”, bo gdy już nasze szare komórki zostaną ponakłuwane frazami z „Finneganów…” i przypieczone szaloną składnią zdań z tej książki, przez strumień świadomości Molly Bloom prześlizgniemy się z lekkością i gładkością panczenisty na dobrze przygotowanym lodowym torze.
W każdym razie język Jamesa Joyce’a, mimo że w zasadzie jest językiem angielskim ( z naciskiem na „w zasadzie”), wymyka się wszelkim zaszeregowaniom. Samuel Beckett napisał o książce Joyce’a, że, proszę wybaczyć niedoskonały przekład na polski, ta pozycja w ogóle nie jest napisana, nie służy też do czytania, można jej słuchać, można ją oglądać, nie opowiada o niczym. Wielkie umysły brnęły przez „Finneganów tren” latami. Ciekawe, ilu czytelników lubimyczytać.pl się odważyło lub odważy…
Gramatyka Jacka Dukaja
Jacek Dukaj, jeden z ciekawszych polskich twórców ostatnich kilkunastu lat, także śmiało bierze się za bary z językiem. Nie wymyśla co prawda stricte nowego, ale w „Perfekcyjnej niedoskonałości” tworzy zupełnie nowy rodzaj gramatyczny. W świecie wykreowanym na kartach tej powieści ludzkość przekroczyła wszelkie bariery, także płciowe. Ciało jest czymś absolutnie umownym, siłą rzeczy rodzaje gramatyczne, przynajmniej te dotychczas obowiązujące, tracą sens. Byty funkcjonujące w „Perfekcyjnej niedoskonałości” – phoebe – zasługują więc na swoje własne reguły. Zamiast: „słyszałaś” czy „słyszałeś” mamy „słyszałuś” i wszelkie wynikające z tego stanu rzeczy gramatyczne związki. Jacek Dukaj bardzo odważnie poczyna sobie z językiem na kartach swoich powieści; buduje zarówno neologizmy, jak i stwarza zupełnie nowe znaczenia dla słów funkcjonujących w języku polskim od dawna, a nawet na tyle archaicznych, że wypadających z codziennego użytkowania.
Wydaje się tu godnym następcą Stanisława Lema, który splatał i rozplatał archaizmy, nieraz w przezabawny sposób, choćby w „Cyberiadzie”.
Neologizmy to nie nowy język, ale zupełnie nowy sposób opisania emocji
Skoro mowa o emocjach, nie powinniśmy zapomnieć o poezji. A tu swoje miejsce znajdują neologizmy. Nie mamy więc tworzenia sztucznego języka, jakiegoś art-langu z gramatyką, fonetyką i ortografią, mamy natomiast słowa, które pozwalają zwerbalizować, nieopisywalne, zdałoby się rzec, emocje. Bolesław Leśmian – jeden z większych oryginałów polskiej poezji doczekał się nawet nazwania swoim nazwiskiem całej grupy neologizmów, które wplatał w swoje strofy. Dalekie echa leśmianizmów można znaleźć we wspominanej już „Cyberiadzie” Stanisława Lema, ale oczywiście najlepiej zaczerpnąć ich u samego poety. Jego „najdalszość” i „bezświt”, czy „zaniedyszenie” pobrzmiewają szaleństwem, dopóki… No właśnie, dopóki nie uruchomimy wyobraźni i nie pozwolimy myślom płynąć, by wyobrazić sobie zapadający zmierzch i „całe swoje w snach odmilkłe brzóstwo / Z nagłym szeptem wcudnia do strumienia”. Widzicie to? A może raczej powinienem zapytać, czy państwo to czują?
Jak przekładać sztuczne języki?
Tu dopiero zaczynają się wyzwania. Chyba jeszcze trudniejsze niż tłumaczenia poezji, które nie tylko język wiersza oddać powinny, ale i jego rytm, melodię, którą wplótł w strofy poeta, ich autor. W językach sztucznych, choćby tolkienowskich, należy oddać także ich gramatykę. Tworzone sztucznie języki pozostają często w pewnych relacjach z językami naturalnymi, jak choćby język Rohirrimów u Tolkiena, nawiązujący do staroangielskiego – wymaga stosownego, zarchaizowanego tłumaczenia na język polski. Przedstawiony powyżej przykład to jedno z prostszych zadań stojących przed tłumaczami kon-langów. Proszę sobie wyobrazić lingwistyczny roller-coaster zafundowany tłumaczom przez Jamesa Joyce’a we wspominanym wcześniej dziele „Finneganów tren”. Niemniej dzieła Joyce’a i innych tworzących w swoich własnych językach doczekują się przekładów, a ich tłumacze, jeśli podołają zadaniu, stroją skronie w laury tych, którym żaden język nie straszny.
Artykuł został po raz pierwszy opublikowany w 2022 roku.
komentarze [33]
Bardzo to ciekawe !! Zastanawia mnie jak ci autorzy mogą tak po prostu wymyślać języki do swoich książek ?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJęzyk "rogatych" z Saga. Tom Pierwszy to chyba trochę esperanto?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dzieci z Bullerbyn też bawiły się w wymyślanie swoich języków. Dziewczynki miały swój, chłopcy swój język.
Ja uwielbiam neologizmy. Tworzenie neologizmów to zresztą bardzo praktyczna umiejętność, np. przy wymyślaniu haseł.
Jeszcze chciałam dodać - to nie do końca na temat, bo nie sztuczny język, ale tylko inny zapis (alfabet), ale nadmienię więc jeszcze o:
- "Małym Księciu" po francusku, ale zapisanym alfabetem Morse'a
https://sztambuch-rozy.blogspot.com/2018/06/kropka-kropka-kreska-kreska-may-ksiaze.html
- po angielsku w zapisie alfabecie aurebesh (z Gwiezdnych Wojen)
...
Braile - to wiele książek :) A "Mały Książe" czyli "Książe Szaranek" - wydany został w gwarze poznańskiej też :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Tak, wiem. Nawet dwukrotnie: w niemieckim wydawnictwie Edition Tintenfass i w polskim Media Rodzina
https://sztambuch-rozy.blogspot.com/search/label/wielkopolski
A oprócz tego w Polsce wyszedł jeszcze MK po: kaszubsku, prusku, mazursku, łemkowsku, śląsku, wilamowsku, w gwarze podhalańskiej, a nawet w jidysz Warszawy :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postO kurczę nie wiedziałem. Jako poznaniak sfokusowałem się na "Szaranka"... Dziękuję :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postA gdzie jest nakręcana/mechaniczna pomaranczą ze zrusyfikowanym angielskim?
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postBardziej naturalne niż nieudolny język Galicyan .
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postUdolny czy nie, to nieważne - grunt, że sztucznie wymyślony przez autora powieści.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postWiem, że brak jest definicji, żeby rozróżnić dialekt od języka, ale większość chyba się zgodzi, że "Chłopi" to jednak wymyślony na potrzeby książki dialekt języka polskiego.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJedną z ciekawszych koncepcji jakie spotkałem w literaturze, był język pisany oparty na zupełnie innym, bo nieliniowym postrzeganiu czasu. Zawarte jest w opowiadaniu "Historia twojego życia" w zbiorze Siedemdziesiąt dwie litery Opowiadanie zekranizowano w 2016 pod tytułem "Arrival" (polski tytuł: "Nowy początek")
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postDla zainteresowanych: https://omniglot.com/conscripts/fictional.htm
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNie znałem, nie widziałem. Zajrzałem, dziękuję!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post