Korzenie totalitaryzmu Hannah Arendt 7,9
ocenił(a) na 92 lata temu Ciężko się to czyta z dwóch powodów. Jednym jest język. To o czym piszą we wstępie tłumacze: pierwsza książka filozofki po angielsku, zagmatwane, długie zdania, nieporadna składnia. Rozumiem argument tłumaczy, że zdecydowali się na zgodność z oryginałem zamiast poprawek, ale jako czytelnik wolałabym, żeby tę pracę wykonał ktoś na nowo. Zdarzały się takie zdania, o długości akapitów, które teoretycznie miały sens, ale ich intencje, miejsce w wywodzie, było dla mnie kompletnie niezrozumiałe.
Jest jeszcze jeden kłopot z językiem „Korzeni totalitaryzmu”. Arendt często posługuje się pojęciami których nie używa tradycyjna historiografia, albo używa ich w inny sposób, to powoduje że trzeba sobie na nowo układać w głowie podstawowe dla wywodu pojęcia. Ja miałam ogromny problem z prostym zdawałoby się motłochem. To jest słowo, które mogłyby ze mnie wyrzucić emocje i za każdym razem gdy używała go Arendt widziałam pod nim coś nie do końca realnego. Arendt tłumaczy motłoch jak wyobcowanych z każdej warstwy społecznej, będzie to więc i robotnik bez pracy, artysta hochsztapler i arystokrata bez obowiązków. Ta wiedza nie urealniła mi jednak pojęcia. Drugie z bardzo ważnych dla wywodu, a dla mnie kłopotliwych, pojęć to państwo narodowe (i jego XIX-wieczny kryzys),tu znowu widać ogromną różnicę w tradycji i sytuacji historycznej zachodu i wschodu Europy. Arendt traktuje jako kryzys państwa narodowego nie tylko polaryzacje interesów poszczególnych warstw (klas) społecznych, ale także postrzeganie państwa jako tworu etnicznego.
„Korzeniom totalitaryzmu” powinna towarzyszyć współczesna redakcja i solidne przypisy historyczne.
Ale i tak bardziej od języka „ciąży” w czytaniu tematyka.
To najbardziej znane sformułowanie Arendt - „banalność zła” nie pada w tej książce. Ale sama idea jest dobrze widoczna. To właśnie czyni lekturę tak przygnębiającą, gdy zło jest potworem, erupcją i wynaturzeniem człowiek nie tylko czuje się dużo bezpieczniejszy, ale nie musi też przyglądać się sobie.
Arendt tworzenie się totalitaryzmów pokazuje jako długotrwały europejski (książka wychodzi poza granice kontynentu tylko w ramach europejskiej polityki) proces. Konsekwencja takiego spojrzenia jest po pierwsze odejście od tezy o nieuchronności wydarzeń (zdarzył się Hitler, zdarzył się Stalin i nic nie można było poradzić) po drugie przyjęcie perspektywy wspólnej odpowiedzialności. To wszystko nie oznacza usprawiedliwień dla zbrodniarzy, za to niszczy komfort „bycia po dobrej stronie”. W tym kontekście immanentnie wydawałoby się wpisane w systemy totalitarne „wodzostwo” także jest tylko pochodną ich istoty (konkretnie jest personifikacją obowiązującej wiary w ludzką wszechmoc.)
Pod względem historycznym najwięcej nowego dowiedziałam się z części pierwszej dotyczącej rozwoju antysemityzmu w Europie (niestety tylko zachodniej). W drugiej części bardzo ciekawe i niezwykle przykro aktualne są rozważania o uchodźcach i bezpaństwowcach i konsekwencjach ignorowania, także w moralnym wymiarze, tego problemu.
Część trzecia to próba stworzenia takiej definicji totalitaryzmu (na przykładzie stalinizmu i nazizmu) która pokazywałaby czym różni się on od znanych od wieków tyranii, wszelkich autokracji, a także faszyzmu.
Charakterystyczne, Arendt nigdy nie używa sformułowania system totalitarny (są ruchy totalitarne, partie, stowarzyszenia, w końcu państwa). Podstawową jednostką znaczeniową jest ruch totalitarny. Jest to konsekwencja przekonania badaczki że totalitaryzmy nie tworzą systemów (ani ideologii) sensu stricto. Są ruchami, bo charakteryzuje je ciągła zmiana. Stała jest jedynie pseudonaukowa zasada naczelna - ewolucja rasy w kierunku doskonałości, czy społeczeństwo bezklasowe.
„Naczelna negatywna cecha totalitarnej elity polega na tym, że nigdy nie zatrzymuje się, aby pomyśleć o prawdziwym świecie i nigdy nie porównuje kłamstw z rzeczywistością”
„Jednak lojalność tych, którzy nie wierzą ani w ideologiczne formułki, ani w nieomylność wodza, ma także głębsze , nieformalne powody. Łączy tych ludzi zdecydowana i szczera wiara we wszechmoc człowieka. Ich cynizm moralny, wiara, że wszystko jest dozwolone, opiera się na mocnym przekonaniu, że wszystko jest możliwe.”
„Celem totalitarnego wychowania nie było nigdy wpojenie przekonań, ale zniszczenie zdolności do posiadania ich w ogóle.”
„Za pomocą uogólnień totalitarna propaganda stwarza świat gotowy do rywalizacji ze światem prawdziwym, którego zasadniczą słabością jest to, że nie jest logiczny, spójny i zorganizowany.”
drugi raz: „ruchy totalitarne wyczarowują kłamliwy, spójny świat dostosowany do potrzeb ludzkiego umysłu lepiej niż rzeczywistość”.
„Praktyczny cel ruchu polega na objęciu swoim zasięgiem maksymalnej liczby ludzi, na zorganizowaniu ich i utrzymaniu w napięciu. Cel polityczny, który równałby się końcowi ruchu, po prostu nie istnieje.”
można by tak długo, ale to zbyt przygnębiające