Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant60
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński29
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Arkadij Waksberg
2
6,1/10
Pisze książki: literatura piękna, reportaż
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,1/10średnia ocena książek autora
38 przeczytało książki autora
26 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Łysina Lenina. Wspomnienia adwokata Arkadij Waksberg
5,8
Macie czasem tak, że kupujecie albo dostajecie jakąś książkę i nie czytacie jej od razu, tylko leży i na Was czeka? A gdy w końcu do niej siadacie to stwierdzacie “jeny, czemu wcześniej jej nie zaczęłam, bo jest świetna”? Książka “Łysina Lenina” to jeden z takich przypadków. :)
To też jedna z tych powieści, które pokazują, jak zaskakujące potrafi być życie. Były adwokat wspomina sprawy, w których uczestniczył i mówi o nich tak, że przypominają dobry kryminał. Jednak jest to o tyle ciekawa pozycja, że opiera się na prawdziwych historiach i wiesz, że te osoby naprawdę istniały (lub żyją nadal). Przy okazji można się dowiedzieć, jak funkcjonowały (albo raczej stwarzały pozory) sądy w ZSRR. Każda historia ma coś w sobie, chciaż niektóre są naprawdę absurdalne.
Łysina Lenina. Wspomnienia adwokata Arkadij Waksberg
5,8
Wspomnienia znanego adwokata z czasów ZSRR, w których autor pisze głównie o sprawach kryminalnych i cywilnych (oszustwa). Niektóre opowieści są bardzo ciekawe, niestety wszystko niweczy styl autora, rozwlekły i nudny. Gość nie ma za grosz talentu literackiego. Poza tym strasznie mało tam o specyfice prawa radzieckiego, które jak wiadomo opierało się na podstawie klasowej (robociarz dobry, burżuj i inteligent zły) i na przyznaniu się oskarżonego do winy. W sumie rozczarowanie.
Staram się czytać książki o historii sowieckiej a ta wyglądała obiecująco: intrygujący tytuł i zapowiedź wspomnień znanego adwokata z czasów ZSRR dawały nadzieję, że dostaniemy ciekawy i szczery opis sowieckiego systemu prawnego. Niestety, rozczarowałem się i zaraz objaśnię dlaczego.
Autor opisuje najciekawsze sprawy sądowe, głównie kryminalne, ze swojej długiej kariery. Ale wszystko to jakieś takie mdłe, nijakie, przegadane. Zabrakło dobrego redaktora, który by to wszystko wziął w karby. Poza tym bije z książki duma z radzieckich organów sprawiedliwości, ani się zająknie autor o kompletnej zależności sędziów od kagiebistów i polityków, o stronniczości sądów, o straszliwej brutalności i niekompetencji milicji. Za to często opowiadania przypominają kryminały sowieckie: milicja niestrudzenie prowadzi śledztwo, znajduje sprawcę, a sąd sprawiedliwie wydaje wyrok; ma się wrażenie, że rzecz cała napisana została w czasach sowieckich. Tylko czasami napomknie Waksberg, że sądy nie biorą pod uwagę zastrzeżeń adwokatów, naciągają dowody i wydają błędne wyroki zgodnie z oczekiwaniami milicji i prokuratury, łamiąc życie niewinnym ludziom. Albo, że biedacy zostają niesłusznie skazani, a członkowie nomenklatury wywijają się. Ale tego za mało jest niestety.
Jeśli chodzi o historie sądowe to trzy nazwiska przychodzą mi do głowy: Jerzy Urban tworzący w latach 70. śmieszno-straszne kroniki sądowe pokazujące obyczaje czasów PRL-u, von Schirach piszący opowiadania sądowe z przechyłem moralnym, i wreszcie Grzegorz Gozdór z jego krytyką obecnego systemu sprawiedliwości. Każdy z wymienionych napisał świetne rzeczy w swoim stylu. Problem z Waksbergiem taki, że nie wie na co się zdecydować, ani to obyczajowa kronika sądowa, ani moralitet, ani krytyka systemu. Wszystkiego po trochu a razem jakby nic.
A możliwości były, weźmy autentyczną historię opisaną w opowiadaniu 'Dziurawy rondel'. Oto żyją cztery rodziny w komunałce (dla niezorientowanych: komunałka to sowieckie mieszkanie w którym każda rodzina miała pokój, łazienka i kuchnia były wspólne),nazwijmy je A, B, C i D. Żona A ma romans z mężem z B. Żona B odkrywa romans, kłótnia, skandal, ale po pewnym czasie romansująca para zamieszkuje ze sobą, a pozostawieni (mąż B i żona A) też zaczynają żyć ze sobą w tej samej komunałce: ludzie się tylko przenieśli z pokoju do pokoju. A potem mąż A zostaje zamordowany, podejrzana jest była żona z kochankiem. To nie koniec, bo jeszcze pojawią się C i D... Wspaniała historia! Zoszczenko zrobiłby z tego arcydzieło, a Urban perełkę! A u Waksberga jakoś się opowieść rozłazi, lanie wody i nuda...
W sumie zagadką jest dla mnie, dlaczego takie książki się tłumaczy i wydaje. Czyżby w nadziei, że atrakcyjny tytuł przyciągnie czytelników? Pewnie tak, bo mnie przyciągnął...