Wielcy królowie. O władzy absolutnej w starożytnym Egipcie i świecie współczesnym Kara Cooney 6,7
"W rezultacie starożytny Egipt zwodniczo każe nam wierzyć, że scentralizowana monarchia to czas, w którym chciała żyć większość ówczesnych Egipcjan. Ideologia stojąca za autorytaryzmem jest tak kusząca, że wciąż na nas działa, nawet ta sprzed tysięcy lat. Każe wierzyć, że preferowano jednorodność, monumentalizm i tworzenie miejsc pracy - nawet jeśli brakowało swobód i sprawiedliwszej dystrybucji bogactwa, a zapłata za pracę była starożytną wersją płacy minimalnej." / K. Cooney 'Wielcy królowie'
Kara Cooney, wykładająca na amerykańskim uniwersytecie egiptolożka, pokusiła się o stworzenie publikacji, w której porównuje starożytne panowanie faraonów z rządami całego współczesnego aparatu władzy i często stawia pomiędzy nimi znaki równości. Sugeruje, że to z zachwytu nad egipskim autokratyzmem, zrodziła się w kolejnych wiekach chęć do powielenia schematów, która trwa do dziś. Cooney konkluduje, że to, co tak podziwiane od zarania dziejów, dzieje się na naszych oczach i prowadzi do zguby równej z upadkiem kilkudziesięciu egipskich dynastii. Potęga piramidy już nie omamia tak jak dawniej, a ukazuje kruchość tego, który pod jej wielkością się ukrył.
Czy te wszystkie rozważania są słuszne?
Pewnie tak, lecz sposób w jaki zostały sprezentowane jest dla mnie nie do przyjęcia.
WIELCY KRÓLOWIE to książka bez wątpienia niezwykle ciekawa. Czytanie o faraonach, ich dokonaniach i porażkach to zajęcie, które może pochłonąć. Kluczem w tej książce są jednak nie tylko rządy władców, ale i reakcje społeczeństwa; losy szarych i mniej szarych na tle despotycznej władzy "bogów". Dowiadujemy się, że - jak zawsze - ci, którzy są na dalekim końcu łańcucha, są najbardziej uciemiężeni, wręcz nie istnieją. Kobiety, dzieci, niewolnicy, mniejszości etniczne... Niektóre rzeczy się zmieniły, ale wiele nie, a przecież dzielą nas tysiąclecia. I ja to wszystko, tę całą pracę pani Cooney ogromnie szanuję, mam jednak jedno poważne ALE.
Bowiem głównym problemem wydają się podprogowe sądy autorki, która nie kryje swoich animozji oraz upodobań politycznych, co w książce, która ma obiektywnie (autorka nigdzie nie zaznaczyła, że treść jest na wskroś subiektywna) przyjrzeć się i zestawić władzę faraonów ze współczesnymi rządami po prostu nie przystoi. Wolałabym by pani Cooney była bardziej bezstronna. Tym bardziej, że podczas całej lektury nawołuje do tego, by nie szufladkować i nie generalizować, bo nic według niej nie jest czarne albo białe. Wszystko pięknie i ładnie, tylko sama się do swoich słów nie stosuje. Już nie wspominając o jej silnie narzucających trend, "fundamentalistycznie" feministycznych zapędach, które karzą jej i wszystkim co do joty czytelnikom traktować np. "patriarchat" jako największe zło świata i powód wszelkich dzisiejszych problemów. Nawet jeśli by tak było to wrzucanie wszystkich do jednego worka nie jest oznaką braku generalizowania, który autorka wyraźnie podkreśla (!). Gdyby nie ilość propagandowych bolączek, znaczna część książki mogłaby być zdecydowanie lepsza.
Na podstawie tej i kilku innych książek, zauważyłam jednak, że bardzo często symbolem współczesnej literatury (i w sumie nie tylko) jest prywatne sianie propagandy, a nie obiektywne zajęcie się przedmiotem pracy. Każdy musi mieć zdanie na każdy temat i jadowicie je wygłaszać, wręcz natarczywie je komuś wciskać. Sami rozumiecie zatem, że nie jestem w stanie polecić Wam WIELKICH KRÓLÓW - nie w takiej formie. Szkoda, bo pomysł był naprawdę świetny, lecz został zwyczajnie przegadany.