Cena altruizmu. George Price i poszukiwanie źródeł moralności Oren Harman 6,1
ocenił(a) na 34 lata temu Sobie przyznaję dziesięć gwiazdek. Za to, że przebrnąłem przez tę potwornie nudną cegłę. Był to proces mozolny, nie pozbawiony upadków, złudnych nadziei na więcej ciekawych fragmentów. Ale do rzeczy…
Odniosłem wrażenie, że autor nie mógł się zdecydować, o czym chce pisać. Początkowe rozdziały (prolog i rozdział pierwszy) dają wielką nadzieję na wciągającą, nie pozwalającą się oderwać lekturę. Mamy dłuższy wstęp o tym, jak to zaczynają się ścierać dwa punkty widzenia idei Darwina. Z jednej strony spojrzenie na naturę jako nieustanną walkę każdego z każdym, krew i pazury. Z tej strony mamy Huxleya. Z drugiej idea dążenia do współpracy reprezentowana przez anarchistę Kropotkina. Wydawało by się, że otrzymamy rodzaj biografii rozwoju myśli ewolucyjnej poszukującej źródeł współpracy i altruizmu, gdzie biografia Georga Price’a jest kanwą owych przemyśleń. Niestety tak nie jest. Laik, który chciałby dowiedzieć się czegoś o rozwoju myśli ewolucyjnej w powyższym temacie niewiele pojmie, jeśli w ogóle cokolwiek. Nie ma ciągłości narracji, wątek co chwila się rwie, autor przeskakuje do innych tematów. Nie inaczej jest z biografią samego Price’a. Dziesiątki stron autor poświęca na nic nie wnoszące wypełniacze. Rozumiem, że czasem warto szerzej naszkicować tło wydarzeń, oddać atmosferę czasu i miejsca, ale bez przesady. Kiedy autor opisuje, gdzie Price zamieszkał w Londynie, autor rozwodzi się nad tym, kto ze znanych ludzi w okolicy przesiadywał w okolicznym pubie. Kiedy Price doznawał nawrócenia na chrześcijaństwo i zajrzał do pewnego kościoła, niemal na stronę autor rozpisuje się, niczym w przewodniku turystycznym, jak ten kościół wygląda, w jakim stylu ma kolumny etc. Gdyby wyrzucić cała masę zupełnie zbytecznych informacji, z książki została by może połowa.
Pozostaje też kwestia stylu. Może kogoś zachwyci, mnie nużył i irytował. Być może to kwestia polskiego tłumaczenia i redakcji. W tekście odniosłem wielokrotnie wrażenie, że mam do czynienia ze składną angielską, a nie polską. W pewnym momencie natknąłem się na zdanie, gdzie zamiast tzw. podwójnego przeczenia częstego w polskim, pozostawiono pojedyncze, angielskie. Takie kwiatki nie ułatwiają czytania.
Mniej więcej przez połowę książki (a i potem też wielokrotnie) nie mogłem dojść, do czego autor zmierza w swej narracji, oczywiście poza samym faktem samobójstwa Price’a. Wyraźnie darzy Pice’a dużą sympatią, nie ukrywa fascynacji nim. Szkoda tylko, że nie potrafił tą fascynacją zarazić. Dowiedziałem się, że Price był człowiekiem o absolutnie nietuzinkowym umyśle, ale z książki niewiele się dowiemy o jego naukowych dokonaniach poza pewnym matematycznym wzorem, który stał się podstawą do zrozumienia działania doboru naturalnego na wielu poziomach jego działania. Dowiemy się, gdzie Price pracował, czy może lepiej powiedzieć – gdzie bywał zatrudniony, żeby snuć swoje naukowe rozważania. Bohater książki jawi mi się jednak niemal od samego początku jako postać absolutnie odpychająca, skoncentrowana całkowicie na sobie, owładnięta obsesją dokonania czegoś wyjątkowego. Kiedy w pewnym momencie ogarnia go religijna obsesja (inaczej tego nazwać się nie da),Price wydaje mi się wręcz odstręczający. Mogę podziwiać jego niesamowity umysł, ale jako postać zdecydowanie nie należy do sympatycznych.
Lektura tylko dla mocno zdeterminowanych. Osobiście z większą fascynacją poczytam dobry podręcznik biochemii, nie mówiąc już o – powiedzmy – podręczniku „Zarys mechanizmów ewolucji”.