Najmłodszy w rodzinie wybrał sobie w bibliotece trzy książki. "Hej ho!", "Czy dosięgnie?" i "Zostaw to mnie".
Po ostatniej książce innego autora ale podobnego wydźwięku zaczynam stwierdzać że czasem dzieciom nie jest potrzebna opowieść, potrzebują aby móc aktywnie uczestniczyć w czytaniu, a w tych książkach tak jest. Ty rodzicu czytasz jedną stronę typu -Pali się ogień czy straż pożarna dosięgnie? - a na następnej stronie ognia nie ma straż ma wyciągnięty wąż wysoko a tekst mówi radośnie "Dosięgnęła" Tak przechodzimy przez całą książkę ktoś coś ma zrobić a po zrobieniu "Dosięgnął" Obaj moi chłopcy i ten trzy latek i ten pięciolatek dziarsko krzyczą przy kolejnych stronach narzucony przez autora "Dosięgnął"
Myślę że książki miały uczyć współpracy przy "zostaw to mnie", szacowania wielkości maszyny przy "czy dosięgnie", oraz przeznaczenia różnych maszyn przy "hej ho". Nie jest to jednak super oczywiste a dzieci głownie radują okrzyki które mogą wydawać przy czytaniu. jak dla mnie to już jest plus. Książka która dziecko angażuje to nie byle co
Taro Miura jest japońskim autorem książek dla dzieci wydanych w wielu językach. Za Maleńkiego Króla zdobył prestiżową nagrodę Sankei Children's Book Art Award. To tak tytułem wstępu 😉Sądziłam, że książka nie przypadnie Miloszowi do gustu ze względu na grafikę a tu zaskoczenie. Oto Maleńki Król którego otacza wszystko co jest duże, wielkie, ogromne oprócz niego samego. Mieszka w ogromnym zamku, jadą przy wielkim stole, ma ogromnego rumaka, wielką wannę. Pewnego dnia postanawia znaleźć sobie żonę. Została nią wielka księżniczka. I tak oto jego życie zmieniło się diametralnie na lepsze. Opowiadanie jest zabawne z ładnymi prostymi ilustracjami na czarnym tle które nadają im uroku. Dzięki temu nie rozpraszają a skupiają czytelnika na istocie tekstu.