Czytamy w weekend
To lato nie jest dla nas zbyt łaskawe. Ciągle tylko pada i pada. Ale czy to nam przeszkadza? No, może trochę… Na deszcz i na niemal każdą inną niedogodność jednak, jak wszem i wobec wiadomo, ratunkiem dobra książka bywa. Przygotujcie zatem literackie zapasy i zaczynamy… 3, 2, 1, weekend!
Ostatnio na półkach, szafkach i stolikach w moim mieszkaniu zalega wyłącznie literatura gatunkowa - duże ilości fantastyki, trochę horroru i kryminałów. Ja jednak zupełnie nie mam ochoty na magię, kałuże krwi ani zombiaki. Dlatego też na weekend wygrzebałam spod stosów książek reportaż Katarzyny Surmiak-Domańskiej Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość.
Może się wydawać, że czasy zakapturzonych członków Ku Klux Klanu i płonących krzyży już dawno minęły. Rasistowska organizacja, kojarząca się przede wszystkim z linczami i zabójstwami czarnoskórych mieszkańców USA, nie mogłaby przecież działać w XXI wieku. Jak się okazuje, w południowych stanach duch Ku Klux Klanu jest nadal żywy.
Autorka reportażu miała okazję uczestniczyć w Krajowym Zjeździe Partii Rycerzy KKK z Arkansas, przywdziać biały kaptur i stanąć pod płonącym krzyżem. W reportażu pokazuje mieszkańców Pasa Biblijnego – religijnych, konserwatywnych, miłujących Boga i bliźniego (jeśli ten bliźni jest oczywiście biały). Pierwszy rozdział książki wywołał we mnie wściekłość – opisano w nim morderstwo trzech obrońców praw człowieka, które miało miejsce 1964 roku w Missisipi. I o ile krwawe kryminały nie wzbudzają we mnie zbyt dużo emocji, to te pierwsze akapity reportażu Domańskiej wstrząsnęły mną do głębi. Z pewnością nie będę w stanie przeczytać całości szybko, potrzebne pewnie będą „przystanki” na ochłonięcie. A to pokazuje, jak dobry jest to reportaż.
Na dzień trzydziestolecia życia osobistego Woszczew otrzymał wypowiedzenie w niewielkim zakładzie mechanicznym, w którym zdobywał dla siebie środki do życia. W wypowiedzeniu napisali mu, że usuwa się go z produkcji skutkiem wzrostu w nim osłabienia i zamyślenia w ramach ogólnego rytmu pracy. Oto początek Dołu Andrieja Płatonowa w nowym tłumaczeniu Adama Pomorskiego. Zdarza się, że książka urzeka mnie od pierwszego zdania. Tak było z Dzwonem Iris Murdoch i Łukiem triumfalnym Remarque'a. Od teraz do tej listy dołączyła owa alegoryczna wizja pierwszych lat istnienia Związku Radzieckiego. Płatonow posługując się w narracji językiem propagandy i partyjnej nowomowy kreśli groteskowy świat porewolucyjnej Rosji, tworząc sowieckość w pigułce. „Dół” był na mojej półce „chcę przeczytać”, ale jeszcze na niezbyt eksponowanym miejscu. Niedawna wizyta w ulubionej księgarni i impulsywne zakupy sprawiły, że spędzę z nią najbliższy weekend i już wiem, że będzie to dobry czas. Na koniec ciekawostka z rynku książki. 20 kwietnia br. na półkach księgarskich pojawiła się ta książka wydana przez dwa konkurencyjne wydawnictwa: jedno we wspomnianym już nowym przekładzie i drugie przetłumaczone przez Aleksandra Janowskiego. Muszę przyznać, że dla obydwu wydawnictw jest to oryginalny wybór daty premiery. Zobaczymy, komu bardziej się on opłaci.
Mam słabość do Jarosława Iwaszkiewicza, dla której trudno znaleźć jednoznaczne uzasadnienie. Z jednej strony tak, oczywiście, chodzi o to, że wspaniale potrafił pisać. Z drugiej, wielu jest autorów, którzy potrafią to robić równie dobrze lub nawet lepiej niż Iwaszka, ale niekoniecznie ci inni pisarze interesują mnie na płaszczyźnie biograficznej. A z Iwaszkiewiczem mam tak, że nie tylko z chęcią podczytuję jego opowiadania („Tatarak” za każdym razem, gdy go czytam, podbija moje serce od nowa) i wiersze (nie wszystkie udane, ale te, które są udane, są przepiękne), ale również jego Dzienniki, biografię Inne życie oraz Listy do córek (wspaniale wydane przez Państwowy Instytut Wydawniczy) – i wszystko to z ogromną przyjemnością. Gdy więc dowiedziałam się, że ukażą się listy Iwaszkiewicza i Jerzego Błeszyńskiego, wykrzyknęłam (w obecności innych osób), że muszę je mieć, koniecznie! Mam znajomych obdarzonych dobrą pamięcią, bo tydzień temu dostałam w prezencie Wszystko jak chcesz. W parę dni później zaczęłam tę książkę czytać i jak zwykle nie zawiodłam się na Iwaszkiewiczu. Nikt tak jak on nie operuje rytmem w prozie, nikt tak nie potrafi tworzyć poetyckich, ale zwyczajnych, nienapuszonych, jakby spisanych zupełnie od niechcenia opisów przyrody, miast czy emocji. Zwłaszcza tych ostatnich. Piękny dokument wielkiej miłości i raniącej, powikłanej namiętności stworzony przez zakochanego, lecz niezwykle przenikliwego w swoich obserwacjach pisarza.
A Wy z jaką książką spędzicie weekend?
komentarze [176]
"Czereśnie zawsze muszą być dwie"Czereśnie zawsze muszą być dwie
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postU mnie zakończenie przygód Ricewinda i Ostatni bohater. Z racji, że książka niezbyt gruba lecz niezwykle piękna, widzę szansę na skończenie jej w jeden weekend. Gdyby tak się stało, mała przerwa od Świata Dysku i książka Kinga, z którym miałem sporą przerwę, a mianowicie Bezsenność.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postZamiana na Powtórka właśnie dostałam w prezencie😊
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postjakimś dziwnym trafem wszystko z Czarnego? hehe
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Zakończyłam Na granicy zmysłów .
Biorę się za Siostra oraz podczytuję Z klasą, na luzie. Dobre maniery, zdrowy rozsądek i sztuka łamania zasad .
Ja weekend spędzam z książkami Ewy Barańskiej
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
W ten weekend zaczytuję się: Hel 3
i jestem całkiem zadowolona z tej lektury :)
właśnie skończyłam Wanda Chotomska. Nie mam nic do ukrycia i zaczynam Einstein. Jego życie, jego wszechświat
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post