Czytamy w weekend
W tym tygodniu Dominika wybiera się na wycieczkę Koleją Transsyberyjską. Adriana spędzi wieczór w restauracji w Barcelonie w oczekiwaniu na koniec ulewy, a Mateusz nadrabia zaległości, wyciągając książkę ze swojego stosu hańby. A co wy będziecie czytać w weekend?
Dwa lata temu spędziłam Wielkanoc w Barcelonie, rok temu kilka wiosennych dni w Neapolu, w tym roku wybieram się na majówkę do Bremy. Wyjazdy te mają szczególny charakter, ponieważ są okazją do spotkania z moimi licealnymi przyjaciółkami. Cztery kobiety, choć w głębi duszy wciąż dziewczyny, cztery odmienne światy i przyjaźń zawiązana lata temu, która w dużym stopniu nas ukształtowała, teraz ponownie rozkwita. Te krótkie, zaledwie kilkudniowe spotkania są bardzo intensywne, pełne śmiechu, refleksji, zwierzeń i planów. Są dla nas czasem odnalezionym, a może raczej czasem poza czasem. Czasem wykrojonym z codzienności, czasem, który się odradza. Bo kobieca przyjaźń to szczególny rodzaj relacji, która gwarantuje zrozumienie, akceptację, wsparcie i dobrą zabawę.
Spotkania po latach pozwalają nie tylko przekonać się o sile przyjaźni, ale i spojrzeć na siebie oczami innych, porównać ścieżki życiowe, ocenić dokonania. Nina, Julia, Lola oraz bliźniaczki Olga i Marta, które poznały się jako nastolatki w letniej szkole prowadzonej przez zakonnice, spotykają się po latach „W połowie życia”. To nie tylko nazwa restauracji prowadzonej w Barcelonie przez jedną z nich, nie tylko okres życia, w jakim teraz są, lecz także tytuł powieści hiszpańskiej pisarki Care Santos. Powieści, z którą zamierzam spędzić najbliższy weekend.
Internetowa popularność rozchodzi się falami. Tak przynajmniej wynika z moich obserwacji. Czasem wyobrażam sobie Internet jako gigantyczną sadzawkę. Co pewien czas wpada do niej coś interesującego i rozchodzi się dookoła koncentrycznym wiralem. Część z nas surfuje sobie radośnie po tej fali. Inni, mniej biegli memicznie, oglądają się za cieniem fali, która minęła, myląc ją z dopiero unoszącym się grzbietem świeżego kontentu. Tak jest np. z powracającą popularnością japońskiego słówka „tsundoku”. Oznacza ono zbieranie wielkiej ilości książek, które później, nieprzeczytane, piętrzą się we wszystkich kątach mieszkania (bardziej swojsko brzmi „bibliomania”, ale brak jej tego odcienia egzotyki). Pierwszy raz natknąłem się na nie, kiedy Internet przekazywano sobie jeszcze na dyskietkach. Od tamtej pory wraca ono do mnie z regularnością fal, kiedy kolejne rzesze moli książkowych odkrywają je (znowu) i stwierdzają: „ci mądrzy Japończycy mają specjalne słowo określające bałagan u mnie w domu”. W samym zjawisku tsundoku nie widzę nic zdrożnego. Od dawna obserwuję je wokół siebie, jakby góry nieprzeczytanego papieru rosły bez mojego udziału. Ale! Sam fakt, że mam te książki pod ręką, zwiększa szanse, że w końcu po nie sięgnę, niż gdybym zostawił je bezpańskie w księgarni. Weźmy jako przykład „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator. Od kilku lat ta powieść kurzyła się na mojej półce, bez perspektyw na świetlaną przyszłość. Gdy wtem premierę miał film na jej podstawie, który z chęcią obejrzę. A że wiadomo, „najpierw książka...”, to w ten weekend udam się w mentalną wycieczkę do Wałbrzycha. Dzięki tsundoku.
„Jest wiele pociągów, które nigdy nie dojadą na miejsce, i wiele istnień, które nigdy nie poznają celu swojej podróży”.
Syberia – zimna, odległa, miejsce zsyłki, ciężkiej pracy, powód rodzinnych tragedii i wielopokoleniowych traum – z tym niejednokrotnie kojarzy nam się ta bezkresna, skuta zimnem kraina, o której jednak wiemy chyba znacznie mniej, niż nam się wydaje.
W powieści „Powrót z Północy” przeplatają się ze sobą różne wątki i czasy. Historie współczesne – Olga Forys wyrusza Koleją Transsyberyjską w podróż, w trakcie której poznaje kilku nowych znajomych. Początek wyprawy wydaje się zapowiadać przygodę, która wraz z kolejnymi kilometrami zaczyna nas coraz bardziej przerażać. Jest coraz mniej pasażerów, a pociąg zdaje się podążać w innym kierunku niż zaplanowany.
Powieść opowiada również historię Michała Forysa, młodego inżyniera, który w przededniu pierwszej wojny światowej wraz z żoną i małym dzieckiem wyrusza do Chabarowska jako przedstawiciel firmy Rudzki i S-ka, by na rzece Amur wybudować jeden z najdłuższych mostów na świecie. Może przed czymś ucieka? W „Powrocie z Północy” pojawiają się również inne postaci, choćby młody Stalin, Rasputin czy Nicefor. Miesza się jawa ze snem, a prawda z fikcją. Tym w końcu po trosze jest dla nas dzisiaj Syberia – magiczną, tajemniczą i niezgłębioną krainą, budzącą wciąż wiele emocji i skojarzeń.
„Powrót z Północy” Mai Wolny to powieść drogi, mocno zarysowane postaci, wciągająca fabuła, a w tle dzika przyroda i bezkresna tajga. Weekend już za pasem, więc powoli szykuję się do drogi, tym razem nigdzie się nie ruszając.
komentarze [197]
Kończę czytać Kirke i jestem zadowolona z lektury. :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Za oknem 💦💨 ja przeziebiona...
Czytam Tajemnica znachorki
Polskie legendy, czyli jak to mogło być naprawdę
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ja skończyłam to
Gdzie jesteś, Leno?
A teraz zabrałam się za
Strażnik tajemnic
Właśnie skończyłem Nawałnica mieczy: Stal i śnieg
Teraz zabiorę się za Nawałnica mieczy: Krew i złoto
Pozatym ciągle czeka na mnie nie rozpoczęta Siła niższa
Zaczytanego weekendu😃