Lewym prostym: boks i literatura

Michał Cetnarowski Michał Cetnarowski
16.10.2016

Żeby pisać nokautującą prozę, nie trzeba być bokserem. Inna sprawa, że związki twórców, także tych z najwyższej półki, z boksem są zaskakująco częste; częstsze, niż podpowiadałaby statystyka. „Król” Szczepana Twardocha rzuca znów literackie światło na ten najbardziej krwawy ze literackich sportów. Kto jeszcze pisał lewym prostym?

Lewym prostym: boks i literatura

Pierwsze literackie świadectwo bokserskie liczy już ponad, bagatela, dwa i pół tysiąca lat. Oto w XXIII księdze „Iliady”, opisując rytualne zawody Achajów na uczcie pogrzebowej Patroklosa, obok wyścigów czy zapasów opisuje Homer także i walkę pięściarską Epejosa oraz Euryalosa. Mężów dwóch teraz wezwijcie najlepszych, by o nagrodę dzielnie na pięści walczyli. (…) Natychmiast mąż powstał dzielny, ogromny, w walce na pięści zaprawny – Epejos, syn Panopeja. (…) Wtedy wystąpił do walki Euryjal, co bogom był równy, syn Mekisteusa. (…) Kiedy więc pasy włożyli, na środku pola zawodów zeszli się, wzajem na siebie potężne ręce podnosząc. Zwarli się jeden i drugi i spletli ciężkie ramiona. Strasznie zgrzytnęły ich szczęki (…) – a literatura światowa doczekała się opisu pierwszego nokautu.

Że rozmiłowani w gimnastyce antyczni Hellenowie darzyli boks estymą, nie zaskakuje. Co jednak powiedzieć o lordzie Byronie, romantycznym klasyku, który w przerwach między wersami Giaura czy Don Juana znajdował także czas na sparingi z Johnem Jacksonem? Ten bokserski mistrz Anglii w walce na gołe pięści pod koniec XVIII wieku otworzył bowiem w Londynie bokserki gym dla dżentelmenów. I tak rozpoczął się nowożytny pochód boksu przez literackie salony.

Do czynnych pisarzy-pięściarzy należał Jack London. Ten self-made man, wielorybnik, korespondent wojenny, tramp, poszukiwacz złota, traper – i autor m.in. Białego Kła, Martina Edena czy Zewu krwi – walczył także amatorsko na ringu i pisał do gazet sprawozdania z największych pojedynków z początków XX wieku. W ringu stawał także Robert E. Howard, literacki ojciec Conana Barbarzyńcy. Stereotypowe przekonanie, że ktoś, kto pisał heroic fantasy, musiał być chucherkiem, kompensującym sobie niedostatki cielesne, gnębiąc potężnych wrogów na kartach swojej prozy, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Prawda jest inna: odkąd Howard zaczął w wieku nastoletnim trenować kulturystykę i pięściarstwo, zawsze miał sporą krzepę, a opis Conana – „wysoki, z potężnymi ramionami i szeroką piersią, z byczym karkiem” – niewiele ustępował opisowi jego literackiego ojca.

Dwudziestolecie międzywojenne było w ogóle dobrym czasem dla literackiego boksu. I nie chodzi tylko o Ernesta Hemingwaya, choć jego ringowa legenda do dzisiaj świeci najmocniej, a o karierze pięściarskiej autora Komu bije dzwon można by napisać co najmniej kilka mocnych opowiadań. W chudych latach paryskich, zaraz po I wojnie, w której Hemingway brał udział jako kierowca ambulansu, dorabiał on sobie jako sparingpartner profesjonalnych zawodników. Te doświadczenia wykorzystał potem w powieści Słońce też wschodzi, w której jeden z bohaterów również zajmował się boksem. Na tym przygoda pisarza z boksem jednak się nie skończyła.

Gdy Papa odniósł już literacki sukces, w swoim domu na Florydzie kazał postawić półprofesjonalny ring i dalej wychodził między liny, amatorsko ćwicząc młodszych zawodników. Hemingway miał nieco ponad 180 centymetrów wzrostu i ważył około 90 kilogramów, dziś walczyłby zatem w kategorii cruiser, tej samej, w której boksują Krzysztof Włodarczyk, Krzysztof Głowacki, a parę lat temu – Artur Szpilka i Tomasz Adamek. Tymczasem Ernest wybierał sparingi z klucza bardziej „literackiego”. Jego przyjaciel, Scott Fitzgerald, autor Wielkiego Gatsby’ego, też był fanem boksu, a sam Hemingway walczył w ringu m.in. z poetą Ezrą Poundem, kolejnym przedstawicielem „straconego pokolenia”.

Po II wojnie światowej do grona pisarzy-pięściarzy dołączył Norman Mailer. W efekcie znany jest dziś nie tylko jako wybitny reportażysta i autor biografii Marilyn Monroe, Lee Harveya Oswalda czy Pabla Picassa, ale także jako autor „Walki” (1975) – reporterskiej relacji z legendarnego starcia Muhammada Alego i George’a Foremana, „Rumble in the Jungle”, kiedy po morderczym boju Ali w końcu posłał Foremana na deski i zdobył tytuł mistrza świata wagi ciężkiej. Sam Mailer też zresztą wchodził do ringu, gdzie sparował nawet – ale raczej dla żartu – z utytułowanymi zawodowymi bokserami.

Choć zdaje się, że jedne z najmocniejszych wersów o boksie wyszły spod pióra innego twórcy, dużo mniej znanego, poety, boksera, zabijaki i miłośnika życia, reporterskiego świadka zagłady czeskich Cyganów w czasie Holocaustu, Paula Polansky’ego. Jego pięściarskie wiersze z „Bezdomnego psa. Zapisków walczącego świra” są proste, często brutalne i czasem tak boleśnie trafne, jak lewy prosty jednego z braci Kliczko. Nigdy nie czułem bólu/ w ringu./ Bez względu na to jak często dostaniesz,/ zranisz się, jest tylko to ciepło,/ wewnętrzne uczucie, że robisz to/ po co się urodziłeś./ Łamałem sobie palce,/ ręce.

Zbierałem cięcia wokół oczu,/ niszczące ciosy w uszy,/ wyrżnięcia w szczękę./ Nigdy nie bolało./ To świetne uczucie – uderzyć i dostać./ Poczuć, że ty i ten drugi gość/ jesteście naprawdę braćmi/ krwi w ciepłym łonie przemocy./ Ból przychodzi dopiero/ gdy ściągną ci z rąk bandaże,/ i wracasz do rzeczywistości/ cierpiąc/ jak każdy normalny człowiek.

Z drugiej strony okazuje się, że i w tej kategorii – pisarzy boksujących się nie tylko z twórczą materią, ale także między sobą – Polacy nie gęsi i swoich pięściarzy mają; tak zwanych „nazwisk” zebrałoby się u nas na niezłą galę white collar boxing ludzi kultury. O swojej przygodzie bokserskiej wspominał w wywiadach pisarz Jakub Małecki, autor zeszłorocznego Dygotu i wydanych właśnie wybornych Śladów. Z celebrytów do ringu wchodzą regularnie Michał Żebrowski i Szymon Majewski, a kiedyś ostro boksował Jerzy Skolimowski. Sam Twardoch też włożył rękawice i aktywnie trenuje – Król, powieść o żydowskim gangsterskim półświatku w przedwojennej warszawie, to efekt tej fascynacji.

Ale puenta będzie inna. Pisarzy-bokserów było więcej niż kilku, a ilu mamy bokserów-pisarzy? I to takich „potwierdzonych”, oficjalnych, z legitymacją w kieszeni... Znany jest mi jeden taki przypadek. Gdy Mike Tyson, najmłodszy mistrz świata wagi ciężkiej w dziejach, wydał wraz z Larrym Slomanem swoją autobiografię pt. Moja prawda i zaproszono go na spotkanie promocyjne do Rosji, przyobiecano mu równocześnie zaoczną legitymację tamtejszego Związku Pisarzy… Książka zresztą jest lepsza, niż mogłoby się wydawać, a historia potrzaskanego życia małego zagubionego chłopca w ciele wielkiej „Bestii” rzeczywiście potrafi poruszyć. Co znamienne, na polski przetłumaczył ją zresztą Kuba Małecki.

Gong!


komentarze [3]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
kirya 17.10.2016 22:20
Czytelnik

'Silniejszy od nienawiści' Tim Guenard. Francuski były mistrz świata w boksie przełamuje ból, nienawiść i zemstę. Książka obowiązkowa w temacie bosku.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
jusola 16.10.2016 23:56
Bibliotekarka | Oficjalna recenzentka

A pisarka - bokserka? Grażyna Plebanek! Boksuje też jej bohaterka Emi, eurourzędniczka :)
Bokserka

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
 Bokserka
Michał Cetnarowski 14.10.2016 14:10
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post