rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Muszę się przyznać, że nie znałam do tej pory twórczości Pani Lisy Gardner i ogromnie żałuję. “Zaginiona” to jeden z lepszych kryminałów, jakie ostatnio przeczytałam. Co prawda jest to 5 tom cyklu “Quincy&Rainie” i w narracji książki często przewijały się wspomnienia z poprzednich części serii, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie we wciągnięciu się w fabułę powieści. Książka porywa od pierwszych stron, napięcie rośnie i niesamowicie trudno jest się oderwać od losów Rainie i walczącego o jej życie Quincy’ego.
Quincy jest psychologiem kryminalnym i byłym pracownikiem FBI. Jego żona to była policjantka. Mają za sobą wiele niezwykle trudnych doświadczeń na co dzień pracując z najokrutniejszymi przestępcami i sprawcami najbardziej bestialskich morderstw. Wydaje się, że jedna ze spraw jest ponad siły Rainie, jest symboliczną kroplą, która przepełnia czarę. Zmagając się ze swoimi demonami, Rainie któregoś wieczora bierze samochód i jedzie na przejażdżkę, z której już nie wraca. Pusty samochód z pozostawioną torebką na siedzeniu pasażera sprawia, że miejscowa policja rozpoczyna poszukiwania zaginionej kobiety. Śledztwo nabiera przyspieszenia, gdy do policyjnego dochodzenia dołącza zrozpaczony mąż, a na posterunek zaczynają przychodzić listy od porywacza.
Doskonale skonstruowani, bardzo realni bohaterowie, niesamowite napięcie w tle i do końca wielka niewiadoma – czy uda się wygrać walkę z czasem… Świetny kryminał i z pewnością przeczytam kolejny autorstwa tej pisarki!

Muszę się przyznać, że nie znałam do tej pory twórczości Pani Lisy Gardner i ogromnie żałuję. “Zaginiona” to jeden z lepszych kryminałów, jakie ostatnio przeczytałam. Co prawda jest to 5 tom cyklu “Quincy&Rainie” i w narracji książki często przewijały się wspomnienia z poprzednich części serii, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie we wciągnięciu się w fabułę powieści....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przyznać, że dotychczas nie dane mi było poznać prozy pani Grażyny Jeromin-Gałuszki i jest to moje pierwsze z nią spotkanie. Książka pt. “Legenda” zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że w kolejce już czekają kolejne powieści tej samej autorki i coś mi mówi, że się nie zawiodę :)

“Legenda” przedstawia świat w którym ludzie podzieleni na grupy żyją osobno na wyspach. Kobiety, dzieci, mężczyźni - oddaleni od siebie, ciężko pracujący od rana do nocy, walczący o przetrwanie każdego dnia. Wśród nich Przewodnie, które obserwują i pokazują jak żyć. Cienie, które podsłuchują i donoszą. Hera Najwyższa patrząca na wszystko z góry i odmierzająca czas. A w tle kołyszące się na falach tratwy, które mają zabrać w ocean te nieposłuszne, buntujące się nakazom przewodnich. Większość kobiet, kompletnie zniewolona, pracuje nie podnosząc głów, ale wśród nich jest Mara. Mara myśląca, Mara nieobojętna, Mara ciekawa świata i błyskawicznie ucząca się. Pisana jest jej niezwykła rola, dzięki której świat może znów stać się piękny.

Dawno żadna książka tak mnie nie wciągnęła!

Muszę przyznać, że dotychczas nie dane mi było poznać prozy pani Grażyny Jeromin-Gałuszki i jest to moje pierwsze z nią spotkanie. Książka pt. “Legenda” zrobiła na mnie tak duże wrażenie, że w kolejce już czekają kolejne powieści tej samej autorki i coś mi mówi, że się nie zawiodę :)

“Legenda” przedstawia świat w którym ludzie podzieleni na grupy żyją osobno na wyspach....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Królik po islandzku Grzegorz Kasdepke, Hubert Klimko-Dobrzaniecki
Ocena 6,7
Królik po isla... Grzegorz Kasdepke, ...

Na półkach:

Grzegorz Kasdepke, jako autor książek dla dzieci, zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Jestem z wykształcenia nauczycielką kształcenia zintegrowanego, wiele lat uczyłam w szkole podstawowej najmłodsze dzieci. Wspólne czytanie książek Pana Kasdepke zawsze było wielką przyjemnością.

Książek Pana Huberta Klimko Dobrzanieckiego nie znam. Natomiast to, co przede wszystkim odczułam, czytając książkę „Królik po isandzku” to, że obaj panowie mają niesamowite poczucie humoru, bardzo krytyczne, ironiczne i błyskotliwe spojrzenie na rzeczywistość i nie boją się wyzwań. Książka to zbiór 30 opowiadań z życia autorów, a każde opowiadanie łączy się ze wspomnieniem konkretnego dania i jego smaku – abyśmy również mogli go poczuć i w ten sposób bardziej przeżyć to o czym czytamy, pisarze zamieszczają dokładne przepisy na dania pod koniec każdego rozdziału i każdego wspomnienia.

Książka napisana jest zdecydowanie dla dorosłych – często pojawiają się niecenzuralne słowa, a i niektóre wspomnienia z pewnością nie są przeznaczone dla uszu młodszych czytelników. Opowiadania są pełne humoru i wartkiej akcji – z pewnością czytając można się dobrze bawić 🙂

Książkę oceniam wysoko. Jednak mimo wszystko, książki dla dzieci Pana Grzegorza Kasdepke nie mają sobie równych i zawsze będą moimi faworytami!

Grzegorz Kasdepke, jako autor książek dla dzieci, zajmuje w moim sercu szczególne miejsce. Jestem z wykształcenia nauczycielką kształcenia zintegrowanego, wiele lat uczyłam w szkole podstawowej najmłodsze dzieci. Wspólne czytanie książek Pana Kasdepke zawsze było wielką przyjemnością.

Książek Pana Huberta Klimko Dobrzanieckiego nie znam. Natomiast to, co przede wszystkim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Punkt zero Thomas Enger, Jørn Lier Horst
Ocena 7,1
Punkt zero Thomas Enger, Jørn ...

Na półkach:

Pierwszy tom trylogii kryminalnej pt. „Punkt Zero” napisało wspólnie dwóch świetnych norweskich autorów specjalizujących się w powieściach z dreszczykiem: Jorn Lier Horst i Thomas Enger. Z prozą Horsta spotkałam się już wcześniej i muszę przyznać, że było to spotkanie bardzo udane.

Tymczasem jednocząc siły z Engerem, Horst stworzył trylogię w której mamy dwójkę głównych bohaterów: Alexandra Blixa – funkcjonariusza policji pracującego w wydziale śledczym oraz Emmę Ramm – dziennikarkę i autorkę bloga o celebrytach. Los zetknął ze sobą tych dwoje bardzo wcześnie i w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Gdy wiele lat później połączy ich wspólne śledztwo, Emma z początku nawet nie pozna Blixa. Tymczasem oboje zaangażują się w poszukiwanie zaginionej gwiazdy świata sportu, 13-krotnej mistrzyni świata w biegach na średnich i długich dystansach – Sonji Nordstrom. Wszystko wskazuje na to, że sportsmenka została uprowadzona i być może jeszcze żyje. Zaczyna się wyścig z czasem, śledztwo nabiera rozpędu i wtedy zaczynają ginąć następne osoby, a Blix i Ramm łączą ze sobą kolejne morderstwa i uświadamiają sobie, że ktoś rozpoczął śmiertelne odliczanie...

Książka trzyma w napięciu do ostatnich stron. Przyznam się, że mniej więcej w połowie lektury , byłam pewna, że wiem, kto jest mordercą. Tym większe było moje zaskoczenie pod koniec, gdy rozwiązanie zagadki kryminalnej okazało się kompletnie inne od tego, czego się spodziewałam. Emocje w ostatnich rozdziałach sięgały zenitu, czytałam je z zapartym tchem. Myślę, że właśnie taki powinien być dobry kryminał.

Przede mną drugi tom świetnego duetu Horsta i Engera pt. Zasłona dymna” zaś trzeci tom nosi tytuł „ Nieobliczalni”. Mam przeczucie, że żadna z tych książek mnie nie zawiedzie.

Pierwszy tom trylogii kryminalnej pt. „Punkt Zero” napisało wspólnie dwóch świetnych norweskich autorów specjalizujących się w powieściach z dreszczykiem: Jorn Lier Horst i Thomas Enger. Z prozą Horsta spotkałam się już wcześniej i muszę przyznać, że było to spotkanie bardzo udane.

Tymczasem jednocząc siły z Engerem, Horst stworzył trylogię w której mamy dwójkę głównych...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Jakiś czas temu czytałam przepiękną książkę skierowaną do młodszych odbiorców pt. „Po prostu Mama”. Byłam nią zachwycona, dlatego z jeszcze większą radością sięgnęłam po jej kontynuację czyli książkę „Po prostu Tata”. Autorką tych dwóch niezwykłych pozycji literackich jest pani Renata Piątkowska – popularna i utalentowana pisarka książek dla dzieci.

„Po prostu Tata” to podobnie jak w książce o mamach, siedem wyjątkowych, wzruszających historii. Tym razem jednak ich bohaterami są ojcowie, ich niezachwiana miłość, odwaga i determinacja w walce o dobro własnego dziecka.

Znajdziemy tu opowiadanie dotyczące samotnego ojcostwa i trudów jakie to ze sobą niesie. Historię małej Antosi, której tato bronił z narażeniem własnego życia. Jest też ciężko chory Borys w szpitalu rozpaczliwie tęskniący za rodzicami i jego ojciec, który co wieczór świeci latarką w szpitalne okno syna dając mu znak, że jest blisko i kocha mocno.

Nie wszystkie opowiadania opisują dramatyczne wydarzenia. Ukazane są też codzienne, zwykłe dni z życia rodziny, kiedy to rodzic uświadamia sobie, jak wielkim skarbem są jego dzieci i jak wielką radość daje wspólne spędzanie z nimi czasu.

Ojcowie są tacy sami na całym świecie i tak samo kochają swoje potomstwo. Podobnie jak w „Po prostu Mama” i tutaj pojawiają się historie z dalekich krajów, takich jak Armenia czy Pakistan. W ten niezwykle subtelny, delikatny sposób autorka przemyca w książce ideę tolerancji, wielokulturowości i walki z uprzedzeniami.

Nie sposób nie wspomnieć o przepięknych ilustracjach, których autorką jest Magdalena Pilch. Doskonale uzupełniają one opowiadania, są kolorowe, delikatne, narysowane piękną kreską. Idealnie wpisują się w tematykę i atmosferę książki.

Historia, która wywarła na mnie chyba największe wrażenie dotyczy trzęsienia ziemi w Armenii podczas którego zawaliły się setki domów, a tysiące ludzi zginęło. Runęła też szkoła do której chodził mały Armen. Jego ojciec jednak, na przekór wszystkiemu i wbrew logice, nie przestawał szukać syna. Dokonując niemal nadludzkiego wysiłku odsuwał kamienne bloki zawalonej szkoły, kopał w gruzach i wciąż wołał małego Armena...

Bardzo polecam!

Jakiś czas temu czytałam przepiękną książkę skierowaną do młodszych odbiorców pt. „Po prostu Mama”. Byłam nią zachwycona, dlatego z jeszcze większą radością sięgnęłam po jej kontynuację czyli książkę „Po prostu Tata”. Autorką tych dwóch niezwykłych pozycji literackich jest pani Renata Piątkowska – popularna i utalentowana pisarka książek dla dzieci.

„Po prostu Tata” to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Camilla Lackberg zabiera nas na szwedzką wyspę Valo zaledwie tydzień przed Bożym Narodzeniem. W pięknie odnowionym pensjonacie zbiera się na weekend rodzina Liljecron. Senior rodu, dziadek Ruben, stworzył kiedyś firmę, która stała się gigantem i przyniosła właścicielowi miliardy zysku. I choć w pracy Ruben odniósł niekwestionowany sukces, to jego relacje z rodziną pozostawiają wiele do życzenia. Niemal każdy członek tej familii ma powody, by seniora rodu nienawidzić, jednocześnie pragnąc jego pieniędzy. Wspólna kolacja pierwszego dnia pobytu w pensjonacie przebiega w wyjątkowo napiętej atmosferze. Gościem na kolacji jest Martin Molin – policjant i przyjaciel wnuczki Rubena. Podczas posiłku, na dworzu zaczyna szaleć zamieć śnieżna , która uniemożliwia wydostanie się z wyspy. Dopóki nie ustanie, wszyscy mieszkańcy pensjonatu nie mogą go opuścić. Wtedy właśnie, pod koniec kolacji, dziadek Ruben osuwa się nieprzytomny na ziemię, a Martin stwierdza jego śmierć. Podczas gdy wszyscy wokół są w szoku, policjant wyczuwa w szklance Rubena słaby zapach gorzkich migdałów co niechybnie wskazuje, że ktoś z obecnych otruł dziadka cyjankiem. Telefony nie działają i nie można wezwać pomocy ani zawiadomić odpowiednich służb. Martin Molin rozpoczyna śledztwo na własną rękę, po kolei przesłuchując członków rodziny Liljecron. Podczas tych rozmów wychodzą na jaw skrywane głęboko tajemnice rodzinne i skandale, budzą się demony. Wybuchają konflikty, kłótnie, a atmosfery nie polepsza świadomość wszystkich obecnych, że ktoś z nich jest mordercą i odpowiada za śmierć dziadka. I właśnie wtedy ginie kolejna osoba.

Autorka w bardzo ciekawy sposób poprowadziła wątek kryminalny. Książka jest krótka, to właściwie dłuższe opowiadanie, czy nowela, a nie powieść. Czyta się ją jednym tchem w jeden wieczór. Zakończenie zupełnie mnie zaskoczyło, z pewnością nie takiego obrotu sprawy się spodziewałam. Sam pomysł na fabułę nawiązuje do powieści Agathy Christie, co jest bardzo ciekawą inspiracją i postawiło przed Lackberg wysoką poprzeczkę.

Podsumowując, książka ta, to doskonały przerywnik wśród innych lektur. Krótka, lekka i przyjemna. Doskonała na zimowe wieczory.

Camilla Lackberg zabiera nas na szwedzką wyspę Valo zaledwie tydzień przed Bożym Narodzeniem. W pięknie odnowionym pensjonacie zbiera się na weekend rodzina Liljecron. Senior rodu, dziadek Ruben, stworzył kiedyś firmę, która stała się gigantem i przyniosła właścicielowi miliardy zysku. I choć w pracy Ruben odniósł niekwestionowany sukces, to jego relacje z rodziną...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Cześć moi drodzy!
Szydełkowanie i robienie na drutach jest moją wielką pasją. Dlatego każda książka o dzierganiu i rękodziele stanowi dla mnie nie lada gratkę. Mam takich książek już sporo na półce i bardzo lubię do nich wracać, szukać pomysłów na nowy dziany projekt. Ostatnio do tego mojego zbioru dołączyła książka Marty Trędy, wyjątkowa pod wieloma względami. Zanim przejdę do opowiedzenia Wam jakie informacje można w niej znaleźć, parę słów o szacie graficznej, bo naprawdę warto o niej wspomnieć.

„Krafting. Kreatywne DIY dla każdego” jest pozycją przepięknie wydaną, a jest to zasługą wydawnictwa Septem. Oprawa zintegrowana, czyli coś pomiędzy miękką, a twardą okładką. Kształt zbliżony do kwadratu. W środku papier bardzo dobrej jakości no i w końcu bajeczne zdjęcia. Tych zdjęć jest bardzo dużo, bo autorka stara się w jak najbardziej przystępny sposób nie tylko opisać, ale też pokazać różne techniki rękodzieła. Wszystkie ilustracje utrzymane są w jasnej tonacji i nadają tej książce niepowtarzalny klimat.

Informacje zawarte w środku podzielone są na 5 rozdziałów: szycie, barwienie, przędzenie, dzierganie i szydełkowanie. Każdy z tych rozdziałów zawiera część opisującą jak zacząć, jakie przybory będą potrzebne i jak wyglądają podstawy danej techniki. Znajdziemy tu też instrukcje wykonania kilku projektów samodzielnie. Na zdjęciach, krok po kroku, pokazane są kolejne etapy pracy.

Część książki poświęcona szyciu na maszynie jest dla mnie prawdziwą skarbnicą wiedzy. Zawarte są w niej wszystkie informacje, które powinno się znać. Począwszy od budowy maszyny do szycia i jej obsługi po tworzenie wykrojów i cudowne projekty.

Barwienie włóczki to coś, czego kiedyś chciałabym spróbować. Autorka opisuje w tym rozdziale, jakich barwników używać, jak je przygotować oraz jak wygląda sam proces farbowania nici.

Kolejna część książki poświęcona jest przędzeniu. Czy może być coś bardziej magicznego od zmieniania ostrzyżonego owczego runa w równiutką nić włóczki?! Mi, szczerze mówiąc, kojarzy się to z bajkami, ale sam proces jest z pewnością niezwykły. Czy wiecie, że można też prząść z wyczesanego psiego włosa z ras takich jak shih-tzu czy chow-chow?!

Rozdziały 4 i 5 to dzierganie i szydełkowanie – tematy, które najbardziej mnie interesują. Jeżeli chodzi o druty, obejrzycie na zdjęciach ich rodzaje, poznacie podstawy dziergania i technikę wykonywania ściegów. Autorka nauczy Was czytać schematy, a na koniec zaprosi do wspólnego robienia na drutach czapeczki, kardigana, poszewki i pledu.

Dział o szydełkowaniu jest równie bogaty. Jak dobrać szydełko do włóczki, jaką włóczkę wybrać, jak zacząć szydełkować – na te i wiele innych pytań odpowiada autorka. Poza tym mamy tu pokazane podstawowe sploty i ich symbole, schematy graficzne prostych elementów oraz projekty dywanika, koszyczka, pufy, kocyka i przytulanki.

Bardzo spodobał mi się też pomysł autorki kończenia każdego rozdziału częścią pt. „Chcesz wiedzieć więcej?” Pani Marta Tręda podsuwa nam w ten sposób ciekawe linki do stron, filmów, sklepów, podpowiada tytuły książek, adresy warsztatów – wszystko co przyda się do dalszego rozwijania swojej wiedzy na temat tworzenia rękodzieła. Prawdziwa, niekończąca się skarbnica wiedzy i inspiracji. Bardzo polecam!!!

Cześć moi drodzy!
Szydełkowanie i robienie na drutach jest moją wielką pasją. Dlatego każda książka o dzierganiu i rękodziele stanowi dla mnie nie lada gratkę. Mam takich książek już sporo na półce i bardzo lubię do nich wracać, szukać pomysłów na nowy dziany projekt. Ostatnio do tego mojego zbioru dołączyła książka Marty Trędy, wyjątkowa pod wieloma względami. Zanim...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

W pierwszej stolicy Polski mieszkam już od dobrych kilku lat i zawsze bardzo ciekawiła mnie historia tego miasta, to jak się ono rozwijało i co tu się wydarzyło w przeszłości. Pod tym względem, książka Wichniewicza jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Jak sam autor przyznaje, jest to swoista kronika życia gnieźnian w okresie 20-lecia międzywojennego.

Wszystkie rozdziały, pełne są cytatów z ówczesnej prasy, głównie z „Lecha” i „Gazety Gnieźnieńskiej”, które doskonale pokazują w jaki sposób traktowano kiedyś zbrodnie, wynaturzenia, intrygi czy skandale. Cytaty są wydrukowane wyboldowaną kursywą, dlatego są widoczne i łatwo odcinają się od pozostałego tekstu książki. Dodatkowo na stronach znajdziemy też wiele ogłoszeń i anonsów przedrukowanych z gazet, z zachowaniem oryginalnej czcionki i pisowni.

Autor poświęca rozdziały tematyce dosyć trudnej – pokazuje jak w okresie międzywojennym pisano w prasie o demoralizacji młodzieży, jak wyglądały anonse matrymonialne czy artykuły o oszustach, którzy potrafili omamić niewieście serca, a następnie wyłudzić pieniądze i uciec. Znajdziemy tu też wzmianki o strzelaninach na ulicach miasta w obronie honoru kobiety czy dramatyczne listy żon szukających sprawiedliwości, gdy wiarołomni mężowie zostawiali je bez środków do życia, za to z dziećmi na utrzymaniu. W ówczesnych gazetach ukazywały się też wzmianki o skandalach towarzyskich czy o zakochanych, którzy nie mogąc być razem, decydowali się na śmierć.

W książce znajdziemy też sporo informacji na temat prostytucji w czasach międzywojennych w Gnieźnie. Tak zwane Córy Koryntu, aby wykonywać swoją profesję legalnie, musiały się zarejestrować i posiadać „czarną książeczkę” świadczącą o stanie ich zdrowia. Zmagano się też wówczas z prawdziwą epidemią chorób wenerycznych. Molestowanie, aborcja, pedofilia, kazirodztwo, bigamia – to tylko niektóre tematy, o których pisano wówczas w prasie.

Ostatni rozdział książki był dla mnie najciekawszy. Przyznam się, że ilość cytatów w pierwszej części nieco mnie przytłoczyła. Ostatni zaś rozdział poświęcony jest piętnastu historiom, które w tamtych czasach szczególnie mocno wzburzyły opinię publiczną i na wiele lat pozostały we wspomnieniach mieszkańców Gniezna. Każdej historii poświęcone jest kilka stron tekstu uzupełnionych zdjęciami, nagłówkami z gazet, fotografiami z sal sądowych czy relacjami naocznych świadków.

Opisana jest tu m.in. historia okrutnego morderstwa 11-letniej Moniki Andrzejewskiej czy samobójstwo popularnej tancerki Maryli Mirskiej. Mną jednak najbardziej wstrząsnęła opowieść o 4-letnim Wojtusiu Turajskim. Jego matka, Izabela Zborowska znęcała się nad chłopcem w sposób przechodzący ludzkie wyobrażenie, w końcu doprowadzając do jego śmierci. To jak dziecko musiało strasznie cierpieć, jest dla mnie nie do ogarnięcia. Opisy niewiarygodnego wręcz okrucieństwa i pastwienia się nad malcem bardzo trudno było czytać. Ciężkie też dla mnie było zrozumienie faktu, że o dramatycznej sytuacji dziecka wiedziało wiele osób, np. sąsiedzi i nikt nie zareagował.

Podczas rozprawy prokurator nazywał matkę chłopca „zwierzęciem” i wnosił o karę dożywotniego więzienia. A teraz najlepsze: Sąd skazał wyrodną matkę jedynie na 10 lat więzienia, usprawiedliwiając tak łagodny wyrok faktem, iż Wojtuś był dzieckiem nieślubnym... Pozostawię to już bez komentarza.

Podsumowując, „Mroczne Gniezno” to świetna książka dla każdego, kto chciałby nieco więcej dowiedzieć się o realiach życia w Gnieźnie w czasach międzywojnia. Czyta się ją doskonale i mam wielką nadzieję, że pan Rafał Wichniewicz nie poprzestanie na tym jednym tytule. Polecam!

W pierwszej stolicy Polski mieszkam już od dobrych kilku lat i zawsze bardzo ciekawiła mnie historia tego miasta, to jak się ono rozwijało i co tu się wydarzyło w przeszłości. Pod tym względem, książka Wichniewicza jest prawdziwą skarbnicą wiedzy. Jak sam autor przyznaje, jest to swoista kronika życia gnieźnian w okresie 20-lecia międzywojennego.

Wszystkie rozdziały, pełne...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

„Opowieści starego antykwariusza” to zbiór 15 historii o niewyjaśnionych, upiornych zdarzeniach, duchach, potworach, demonach i czarnej magii. Autor tej stosunkowo niewielkiej objętościowo książki jest twórcą 33 tzw. ghost stories. Są one pisane w dość specyficzny, charakterystyczny sposób. Otóż M.R. James stosuje w nich tzw. narrację pośrednią. Są to jakby opowieści wewnątrz opowieści.

Wszystkie te opowiadania są pełne niezwykłego, staroświeckiego uroku. Autor posługuje się pięknym językiem, dba o każdy szczegół. Choć nie znajdziemy tu krwawych opisów, dosłowności w malowaniu fabuły, to klimat grozy i lęku wypełnia opowiadania i robi wrażenie na czytelniku. Mnóstwo niedopowiedzeń pozostawia pole dla wyobraźni, a każdą historię można czytać kilka razy i za każdym razem odkryje się w niej coś nowego.

Wszystkie opowiadania łączy osoba antykwariusza, który opowiada historie gdzieś zasłyszane lub przeczytane. Jest on swoistym alter ego samego autora, który lubił czytać swoje opowiadania przyjaciołom podczas spotkań towarzyskich.

Bohaterami historii zamieszczonych w książce są wykształceni dżentelmeni żyjący w Anglii w epoce wiktoriańskiej. Podróżują, zwiedzają, badają stare , opuszczone domostwa, szukają manuskryptów, starych dzienników, odkrywają historie zapomnianych siedzib i kościołów. W pewnym momencie swych poszukiwań natrafiają jednak na coś nadprzyrodzonego, niewyjaśnionego, przerażającego. Stają się świadkami upiornych wydarzeń, których rozum nie jest w stanie pojąć i wyjaśnić. To nauce poświęcali swe życie, patrzyli na świat racjonalnie i zdrowo rozsądkowo. Tymczasem coś zaburza cały ich światopogląd i poczucie pewności, uchyla się zasłona do innego świata, świata duchów, upiorów i zła w czystej postaci.

Ta groźna siła drzemie zazwyczaj między pożółkłymi ze starości stronicami wiekowych ksiąg, ukrywa się w jakimś zabytkowym przedmiocie lub starodawnym obrazie o nieznanym pochodzeniu.

Wstęp do zbioru opowiadań rewelacyjnie napisał Marek Nowowiejski. Warto z uwagą przeczytać go, zanim przystąpimy do lektury książki.

Bardzo polecam, zwłaszcza na długie, jesienne wieczory!

„Opowieści starego antykwariusza” to zbiór 15 historii o niewyjaśnionych, upiornych zdarzeniach, duchach, potworach, demonach i czarnej magii. Autor tej stosunkowo niewielkiej objętościowo książki jest twórcą 33 tzw. ghost stories. Są one pisane w dość specyficzny, charakterystyczny sposób. Otóż M.R. James stosuje w nich tzw. narrację pośrednią. Są to jakby opowieści...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

„Instytut” Stephena Kinga to nie typowy horror, raczej powieść sensacyjna, trzymająca w napięciu i wciągająca tak bardzo, że najchętniej przeczytałoby się ją na raz, a to niestety nie takie proste, bo jest to niemal 700-stronicowa cegiełka.

Bohaterem książki jest 12-letni Luke Ellis, który jest ponad przeciętnie zdolnym chłopcem i uczęszcza do szkoły dla Wyjątkowych dzieci w Minneapolis. Jego rodzice bardzo go kochają i troszczą się o niego, jak tylko potrafią, a mały Luke już planuje swoje życie i przyszłą karierę naukową. Ta sielanka kończy się gwałtownie pewnej nocy, gdy do domu włamuje się grupa wyspecjalizowanych zabójców, chłopca porywa, a jego rodziców morduje. Luke trafia do Instytutu, ukrytego ośrodka badawczego, do którego są sprowadzane niezwykłe, utalentowane dzieci. Wykazują one zdolności parapsychiczne, u części rozwinięta jest umiejętność telekinezy, inne potrafią posługiwać się telepatią. Instytut jest więzieniem, przypominającym obóz koncentracyjny, dzieci nie mogą z niego wyjść, jak zwierzątka są czipowane, a następnie poddaje się je różnym, często bardzo nieprzyjemnym, bolesnym i upokarzającym badaniom. Za najmniejsze nieposłuszeństwo dzieci są dotkliwie karane przez strażników pilnujących ich na każdym kroku. Codziennie też młodzi ludzie dostają tajemnicze zastrzyki po których zaczynają widzieć pulsujące, wirujące kropki. Ale to dopiero początek, przednia połowa budynku. Po jakimś czasie kolejne dzieci zabierane są do tylnej połowy, w której dzieje się coś strasznego.

Luke, który oprócz telekinezy wykształca u siebie też telepatię, wykorzystuje swoją ogromną wiedzę i ponad przeciętną inteligencję i pomimo rozpaczy, bólu i przerażenia, zaczyna planować ucieczkę.

Tymczasem w dalekim miasteczku DuPray, Tim Jamieson, były policjant, zatrudnia się na stanowisku nocnego strażnika. Ani on, ani Luke jeszcze nie wiedzą, że ich losy przetną się w najmniej spodziewanym momencie.

Tak jak pisałam na początku, „Instytut” nie jest horrorem, ale jednak przeraża. Przeraża świadomość, że historia opisana w książce wcale nie jest taka nieprawdopodobna. Każdego roku w samej Polsce znika bez śladu około 2000 osób, w tym dzieci. W skali świata to miliony istnień, które nagle wyparowują i nigdy nie zostają odnalezione.

Czy istnieją tajne rządowe ośrodki badawcze? Z pewnością tak. Czy w tych ośrodkach przeprowadza się eksperymenty i badania na ludziach? Niemoralne, nieetyczne, ale możliwe… Tym bardziej więc czytając ostatnią powieść Kinga, ma się gęsią skórkę.

Jedyne do czego mam mały zarzut to początek książki i historia Tima – przydługa i nieco nudnawa. Dopiero gdy poznajemy Luka, akcja rusza z miejsca i zaczyna gnać na łeb, na szyję.

Książkę bardzo polecam, dostarcza masę emocji podczas czytania oraz skłania do refleksji.

„Instytut” Stephena Kinga to nie typowy horror, raczej powieść sensacyjna, trzymająca w napięciu i wciągająca tak bardzo, że najchętniej przeczytałoby się ją na raz, a to niestety nie takie proste, bo jest to niemal 700-stronicowa cegiełka.

Bohaterem książki jest 12-letni Luke Ellis, który jest ponad przeciętnie zdolnym chłopcem i uczęszcza do szkoły dla Wyjątkowych dzieci...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

"Po prostu mama" to książka wyjątkowa pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to pozycja skierowana do młodszych czytelników, na okładce znajdziemy oznaczenie, że książeczka jest dla dzieci powyżej szóstego roku życia. Przyznam Wam się jednak, że ja sama, będąc wszak bardzo dorosłą już osobą, przeczytałam tę książkę z wielką przyjemnością. Jest piękna, mądra i bardzo wzruszająca, ale zacznijmy od początku …

Autorką książki pt. „Po prostu Mama” jest utytułowana pisarka – Renata Piątkowska, której twórczość literacka jest bardzo popularna, a jej książki nie tylko bawią, ale też uczą i rozwijają. Tym razem poznajemy historie siedmiu matek, których miłość do swoich dzieci jest tak ogromna i silna, że może góry przenosić i pokonać wszelkie przeciwności losu. To właśnie mamy są tutaj bohaterkami, często bardzo cichymi, ledwo widocznymi, stojącymi jak dobry anioł w cieniu za swoim dzieckiem. Siedem historii i każda pełna matczynej miłości, poświęcenia, wiary i siły. Na przekór złu całego świata. Opowiadania są tak piękne, bo kryje się w nich mnóstwo prawdy. W każdym można znaleźć coś z własnego życia, czego same – my mamy – doświadczyłyśmy.

Są historie łamiące serce, gdy rodzic zmaga się z chorobą dziecka – niemowlę z zespołem bezdechu, dziewczynka po chemioterapii czy niepełnosprawny chłopczyk – za każdym razem matka stoi przy nich jak opoka, jak lita skała na której rozbijają się wszystkie niebezpieczne i niosące zniszczenie fale życia. Matka nigdy się nie poddaje, wspiera, walczy, troszczy się z najwyższą czułością. Niby tylko słaba kobieta, a w obliczu niebezpieczeństwa zbliżającego się do jej dziecka, budzi się w niej lwica i siły o które nikt by jej nie podejrzewał.

Znajdziecie tu też historię o wyjątkowej więzi między rodzicielką a córeczką, która ma tremę przed przedstawieniem czy obraz samotnego macierzyństwa, gdy matka zastępuje też dziecku ojca.

Pani Renata Piątkowska w niezwykle piękny sposób, opisuje też w jednym z opowiadań dzieciństwo młodego Thomasa Edisona, który został wyrzucony ze szkoły i uznany przez nauczyciela za tępego. Jednak niezachwiana wiara matki w syna, jej dbałość o jego rozwój sprawiła, że wyrósł z niego sławny naukowiec.

Mamy pokazane w książce pochodzą z różnych stron świata: czy to Polska, Stany Zjednoczone, Indie czy mała wioska w Himalajach – miłość rodzicielska wszędzie jest taka sama. W cudowny , pełen wyczucia sposób autorka przemyciła w książce ideę tolerancji, walki z uprzedzeniami i wielokulturowość.

Historia, która najbardziej mnie wzruszyła, to ostatnia opisana w książce, pod tytułem „ Zawsze Cię znajdę”. Gdy mały Tashi ucieka w góry w poszukiwaniu człowieka śniegu i trochę też swojego zaginionego taty, mężczyźni z całej wioski ruszają na jego poszukiwania. Przerażona matka czeka na chłopca w domu oszalała niemal z lęku i trwogi o niego. W końcu sama rusza w góry jego śladem. Jak myślicie, kto w końcu odnajdzie małego Tashiego?

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o przepięknych rysunkach zamieszczonych w książce, których autorką jest Joanna Rusinek. Kolorowe, delikatne, pięknie uzupełniają klimat opisanych historii.

Z całego serca polecam książkę „Po prostu Mama” każdemu czytelnikowi – i małemu i dużemu.

"Po prostu mama" to książka wyjątkowa pod wieloma względami. Przede wszystkim jest to pozycja skierowana do młodszych czytelników, na okładce znajdziemy oznaczenie, że książeczka jest dla dzieci powyżej szóstego roku życia. Przyznam Wam się jednak, że ja sama, będąc wszak bardzo dorosłą już osobą, przeczytałam tę książkę z wielką przyjemnością. Jest piękna, mądra i bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W styczniu 2018 roku Elizabeth Revol i Tomasz Mackiewicz zdobyli szczyt
góry Nanga Parbat. W drodze powrotnej Mackiewicza dopadła choroba wysokościowa. 800 metrów poniżej szczytu Elizabeth doprowadziła go do śnieżnej szczeliny i tam zostawiła z myślą, że rusza samotnie w dół po pomoc dla umierającego przyjaciela.

W tym samym czasie trwała zimowa wyprawa na K2. Czterej wspinacze: Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala na zatrważające wieści z Nanga Parbat reagują przerwaniem swojej wspinaczki. Ruszają na pomoc dwójce himalaistów. Karkołomna akcja ratownicza, niezwykle ryzykowna, w trudnym do uwierzenia, szaleńczym tempie i krańcowo niebezpiecznych warunkach, dociera do Elizabeth Revol w ostatniej chwili. W tym czasie tysiące ludzi przed telewizorami śledzi kolejne doniesienia o postępach we wspinaczce i modli się o uratowanie tej dwójki niezwykłych miłośników gór. Sama siedziałam przed ekranem, szukałam aktualnych informacji i zaciskałam kciuki do bólu wyobrażając sobie co musi czuć Tomasz Mackiewicz sam, pod szczytem, czekający na pomoc i wierzący, że koledzy przyjdą po niego...

Tymczasem, grupa ratownicza po dotarciu do Revol podejmuje niezwykle trudną decyzję o przerwaniu wchodzenia wyżej i szukania Tomka. I tak Elizabeth musi żyć z obrazem przyjaciela pod powiekami. Jego ostatnie słowa: „ Jest mi zimno, chcę odpocząć” pozostaną w jej pamięci na zawsze. Odchodząc od Tomka, powiedziała mu, że schodzi po pomoc, święcie w to wierząc. Jednak nie udało się...

Moje wrażenia po przeczytaniu tej książki są nie do opisania. Z jednej strony wydaje mi się, że będąc w tak ekstremalnych warunkach, moralnym nakazem każdego wspinacza powinna być pomoc drugiemu za wszelką cenę … ale to nie prawda. Ludzie, których pasją jest wspinaczka górska mają pełną świadomość, że z wyprawy mogą nie powrócić. Że pomimo przygotowań, ekwipunku, siły i niezwykłej wytrzymałości, mogą ich czekać takie sytuacje, z których cało nie wyjdą. Każdy odpowiada za siebie. Pozostanie z chorym kolegą na szczycie, czy próba jego sprowadzania najpewniej skończy się śmiercią obu wspinaczy. Elizabeth Revol nie miała takiego obowiązku by zostać z Tomkiem na górze. I choć ona do końca życia mieć pewnie będzie wyrzuty sumienia, to uważam, że inaczej postąpić nie mogła. Podobnie Bielecki i Urubko wiedzieli, że próba pójścia wyżej po Tomka wiązała się z tak wielkim ryzykiem, że najprawdopodobniej zakończyłaby się śmiercią ich wszystkich.

Liczę, że książka Elizabeth Revol pozwoli jej się rozliczyć z przeszłością, z tym co przeżyła na Nanga Parbat i ostatecznie pogodzić się z odejściem Mackiewicza.

Bardzo polecam!

W styczniu 2018 roku Elizabeth Revol i Tomasz Mackiewicz zdobyli szczyt
góry Nanga Parbat. W drodze powrotnej Mackiewicza dopadła choroba wysokościowa. 800 metrów poniżej szczytu Elizabeth doprowadziła go do śnieżnej szczeliny i tam zostawiła z myślą, że rusza samotnie w dół po pomoc dla umierającego przyjaciela.

W tym samym czasie trwała zimowa wyprawa na K2. Czterej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Powódź” napisana przez Pawła Fleszara, to doskonały, trzymający w napięciu kryminał. Świetnie skonstruowany, z sympatycznymi bohaterami, wartką akcją i zaskakującym zakończeniem. Czyta się go bardzo szybko, bo niesamowicie trudno jest się od niego oderwać.

Cała historia rozgrywa się współcześnie w Krakowie. Główny bohater – Kris jest 40 – letnim żołnierzem w randze sierżanta, byłym instruktorem w szkole podoficerskiej i weteranem z misji w Kosowie. Do Krakowa przyjeżdża, gdy dowiaduje się o samobójstwie przyjaciela z lat młodości – Kuby. Pomaga jego ojcu przy identyfikacji ciała, rozmawia z policją, czyta pożegnalny list przyjaciela i ma coraz większe wątpliwości, czy ktoś Kubie w skoku z 9 piętra nie pomógł. Zaczyna swoje prywatne śledztwo, które doprowadza go do ludzi bardzo niebezpiecznych, a jego własne życie zaczyna wisieć na włosku. Znajduje jednak nieoczekiwane wsparcie w postaci przypadkiem poznanej nastolatki Mariki i jej przyjaciela Kamila. Dziewczyna bardzo szybko kojarzy pewne fakty, a chłopak doskonale zna się na komputerach, dlatego ich pomoc jest dla Krisa nieoceniona. Marika okazuje się też skrywać talent aktorski, który doskonale wykorzystuje w jednym z kluczowych momentów śledztwa.

Cała historia rozgrywa się w ciągu 7 dni lipca. Poszczególne rozdziały rozpoczynają się kartką z kalendarza, a także wycinkami prasowymi, fragmentami wpisów z blogów czy dyskusji na forach internetowych. Bardzo podoba mi się ten zabieg autora, bo dzięki temu cała fabuła zyskuje dużo na autentyczności.

Do tego autor porusza problemy, które współcześnie stanowią prawdziwe zagrożenie i o których dużo się mówi: handel kobietami, traktowanie ich jak żywy towar, wysyłanie ich do domów publicznych za granicą. Wspomniana w książce fundacja Itaka zajmuje się właśnie szukaniem takich kobiet. Do tego darknet – drugie dno internetu. Anonimowa sieć, szyfrowana komunikacja. Tu kwitnie przestępczość – handel bronią, narkotykami, żywym towarem. Tu też można znaleźć tzw. „filmy ostatniego tchnienia” na których jeden z aktorów umiera, ale jego śmierć jest prawdziwa, nie sfingowana.

Tymczasem do Krakowa zbliża się powódź. Przejście fali przez miasto potęguje tylko poczucie zagrożenia i stanowi świetne tło dla fabuły powieści.

Podsumowując, „Powódź” to dobry kryminał, przepełniony klimatem Krakowa, z sympatycznymi bohaterami i wartką akcją. Spodoba się zarówno starszym czytelnikom, jak i młodzieży. Polecam!

„Powódź” napisana przez Pawła Fleszara, to doskonały, trzymający w napięciu kryminał. Świetnie skonstruowany, z sympatycznymi bohaterami, wartką akcją i zaskakującym zakończeniem. Czyta się go bardzo szybko, bo niesamowicie trudno jest się od niego oderwać.

Cała historia rozgrywa się współcześnie w Krakowie. Główny bohater – Kris jest 40 – letnim żołnierzem w randze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Królowa Elżbieta pochodziła ze znanego rodu Habsburgów. Jako osiemnastolatka przyjechała do Krakowa i wyszła za mąż za Kazimierza Jagiellończyka – syna Władysława Jagiełły. Chociaż młoda i nieurodziwa, była kobietą wykształconą, mądrą i ambitną. Szybko nauczyła się języka polskiego i wspierała męża w jego poczynaniach politycznych i dyplomatycznych.

Urodziła mu trzynaścioro dzieci i pilnie dbała o ich dalsze życie i korzystne małżeństwa. Wśród nich było czterech przyszłych królów, kardynał i święty.

O takich losach królowej możemy dowiedzieć się z książek historycznych. W tej książce natomiast autorka odkrywa nieznane fakty z życia królowej Elżbiety i w przepiękny i niezwykle ciekawy sposób ukazuje realia codziennych dni spędzanych na dworze królewskim. Postać królowej staje się nam niezwykle bliska, wczuwamy się w jej sytuację, wraz z nią przeżywamy kolejne wyzwania, które niesie życie władczyni. Wyobraźcie sobie teraz, że młodziutka, brzydka dziewczyna przyjeżdża do obcego kraju, gdzie nikt, nawet jej przyszły mąż, na nią nie czeka. Każdego dnia Elżbieta spodziewa się, że król Kazimierz odeśle ją do domu, co też prawie ma miejsce, bo gdy władca widzi ją po raz pierwszy, chce zerwać umowę przedślubną. Elżbieta dużo płacze, ale zawsze w samotności, tak by nikt nawet się nie domyślił jak bardzo czuje się nieszczęśliwa. Za wszelką cenę stara się ukrywać mankamenty swojej urody – skrzywione plecy, kalekie ramię, asymetryczną twarz. Jest też cierpliwa, czeka ….

Pomimo, że Kazimierz był starszy od niej aż o 10 lat, Elżbieta pokochała go wielką, oddaną miłością. Stała się jego powiernicą, a często również doradczynią. Została też wierną żoną i niezwykle troskliwą matką dla swoich dzieci. Kazimierz zaś zaczął liczyć się z jej zdaniem, zarówno w sprawach rodzinnych jak i w polityce. Tworzą razem jedno z najbardziej zgodnych małżeństw wśród polskich monarchów.

Pani Dorota Pająk-Puda opisuje życie Elżbiety rok po roku. Książka przypomina pamiętnik, co jeszcze bardziej przybliża czytelnikowi postać królowej. Cudownie napisana, przenosi nas w czasy średniowiecza, ukazuje życie na zamku królewskim, codzienne kłopoty, radości, dramaty. Czyta się ją z wypiekami na twarzy. Bardzo polecam.

Królowa Elżbieta pochodziła ze znanego rodu Habsburgów. Jako osiemnastolatka przyjechała do Krakowa i wyszła za mąż za Kazimierza Jagiellończyka – syna Władysława Jagiełły. Chociaż młoda i nieurodziwa, była kobietą wykształconą, mądrą i ambitną. Szybko nauczyła się języka polskiego i wspierała męża w jego poczynaniach politycznych i dyplomatycznych.

Urodziła mu...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

Grzegorz Gołębiowski, autor książki pt. „Dług krwi” jest profesorem na Wyższej uczelni w Warszawie. Z wykształcenia ekonomista, Jego pasją jest zaś genealogia. Oprócz wielu opracowań naukowych, Gołębiowski napisał też 3 powieści kryminalne. Jestem właśnie po lekturze ostatniej z nich i muszę przyznać, że to naprawdę świetnie skonstruowana historia kryminalna, ze spokojną, opanowaną narracją. Nie jest to literatura akcji gdzie kolejne wydarzenia i niespodziewane zwroty następują jedne po drugich w szybkim tempie. Akcja rozwija się powoli, ale wciąga czytelnika bardzo. Bohaterzy są sympatyczni, a język jakim się posługują mówi dużo o ich wyższym wykształceniu. Nie ma tu miejsca na wulgaryzmy czy krwiste sceny brutalnych morderstw. Wszystko opisane jest w sposób bardzo wyważony. Autor stawia raczej na to, w jaki sposób błyskotliwi śledczy prowadzą dochodzenie i drogą dedukcji, poszukiwań w internecie, wertowania dokumentów odkrywają stopniowo kolejne fragmenty zagadki. Ta spokojna narracja nie przeszkadza jednak zupełnie temu, by napięcie z każdą stroną rosło, a czytelnik coraz bardziej wciągał się w fabułę.

Akcja powieści rozgrywa się w Warszawie, a pierwszoplanowymi bohaterami są Jakub Luty i Daniel Borowczak, dwaj detektywi z Komendy Stołecznej Policji. Rozpoczynają oni dochodzenie dotyczące zwłok młodego mężczyzny znalezionych w Ożarowie Mazowieckim. Ciało unosiło się w stawie, a zmarły był związany, dlatego sprawę natychmiast przejmują policjanci z wydziału kryminalnego. Początkowo wszystko wskazuje na porachunki mafijne i gangsterską egzekucję, jednak wraz z toczącym się śledztwem na jaw wychodzą sprawy, które kierują dochodzenia na zupełnie inne tory.

W śledztwie pomaga przesympatyczna para Adam i Anna Floriańscy – on pasjonat genealogii (czyżby alter ego autora?), ona specjalistka w dziedzinie zabezpieczeń teleinformatycznych, szyfrowania danych i ochrony informacji. Dzięki ich wiedzy i zaangażowaniu, dochodzenie posuwa się znacząco na przód.

Autor porusza też w książce bardzo ciekawy wątek psychogenealogii. Mówi o tym, że każde nasze działanie ma początek w zdarzeniach z przeszłości, które wydarzyły się w naszej rodzinie. Przodkowie, niejako zostawiają nam w spadku wartości, zwyczaje, które później budują tożsamość następnych pokoleń. Dziedziczymy nie tylko cechy, ale też traumy, uprzedzenia, konflikty. Istnieje coś takiego jak „bilans rachunków rodzinnych” czy „rodzinna rachunkowość”, a oznacza to że przeszłość wpływa na teraźniejszość i domaga się wyrównania wszelkich strat, sprawiedliwości.

W książce pojawia się też na krótko postać, która wyjątkowo mi się spodobała. Jest to Kazimierz Wróblewski – psycholog i profiler kryminalny. Komendant przysyła go do pomocy detektywom, a ten okazuje się niezwykle inteligentnym i bardzo pomocnym profesjonalistą. Tak jak błyskawicznie zdobywa zaufanie Lutego i Borowczaka, tak i mnie ujął swoim otwartym, szczerym, życzliwym zachowaniem, a przy tym bardzo błyskotliwymi wnioskami jakie wyciągnął z opowiadań policjantów dotyczących śledztwa.

Książkę „Dług krwi” Grzegorza Gołębiowskiego bardzo polecam, to naprawdę kawał dobrego kryminału, a czas mija błyskawicznie przy jego lekturze. Mam nadzieję, że uda mi się sięgnąć po wcześniej wydane książki autora, bo jeśli tylko dorównują „Długowi krwi” to warto je przeczytać.

Grzegorz Gołębiowski, autor książki pt. „Dług krwi” jest profesorem na Wyższej uczelni w Warszawie. Z wykształcenia ekonomista, Jego pasją jest zaś genealogia. Oprócz wielu opracowań naukowych, Gołębiowski napisał też 3 powieści kryminalne. Jestem właśnie po lekturze ostatniej z nich i muszę przyznać, że to naprawdę świetnie skonstruowana historia kryminalna, ze spokojną,...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

„Pułapka życia” to debiutancka powieść Klaudii Morawy i mogę powiedzieć tylko jedno : oby takich debiutów jak najwięcej!

Książkę czyta się bardzo szybko, wątek kryminalny jest niezwykle ciekawy, świetnie opisany i trzyma w napięciu do ostatnich stron. Zakończenie zresztą jest zaskakujące, bo kiedy wydaje się, że wszystko już jest rozwiązane i wyjaśnione, nagle zaczyna się walka z czasem, której stawką jest czyjeś życie lub śmierć.

Dodatkowo, wielkim atutem powieści jest poruszenie w niej kwestii homoseksualizmu, pokazanie jak trudno nieheteronormatywnym osobom żyć w społeczeństwie, walczyć z uprzedzeniami, dyskryminacją i piętnowaniem. Ujawnienie swojej odmiennej orientacji seksualnej wiąże się często z odrzuceniem przez rodzinę i najbliższych, wyzwiskami, mobbingiem w pracy, a co za tym idzie z bólem i wielką samotnością. Autorka dobitnie pokazuje jak zachowania homofobiczne potrafią ranić i niszczyć psychikę, wpływać na całe czyjeś późniejsze życie.

Kolejnym problemem poruszonym w książce jest zmaganie się ze śmiercią ukochanej osoby. Rozpacz potrafi być tak wielka, że uniemożliwia normalne funkcjonowanie, popycha w nałogi by za wszelką cenę znaleźć w nich chwilę ukojenia i zapomnienia. Gdy osoba w żałobie przestaje dawać sobie radę, wtedy ogromną rolę odgrywają przyjaciele, gotowi w środku nocy przyjechać i po prostu być obok

W powieści mamy dwie bohaterki, które krańcowo się od siebie różnią, a łączy je praca – zostają bowiem partnerkami w wydziale kryminalnym w Los Angeles. Nikki Black – arogancka, gwałtowna, twarda, nie uznająca żadnych granic – jest świetną policjantką. Jennifer Robbins, jej nowa partnerka, to młoda, śliczna dziewczyna, za którą ogląda się niejeden mężczyzna. Bardzo inteligentna i błyskotliwa, nie zdobywa jednak sympatii ze strony Nikki. Ta jej dokucza i sprawia, że pierwsze dni w wydziale są dla dziewczyny niezwykle ciężkie. Obie policjantki skrywają swoje tajemnice – dla Nikki ostatni rok był dramatyczny i wciąż nie potrafi otrząsnąć się po tragedii, którą przeżyła. Jennifer zaś ukrywa najbliższą sobie osobę, codziennie zakłada maskę i jak sama mówi, ma wrażenie, że prowadzi podwójne życie.

Akcja w książce toczy się szybko i jest pełna zaskakujących zwrotów. Bohaterowie zaś są bardzo wyraziści i autentyczni. Z wielką przyjemnością przeczytałam powieść i czekam na kolejne książki autorki!

„Pułapka życia” to debiutancka powieść Klaudii Morawy i mogę powiedzieć tylko jedno : oby takich debiutów jak najwięcej!

Książkę czyta się bardzo szybko, wątek kryminalny jest niezwykle ciekawy, świetnie opisany i trzyma w napięciu do ostatnich stron. Zakończenie zresztą jest zaskakujące, bo kiedy wydaje się, że wszystko już jest rozwiązane i wyjaśnione, nagle zaczyna się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Komiksy od zawsze były dla mnie wyjątkową formą literatury. Tak, literatury, wszak komiks to opowiadanie oparte na sekwencyjnie ułożonych kadrach rysunkowych w których narracja i wypowiedzi postaci umieszczone są w charakterystycznych dymkach.

Jako dziecko pasjonowałam się popularnymi wówczas przygodami „Tytusa, Romka i A'Tomka” czy losami dwóch wojów „Kajka i Kokosza”. Później przyszedł czas na treści nieco poważniejsze i zaczytywałam się w „Thorgalu”. Z biegiem lat, porzuciłam komiksy na rzecz książek, ale zawsze wspominam te rysunkowe opowiadania z dużym sentymentem. Tym bardziej więc, zainteresował mnie komiks wydany współcześnie, którego zarówno forma jak i treść dostarczają nie tylko wrażeń wizualnych, ale też uczą historii i pokazują jak wyglądały początki Państwa Polskiego.

„Mieszko. Dziedzictwo” bo o nim tu mowa, jest przede wszystkim przepięknie wydaną książką, w twardych okładkach, graficznie dopieszczoną w każdym szczególe. Strony wstępu i podziękowań stylizowane są na karty księgi z dawnych lat. Cała historia została mistrzowsko zilustrowana przez Przemysława Świszcza (pseudonim Graphos) , którego rysunki niosą potężny ładunek emocjonalny. Znajdziemy tu kadry pełne dynamiki, momenty wyjęte prosto z pól bitewnych, pełne krzyku, bólu, szaleństwa. Są też obrazy bardzo spokojne, nastrojowe.

Ilustracje doskonale oddają klimat tamtych czasów wczesnego średniowiecza. Sami historycy nie wiedzą zbyt wiele o początkach panowania założyciela Państwa Polskiego, dlatego też komiks jest doskonałym polem do wplecenia wątków fabularnych, fikcyjnych, ale opartych na tle historycznym. Historia ta nie mogła więc zostać stworzona bez osoby, która z zamiłowania i pasji interesuje się czasami tak odległymi od współczesnych. Robert Siwek podparł więc fabułę swoją wiedzą na temat realiów historycznych tamtych lat oraz zajął się koordynacją całego przedsięwzięcia.

Podsumowując, „Mieszko. Dziedzictwo” jest z pewnością perełką wśród współczesnych wydań komiksowych. I tylko ten fakt w jakimś stopniu, moim zdaniem usprawiedliwia bardzo wysoką cenę tej pozycji, przypuszczam, że dla wielu chętnych czytelników zaporową. Dla osób, które jednak zdecydują się na zakup komiksu, autorzy przygotowali również tematyczne gadżety, takie jak mapy, podkładki czy koszulki. Trwają też prace nad kolejną częścią komiksu: „ Mieszko. Braterstwo”.

Komiksy od zawsze były dla mnie wyjątkową formą literatury. Tak, literatury, wszak komiks to opowiadanie oparte na sekwencyjnie ułożonych kadrach rysunkowych w których narracja i wypowiedzi postaci umieszczone są w charakterystycznych dymkach.

Jako dziecko pasjonowałam się popularnymi wówczas przygodami „Tytusa, Romka i A'Tomka” czy losami dwóch wojów „Kajka i Kokosza”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rok 2020 rozpoczęłam lekturą kryminału polskiego pisarza – Wojciecha Kulawskiego. „Poza granicą szaleństwa” to świetnie napisana historia śledztwa, które prowadzi trójka policjantów przy wsparciu prokuratora, za którym jednak nikt z nich nie przepada. Na nowo powstającym osiedlu, w jednym z jeszcze nie wykończonych domów, znalezione zostaje ciało Grzegorza Rosy. Mężczyzna zginął od porażenia prądem i początkowo nic nie wskazuje na to, aby w jego śmierć zaangażowane były osoby trzecie. Coś jednak detektywom nie daje spokoju, a wyniki sekcji zwłok potwierdzają ich podejrzenia. Na ciele denata znajdują dziwne nacięcie Jest to wskazówka, która rozpoczyna skomplikowane i pełne zaskakujących odkryć śledztwo. Policjanci muszą cofnąć się do spraw prowadzonych wiele lat wcześniej i okazuje się, że zabójstwo Rosy jest kolejną zbrodnią popełnioną przez tą samą osobę. Seryjny morderca działa od lat, a detektywi podejmują karkołomną walkę z czasem, aby jak najszybciej go ująć.

Akcja książki toczy się wielotorowo. Historię poznajemy z punktu widzenia różnych jej bohaterów, także przyszłych ofiar. Początkowo wydaje się, że poszczególne wydarzenia zupełnie się ze sobą nie łączą, jednak kolejne rozdziały przynoszą trudne do przewidzenia zwroty akcji i wszystkie elementy układanki powoli zaczynają do siebie pasować tworząc jeden obraz i rozwiązanie kryminalnej zagadki.

Książkę czyta się szybko, akcja jest wartka, wiele się dzieje. Trudno się oderwać, aż do samego końca, który jest kompletnie zaskakujący. Na początku jedynie przytłoczona byłam ilością pojawiających się bohaterów wymienianych z imienia i nazwiska – miałam wrażenie, że zbyt dużo naraz postaci jest wprowadzanych do fabuły.

Książkę bardzo polecam. Dobra lektura na długie, zimowe wieczory.

Rok 2020 rozpoczęłam lekturą kryminału polskiego pisarza – Wojciecha Kulawskiego. „Poza granicą szaleństwa” to świetnie napisana historia śledztwa, które prowadzi trójka policjantów przy wsparciu prokuratora, za którym jednak nikt z nich nie przepada. Na nowo powstającym osiedlu, w jednym z jeszcze nie wykończonych domów, znalezione zostaje ciało Grzegorza Rosy. Mężczyzna...

więcej Pokaż mimo to video - opinia


Na półkach:

„Miasteczko Anterrey. Znamię” to książka niesamowita, pełna grozy, atmosfery strachu, czającego się niebezpieczeństwa i obecności czegoś złego, nadprzyrodzonego. Autor, Daniel Radziejewski doskonale połączył historię kryminalną z klimatem jak z najlepszych horrorów. Od pierwszych stron czuć wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo. Coś potwornego przybyło do niewielkiego miasteczka Anterrey. Miejsca dziwnego, smutnego, zapomnianego przez świat, ale też w pewien sposób mistycznego i tajemniczego. To tu, w niedużej leśniczówce ukrytej wśród drzew mieszka Anthony O'Donnell – popularny pisarz powieści grozy. Historia zaczyna się, gdy budzi się on po groźnym wypadku, któremu uległ. Otóż spadł z wysokiej skarpy, a w wyniku przebywania przez jakiś czas w śpiączce cierpi teraz na amnezję wsteczną, czyli nie pamięta niczego sprzed wypadku. Odzyskiwanie wspomnień jest dla niego ogromnie trudne, zwłaszcza, że w domu dzieją się dziwne rzeczy, a kobieta, która podaje się za jego życiową partnerkę, zachowuje się w niezrozumiały sposób utwierdzając O'Donnella w podejrzeniach, że jest zupełni mu obcą osobą.

Tymczasem w mieście na posterunku policji wrze jak w ulu. W ciągu miesiąca doszło do zaginięcia trzech osób. W spokojnym i sennym miasteczku nie miało coś takiego dotychczas miejsca. Detektyw Richard Murray prowadzi śledztwo wraz z nowym partnerem Stevem Smithem. Razem poszukują zaginionych osób: nastolatka, księdza i młodej kobiety. Nie przeczuwają, że najgorsze ma dopiero nadejść. Wszystko zaczyna się komplikować, gdy zostaje odnalezione ciało poszukiwanego chłopca – zamordowanego w tak bestialski sposób, że nawet najtwardsi policjanci są wstrząśnięci do granic.

Zło czai się w ciemności. Dusze spotykają się w innych wcieleniach, dążą do zemsty i wyrównania rachunków, morderca staje się ofiarą.

Na koniec, posiadacie jakieś znamię? Podobno plama na skórze bywa wskazówką , jak ciało kiedyś umarło...

Książkę Daniela Radziejewskiego bardzo polecam. Byle nie czytać jej po zmroku.

„Miasteczko Anterrey. Znamię” to książka niesamowita, pełna grozy, atmosfery strachu, czającego się niebezpieczeństwa i obecności czegoś złego, nadprzyrodzonego. Autor, Daniel Radziejewski doskonale połączył historię kryminalną z klimatem jak z najlepszych horrorów. Od pierwszych stron czuć wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo. Coś potwornego przybyło do niewielkiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Należę do osób, które czytają wolno, delektują się słowem pisanym, wracają do pewnych fragmentów, czytają i przeżywają je powtórnie. Dlatego nigdy nie startuję w tak modnych wyzwaniach typu „7 książek w 7 dni” - to kompletnie nie dla mnie. Gdy czytam książkę, potrzebuję czasu by ją przemyśleć, zmierzyć się z emocjami, które wywołuje, zastanowić się nad tym, co autor chciał czytelnikowi przekazać.

Zdarzają się jednak czasem, rzadko, ale jednak, takie książki od których oderwać się nie mogę. Tak było dziś. Wzięłam do ręki „Chłopca w pasiastej piżamie” Johna Boyne'a z zamiarem przeczytania choć kilku stron, tymczasem nie odłożyłam tej historii, aż nie doczytałam jej do samego końca.

Powieść niezwykle wzruszająca, poruszająca temat Holokaustu, pokazująca wojenną rzeczywistość oczami niewinnego, 9-letniego dziecka. Napisana prostym, łatwym językiem i skierowana przede wszystkim do młodszych czytelników, choć moim zdaniem dorośli też powinni ją przeczytać. Powieść, której nie sposób zapomnieć, pełna ukrytej symboliki i znaczeń.

Bohaterem jest Bruno – syn niemieckiego komendanta obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Nie jest świadom piekła, które rozgrywa się tuż za ogrodem jego domu. Z ciekawością przygląda się ludziom za ogrodzeniem, a nawet zazdrości im „pasiastych piżam” w których chodzą całe dnie. Ponieważ uwielbia wędrować i odkrywać nowe rzeczy, pewnego dnia wyrusza potajemnie wzdłuż ogrodzenia, a po długiej wędrówce spotyka za siatką chłopca podobnego do siebie. Po krótkiej rozmowie okazuje się, że Szmul urodził się dokładnie tego samego dnia, miesiąca i roku, co Bruno, jemu jednak życie zgotowało zgoła odmienny los. I tak na granicy ogrodzenia z drutu kolczastego spotykają się dwa światy i dwaj chłopcy, bez uprzedzeń, bez nienawiści, za to obaj samotni, wyrwani z bezpiecznych domów rodzinnych, będący w miejscu, które żadnemu się nie podoba.

Między dziećmi rodzi się przyjaźń, spotykają się w tym samym miejscu niemal codziennie, opowiadają sobie o życiu, które zostawili przed przyjazdem do Oświęcimia. Bruno z zaskoczeniem obserwuje chudość i słabość Szmula, jego ręce przypominają mu ręce szkieletu oglądanego na lekcjach anatomii. Widzi szarość jego twarzy, siniaki. Na swój sposób próbuje przyjacielowi pomóc przemycając z kuchni w kieszeniach ubrania smaczne kąski.

Chyba właśnie dlatego, że cała ta historia opisana jest tak lekkim, spokojnym, opanowanym językiem, robi tak wstrząsające wrażenie. Zakończenie rozkłada na łopatki.

Doskonała książka i choć przyznam się, że nie gustuję w literaturze obozowej, bo po prostu jest ponad moje siły, to tą książkę naprawdę warto przeczytać. Polecam bardzo.

Należę do osób, które czytają wolno, delektują się słowem pisanym, wracają do pewnych fragmentów, czytają i przeżywają je powtórnie. Dlatego nigdy nie startuję w tak modnych wyzwaniach typu „7 książek w 7 dni” - to kompletnie nie dla mnie. Gdy czytam książkę, potrzebuję czasu by ją przemyśleć, zmierzyć się z emocjami, które wywołuje, zastanowić się nad tym, co autor chciał...

więcej Pokaż mimo to