-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Przyznaję się szczerze że postawiłem już krzyżyk na Jo Nesbo. Spowodowane to było jego niesamowitym zjazdem jakościowym - mam tu na myśli koszmarnie słabe "Królestwo", dwa praktycznie beznadziejne zbiory opowiadań, oraz w pewnym stopniu "Nóż" z cyklu o Harry'm Hole. Dlatego też wiadomość o kolejnej powieści owego cyklu przyjąłem z rezerwą (a wiem że nie tylko ja...). Były obawy, duże - czy Norweg dalej będzie karmił nas ochłapami, czy jednak przypomni sobie że potrafi i przygotuje wykwintne danie literackie... "Krwawy księżyc" ukończony, a ja mam banana na gębie, albowiem wrócił TEN Jo Nesbo, który kiedyś rozkładał mnie na łopatki swoimi powieściami. Wrócił Jo Nesbo, który kiedyś osiągnął poziom nieosiągalny dla innych. Ta powieść ma w sobie wszystko to, co miały najlepsze powieści tej serii - zagadkę, fabularne twisty, i Harry'ego Hole, który spaja wszystko. Jedyny minus - ciągłe przypominanie czytelnikowi że HH jest alkoholikem.
Można to przeczytać raz, dwa, max trzy, ale nie dosłownie co kilka kartek. Wisienką na torcie jest pewna sugestia autora, że na tym tomie się nie skończy. Biorąc pod uwagę z jakim hukiem Nesbo wrócił na literacki panteon - jestem jak najbardziej za!!!
Przyznaję się szczerze że postawiłem już krzyżyk na Jo Nesbo. Spowodowane to było jego niesamowitym zjazdem jakościowym - mam tu na myśli koszmarnie słabe "Królestwo", dwa praktycznie beznadziejne zbiory opowiadań, oraz w pewnym stopniu "Nóż" z cyklu o Harry'm Hole. Dlatego też wiadomość o kolejnej powieści owego cyklu przyjąłem z rezerwą (a wiem że nie tylko ja...). Były...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z marszu - po "Czterech dniach w Kabulu" - zabrałem się za kolejną książkę Anny Tell. Początkowe rozdziały mogłyby świadczyć że będę miał do czynienia z klonem w/w powieści - tam uprowadzenie szwedzkich dyplomatów w Kabulu, tu porwanie szwedzkiego policjanta w Prisztinie. Ale na szczęście na tym kończą się podobieństwa, później "Ogień zwalczaj ogniem" żyje swoim własnym życiem.
W dalszym ciągu mamy do czynienia z czystą sensacją, teraz już nawet bez domieszki kryminału. Nie jest też już tak odwzorowana na serialu "Homeland" jak poprzednia część; tym razem Amanda Lund pokazuje się w pełni jako policyjna negocjatorka. To bardzo ważny element tej książki. Mam nadzieję przeczytać w przyszłości następne powieści Anny Tell (wiem jest już trzecia część cyklu i oby pojawiło się polskie tłumaczenie), tymczasem ta dostaje ode mnie w pełni zasłużone 7 gwiazdek.
Z marszu - po "Czterech dniach w Kabulu" - zabrałem się za kolejną książkę Anny Tell. Początkowe rozdziały mogłyby świadczyć że będę miał do czynienia z klonem w/w powieści - tam uprowadzenie szwedzkich dyplomatów w Kabulu, tu porwanie szwedzkiego policjanta w Prisztinie. Ale na szczęście na tym kończą się podobieństwa, później "Ogień zwalczaj ogniem" żyje swoim...
więcej mniej Pokaż mimo to
Kolejna czytelnicza wizyta w Skandynawii, ale tym razem nieco odmienna niż zazwyczaj. Na okładce książki widnieje napis że jest to coś dla miłośników serialu "Homeland" - a ja się do tego grona zdecydowanie zaliczam. Jak nie zawsze się zgadzam z takimi okładkowymi 'rekomendacjami', to w tym przypadku jest to strzał w dychę. "Cztery dni w Kabulu" to bardzo zręczna powieść sensacyjna, z domieszką (a jakże!) kryminału, oraz politycznymi gierkami w tle. Nawet główna bohaterka, Amanda Lund jest mocno 'stylizowana' na "homeland'ową" Carrie Mathison. Fakt, do poziomu serialu tej książce brakuje, ale z drugiej strony - czytałem kiedyś prequel "Homeland" czyli "Ścieżki Carrie", a od tego już powieść Anny Tell jest zdecydowanie lepsza. Między innymi dlatego daję siedem gwiazdek!
PS. Nowa odsłona LC, czyli dawna 'beta' - to największa porażka jaka mogła się przydarzyć. Dziękuję za uwagę.
Kolejna czytelnicza wizyta w Skandynawii, ale tym razem nieco odmienna niż zazwyczaj. Na okładce książki widnieje napis że jest to coś dla miłośników serialu "Homeland" - a ja się do tego grona zdecydowanie zaliczam. Jak nie zawsze się zgadzam z takimi okładkowymi 'rekomendacjami', to w tym przypadku jest to strzał w dychę. "Cztery dni w Kabulu" to bardzo zręczna powieść...
więcej mniej Pokaż mimo toTrzeci tom cyklu z Tommym Bergmannem w roli głównej - za mną. Przyznam szczerze że żałuję że czas dzielący przeczytanie drugiej i trzeciej części rzeczonego cyklu był za długi, albowiem "Roztańczona krew" to nieformalny sequel "Piekła otartego". W trakcie lektury nierzadko buszowały mi myśli - kto zacz?, kim jest ta osoba? Stopniowo się to klarowało, niemniej jednak problem pozostał praktycznie do ostatnich stron. A te to najlepsze fragmenty powieści. Mocno niekonwencjonalne, takie 'nie-skandynawskie' zakończenie jest najlepszym podsumowaniem powieści. Jako że nadal pierwszy tom cyklu jest najlepszy, nie mogę ocenić tej części wyżej niż na sześć gwiazdek.
Trzeci tom cyklu z Tommym Bergmannem w roli głównej - za mną. Przyznam szczerze że żałuję że czas dzielący przeczytanie drugiej i trzeciej części rzeczonego cyklu był za długi, albowiem "Roztańczona krew" to nieformalny sequel "Piekła otartego". W trakcie lektury nierzadko buszowały mi myśli - kto zacz?, kim jest ta osoba? Stopniowo się to klarowało, niemniej jednak problem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Dość dawno nie gościłem czytelniczo w Skandynawii (nie licząc szmiry pt. "Zazdrość" Jo Nesbo...), więc był najwyższy czas ku temu żeby to nadrobić. Padło na autora, do którego przymierzałem się już dość dawno. Tu dodam, że niebagatelny wpływ na tą decyzję miała moja serdeczna przyjaciółka - Asiu, pozdrawiam! "Zmierzch" to bardzo solidna powieść kryminalna. Najbardziej urzekł mnie w niej niesamowity, duszny wręcz klimat; powietrze jest tu tak gęste że można kroić je nożem. Swój urok ma także wyspa Olandia, na której umiejscowiona jest akcja "Zmierzchu". Plusem jest też dla mnie to, że główna część powieści dzieje się na początku lat 90-tych XX wieku, bez 'zdobyczy' cywilizacji dostępnych w dniu dzisiejszym (telefon komórkowy w "Zmierzchu" to praktycznie cudo jak z kosmosu... Stwierdzam z przymrużeniem oka). I w takim oto klimacie Theorin świetnie skonstruował historię, której głównym punktem było zaginięcie małego chłopca. Akcja powieści toczy się bardzo powoli, ale nie ma to najmniejszego znaczenia w jej odbiorze, wręcz przeciwnie.
Kolejne rozdziały odsłaniają szerszą perspektywę całości, aż do samego końca. Bardzo zaskakującego końca. Na pewno w przyszłości sięgnę po kolejne powieści z tego cyklu, widzę że warto!
Dość dawno nie gościłem czytelniczo w Skandynawii (nie licząc szmiry pt. "Zazdrość" Jo Nesbo...), więc był najwyższy czas ku temu żeby to nadrobić. Padło na autora, do którego przymierzałem się już dość dawno. Tu dodam, że niebagatelny wpływ na tą decyzję miała moja serdeczna przyjaciółka - Asiu, pozdrawiam! "Zmierzch" to bardzo solidna powieść kryminalna. Najbardziej...
więcej mniej Pokaż mimo to
"Zazdrość"... Nowa książka Jo Nesbo; autora dla którego wyodrębniłem osobną wirtualną półkę, tu, na LC. 'Mistrz Nesbo' - tak ją nazwałem. Ta niestety na nią nie trafi; ta trafi na inną półkę - 'Strata czasu'... Od samego początku byłem do niej nastawiony 'anty', zapewne przez tytuł. Na okładce pisze że kiedy budzi się zazdrość, zasypia sumienie. Nie tylko. Człowiek opętany zazdrością potrafi w ułamku sekundy zniszczyć coś, na co czekał całe życie. Ale to ma być opinia o książce a nie o uczuciu, więc... Pamiętam czasy licealne, kiedy się "zaniedbało" obowiązki szkolne, kiedy po paru dniach laby wracało się na zajęcia, i klasowi koledzy/koleżanki pytali - masz zadanie? Jakie, (piiip), zadanie??? Kiedy okazało się że 'na dziś' trzeba napisać wypracowanie, brało się zeszyt i - potocznie stwierdzając - pisało się owo wypracowanie na kolanie. I tak właśnie najprawdopobniej postąpił pan Jo. Termin wydania był nazajutrz, więc na kolanie napisał kilka opowiadań. Trzymając się dalej szkoły i takiej nomenklatury, ocenię je po kolei, stosując gradację 1-6:
Londyn - 1;
Zazdrość - 1 (czyli jak totalnie (piiiiiiip) niezły pomysł na opowiadanie robiąc z niego farsę na poziomie wypocin ucznia środkowych klas szkoły podstawowej połączonego z reklamą wspinaczki sportowej; wisienka na torcie? - typ wysyła smsa o treści "Zabiłem Juliana" (przyp. - imię zaginionego brata typa), a odbiorczyni wiadomości i jednocześnie przesłuchiwana kobieta znająca zaginionego - myśli że chodzi o karalucha w pokoju hotelowym! Serio, panie Nesbo???)
Kolejka - 2;
Śmieć - 2;
Przyznanie się do winy - 2;
Odd - 1 (choć powinno być zero tudzież brak podstaw do klasyfikacji);
Kolczyk - 2.
Średnia 1,57... Mówiąc najbardziej optymistycznie - szału nie ma. Mówiąc bardziej realnie - ta książka to koszmar. Przykre jest to w jaki sposób 'stacza' się jeden z najlepszych autorów powieści kryminalnych jakie miałem okazje i przyjemność czytać. W Nesbo coś się ewidentnie zacięło, i to zacięcie trwa już trzecią książkę jaką napisał. Co gorsza ubywa wiary w to że wróci ten stary, dobry Jo Nesbo, ten z czasów niezapomnianych i doskonałych "Trzeciego klucza", "Pentagramu" i wielu innych kryminałów jakie wyszły spod jego pióra. Że to już będzie na zawsze autor takich miałkich rzeczy jak "Królestwo" czy "Zazdrość". Chciałbym się mylić, ale...
Odradzam, nawet (a może głównie) fanom Norwega.
"Zazdrość"... Nowa książka Jo Nesbo; autora dla którego wyodrębniłem osobną wirtualną półkę, tu, na LC. 'Mistrz Nesbo' - tak ją nazwałem. Ta niestety na nią nie trafi; ta trafi na inną półkę - 'Strata czasu'... Od samego początku byłem do niej nastawiony 'anty', zapewne przez tytuł. Na okładce pisze że kiedy budzi się zazdrość, zasypia sumienie. Nie tylko. Człowiek opętany...
więcej mniej Pokaż mimo to
W kultowej polskiej komedii „Poranek kojota” jeden z bohaterów zarzuca drugiemu, że zamiast czytać poważne książki, ów czytał pierdoły o żabach. I przyznając się bez bicia, ja właśnie skończyłem czytać taką pierdołę o żabach, i to level master. Z 568 stron, jakie liczy ta książka, może z dwieście stron jest namiastką kryminału (bo kryminałem tego nie nazwę za Chiny ludowe!), natomiast reszta, czyli pozostałe 368 stron to nic innego jak pierdoły o żabach! Zostaje zamordowana młoda kobieta, na dodatek przyszła policjantka, i to całe napięcie w tej książce. Biorąc pod uwagę że dowiadujemy się o tym na pierwszej stronie (!) to chyba nie najlepiej świadczy o reszcie treści. Na prowincję zjeżdża kwiat stołecznej policji szwedzkiej, i… Jeden policjant ciągle śni o dzieciństwie i rowerze Crescent Valiant jaki wtedy posiadał, inny, na ten przykład– Bäckström – tylko myśli o spożywaniu zimnego piwa i seksualnych podbojach z napotkanymi kobietami. A właśnie – Bäckström. Formalnie on jest bohaterem numer jeden tej książki, ale w istocie tak nie jest. On tu jest jakimś dodatkiem, raczej niepotrzebnym, gdyż pierwsze skrzypce grają tu inne postaci. Idąc tym tropem, to jest to moja trzecia książka z tego cyklu, ale tak po prawdzie z powyższej przyczyny ciężko ją z tym cyklem utożsamiać. W każdym razie bliżej mi jest z nią do słabego „Nosa Pinokia” niż do naprawdę dobrego kryminału, jakim jest „Ten kto zabije smoka”. Podsumowując – cóż, jeżeli tak wygląda praca policji w Szwecji (a opisuje to człowiek który w tej policji pracuje!) to naprawdę – przestępcy wszystkich krajów łączcie się, i srrrru do Kraju Trzech Koron. Przykład? Proszę bardzo! Dwóch policjantów zamierza przesłuchać (bardzo mocno) podejrzanego, ale ten im odpowiada że nie teraz bo on idzie pobiegać. A ci posłusznie wracają, meldują całą sytuację szefostwu, które twierdzi że jest ok, przesłucha się go innym razem. Ciężko to jakoś skomentować! A takich pierdół (o żabach) jest tu na pęczki.
Ogólnie jest to fatalna powieść obyczajowa z wlokącym się wątkiem pseudokryminalnym, której serdecznie NIE POLECAM! Dwie gwiazdki tylko i wyłącznie dlatego że sadomasochistycznie doczytałem to coś do końca.
W kultowej polskiej komedii „Poranek kojota” jeden z bohaterów zarzuca drugiemu, że zamiast czytać poważne książki, ów czytał pierdoły o żabach. I przyznając się bez bicia, ja właśnie skończyłem czytać taką pierdołę o żabach, i to level master. Z 568 stron, jakie liczy ta książka, może z dwieście stron jest namiastką kryminału (bo kryminałem tego nie nazwę za Chiny...
więcej mniej Pokaż mimo to
Pierwsza część tego cyklu miała być powieścią na miarę Jo Nesbo. Cóż, nie stwierdziłem nic takiego odnosząc się do tego w swojej opinii. Kolejna część cyklu, i... Johnsrud nadal nie wszedł w buty Nesbo (może nie wliczając totalnie bezpłciowego "Królestwa").
Ze "Straceńcami" mam taki problem, że sam do końca nie wiem jaka ocena byłaby adekwatna. Zaczyna się naprawdę obiecująco - powiedzmy umownie że Autor zaczyna przymierzać buty Nesbo, niestety, im dalej brnąłem w powieść to fakt był niezaprzeczalny - to wciąż za duży numer butów dla Johnsruda.
Za dużo namieszanych wątków, które - owszem! - przy końcu rozjaśniają się coraz bardziej, ale mam nieodparte wrażenie, że gdyby powieść ta liczyła 100-150 stron mniej, byłoby dużo lepiej. A tak? Momentami męczyła mnie ta lektura, a tego strasznie nie lubię. Daję więc "Straceńcom" sześć gwiazdek, bo choć od pierwszej części prezentują się lepiej, to nie na tyle żeby ocenić wyżej; dostają identyczną ocenę. To chyba sprawiedliwe.
Pierwsza część tego cyklu miała być powieścią na miarę Jo Nesbo. Cóż, nie stwierdziłem nic takiego odnosząc się do tego w swojej opinii. Kolejna część cyklu, i... Johnsrud nadal nie wszedł w buty Nesbo (może nie wliczając totalnie bezpłciowego "Królestwa").
Ze "Straceńcami" mam taki problem, że sam do końca nie wiem jaka ocena byłaby adekwatna. Zaczyna się naprawdę...
Pierwsze moje spotkanie z twórczością Henninga Mankella. Od dawna przymierzałem się do przeczytania powieści tego Autora, i teraz słowo stało się ciałem. To spotkanie uważam za udane, choć do kilku rzeczy można się przyczepić. Wymieniał ich nie będę bo to raczej marginalne sprawy. Niemniej jednak „Morderca bez twarzy” spełnia wszystkie warunki konspektowego kryminału skandynawskiego – dość mozolne i drobiazgowe, ale nie nudne śledztwo, i oczywiście wątki obyczajowe. Mankell bardzo fajnie wyważył proporcje między tym a tym.
Nie spodobało mi się ciągłe powtarzanie zwrotu ‘Kurt Wallander’, a bywały momenty że na jednej stronie było Kurt Wallander to, Kurt Wallander tamto, Kurt Wallander, Kurt Wallander; po sześć, siedem razy. Ale to raczej przytyk w stronę tłumacza a nie Autora. Ogólnie siedem gwiazdek, lekko naciągniętych, ale jak wspomniałem to mój debiut jeśli chodzi o tego Autora, więc tradycyjnie dostaje u mnie kredyt zaufania.
Pierwsze moje spotkanie z twórczością Henninga Mankella. Od dawna przymierzałem się do przeczytania powieści tego Autora, i teraz słowo stało się ciałem. To spotkanie uważam za udane, choć do kilku rzeczy można się przyczepić. Wymieniał ich nie będę bo to raczej marginalne sprawy. Niemniej jednak „Morderca bez twarzy” spełnia wszystkie warunki konspektowego kryminału...
więcej mniej Pokaż mimo to
Osiem dni. Tyle zeszło mi przeczytać książkę jednego z moich najulubieńszych Autorów! Autora, dla którego stworzyłem wirtualną półkę, tu na LC, nazywając ją ‘Mistrz Nesbo’. Osiem dni męki z czytania, osiem dni totalnego rozczarowania. Powiem inaczej – gdyby ktoś podarował mi tą powieść nakazując przeczytać, ale bez ujawniania kto ją napisał, po czym po skończeniu lektury powiedział że zrobił to Jo Nesbo – wysłałbym ową osobę do zamkniętego zakładu, na zamknięty oddział. Najlepiej do takiej celi, w jakiej przebywał Hannibal Lecter w „Milczeniu owiec”. Kaftan bezpieczeństwa i ‘kaganiec’ na twarz też mile widziane… Jest to bezwzględnie najsłabsza powieść jaka wyszła spod ręki Norwega, pełna nudy, zapychaczy stron, i – co najbardziej boli – pełna absurdalnych scen! Dwudziestolatek ściąga skalp z głowy trupa, po czym zakłada go sobie na głowę i jedzie samochodem??? Kupiłbym to w „Latającym cyrku Monty Pythona", bo oni z takich absurdów zasłynęli, ale nie u Nesbo! A takich ‘perełek’ jest w tej książce dużo więcej. Zresztą w tym miejscu polecam zapoznać się z opinią Znajomej Marzeny (pozdrawiam!), z którą to zgadzam się w całej rozciągłości!
Najpierw cholernie zawiodłem się ostatnią powieścią Cartera, teraz to samo stało się udziałem Nesbo. Ponieważ „Królestwo” jest ciut lepsze od „Polowania na zło”, dostaje ode mnie jedną gwiazdkę więcej, niemniej jednak marne to pocieszenie.
Na koniec pozwolę sobie zapożyczyć, ale lekko zmienić cytat innej Znajomej Kiwi_Agnik (również pozdrawiam!), którym zakończyła swoją opinię. U mnie będzie wyglądał tak:
Ja NIE polecam, a inni niech piszą co chcą.
Osiem dni. Tyle zeszło mi przeczytać książkę jednego z moich najulubieńszych Autorów! Autora, dla którego stworzyłem wirtualną półkę, tu na LC, nazywając ją ‘Mistrz Nesbo’. Osiem dni męki z czytania, osiem dni totalnego rozczarowania. Powiem inaczej – gdyby ktoś podarował mi tą powieść nakazując przeczytać, ale bez ujawniania kto ją napisał, po czym po skończeniu lektury...
więcej mniej Pokaż mimo toPrzeczytana przeze mnie ostatnio „Linda” Leifa Perssona spowodowała u mnie potężną zgagę i czytelniczego kaca. Chciałem skandynawskiego kryminału, a otrzymałem jakiś badziew łamany przez barachło. Żeby zatrzeć to fatalne wrażenie, postanowiłem pozostać w Skandynawii, i WRESZCIE przeczytać coś Camilli Lackberg. Zdopingowała mnie do tego dość mocno Justyna, którą z tego miejsca pozdrawiam i zarazem dziękuję za książkę! No i w porównaniu do „Lindy” to mamy tu kosmos! Konspektowy wręcz przykład skandynawskiego kryminału – idealnie wyważona proporcja pomiędzy zagadką kryminalną (raczej dość prostą…) a wątkami obyczajowymi. Te drugie akurat nie nudziły, choć czterech liter też nie urwały, natomiast wątek kryminalny… Bodajże jest to debiut Autorki, i to jeszcze widać, ale widać jednocześnie duży potencjał. Na przywitanie z Camillą Lackberg daję siedem gwiazdek, a do jej powieści na pewno w przyszłości powrócę.
Przeczytana przeze mnie ostatnio „Linda” Leifa Perssona spowodowała u mnie potężną zgagę i czytelniczego kaca. Chciałem skandynawskiego kryminału, a otrzymałem jakiś badziew łamany przez barachło. Żeby zatrzeć to fatalne wrażenie, postanowiłem pozostać w Skandynawii, i WRESZCIE przeczytać coś Camilli Lackberg. Zdopingowała mnie do tego dość mocno Justyna, którą z tego...
więcej mniej Pokaż mimo toStaroświecki, nieco archaiczny - co zrozumiałe; powstał w 1939 roku! - ale bardzo sympatyczny kryminałek do przeczytania i do zapomnienia. Taki dla fanów Agathy Christie, choć poziom nie ten. Oparty głównie na rozmowach komisarza Palmu z podejrzanymi, oraz jego dedukowaniu, do tego fajne zakończenie. Ni mniej ni więcej tylko sześć gwiazdek.
Staroświecki, nieco archaiczny - co zrozumiałe; powstał w 1939 roku! - ale bardzo sympatyczny kryminałek do przeczytania i do zapomnienia. Taki dla fanów Agathy Christie, choć poziom nie ten. Oparty głównie na rozmowach komisarza Palmu z podejrzanymi, oraz jego dedukowaniu, do tego fajne zakończenie. Ni mniej ni więcej tylko sześć gwiazdek.
Pokaż mimo toKolejna czytelnicza wizyta w Skandynawii, i kolejna udana. Nazwisko Tvedt trafia na moją listę, co oznacza że na „Uzasadnionej wątpliwości” nie skończy się ta znajomość. Tu i ówdzie można przeczytać że ta powieść to thriller prawniczy, z czym się jednak zgodzić nie mogę. Owszem, sala sądowa w powieści spełnia bardzo ważną rolę, ale dzieje się tak dopiero od drugiej części. Albowiem pierwsza część to bardzo dobry kryminał z wątkiem stricte sensacyjnym – tak to określę. Styl pisania Autora bardzo przystępny, nie bawi się w jakieś niepotrzebne opisy, akcja – jak na tego typu powieść – porusza się dość wartko. Ogólnie pozytyw, a do książek Norwega na pewno w przyszłości powrócę.
Kolejna czytelnicza wizyta w Skandynawii, i kolejna udana. Nazwisko Tvedt trafia na moją listę, co oznacza że na „Uzasadnionej wątpliwości” nie skończy się ta znajomość. Tu i ówdzie można przeczytać że ta powieść to thriller prawniczy, z czym się jednak zgodzić nie mogę. Owszem, sala sądowa w powieści spełnia bardzo ważną rolę, ale dzieje się tak dopiero od drugiej części....
więcej mniej Pokaż mimo toSamuel Bjork, czyli kolejne, nowe dla mnie nazwisko z przepastnej i niekończącej się nigdy listy skandynawskich autorów kryminałów. Listy którą cenię i lubię. Na dzień dobry dostajemy wiadomość z okładki, która głosi dumnie – ‘Strzeż się, Jo Nesbo! Masz konkurenta!’ No cóż, powiedzieć że to spore nadużycie to nic nie powiedzieć! Póki co Nesbo i Bjork mają jedną wspólną cechę – obaj są Norwegami, i na tym kończą się wszelakie podobieństwa. Bjork to jeszcze nie jest poziom Nesbo (nie licząc jego chwili słabości, czyli „Noża”…). Kilka rzeczy mnie raziło w „Sezonie niewinnych”, i muszę je teraz wyszczególnić. Pierwsza sprawa – jak wiadomo konspektowy kryminał skandynawski to mocniej lub słabiej zarysowane tło obyczajowe, pełniące mniej lub bardziej istotną rolę w powieści. Właśnie, TŁO… U Bjorka to tło jest bardzo często na pierwszym planie, i mocno zakłóca aspekt czysto kryminalny, niestety. Czytanie ciągłych psychologicznych rozważań Mii, Muncha lub innych postaci z powieści denerwowało mnie konkretnie. No ileż razy można czytać jedno i to samo?! Minus potężny! Kolejna rzecz – w toku narracji pojawia się wątek (nie)rozwiązanej sprawy sprzed kilku lat, która okazuje się być niebagatelnie ważna dla przebiegu aktualnego śledztwa; to czyż policja w pierwszej kolejności nie powinna skoncentrować się na tym? Owszem, robią to, ale chyba zbyt marginalnie. Kolejna rzecz – wyobrażę sobie, że jestem policjantem który bierze aktywny udział w śledztwie dotyczącym porwań i morderstw małych dziewczynek. Nie śpię od ponad doby, jestem padnięty, i dzwoni mi telefon. Telefon którego oczekiwałem, od kolegi/koleżanki z pracy, który może dać nowe światło i nowe fakty na rozwiązanie sprawy - zwłaszcza kiedy każda sekunda może zadecydować o ludzkim życiu. No to żeby mi się paliło pod tyłkiem, to taki telefon ODBIERAM, nie patrząc na okoliczności! A tu? Taki telefon sobie dzwoni – a tam, niech dzwoni, teraz nie odbiorę, zrobię to jutro… Tak działa policja w Norwegii? Pogratulować… To chyba wszystko co chciałem z siebie wyrzucić, teraz pozytywy. W zasadzie jeden. Intryga. Wielowątkowa, mimo wszystko wciągająca, i choć momentami od tej wielowątkowości można się było nieco pogubić, to Bjork daje radę. Gdyby w aspekt czysto kryminalny nie wplatał non-stop psychologicznych rozterek głównych postaci, byłoby jeszcze lepiej. Tak jednak nie jest, więc Jo Nesbo wciąż może spać spokojnie – u siebie (a pewnie i nie tylko…) nie ma żadnej konkurencji. Moja ocena końcowa może i byłaby wyższa, ale przez te minusy które opisałem, tak się nie stanie. Jednak do tego Autora i cyklu mam zamiar powrócić w przyszłości.
Samuel Bjork, czyli kolejne, nowe dla mnie nazwisko z przepastnej i niekończącej się nigdy listy skandynawskich autorów kryminałów. Listy którą cenię i lubię. Na dzień dobry dostajemy wiadomość z okładki, która głosi dumnie – ‘Strzeż się, Jo Nesbo! Masz konkurenta!’ No cóż, powiedzieć że to spore nadużycie to nic nie powiedzieć! Póki co Nesbo i Bjork mają jedną wspólną...
więcej mniej Pokaż mimo to
Doskonały kryminał! Soren Sveistrup – o czym można dowiedzieć się z okładki – jest również autorem scenariusza świetnego serialu „The Killing”, co już może dać do zrozumienia że mamy do czynienia z niebanalną powieścią. I tak też jest w istocie. Teraz może troszkę ‘odpłynę’, ale tak właśnie powinna wyglądać ostatnia powieść Jo Nesbo; zamiast totalnie przeciętnego „Noża” genialny Norweg mógł, a zasadzie powinien napisać coś w stylu „Kasztanowego ludzika”. Przyznam szczerze że momentami podczas lektury oczyma wyobraźni widziałem że śledztwo w sprawie morderstw prowadzi nie para Thulin/Hess, ale nie kto inny jak sam Harry Hole… Tak jednak nie jest, ale za to świadczy o tym że Soren Sveistrup wykonał kapitalną robotę. Mam tylko nadzieję, że jeszcze w przyszłości spotkamy się ponownie z parą wymienionych wyżej śledczych, bo to naprawdę gwarantuje solidne emocje.
Polecam!!!
Doskonały kryminał! Soren Sveistrup – o czym można dowiedzieć się z okładki – jest również autorem scenariusza świetnego serialu „The Killing”, co już może dać do zrozumienia że mamy do czynienia z niebanalną powieścią. I tak też jest w istocie. Teraz może troszkę ‘odpłynę’, ale tak właśnie powinna wyglądać ostatnia powieść Jo Nesbo; zamiast totalnie przeciętnego „Noża”...
więcej mniej Pokaż mimo toBardzo udana kontynuacja „Rodzinnego interesu”! Czyta się tak samo wybornie, a jest tylko jedna różnica. Pierwsza część oparta jest na faktach; ta – o czym możemy dowiedzieć się w podziękowaniach – jest w przeważającej mierze fikcją literacką. Ale za to jaką! Kwintesencja skandynawskiego kryminału. Kapitalny wątek sensacyjno-kryminalny, do tego mocno, ale nie do przesady zarysowany wątek obyczajowy, i hit gotowy. Mam taką nadzieję, iż wbrew temu że w tytule jest słowo ‘ostatni’, Autorzy nie poprzestaną na tym, i powstanie kolejna kontynuacja. Podstawy ku temu, jakby nie było, są…
Bardzo udana kontynuacja „Rodzinnego interesu”! Czyta się tak samo wybornie, a jest tylko jedna różnica. Pierwsza część oparta jest na faktach; ta – o czym możemy dowiedzieć się w podziękowaniach – jest w przeważającej mierze fikcją literacką. Ale za to jaką! Kwintesencja skandynawskiego kryminału. Kapitalny wątek sensacyjno-kryminalny, do tego mocno, ale nie do przesady...
więcej mniej Pokaż mimo to
Doskonały kryminał, oparty na faktach. Historia najbrutalniejszych napadów na banki w Szwecji, dokonanych przez trzech braci (i ich przyjaciela z dzieciństwa), nazwanych przez policję Gangiem Wojskowym. Jednego ze współautorów książki, Andersa Roslunda 'poznałem' już przy okazji lektury kryminałów o detektywie Grensie, które osobiście bardzo mi się spodobały. Spodziewałem się zatem po "Rodzinnym interesie" wysokiego poziomu, i nie zawiodłem się absolutnie.
Polecam!
Doskonały kryminał, oparty na faktach. Historia najbrutalniejszych napadów na banki w Szwecji, dokonanych przez trzech braci (i ich przyjaciela z dzieciństwa), nazwanych przez policję Gangiem Wojskowym. Jednego ze współautorów książki, Andersa Roslunda 'poznałem' już przy okazji lektury kryminałów o detektywie Grensie, które osobiście bardzo mi się spodobały. Spodziewałem...
więcej mniej Pokaż mimo to
Jo Nesbo vs. William Szekspir, William Szekspir vs. Jo Nesbo… Kto wyszedł zwycięsko z tego pojedynku…? Przeczytałem wszystkie książki genialnego Norwega; nie czytałem natomiast żadnego z dzieł Szekspira – jakoś nie miałem z nim nigdy po drodze. Niemniej jednak tematyka Makbeta była mi znana, więc z czystym sumieniem mogę wydać werdykt – Nesbo wygrał!
Przyznam, że książkę z początku czytało mi się dość ciężko, przyznam też że irytowały mnie występujące tu co jakiś czas przegadane sceny (najbardziej jednak irytowało to, że praktycznie przy każdym pojawieniu się Waltera Kite’a Autor podkreślał, że słychać gardłowe „r”; no ileż razy można o tym czytać…?). Ale fakt jest jeden, i to niezaprzeczalny – z dramatu Szekspira Nesbo zrobił świetny kryminał, który jak się przebrnie przez wspomniany początek, po prostu się czyta. To naprawdę świadczy o wielkości Nesbo. Wiadomo, że nie jest to poziom książek o Harrym Hole, że daleko jej do kapitalnych „Łowców głów” czy „Syna”, ale i tak jest to kawał solidnej literatury kryminalnej. Powieść o korupcji, chciwości i zemście. A przede wszystkim – powieść o śmierci, która tutaj zdecydowanie gra pierwsze skrzypce…
Gdyby na LC można było przyznawać połówki ocen, dałbym 7,5 gwiazdki, ale jako że jest to niemożliwe to ocena 7 wydaje mi się najbardziej adekwatna.
Jo Nesbo vs. William Szekspir, William Szekspir vs. Jo Nesbo… Kto wyszedł zwycięsko z tego pojedynku…? Przeczytałem wszystkie książki genialnego Norwega; nie czytałem natomiast żadnego z dzieł Szekspira – jakoś nie miałem z nim nigdy po drodze. Niemniej jednak tematyka Makbeta była mi znana, więc z czystym sumieniem mogę wydać werdykt – Nesbo wygrał!
Przyznam, że książkę z...
Pierwsze moje spotkanie z tą islandzką Autorką, i już wiem że nie ostatnie. „Pamiętam cię” to mieszanka horroru (rozdziały nieparzyste) oraz kryminału (rozdziały parzyste); mieszanka bardzo udana! Dwie historie, pozornie nie powiązane ze sobą, jednak każda kolejna strona ujawnia coraz to nowsze fakty prowadzące do wspólnego finału, wiążącego je w bardzo dramatyczny i zaskakujący sposób. Powieść bardzo mroczna, duszna; opisy pobytu trójki przyjaciół i pieska Puttiego w domku w Heysteri powodowały niekiedy chęć odruchowego spojrzenia za siebie – czy nie pojawia się tam mała, zakapturzona postać… Duże uznania dla Autorki za fenomenalne budowanie napięcia!
Bardzo pozytywne rozczarowanie – polecam!
Pierwsze moje spotkanie z tą islandzką Autorką, i już wiem że nie ostatnie. „Pamiętam cię” to mieszanka horroru (rozdziały nieparzyste) oraz kryminału (rozdziały parzyste); mieszanka bardzo udana! Dwie historie, pozornie nie powiązane ze sobą, jednak każda kolejna strona ujawnia coraz to nowsze fakty prowadzące do wspólnego finału, wiążącego je w bardzo dramatyczny i...
więcej mniej Pokaż mimo to
Bardzo dawno nie zaglądałem czytelniczo do kryminalnej Skandynawii (nie wliczam tu "Nocnego domu" Nesbo, bo to kryminał nie jest...). Najwyższy czas było nadrobić, a że akurat wpadł w moje łapy "Mentalista" duetu Lackberg/Fexeus, to od razu poszło z górki. I to był bardzo zacny wybór. "Mentalista" wciągnął mnie bez reszty, aczkolwiek mankamenty by się znalazły. Jak wiadomo autorzy ze Skandynawii lubią mieszać kryminały z powieściami obyczajowymi, i tu wyjątku nie było. Właśnie... "Mentalista" ma dużą liczbę bohaterów, tych głównych, tych drugoplanowych i tych pomniejszych, ale dość często autorzy zaglądali w ich życie prywatne, i jak dla mnie było tego za dużo. Najbardziej irytujące było to, kiedy dany rozdział kończy się fajnym cliffhangerem dotyczącym śledztwa i czekałem jak się to rozwinie dalej, ale zamiast tego dostałem porcję wiadomości wyjętych prosto z życia prywatnego postaci tu występujących. Przełknąłbym to jeszcze gdyby to tyczyło się osób z pierwszego planu - kij z tym! Tylko są tu postaci - ważne dla przebiegu fabuły przez jakiś czynnik X czy Y, ale pojawiają się na kartach powieści max dwa razy - a i tak dowiadujemy się to że ktoś woli mieszkać w Szwecji niż USA, i jest to dość drobiazgowo rozebrane na czynniki pierwsze. Gdyby powieść była chudsza, nie wiem - sto stron mniej? - byłoby idealnie. Tak jednak nie jest, i za to właśnie u "Mentalisty" poleci jedna gwiazdka w dół. Co do samego aspektu kryminalnego - cóż, palce lizać! Para bohaterów, z którymi kojarzył mi się całkowicie detektyw Monk (obsesyjny lęk przed zarazkami i bakteriami łamany przez obsesyjne patrzenie na wszystko przez pryzmat liczb parzystych) - to nie jest zarzut z mojej strony! - wraz ze współpracownikami prowadzą śledztwo w sprawie brutalnych zabójstw będących odwzorowaniem sztuczek iluzjonistów. Śledztwo bardzo drobiazgowe, raczej toczone w powolnym tempie, ale za to niezwykle interesujące. Pod tym kątem gra mi tu wszystko, wciąga to niesamowicie i tak jest do samego końca. Byłoby osiem gwiazdek, ale z przyczyny wyjaśnionej wyżej - jest ich siedem.
Bardzo dawno nie zaglądałem czytelniczo do kryminalnej Skandynawii (nie wliczam tu "Nocnego domu" Nesbo, bo to kryminał nie jest...). Najwyższy czas było nadrobić, a że akurat wpadł w moje łapy "Mentalista" duetu Lackberg/Fexeus, to od razu poszło z górki. I to był bardzo zacny wybór. "Mentalista" wciągnął mnie bez reszty, aczkolwiek mankamenty by się znalazły. Jak wiadomo...
więcej Pokaż mimo to