rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Widziałam kilka recenzji na booktube, miałam ją dodaną na legimi. A sięgnęłam po nią, gdy spojrzała na mnie z bibliotecznej półki.

Na samym początku zastanawiałam się, czy mnie wciągnie od początku do końca, czy w połowie będę modlić się, żeby już się skończyła.
I tu pierwsze zaskoczenie. Owszem, chciałam jak najszybciej skończyć Boską proporcję. Ale nie dlatego, że mnie nudziła. Wręcz przeciwnie. Cały czas bylam niepewna, co dalej się wydarzy, chciałam poznać rozwiązanie zagadki.
A to ogromnie mnie zaskoczyło. Ale może od początku. Mamy jedną zbrodnię artystyczną, piękną. A kilka dni później kolejną, krwawą i brutalną. Kto je popełnił i dlaczego? Co je łączy? Byłam zafascynowana jak Piotr Borlik lawiruje w swojej opowieści, łącząc i rozdzielając wątki. Miałam swoje podejrzenia, choć jakaś część mnie twierdziła, że nie mam racji. I oczywiście ona wygrała. Z początku samo zakończenie wydało mi się lekko naciągane, ale po przemyśleniu wszystkiego zaczęłam widzieć drobne wskazówki i całość zaczęła nabierać sensu.

Bohaterowie. Może zacznę od pierwszego, znanego nam od początku sprawcy. Jego portret psychologiczny był bardzo obrazowy. Motywy dzialania wydawały się jasne i klarowne, jednak autor oczywiście musiał nas zaskoczyć. Robert Mazur wcale nie jest taki, jak od początku się wydaje. Jest jeszcze bardziej psychicznie skrzywdzony.
Co do naszej głównej pani komisarz Agaty Stec. W jednej recenzji była porownana z Chyłką. No cóż, na pewno łączy je miłość do alkoholu. Z charakteru może mają też coś wspólnego, ale jakoś bardziej jestem przekonana do pani komisarz. Zobaczymy jak jej postać rozwinie się w kolejnych książkach.
No i postać, która najbardziej mnie zafascynowała. Artur Kamiński. Postać genialna, pełna tajemnic, które chce się odkryć. Jego zachowanie często budziło moje podejrzenia. I liczę w moim małym serduszku, że te dwa tomy, które przede mną, bardzo mnie co do niego zaskoczą.

Podsumowując w kilku prostych słowach, polskie kryminały naprawdę warto czytać. A szczególnie te autorstwa Piotra Borlika. 😉

Widziałam kilka recenzji na booktube, miałam ją dodaną na legimi. A sięgnęłam po nią, gdy spojrzała na mnie z bibliotecznej półki.

Na samym początku zastanawiałam się, czy mnie wciągnie od początku do końca, czy w połowie będę modlić się, żeby już się skończyła.
I tu pierwsze zaskoczenie. Owszem, chciałam jak najszybciej skończyć Boską proporcję. Ale nie dlatego, że mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Nie ma co ukrywać, że głównym powodem, dla którego zdecydowałam się ją przeczytać jest pochodzenie autora. Tak, cóż, na codzień tego nie widać, ale mam słabość do koreańskiej popkultury.

Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy opowiada jakąś krótka zamkniętą historię, a wszystkie razem tworzą coś większego i głębszego.

Alternatywny Seul, gildie zabójców na zlecenie, walka o władzę. Każdy zabójca musi wykonywać zlecenie dokładnie według instrukcji. Gdy się wyłamie czeka go los ofiary. Nie zdoła uciec, ani się schować.
I o tym jest ta książka. O odkrywaniu, że jest się niewolnikiem systemu, o próbie wyłamania się, pójścia własną drogą. O próbie przeżycia w niesprzyjającym świecie.

W Likwidatorze nie chodzi o to, żeby lubić bohaterów. Chodzi bardziej o to, żeby spróbować ich zrozumieć. Nie tyle, żeby się z nimi utożsamić, co żeby odkryć, że pewne uczucia i wątpliwości, które oni czują w tych dla nas ekstremalnych chwilach, my także odczuwamy. I tak jak oni czasem chcemy coś zmienić.

Gdy zaczęłam czytać tę książkę miałam swoiste poczucie, że to znam, że jakby wracam do miejsca, w którym od dawna nie byłam. Zaczęło towarzyszyć mi jakieś swojskie uczucie. Po kilku stronach już byłam pewna, że jest w tej książce coś podobnego do książek Murakamiego. Wprawdzie czytałam tylko jego trylogię, ale pewne cechy wspólne dostrzegam.
I są to pewnie cechy charakterystyczne dla dalekowschodniej

Nie ma co ukrywać, że głównym powodem, dla którego zdecydowałam się ją przeczytać jest pochodzenie autora. Tak, cóż, na codzień tego nie widać, ale mam słabość do koreańskiej popkultury.

Książka podzielona jest na rozdziały, z których każdy opowiada jakąś krótka zamkniętą historię, a wszystkie razem tworzą coś większego i głębszego.

Alternatywny Seul, gildie zabójców na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,


Oko Pustyni miało premierę kilka dni temu, 24 maja. Ukazała się nakładem Wydawnictwa Initium. Pozycja ma 416 stron, a okładki z tomu na tom podobają mi się bardziej.

Akcja jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniego tomu,więc aby uniknąć jakichkolwiek spoilerów wspomnę o niej naprawdę niewiele.

Drużyna Havalda znajduje się w Besarajnie. Poprzez pewne wydarzenia wplątani zostają w polityczne intrygi w stolicy kraju, Gasabaldzie.

Książka zaczyna się krótkim i zwięzłym przypomnieniem poprzednich wydarzeń, co jest ogromnym plusem, a gdy czytamy powieści bez dłuższej przerwy możemy po prostu ominąć tę stronę.

Już od samego początku autor rzuca nas w wir wydarzeń, jednocześnie powoli przypominając nam relacje pomiędzy boheterami i część wydarzeń. Choć miałam wrażenie, że czasem jest to zrobione w zbyt oczywisty sposób.
Narracja jest prowadzona z punktu widzenia Havalda, więc wszystko jest przedstawione z jednej perspektywy. Schwartz jest konsekwentny w tej decyzji i nie serwuje nam przeskoków między różnymi bohaterami. Korzystnie wpływa to na akcję i płynność czytania.

Przy tak rozbudowanej pod względem bohaterów i wydarzeń akcji natknęłam się na jedną rzecz, która, zwłaszcza w drugiej części książki, zaczęła bardzo mi przeszkadzać. Mówię tutaj o opisach. Szczegółowych, można by powiedzieć drobiazgowych. Jako przykład mogę podać spotkanie Havalda i reszty z ambasadorem Askiru. Oprócz dokładnego opisu pomieszczenia i wystroju, które jeszcze mogę zrozumieć i zaakceptować, pojawił się opis dziewczyny, która pojawia się tylko na chwilę. Po prostu jakąś zwykła służąca, przynosząca tacę z napojami, bez znaczenia dla akcji. A poświęcony jest jej cały akapit na pół strony, w którym szczegółowo dowiadujemy się jak jest ubrana.
Od tego momentu zwracałam szczególną uwagę na wszystkie opisy. I kurczę, niby wszystko gra, ale zaczęły mnie niektóre z nich naprawdę wytrącać z rytmu. Za każdym razem, gdy bohaterowie się przebierają, gdy wchodzą do nowego pomieszczenia, dostajemy każdy najdrobniejszy szczegół. Nie mogę powiedzieć Wam, czy tak było w poprzednich tomach, bo nie pamiętam, ale podejrzewam, że to po prostu styl autora.

W książce nie brakuje humoru, a to głównie za sprawą jednego, niezwykłego bohatera, który koniec końców okazuje się być kimś więcej niż twierdzi. Gadulstwo Armina co chwilę sprawiało, że się usmiechałam. Zwłaszcza w zestawieniu z reakcjami innych.

A teraz niezwykle subtelnie przejdźmy do zakończenia. Które, oczywiście, jest takie, że daje nam wskazówki, jak zacznie się kolejny tom. Ale... Chodzi mi teraz o samo rozwiązanie sytuacji w Gasabaldzie.

Odbywa się wielka uroczystość, na którą zostaje zaproszona cała nasza drużyna. I dzieje się. Pewne rzeczy zaczynają układać się w całość i nabierać sensu. Pewne osoby okazują się nie być tym, kim byśmy się spodziewali. Do ostatnich zdań jesteśmy trzymani w napięciu i choć może przewidzenie, że wszystko skończy się pomyślnie jest proste, to jednak kilka rzeczy było zaskakujących.

Zastanawiam się, czy mam coś szczególnego do powiedzenia o samych bohaterach. Ale w sumie niby ich znam, ale tak do końca ich nie znam. Tylko Havalda można poznać naprawdę dobrze, bo to w jego głowie ciągle siedzimy.

Czy polecam tę książkę? Osobom, którym się podobały poprzednie dwa tomy napewno. A sądzę, że ci, którzy nie są do końca pewni, mogą dać autorowi jednak szansę. Nudzić się napewno nie będziecie..


Oko Pustyni miało premierę kilka dni temu, 24 maja. Ukazała się nakładem Wydawnictwa Initium. Pozycja ma 416 stron, a okładki z tomu na tom podobają mi się bardziej.

Akcja jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z poprzedniego tomu,więc aby uniknąć jakichkolwiek spoilerów wspomnę o niej naprawdę niewiele.

Drużyna Havalda znajduje się w Besarajnie. Poprzez pewne wydarzenia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Jest to trzecia książka Adriana Bednarka, którą czytałam. I jednocześnie jest to książka, która najmniej mi się podobała.

Historia zaczyna się całkiem zwyczajnie. Wiktor wraz ze swoją kochanką Moniką wybierają się na romantyczną randkę na leśnej polanie. W pewnym momencie dzieje się coś niespodziewanego. Monika w dość nagły i niespodziewany sposób umiera. Wiktor spanikowany z początku nie wie co zrobić, aż podejmuje decyzję o ukryciu zwłok.

Wiktor jest współwłaścicielem małej firmy, ma całkiem przyjemny dom i kochającą żonę. Bohater zmaga się z problemem alkoholowym, a w jego firmie też nie wszystko układa się kolorowo.

W dniu swoich urodzin dostaje tajemniczy prezent. Telefon, na którym są zdjęcia z jego niedawnego leśnego występku. I właściwie dopiero teraz zaczyna się główna akcja. Wiktor staje przed trudnym zadaniem. Jego wstępna decyzja powoduje nieprzewidziane skutki, które dotykają jego samego tylko pośrednio, ale zmusza go do zmiany zdania, oraz podjęcia drastycznych kroków.

Po dwóch tomach o Kubie Sobańskim przywykłam trochę do innego i nieco psychotycznego spojrzenia Adriana Bednarka na swoich bohaterów. Tutaj też widzimy złe strony bohaterów. Mamy możliwość poznać skutki decyzji podejmowanych często w strachu, a na pewno nie do końca przemyślanych. Jednak o ile losy diabła śledziłam z ciekawością i zapartym tchem, to ta historia nie wzbudziła we mnie tylu emocji. Momentami nawet mnie trochę nudziła.

Już dawno temu styl Adriana Bednarka przypadł mi do gustu, ale ogólnie mam wrażenie, że Pan Adrian lepiej wypada w kilkutomowych seriach niż w pojedynczych książkach. Brakowało mi głębszego wejścia w psychikę głównego bohatera.

Zastanawiam się cały czas jakie emocje wzbudził we mnie Skazany na zło. I muszę Wam powiedzieć, że niestety jedyne co czuję to obojętność.

Marta

Jest to trzecia książka Adriana Bednarka, którą czytałam. I jednocześnie jest to książka, która najmniej mi się podobała.

Historia zaczyna się całkiem zwyczajnie. Wiktor wraz ze swoją kochanką Moniką wybierają się na romantyczną randkę na leśnej polanie. W pewnym momencie dzieje się coś niespodziewanego. Monika w dość nagły i niespodziewany sposób umiera. Wiktor...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Klub niewiernych Daniel Koziarski, Agnieszka Lingas-Łoniewska
Ocena 6,9
Klub niewiernych Daniel Koziarski, A...

Na półkach: , , , ,

Zacznę może od tego, że dość często widywałam na instagramie pozycje Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i jak to ja, wykształciłam w sobie jakiś rodzaj ciekawości. Z jednej strony ciekawości, jak piszą polscy autorzy z drugiej tej dotyczącej konkretnie tej pani. I gdy nadarzyła się okazja postanowiłam sprawdzić, co też na mnie czeka.

Ogólna fabuła tej powieści skupia się na Justynie i Piotrze, małżeństwie z problemami. Piotr odczuwa potrzebę "wyszalenia się" i jego sposobem na to jest umawianie się w internecie, na pewnym czacie z różnymi kobietami. Justyna czuje się ignorowana, zaniedbana. Czuje, że musi konkurować z matką i siostrą Piotra, które to od początku jej nie lubiły i zawsze znajdą sposób aby uprzykrzyć jej życie. Kobieta pracuje z pewnym przystojnym mężczyzną, Dawidem. Coś się między nimi zaczyna rodzić, jednak kobieta jest na tyle rozsądna, aby wiedzieć, gdzie postawić granice.

Początek historii jest jak z obyczajówki na średnim poziomie. On romansuje, ona żali się koledze z pracy. On porzuca ich wspólne plany dla matki, ona znów się żali. I tak w kółko do momentu, w którym policja rozpoczyna śledztwo w sprawie morderstwa. I od tego momentu zaczyna się, moim zdaniem robić coraz bardziej abstrakcyjnie.

Nie wiem, czy to ja za dużo wymagam, czy co, ale o ile pewne wątki, a właściwie ich rozpoczęcia, mogłam jeszcze zaakceptować to im dalej tym większe miałam poczucie nierealności. Ci bohaterowie byli jacyś tacy nijacy, a ich zachowania czasem głupie, czasem nierealne i kompletnie nieodpowiednie do sytuacji.

O ile częściowo można zrozumieć zachowanie głównego "złego" tej książki, chociaż powiem Wam, że to też mocno naciągane, to już zachowanie na przykład takiego Mateusza w pewnych momentach było moim zdaniem o wiele za bardzo przesadzone.

W ogóle jeśli chodzi o bohaterów to nie polubiłam żadnego. Nawet postać, która miała być z założenia tą niewinną ofiarą moim zdaniem była zbyt przejaskrawiona. Owszem, są kobiety, którym niewiele wystarcza, aby usprawiedliwić męża, wybaczyć mu, i niejedna podejmuje decyzje pod wpływem emocji i nadziei na poprawę, ale Justyna to już przeginała w swoim miotaniu się i braku konsekwencji. Miotanie się to chyba w ogóle jedno z ulubionych zajęć kobiet w tej powieści, albo popadanie w niezdrowe psychopatyczne obsesje.

Szczerze mówiąc nie miałam odnośnie tej książki jakichś szczególnych oczekiwań, ale liczyłam na ciekawą powieść. W moim odczuciu największą krzywdę tej książce robi jej zaklasyfikowanie gatunkowe. Thriller to zdecydowanie za dużo w odniesieniu do tej historii.  Brakowało mi napięcia do jakiego przyzwyczaiły mnie thrillery, za dużo było codzienności, szczegółowych opisów, które może i miały jakiś sens, niby wnosiły coś do akcji, jednak zdecydowanie zabijały dynamikę i napięcie. Właśnie przez ten gatunek oczekiwałam czegoś więcej, czegoś innego. Mała zmiana na literaturę kobiecą, obyczajówkę z dreszczykiem dała by zdecydowanie dużo. Zupełnie inaczej podeszłabym do książki i z pewnością miałabym trochę inne odczucia.

Klub niewiernych czytało się ogólnie szybko. Nie miałam problemu z połapaniem się kto jest kim i tak dalej, podejrzenia, co do sprawcy zamieszania miałam trochę wcześniej niż to zostało wyjawione, ale co z tego. Jeśli emocji i napięcia prawie w ogóle nie było.

Czy polecam tę pozycję? Raczej nie.

Czy sięgnę po inne książki pani Agnieszki? Raczej tak, po jedną może dwie, ale solowe, aby się przekonać, czy moja opinia się zmieni.

Zacznę może od tego, że dość często widywałam na instagramie pozycje Agnieszki Lingas-Łoniewskiej i jak to ja, wykształciłam w sobie jakiś rodzaj ciekawości. Z jednej strony ciekawości, jak piszą polscy autorzy z drugiej tej dotyczącej konkretnie tej pani. I gdy nadarzyła się okazja postanowiłam sprawdzić, co też na mnie czeka.

Ogólna fabuła tej powieści skupia się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gdy zaczęłam czytać tę książkę miałam sporo obaw wywołanych kilkoma opiniami z instagrama. I właściwie one się spełniły.

Fabuły, jeśli jakaś w tej książce jest, nie potrafię Wam nawet zarysować. Nasi bohaterowie spotykają się około 150 strony. Wcześniej dowiadujemy się, jak ona została "ekskluzywną" prostytutką. Że to lubi i nie zna innego życia. W dodatku jest panienką z bogatego domu, miała wszystko czego tylko mogła zapragnąć.

Dla kontrastu on jest mężczyzną z historią. Najgorsze dzieciństwo, jakie autorka mogła wymyślić, nieudane małżeństwo i dodatkowo dręczą go sny, w których na nowo przeżywa koszmary dzieciństwa.

No i się spotkali. Szczerze mówiąc czekałam na ten moment. Miałam cichą nadzieję, że może zacznie się w końcu dziać coś ciekawego, ale nie. Spotykają się, ciągnie ich do siebie, ona nie umie nic innego niż traktować go jak kolejnego klienta, postanawiają być przyjaciółmi, jednak przy najbliższej okazji... Przy tej książce nawet nie staram się unikać spojlerów, bo sądzę, że tak czy inaczej wszystko co się dzieje jest właściwe oczywiste. Żadnych zaskoczeń czy tajemnic.

Konstrukcja bohaterów moim zdaniem pozostawia wiele do życzenia. Brook, rozpuszczona, mająca wszystko kobieta. Na każdym kroku zachowuje się jak panienka lekkich obyczajów, żeby nie używać słów dosadnych i wulgarnych. Potrafi tylko prowokować za pomocą ciała, albo reagować złością i agresją. Z drugiej strony ta sama kobieta sprawia wrażenie bardzo niepewnej, zagubionej.

Devon niby jest miłym facetem, ale jak tylko ma okazję na seks to z niej korzysta. Odnoszę wrażenie, że te początkowe odmowy były tylko pozorami, aby zaimponować Brooke. Uczucie między nimi moim zdaniem jest sztucznie rozdmuchane te początkowe spotkania tak strasznie sztuczne. Wszystko wyssane z palca. Nie widzę w tym żadnego sensu.

Co do języka i stylu autorki to mam wrażenie, że tego drugiego tu nie ma wcale, a i ten pierwszy mocno kuleje. Strasznie denerwowały mnie "dopasowane do koszuli nocnej majteczki". Nie wiem czemu, bo zazwyczaj nie mam problemu z używanym słownictwem. Przekleństwa brzmiały mi jakoś nie tak, a z nimi też nie mam problemu. Powtarzam się, dokładnie tak jak to się dzieje w Pokusie zła. O ile jeszcze powtórzenia wyrazów mogę w pewnym stopniu wybaczyć, to opisywanie tych samych scen z punktu widzenia obojga bohaterów to już było za dużo.

Książka ma piękną okładkę, jednak to, co kryje się w środku pozostawia wiele do życzenia. Przy kilku scenach zwłaszcza pod koniec książki miałam wrażenie, że Pani Robinson obejrzała kiepskie porno i opisuje to, co tam zobaczyła. Poniżanie, traktowanie człowieka jak przedmiot... A co do zakończenia to mogę powiedzieć tylko, że to najbardziej naciągane zakończenie jakie miałam okazję czytać.

Gdy zaczęłam czytać tę książkę miałam sporo obaw wywołanych kilkoma opiniami z instagrama. I właściwie one się spełniły.

Fabuły, jeśli jakaś w tej książce jest, nie potrafię Wam nawet zarysować. Nasi bohaterowie spotykają się około 150 strony. Wcześniej dowiadujemy się, jak ona została "ekskluzywną" prostytutką. Że to lubi i nie zna innego życia. W dodatku jest panienką z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pęknięta korona to książka, którą potraktowałam jako odskocznię od tego co normalnie czytam. Po pierwsze różni się tematyką jak i długością od moich codziennych lektur. Jest to niepozorne dwieście stron, które mnie bardzo zaskoczyło.

Cała opowieść zaczyna się w momencie wyłowienia z Wisły martwego szlachcica. Szybko okazuje się, że jest on obcokrajowcem, a ślady wskazują na to, że został zamordowany. Wkrótce też pojawia się drugi trup, w spalonym dworze bogatego szlachcica. Tutaj wszystko wskazuje na zgoła odmienny los. Mężczyzna zginął podczas odprawiania heretyckiego rytuału. Czcił obraz, który uniknął losu domostwa.

Śledztwo prowadzi dwóch rycerzy i mnich. Jeden z nich jest tym, który wyłowił nieszczęsne zwłoki, drugi jego przyjacielem, a mnich to bernardyński inkwizytor znany obu rycerzom.

Książkę Wielgusa charakteryzuje, stylizowany barwny język, dzięki któremu z łatwością poczujemy się jakby przeniesieni w XIII wiek. Stylizacja całej powieści, łacińskie wstawki w rozmowach, imiona bohaterów. To wszystko robi świetną robotę i wcale nie nudzi, ani nie męczy, czego obawiałam się najbardziej. Smaczku dodaje także otoczka z wierzeń i zabobonów wciąż obecnych w chrześcijańskim narodzie.

Akcja prowadzona jest liniowo. To znaczy od jednej wskazówki do drugiej, od rozmowy z jednym, do rozmowy z kolejnym zamieszanym we wszystko człowiekiem. Czasem także pojawia się jakaś poboczna sprawa, która jednak zostaje szybko rozwiązana. Ten zabieg sprawił, że czułam się trochę jak w grze, gdzie podążając za kolejnymi krokami wykonujemy główne zadanie. To wrażenie miałam zwłaszcza w początkowej części Pękniętej korony. Takie trochę Wiedżninowo-Gothicowe klimaty.

Jaksa i Lambert byli charakternymi, inteligentnymi postaciami. Każdy miał swoje za uszami, choć autor nie zagłębiał się zbytnio w przybliżenie mam ich. Z całą pewnością stwierdzić mogę, że uwielbiali piwo, miód i inne trunki, nie brakowało im odwagi i rozumu. Obaj wzbudzili moją sympatię i pod koniec żałowałam, że muszę się z nimi rozstać. Brat Gotfryd też był dobrze wykreowanym bohaterem, jednak postacie związane z kościołem bardzo rzadko wzbudzają moją sympatię. Nie obwiniam tutaj inkwizytora, który, gdyby był kimkolwiek innym, zapewne również zyskałby moje uznanie. A tak doceniam jego chęć rozwikłania zagadki i włożony w to wysiłek, ale nic więcej.

Pęknięta korona to książka, którą potraktowałam jako odskocznię od tego co normalnie czytam. Po pierwsze różni się tematyką jak i długością od moich codziennych lektur. Jest to niepozorne dwieście stron, które mnie bardzo zaskoczyło.

Cała opowieść zaczyna się w momencie wyłowienia z Wisły martwego szlachcica. Szybko okazuje się, że jest on obcokrajowcem, a ślady wskazują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedno z nas kłamie to opowieść  grupce nastolatków, którzy zostają za karę po lekcjach. Podczas odbywania kary jedno z nich umiera.

Rozpoczyna się śledztwo, które skupia się na pozostałej czwórce uczniów. Śledztwo, które moim zdaniem to właściwie kpina, choć może czasem zdarzają się sprawy poszlakowe. Ale zastanawia mnie dlaczego nikt ze śledczych nie przyjrzał się naszej ofierze. Przecież analiza jego zachowania mogłaby posunąć całą sprawę do przodu. I sądzę, że niektóre odpowiedzi można było zdobyć, mino że przyjaciółka Simona ukrywała bardzo dużo szczegółów.

Dużo słyszałam Waszych opinii odnośnie bohatera homoseksualnego w tej książce. Przyznam szczerze, że sądziłam, że tym bohaterem okaże się Simon,  a nie jedno z podejrzanych. Jakoś mi to pasowało, w sumie nie wiem dlaczego.

Co do bohaterów jeszcze. Słyszałam też, że to stereotypowa grupa, i każdą jednostkę cechuje tylko jej pozycja. Po części muszę się z tym zgodzić. Większość ich zachowań jest typowa dla nich. Choć w sumie wszystkie.

Rozwiązanie zagadki, cóż... Właściwie już z początku myślałam, że zdarzyło się to, czego właściwie nikt nie brał pod uwagę, a jakieś 150 stron przed końcem zaczęłam mieć pewność. Zgoda przez całą książkę wydawało się to niezbyt prawdopodobne, jednak nie niemożliwe. I czuję lekkie rozczarowanie, że rozwiązałam zagadkę wcześniej niż przewidziała autorka.

Ale żeby nie było, jedna rzecz szczególnie przypadła mi do gustu (choć to też jest pewien stereotyp, ale co tam). Mianowicie rozwój związku Bronwyn i Nate'a. I poczułam faktyczne rozczarowanie gdy z powodu tego, co się stało on się od niej odsunął.

Podsumowując. Nie uważam, że jest to książka zła, jednak sądzę, że pewne rzeczy mogły być zrobione lepiej. A tak wyszło czytadło no jeden dwa wieczory, o którym z czystym sumieniem można zapomnieć.

Jedno z nas kłamie to opowieść  grupce nastolatków, którzy zostają za karę po lekcjach. Podczas odbywania kary jedno z nich umiera.

Rozpoczyna się śledztwo, które skupia się na pozostałej czwórce uczniów. Śledztwo, które moim zdaniem to właściwie kpina, choć może czasem zdarzają się sprawy poszlakowe. Ale zastanawia mnie dlaczego nikt ze śledczych nie przyjrzał się naszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Chyba pierwszy raz przeczytałam jakąś polską fantastykę, którą można zaliczyć do klasyki.

Już od dobrych kilku lat „Pan lodowego ogrodu” chodził gdzieś tam z tyłu mojej głowy. Jednak zawsze bałam się sięgnąć po tę książkę, jak i wiele innych polskich klasyków fantastyki. Jednak nadszedł w końcu ten dzień, w którym Marta postanowiła, że dosyć czekania. To właśnie ten moment.

I powiem Wam, że żałuję, że tak długo zwlekałam. Ale od początku.

Obca planeta na drugim końcu wszechświata. Samotny bohater wysłany z misją ratunkową, aby sprowadzić na ziemię kilkoro zaginionych ludzi. To, co zastaje w miejscu docelowym znacznie różni się od tego, czego się spodziewał. Znajduje kilkoro martwych, dziwne stwory chcące zabić każdego, i podobne do ludzi istoty, żyjące jak w średniowieczu.

Nie wiedząc, czego może oczekiwać rusza na poszukiwania kilku prawdopodobnie żywych jeszcze osób. I tu właśnie zaczyna się epicka podróż przez nieznane.

Vuko Drakkainen jest bohaterem, który może nie od samego początku, ale zdobył moją sympatię. Choć czasem ma momenty, w których mnie drażni, jak na przykład to całe narzekanie. Inni są trochę takim tłem dla jego niesamowitych umiejętności, które tak naprawdę są zasługą małego urządzonka w mózgu. Nie zmienia to faktu, że gdyby nie to, jego historia skończyłaby się zanim się właściwie zaczęła.

Akcja jest przedstawiona z punku widzenia naszego Wędrowca, ale także z perspektywy narratora, który obserwuje wszystko z boku. Jest to bardzo ciekawy według mnie zabieg, który spowalnia/przyspiesza akcję, gdy ta tego wymaga.

Mamy tu także drugą historię, dziejącą się niezależnie od pierwszej na drugim końcu tego świata. Historię, w której poznajemy młodego księcia, który powoli przeprowadza nas przez swoje dojrzewanie do momentu przełomowego dla jego kraju. Momentu, w którym cały postęp, jaki zaprowadziła jego rodzina się cofa, a on zostaje władcą, który nie ma nic.

Ta część również mi się spodobała, jednak nie tak bardzo jak wątek Vuko. Najbardziej ciekawi mnie tutaj to czy i jak obie historie się połączą.

I ta końcówka. Nasz bohater ma zalążek jakiegoś planu, jednak wszystko układa się zupełnie nie po jego myśli. To, co się tam zdarzyło obudziło we mnie niesamowity apetyt na więcej. I jak najszybciej muszę sięgnąć po drugi tom.

Grzędowicz stworzył świat, w którym wszystko jest podobne do znanych rzeczy, a jednocześnie tak fantastycznie inne. Te wszystkie stwory, które pojawiają się w tle, przypominające psy, konie i inne, ale jednocześnie się tak różniące. Otoczenie Vuko, które przypomina średniowieczne realia, a jednocześnie rządzi się swoimi prawami. W końcu te wszystkie fantastyczne rzeczy. Mgła, potwory. Powala mnie ogrom wyobraźni autora.

Chyba pierwszy raz przeczytałam jakąś polską fantastykę, którą można zaliczyć do klasyki.

Już od dobrych kilku lat „Pan lodowego ogrodu” chodził gdzieś tam z tyłu mojej głowy. Jednak zawsze bałam się sięgnąć po tę książkę, jak i wiele innych polskich klasyków fantastyki. Jednak nadszedł w końcu ten dzień, w którym Marta postanowiła, że dosyć czekania. To właśnie ten...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tę książkę przeczytałam tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebowałam jakiejś lekkiej, odmóżdżającej historii podczas pierwszego ataku przeziębienia w sezonie jesiennym. Czułam, że nie jestem w stanie trawić bardziej skomplikowanych fabuł i problemów.

Rochelle Ewans jest typową amerykańską licealistką. Jej życie kręci się wokół przyjaciół i chłopaków. Jej największym problemem jest fakt, że w wieku tych nastu lat się nie całowała. Jej przyjacielem jest Lee, z którym wychowywała się od urodzenia. Ta dwójka wszystko robi razem, nie mają przed sobą tajemnic. Sytuacja zmienia się po szkolnym festynie, na którym to Elle całuje się z Noah, bratem Lee, w budce z całusami, którą zorganizowała razem z przyjacielem.

I tak. Powiem Wam, że jest to książka naprawdę odmóżdżająca. Główna bohaterka ma tylko problemy typowej popularnej dziewczyny. Już po stu stronach odniosłam wrażenie, że ona nie robi nic oprócz pokazywania się w szkole i chodzenia na imprezy. Jej ojciec w ramach bezstresowego wychowania nic od niej nie wymaga, niezbyt przejmuje się tym, że Elle wraca późno w nocy, albo rano z imprezy. Nawet przyznam się, że przez chwilę miałam zaćmienie i nie potrafiłam sobie przypomnieć imienia głównej bohaterki.

I właściwie chyba wszyscy bohaterowie mają takie błahe problemy. W szkole rozmawiają głównie o Flynie, życiu "uczuciowym" naszej Elle i to chyba wszystko.

Noah też jest strasznie denerwujący. Jego jedyną reakcją na wszystko przez pół książki jest przemoc. Drugie pół to mam wrażenie sztampowe, popisowe zagrania z tandetnych komedii romantycznych. Dobra, może dziewczyny lubią takie rzeczy. Ale bez przesady. Jest starszy,teoretycznie bardziej doświadczony, powinien zachowywać się bardziej odpowiedzialnie, rozważnie.

Lee jest chyba jedynym bohaterem, którego mogłabym polubić, gdyby cała historia mnie tak bardzo nie irytowała.

Zdecydowanie brakuje jej realizmu. Mimo że pojedynczo te wydarzenia mogłyby mieć sens, zebranie wszystkiego razem, sprawia że było to trudne do zniesienia.

A najgorsze chyba było ciągłe czytanie przemyśleń Elle. Jej zastanawianie się kiedy i jak powiedzieć Lee o Noah. Czy może lepiej mu nie mówić, w końcu jeśli nic nie wyjdzie ze "związku" to lepiej, że on nie wie. Na miejscu Lee nie wybaczyłabym tak szybko kłamstw trwających dwa miesiące. A potem jeszcze gorsze rozkminy. Ja go kocham, czy ja go nie kocham. Kurde, nie mogę go kochać.

Czyli co dziewczynko? Jesteś z Noah o tak sobie żeby być? Wiecie, tam gdzieś się z nim przespała. Zaraz na początku ich tak zwanego związku. A później gdzieś Lee mówi, że przecież zawsze chciała czegoś poważnego. I jak się ma jedno do drugiego?

Może się czepiam. Może to nie książka dla mnie. Ale większość tego typu powieści do mnie trafia. Potrafię znaleźć plusy. Nie w tym przypadku. No może poza jednym. Nie musicie myśleć, gdy to czytacie. Chociaż nie. To też nie jest plus.

Może jak macie tak coś koło szesnastu lat, może mniej to Wam się spodoba. Ale raczej tej grupie, która może się utożsamić z bohaterką. Bo jeśli wiecie, że życie to nie tylko przyjemności, to raczej nie. To jest po prostu płytkie. Niby jest wspomniane, że matka bohaterki zmarła, niby jest ten wątek z problemem przemocy. Ale nic więcej. Wszystko jest strasznie pobieżnie opisane. Dotknięte tylko tak, jak było wygodnie autorce, bez zagłębienia się w to trochę.

I może książka powstała, gdy Beth miała naście lat. Może wywodzi się z wattpada. Okej. Ale gdy ktoś postanawia coś wydać, to powinno mieć jakiś sens. A odnoszę wrażenie, że ta książka zbytnio go nie ma.

Tę książkę przeczytałam tylko i wyłącznie dlatego, że potrzebowałam jakiejś lekkiej, odmóżdżającej historii podczas pierwszego ataku przeziębienia w sezonie jesiennym. Czułam, że nie jestem w stanie trawić bardziej skomplikowanych fabuł i problemów.

Rochelle Ewans jest typową amerykańską licealistką. Jej życie kręci się wokół przyjaciół i chłopaków. Jej największym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Remigiusz Mróz to nazwisko budzące sporo emocji. Ja sama nie wiem, co mam o Nim myśleć. Przechodzę od fazy "nie będę czytać" do "a może jednak" przy każdej jego książce.

Książek Remigiusza Mroza przeczytałam dziewięć albo dziesięć. Jedne zainteresowały mnie bardziej, inne trochę mniej. Jedna seria wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w dwa tygodnie. Jednak prze dalszych tomach miałam małe wątpliwości i kryzysy gdzieś w połowie, z myślą „niech w końcu spotka ich coś dobrego, a nie ciągle tylko cierpienie”.
„Hashtag” natomiast pozytywnie mnie zaskoczył.

Nie oczekiwałam od tej książki zbyt wiele, sięgnęłam po prostu z ciekawości, co tym razem nam autor przygotował.
Główna bohaterka, Tesa, jest otyłą niepewną siebie dziewczyną z wieloma kompleksami i problemami natury psychicznej. Pewnego dnia dostaje SMS-a, z którego wynika, że w najbliższym paczkomacie ma do odbioru przesyłkę. Od tej wiadomości zaczyna się trzymająca w napięciu historia.

W paczce znajduje się ametystowa czaszka oraz list z jednym słowem, #apsyda. Poszukiwania naprowadzają ją na Twittera, na którym to pod tym hashtagiem znajduje wpis zaginionej kilka lat temu dziewczyny. Po walce z wątpliwościami wraz z mężem postanawia rozwiązać zagadkę. Wkrótce pojawiają się kolejne wpisy, następna przesyłka, a mąż Tesy znika z ich mieszkania. Dziewczyna angażuje w sprawę jej dawnego wykładowcę, z którym łączy ją dość burzliwa przeszłość. Dostaliśmy tutaj dość skomplikowaną historię, w której każdy bohater może okazać się kimś innym.

Rozdziały mamy pokazane z współczesnej perspektywy Tesy, a także z perspektywy Stracha, dawnego wykładowcy. W tych drugich z początku nie dzieje się nic złego, jednak z czasem wszystko staje się mocno niepokojące.
Remigiusz niemal na siłę podsuwa nam sprawcę całego zła, by w samej końcówce wszystko zmienić, wskazać na osobę, której nawet przez chwilę nie podejrzewamy. Brawo dla autora za to, że tak zgrabnie wyprowadził mnie w pole. Przez pół książki czekałam na moment, w którym Tesa, w końcu przejrzy na oczy i odkryje prawdę, w którą zgodnie z zamysłem wierzyłam.

„Hashtag” naprawdę trzymał mnie w napięciu. Pewne momenty, jak na przykład opis śmierci naszej bohaterki, czy kwestie związane z pewnymi zagadnieniami z psychologii sprawiały, że wątpiłam w wiele spraw w tej książce. Przez tę całą niepewność i wątpliwości czułam potrzebę, by jak najszybciej dotrzeć do końca. Do rozwiązania zagadki.

Podsumowując, uważam tę powieść za jedną z lepszych, które wyszły spod pióra Remigiusza Mroza. Mimo że, nie do końca przypadł mi do gustu sposób, w jaki czasem określano Tesę, wiem że tak musiało być, aby w pełni przedstawić jej psychikę.
I na samym końcu dodam, że powinniście sięgnąć po tę książkę. Mimo że nie jest idealna, ma naprawdę ciekawie poprowadzoną akcję, gwarantuję, że nie będziecie się nudzić.

Remigiusz Mróz to nazwisko budzące sporo emocji. Ja sama nie wiem, co mam o Nim myśleć. Przechodzę od fazy "nie będę czytać" do "a może jednak" przy każdej jego książce.

Książek Remigiusza Mroza przeczytałam dziewięć albo dziesięć. Jedne zainteresowały mnie bardziej, inne trochę mniej. Jedna seria wciągnęła mnie na tyle, że przeczytałam ją w dwa tygodnie. Jednak prze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Runa to niezwykle złożona historia, której elementy niezwykle trudno było mi połączyć w całość. Jest w niej wiele wątków, z pozoru oddzielnych opowieści, które zaskakująco łączą się w końcówce opowieści.
La Salpetiere jest kliniką dla kobiet z problemami psychicznymi. Stosowane w niej metody są, z współczesnej perspektywy okrutne, jednak w tamtych czasach były jedynym, co znano. Hipnoza, prasa do ugniatania jajników, pokazy, podczas których stosowano te metody to codzienność w tym szpitalu.
Mamy Joriego, który podejmuje się przeprowadzenia bardzo skomplikowanej jak na tamte czasy operacji, na mózgu pacjentki. Dodajmy do tego, że nie byle jakiej. Jest to bowiem dziewczynka, która nie poddaje się, nazwijmy je tradycyjnymi, metodom leczenia. Co do dziewczynki, to jest ona chyba najbardziej tajemniczą postacią jaką spotkałam do tej pory.
Śledzimy też Lecoqa, byłego policjanta, który porzucił to zajęcie pod wpływem pewnej publikacji, aby zająć się przestępczym procederem. Zostaje on wmieszany w sprawę przez prowadzone śledztwo.
Wątek medyczny jest tylko jednym z wielu w tej książce, choć wybija się na pierwszy plan. Przychodzi mi na myśl tylko jedno słowo na określenie tego jak traktowano pacjentki, choć niektórzy mogą się pokusić o stwierdzenie "niewolnice". Mianowicie są to tortury. Widzimy jak traktowano je jak przedmioty, robiono z nimi to, na co miano ochotę w danym momencie.
Książka ma niesamowity, mroczny klimat, który czuć od pierwszych stron. Śledzimy tylu bohaterów i tyle rożnych wydarzeń, że połączenie wszystkiego w całość wydaje się niemożliwe aż do samego końca.
Największym plusem moim skromnym zdaniem jest to, że nie wiemy co spotka nas na następnej stronie. Czyj punkt widzenia zaserwuje nam autorka. Kolejnym plusem jest historyczna otoczka, ale fikcyjne zdarzenia. Nie będąc osobą zaznajomioną z historią psychiatrii, neurochirurgii nie jesteśmy w stanie poznać, co jest wytworem wyobraźni autorki, a co prawdziwymi wydarzeniami.
Są momenty lepsze i gorsze. Są fragmenty, gdzie chciałam przeskoczyć dalej. Ale są też takie, które sprawiły, że się zakochałam. Może nie polubiłam bohaterów, bo moim zdaniem nie jest to typ książki, gdzie się ich lubi. Można rozumieć albo nie ich działania, motywy. I tak ja na przykład bardzo dobrze wiem, dlaczego Jori podjął się tej operacji. Jestem w stanie zrozumieć lekarzy, którzy działali dla rozwoju nauki. Choć ich działania budzą w nas dzisiaj wiele sprzeciwu i oburzenia.
Autorka ma bardzo dobry warsztat. Jej styl budzi moje uznanie, choć trudno mi było wyczuć emocje bohaterów. Właściwie czułam głównie ich brak. Momentami miałam wręcz wrażenie, że jest to suche sprawozdanie z wydarzeń nie powieść (i w sumie tak jest). Ale i tak należy docenić styl w jakim została napisana ta książka.

Runa to niezwykle złożona historia, której elementy niezwykle trudno było mi połączyć w całość. Jest w niej wiele wątków, z pozoru oddzielnych opowieści, które zaskakująco łączą się w końcówce opowieści.
La Salpetiere jest kliniką dla kobiet z problemami psychicznymi. Stosowane w niej metody są, z współczesnej perspektywy okrutne, jednak w tamtych czasach były jedynym, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,


Muszę to wiedzieć to książka z kilkoma opiniami bardzo sławnych osób na okładce. Zazwyczaj podchodzę do tych nazwisk i opinii z dystansem i nie biorę ich za bardzo na serio. Chcecie wiedzieć jak było tym razem?

Muszę to wiedzieć opowiada o pracownicy CIA, Vivian Miller, która pewnego dnia odkrywa, że jej mąż jest rosyjskim agentem. Ogarnia ją mnóstwo sprzecznych uczuć, a główny problem czy wszystko ukryć, czy nie.

Bohaterka w końcu podejmuje decyzję, a prowadzi ona do kolejnych trudnych decyzji i powoduje kolejne problemy.

Po tę książkę sięgnęłam w momencie blokady czytelniczej, gdy wyszłam ze szpitala i właściwie nic nie przyciągało mnie na dłużej niż rozdział. Karen Cleveland swoją powieścią udało się przezwyciężyć moje trudności i przykuć mnie do fotela na dłuższy czas.

Powieści szpiegowskie są jednymi z pierwszych, które czytałam. I miło było znów przypomnieć sobie uczucia towarzyszące czytaniu jednej z nich. Tym bardziej, że napisana jest ona bardzo dobrze, a akcja wciąga od pierwszych stron i trzyma nas w swoich szponach do końca.

Bohaterowie skonstruowani są w sposób spójny, większość ich działań ma sens i jest logiczna. Problem miałam czasem z główną bohaterką. Choć rozumiem jej motywy niektóre jej decyzje wydawały mi się po prostu głupie. Jak choćby ta, od której się wszystko zaczęło. Możliwe, że mnóstwo problemów by ominęło jej rodzinę, gdyby od razu poszła do kogoś z szefostwa. Ale wtedy nie byłoby całej książki, więc jestem skłonna jej to wybaczyć.

W powieści, oprócz wątku głównego mamy też retrospekcje. Dzięki nim możemy poznać historię małżeństwa Vivian i Matta. Dowiedzieć się, jak i dlaczego Vivian znalazła się w tym punkcie swojej kariery. Z biegiem wydarzeń i odkryć powoli pewne rzeczy nabierają innego znaczenia.

Autorka sama pracowała jako analityczka. Mogła więc przenieść część swojego doświadczenia na bohaterkę, wydarzenia i opisy. I to czuć. Cleveland wie, o czym pisze i wie jak to przekazać. Dzięki temu wydaje się, że wszystko mogło się wydarzyć.

Czuję jeszcze potrzebę wspomnienia o zakończeniu. A właściwie dwóch. Jedno to zakończenie dla bohaterów, w którym wszystko wydaje się dobrze kończyć. Rosyjska wtyczka w biurze nie żyje, dzieci są bezpieczne. Czyli najważniejsze cele zostały osiągnięte. Jednak dostajemy także epilog, z którego wynika, że to wcale nie koniec. Ktoś kogo w ogóle nie podejrzewałam jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Naprawdę z całego serca polecam tę książkę i uważam, że opinie o niej nie są przesadzone. Jest to naprawdę dobra historia, która przeniesie Was w świat spisków i szpiegów.


Muszę to wiedzieć to książka z kilkoma opiniami bardzo sławnych osób na okładce. Zazwyczaj podchodzę do tych nazwisk i opinii z dystansem i nie biorę ich za bardzo na serio. Chcecie wiedzieć jak było tym razem?

Muszę to wiedzieć opowiada o pracownicy CIA, Vivian Miller, która pewnego dnia odkrywa, że jej mąż jest rosyjskim agentem. Ogarnia ją mnóstwo sprzecznych uczuć, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Paczka z książką Zapomnij o mnie autorstwa K. N. Haner była dla mnie mega niespodzianką. Dlatego jak najszybciej musiałam się za nią zabrać.

Na samym początku muszę powiedzieć, że to pierwsze moje spotkanie z twórczością K. N. Haner I mimo, że nie było mega udane dam tej autorce szansę.

Ale do konkretów.

Marshall z powodów rodzinnych i swojej przeszłości przeprowadza się z Dallas do Nowego Jorku. Znajduje pracę jako sprzątacz w jednostce straży pożarnej. Dzięki poznanemu tam Ashowi zamieszkuje z dwójką studentów. Mattem i jego siostrą Sarą.

Między nim a dziewczyną coś się zaczyna dziać. Mężczyzna zaczyna zachowywać się jak napalony nastolatek. Na początku może to nie jest aż tak drażniące ale ile można... Sex przebija logiczne myślenie.

Sara może i nie ma łatwego życia, ale jaka normalna kobieta by pozwalała na coś takiego? Już dawno powinna podjąć próbę walki o sobie. Jak tylko to się zaczęło.

Chwali się Marshallowi za chęć pomocy dziewczynie, ale po pierwsze przez cały czas nie ma pomysłu, jak to zrobić, a po drugie ona nie okazuje zbyt wielkiego entuzjazmu. Może i z jej punktu widzenia jakiekolwiek działania nic nie zmienią, ale jeżuniu święty...

Potem pojawia się druga dziewczyna. Emily. Na początku jak gdyby nigdy nic, nasz bohater spotyka się z nią raz czy dwa. Po którymś spotkaniu lądują w łóżku... I nagle Marshalla zaczynają ogarniać wątpliwości. Wyrzuty sumienia.

Przez większość książki wkurzało mnie zachowanie Marshalla. Miotanie się pomiędzy dziewczynami. A najbardziej wkurzające było jego negowanie każdej dobrej rzeczy. Nic dziwnego, że szybko wszystko się psuło, gdy on się tak zachowywał.
Ja rozumiem, że nie miał łatwego życia i pod wpływem alkoholu i emocji stało się coś strasznego. Ale jest dorosłym facetem, a ja czasem miałam wrażenie, jakby był z dziesięć lat młodszy.

Muszę też przyznać, że momentami męczyłam się z tą książką. Głównie przy opisach uczuć Marshalla. Autorce wyszło to według mnie trochę sztywno. Nie potrafiłam do końca wczuć się w jego sytuację. Sceny seksu opisane zostały natomiast w sposób bardziej naturalny, pozwalajacy poczuć emocje. Choć myślę, że trochę ich było za dużo.

Muszę wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. A mianowicie opis książki. Moim skromnym zdaniem niezbyt pasuje i oddaje to co zastajemy w środku.

Po lekturze stwierdzam, że z pewnością dam pani Haner jeszcze szansę I sięgnę po coś innego jej autorstwa.

A Wy czytaliście coś od K. N. Haner? Macie zamiar sięgnąć po Zapomnij o mnie? Czy tak jak ja już mieliście możliwość się z nią zapoznać?

Paczka z książką Zapomnij o mnie autorstwa K. N. Haner była dla mnie mega niespodzianką. Dlatego jak najszybciej musiałam się za nią zabrać.

Na samym początku muszę powiedzieć, że to pierwsze moje spotkanie z twórczością K. N. Haner I mimo, że nie było mega udane dam tej autorce szansę.

Ale do konkretów.

Marshall z powodów rodzinnych i swojej przeszłości przeprowadza się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka opowiada historię Rune'a i Poppy, którzy poznają się jako kilkuletnie dzieci i od tamtego momentu są właściwie nierozłączni. Aż pewnego dnia Rune dowiaduje się, że całą rodziną muszą się przeprowadzić. Od tego momentu w jego życiu narasta złość, ból i nienawiść. Szalę goryczy przelewa urwanie wszelkiego kontaktu z Poppy.

Gdy po kilku latach znów się spotykają, oboje nie są już tymi samymi ludźmi. 


Po Tysiąc pocałunków chciałam sięgnąć już dawno temu, ale jakoś ciągle nie wychodziło. Teraz wpadła w moje ręce właściwie przypadkowo. Z jednej strony żałuję, że tak późno, z drugiej cieszę się, że czekałam na tę historię. 


 Już od samego początku ta historia wzruszyła mnie do łez. A wszystko przez moment, w którym mała Poppy dostaje od umierającej babci słoik na pocałunki. Zresztą, co Was będę kłamać. Ryczałam przez ponad pół książki. Tak mnie emocjonalnie rozwaliła. To, co spotyka tych dwoje, po tym jak w końcu znów są razem, to naprawdę niesprawiedliwe. I to, jak cudownie i słodko Rune zachowuje się w stosunku do Poppy... Mimo że, dla innych nadal jest oschły... 


Do gustu przypadło mi bardzo przedstawienie przemian zachodzących w Runie. Na początku został pokazany jako grzeczny, spokojny dzieciak. Potem, pod wpływem jednej właściwie sprawy stał się swoim kompletnym przeciwieństwem. Droga od tej negatywnej strony do choćby trochę przyjemniejszej już tak łatwa nie jest. Obserwujemy jak dzięki jednej dziewczynie chłopak zaczyna powoli wychodzić ze swej skorupy. Zaczyna dostrzegać, że jego zachowanie, zamknięcie w sobie rani nie tylko jego.  Poppy natomiast przedstawiona jest jako bardzo pozytywna osoba, pomimo tego wszystkiego, co ją spotkało, i co jeszcze na nią czeka. 


Tillie Cole ma styl, który świetnie pasuje do tej książki. Jednocześnie lekki, który bardzo przyjemnie się czyta, ale również pasujący do tych trudnych fragmentów. Swoją drogą nie brakuje ich w Tysiącu pocałunków. Właściwie większość książki to walka z trudnymi i bolesnym sprawami, choć nierzadko pokazana między wierszami. Wyzierająca spod powierzchownie pozytywnych rzeczy. To pokazanie, że można wyciągać od życia cudowne chwile mimo ogromnych przeciwności. 


Każdemu, kto lubi poruszające książki z bohaterami, których nie można nie polubić powinna przypaść do gustu. Także jeśli jeszcze nie czytaliście to gorąco polecam. Tylko uzbrójcie się w mnóstwo chusteczek. Żeby nie było, że nie ostrzegałam. 


Marta 



Książka opowiada historię Rune'a i Poppy, którzy poznają się jako kilkuletnie dzieci i od tamtego momentu są właściwie nierozłączni. Aż pewnego dnia Rune dowiaduje się, że całą rodziną muszą się przeprowadzić. Od tego momentu w jego życiu narasta złość, ból i nienawiść. Szalę goryczy przelewa urwanie wszelkiego kontaktu z Poppy.

Gdy po kilku latach znów się spotykają,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Grupa obcych dla siebie ludzi zostaje uwięziona w gospodzie "na końcu świata" można by powiedzieć. Wojownik Havald, elfka Leandra, najemnicy, kupcy. Grupa jest naprawdę różnorodna i barwna.
Jednak w karczmie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Znalezione zostaje ciało jednego z parobków, a ślady wskazują na tajemniczą bestię. Do tego właściciel odkrywa tajemnicze piwnice pod piwnicami.
Jakie sekrety skrywa budowla istniejąca od tysięcy lat? Czym była wcześniej? Co wydarzyło się w przeszłości? I co najważniejsze, co to ma wspólnego z teraźniejszych wydarzeniami. Havald, Leandra i kilka innych osób próbują rozwiązać zagadkę zanim wydarzy się najgorsze.

Do tej książki podchodziłam jednocześnie z ogromną ciekawością ale też niepewnością. Już po zapoznaniu się z fragmentem czułam, że może to być świetna powieść, jednak z doświadczenia wiem, że tego typu historie rzadko przypadają mi do gustu.
Jest to fantasy, które uwielbiam, jednak to nie jest takie fantasy jakie zazwyczaj czytam. Nie ma tu nagle odkrytych zdolności i romansu przytłumiającego całą opowieść.
Owszem od początku wyczuwałam pewien rodzaj przyciągania między Havaldem a Leandrą jednak jest to tylko dodatek nieodwracający uwagi od najważniejszych wydarzeń.
A dzieje się w książce sporo. Rozwiązanie jednego problemu rodzi kolejne pytania i tak w kółko. Komu można zaufać, a od kogo lepiej trzymać się z daleka?

Postacie może nie są jakieś niepowtarzalne, jednak każdy wnosi coś do opowieści. Nie brakuje im wad, jednak mimo tego, że skrywają przed nami wiele sekretów, zdecydowanie jesteśmy skłonni ich lubić i podziwiać.

Byłam zaskoczona, gdy po dwóch dniach zamknęłam książkę i pomyślałam "Chcę więcej. Zdecydowanie chcę kolejne tomy i to zaraz.". To było tak niespodziewanie dobre, choć pewnie jest w tej pozycji trochę wad, które jednak w natłoku wydarzeń umknęły mojej uwadze.

Grupa obcych dla siebie ludzi zostaje uwięziona w gospodzie "na końcu świata" można by powiedzieć. Wojownik Havald, elfka Leandra, najemnicy, kupcy. Grupa jest naprawdę różnorodna i barwna.
Jednak w karczmie zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Znalezione zostaje ciało jednego z parobków, a ślady wskazują na tajemniczą bestię. Do tego właściciel odkrywa tajemnicze piwnice pod...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Patrząc na opis tej książki spodziewałam się czegoś zupełnie innego niż dostałam, przynajmniej na początku.

Początek tej książki był dla mnie jedną wielką gmatwaniną wydarzeń wydających się z pozoru bezsensownymi...
No bo, ktora kobieta ucieka jeśli ma pewność, że jej mąż spadł ze schodów... Która kobieta decyduje się zamienić z inną na tożsamość... W dodatku to wszystko wydaje się tak proste, że aż nierzeczywiste... Właśnie dlatego miałam ogromną ochotę rzucić tę książkę w kąt... Jednak potem zaczęłam poznawać tę dziewczynę, pojawiły się te fragmenty z mailami i zapragnęłam dowiedzieć się, co wydarzyło się zanim Tanya stała się Tanyą...

I powiem Wam, że to jest naprawdę dobre... Sekrety, które wychodzą na jaw na końcu książki, nie spodziewałam się. I zakończenie, które daje nadzieję, że Nora ma w końcu szansę na normalne szczęśliwe życie.

Jedno małe kłamstwo w przeszłości może mieć wpływ na całe życie i to nie jednej osoby... Choć z drugiej strony rozumiem trochę decyzję podjętą przez pana Olivera, rodzina jest najważniejsza, a gdy ma się środki, każdy sposób, żeby ją ochronić wydaje się dobry...

Patrząc na opis tej książki spodziewałam się czegoś zupełnie innego niż dostałam, przynajmniej na początku.

Początek tej książki był dla mnie jedną wielką gmatwaniną wydarzeń wydających się z pozoru bezsensownymi...
No bo, ktora kobieta ucieka jeśli ma pewność, że jej mąż spadł ze schodów... Która kobieta decyduje się zamienić z inną na tożsamość... W dodatku to wszystko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po ogromnym szale na tę pozycję i wszechobecnych zachwytach spodziewałam się czegoś naprawdę genialnego, co porwie mnie od pierwszych stron i wywoła mnóstwo emocji.

I skończyło się na moich nadziejach. 



Luisa Clark ma normalne, trochę nudne życie. Mieszka z rodzicami , od siedmiu lat jest w związku i własnie straciłą pracę. W biurze pośrednictwa nie ma wielkiego wyboru. Dziewczyna zostaje opiekunką niepełnosprawnego, młodego mężczyzny. Wynagrodzenie jest zaskakująco dobre, a umowa obowiązuje tylko na pół roku.

Z początku między Lou a jej podopiecznym nie układa się zbyt dobrze, jednak w końcu dziewczynie udaje się do neigo dotrzeć. A gdy przez przypadek odkrywa dlaczego jej umowa obowiązuje tylko przez określony czas, postanawia zrobić wszystko, aby zmienić podejście Willa do życia. Jej pomysły są z początku niezbyt udane, jednak gdy zaczyna rozumieć problemy i potrzeby osoby na wózku, coraz lepiej radzi sobie z organizacją wszystkiego. 

Ogólnie książkę czytało się całkiem nieźle. Styl był przyjemny, jednak nie porwały mnie ani wydarzenia, ani emocje, których właściwie książka we mnie nie wywołała(choć to możliwe, że przez to, że kilka razy widziałam film i zaczynając czytać wiedziałam co się po kolei będzie działo). 

Po ogromnym szale na tę pozycję i wszechobecnych zachwytach spodziewałam się czegoś naprawdę genialnego, co porwie mnie od pierwszych stron i wywoła mnóstwo emocji.

I skończyło się na moich nadziejach. 



Luisa Clark ma normalne, trochę nudne życie. Mieszka z rodzicami , od siedmiu lat jest w związku i własnie straciłą pracę. W biurze pośrednictwa nie ma wielkiego wyboru....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zaczynając tę książkę miałam ogromną nadzieję, zatracić się w umyśle seryjnego mordercy. Poznać sposób w jaki myśli i działa.
Dostałam to wszystko okraszone mnóstwem szczegółów, które z początku mnie irytowały. Kolory ubrań, marki zegarków... Aż w końcu zrozumiałam, że taki właśnie jest Kuba. Zwraca uwagę na każdy szczegół. W końcu od tego zależy jego wolność.
Imprezy z mnóstwem alkoholu i narkotyków, grupa w miarę bliskich znajomych ze studiów, dziewczyna... A głęboko w umyśle schowana żądza zemsty i zabijania. Tak wygląda codzienność dwudziestodwuletniego studenta prawa. Chłopak za nic w świecie nie może dopuścić, aby jego potrzeby zostały odkryte przez kogokolwiek z jego znajomych. I choć czasem, gdy potrzeba staje się zbyt silna na światło dzienne wychodzi jego mroczne oblicze jakoś udaje mu się pogodzić te dwa światy.

Muszę przyznać, że z początku akcja niezbyt mnie wciągnęła, a książka wydawała się nużąca. Jednak w miarę rozwoju sytuacji coraz bardziej chciałam wiedzieć, jak zakończy się sprawa. Czy policja powiąże wszystko razem, czy Kuba przechytrzy wszystkich. A może to oni w jakiś sposób odkryją prawdę, mimo misternego planu mordercy.
Im bliżej końca byłam, tym bardziej nie chciałam wychodzić ze świata Kuby. Chciałam poznać go jeszcze lepiej.
Po cichu liczyłam, że książka zakończy się kolejnym morderstwem, jednak zakończenie sprezentowane mam przez autora jest równie satysfakcjonujące. Poznanie prawdziwych okoliczności narodzin Rzeźnika Niewiniątek, to mocne zakończenie. Mam bardzo wielką ochotę sięgnąć po kolejne tomy tej historii. Ciekawi mnie jak Kuba poradzi sobie z demonami, które za wszelką cenę chcą się wydostać.

Zaczynając tę książkę miałam ogromną nadzieję, zatracić się w umyśle seryjnego mordercy. Poznać sposób w jaki myśli i działa.
Dostałam to wszystko okraszone mnóstwem szczegółów, które z początku mnie irytowały. Kolory ubrań, marki zegarków... Aż w końcu zrozumiałam, że taki właśnie jest Kuba. Zwraca uwagę na każdy szczegół. W końcu od tego zależy jego wolność.
Imprezy z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka ta trafiła w moje ręce całkiem można powiedzieć przypadkowo, w związku z przedświąteczną akcją Legimi i Inpostu. Nie planowałam też czytać jej w najbliższym czasie, ale któregoś dnia akurat nie miałam pod ręką żadnej papierowej książki, więc zabrałam się za tę pozycję.

Mamy Asię, lekarkę pracującą na oddziale psychiatrycznym w jednym z warszawskich szpitali. Mamy tajemniczego seryjnego mordercę, który powraca po kilku miesiącach. Mamy mroczne, zaniedbane korytarze, niepokojące listy od wielbiciela i dosłownie trupa w szafie. Mamy w końcu kilku podejrzanych.

Kto jest mordercą? Jakie są jego motywy? Myślę, że rozwiązanie zagadki Was zaskoczy, tak samo jak mnie.

Muszę przyznać, że książka od samego początku ma u mnie dużego plusa, za umieszczenie akcji w szpitalu psychiatrycznym. Bardzo do gustu przypadł mi klimat tych mrocznych zaniedbanych korytarzy, i podziemnej szatni opuszczonej poza dwoma krótkimi przedziałami czasu. Wędrując z bohaterką z psychiatrii na chirurgię i z powrotem miałam ciarki i czułam lekką niepewność tego, co czai się za rogiem. Dodatkowy dreszcz stanowi salowy Łukasz, pojawiający się niespodziewanie, o najróżniejszych porach. Przedstawiony został jako niezbyt atrakcyjny mężczyzna, którego obecność budzi podejrzenia, co do motywów jego postępowania. Autorka od początku sugeruje, że ten mężczyzna ma coś na sumieniu. W dodatku jego zachowanie wydaje się odrobinę obsesyjne w stosunku do Asi.

Udzielając konsultacji Asia trafia także na dawnego znajomego ze studiów, Tomka. Przystojny chirurg również zaczyna kręcić się wokół pani doktor, choć ta jasno daje mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. Z czasem wychodzi na jaw, że lekarz od wielu lat zakochany jest w Asi i usilnie stara się zdobyć jej serce. Autorka w bardzo dobitny sposób przedstawia nam charakter tej postaci. Lekarz, idealny kandydat na męża, ma swoje wady, a jego stosunek do kobiet budzi moją ogromną niechęć. Kobiet uganiających się za nim jest mnóstwo, a szansę mają tylko te niezwykle podobne do Asi.

Nie mogło tu również zabraknąć bliskiej koleżanki z pracy, wielkiej plotkary i najlepszego źródła informacji.

W kontenerze z odpadami medycznymi zostaje znaleziona martwa kobieta. Okazuje się, że była pacjentką szpitala. Wkrótce później drugie zwłoki, tym razem pracownicy szpitala, zostają odkryte w szafce na rzeczy osobiste należącej do Asi. Wszystkie ślady wskazują, że morderca sprzed miesięcy powrócił, a jego ofiary wyglądają podobnie do pani doktor.

Muszę przyznać, że ślepo podążałam za oczywistymi tropami pozostawianymi przez autorkę. Podejrzewałam każdego, kogo Pani Katarzyna mi podsunęła. Z tego też powodu ogromnym zaskoczeniem dla mnie było rozwiązanie zagadki. Dałam się wciągnąć we wszystko zupełnie jak Asia i tak samo jak ona obawiałam się spotkać mordercę na szpitalnych korytarzach.

Spodobało mi się również to, że oprócz zagadki kryminalnej w powieści przedstawione zostały wątki związane z pracą w szpitalu, pacjenci z problemami psychicznymi, tylko szkoda, że ich postacie zostały scharakteryzowane schematycznie i niezbyt zaskakująco. Pojawił się tutaj także delikatny wątek romansowy, a relacja między Asią a Markiem rozpoczęta od niechęci rozwija się w ciekawy i dość zabawny sposób.

Na zakończenie grzechem byłoby nie wspomnieć o bohaterze, który bezapelacyjnie zdobył moje serce. Kołtun, kot głównej bohaterki to perełka "Obsesji". Moja mała obsesja.

Książka łączy w sobie różne gatunki zapewniając dreszcz strachu, wzrastające napięcie oraz momenty, w których uśmiech pojawi się na naszych twarzach. W moim odczuciu to wszystko czego oczekiwać można po dobrej książce i "Obsesja" zdecydowanie do takich należy. Bez wahania polecam ją Wam na długi wieczór z kawą i kocykiem.

Marta

Książka ta trafiła w moje ręce całkiem można powiedzieć przypadkowo, w związku z przedświąteczną akcją Legimi i Inpostu. Nie planowałam też czytać jej w najbliższym czasie, ale któregoś dnia akurat nie miałam pod ręką żadnej papierowej książki, więc zabrałam się za tę pozycję.

Mamy Asię, lekarkę pracującą na oddziale psychiatrycznym w jednym z warszawskich szpitali. Mamy...

więcej Pokaż mimo to