rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To jest historia, która wciąga jak oko cyklonu, życiowa przez to, że tak bardzo nieprawdopodobna, zaskakująca pełna zwrotów akcji w najmniej spodziewanym momencie, a jednocześnie konsekwentna, konkretna, do rzeczy, dwubieguowa jak główny bohater. Dwubiegunowość naszych działań, uczuć, myśli ukazuje brutalną przypadkowość ludzkich kolei losu, przypadkowość która dotyczy wszystkich, choć u osób takich jak Szapiro odgrywa jeszcze większą rolę. Można więcej zgarnąć, można wszystko przegrać. Jakub podczas sprawdzianu jakim było życie wybierał wszystkie możliwe odpowiedzi na raz, wybierał odpowiedzi kompletnie sprzeczne z jego wewnętrznym przekonaniem, nie wybierał żadnej, oraz zmieniał pytania tak by pasowały do wybranej odpowiedzi. Miał dobre serce i pomagał, mordował z zimną krwią, dbał o dobry wizerunek szlachetnego mieszczanina, jak również złą famę zdolnego boksera. Lojalny, przystojny, troskliwy, hojny, bezwzględny, nieprzejednany, brutalny, kochający pieniądze, sukcesy odnosił tylko w kwestiach obojętnych mu emocjonalnie. Cokolwiek osiągnął zawalił w jednym dniu zgubiony przez własne libido. Co ciekawe być może najlepszy seks przeżył ani nie z ukochaną żoną ani nie z miłością swojego życia Ryfką. Ot ironia losu. Opamiętał się, powstał i zaszedłby daleko gdyby nie śmierć jego dzieci. Narażenie własnych dzieci na śmierć to w zasadzie jedyne co złamało dwubiegunowego Jakuba Szapiro. Miłość prawdziwa dzika zrodzona z nieświadomej jedności ciała i duszy osiągniętej w zetknięciu z inną osobą dwubiegunową, lojalną, piękną, troskliwą, hojną, bezwzględną, nieprzejdnaną, brutalną, kochającą pieniądze, odnoszącą sukcesy w kwestiach neutralnych emocjonalnie, ta miłość do Ryfki niechciana i pożądana zarazem, zawieszona na wiele lat a potem odbudowana na gruzach poprzedniego życia i kosztem innych żyć - dzieci i żony, nie mogła już być nigdy źródłem spełnienia.
Genialnie napisane.

To jest historia, która wciąga jak oko cyklonu, życiowa przez to, że tak bardzo nieprawdopodobna, zaskakująca pełna zwrotów akcji w najmniej spodziewanym momencie, a jednocześnie konsekwentna, konkretna, do rzeczy, dwubieguowa jak główny bohater. Dwubiegunowość naszych działań, uczuć, myśli ukazuje brutalną przypadkowość ludzkich kolei losu, przypadkowość która dotyczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Reportaże młodej autorki pokazują niesprawiedliwość naszej codzienności i bezsilność człowieka wobec anomalii polskiego wymiaru rzekomej sprawiedliwości. Czytając poszczególne historie krzywd nienaprawionych bohaterów dowiadujemy się, że źródłem dramatów są nie tylko decyzje bezdusznych ludzi, ale leżący u ich podstaw wadliwy system. Przykładem jest awansowanie pracowników wyższego szczebla w policji na podstawie statystyk skuteczności. W praktyce doprowadziło to do oportunistycznej taktyki wszczynania śledztwa w sprawie zabójstwa dopiero kiedy znany jest morderca, czyli złapany na gorącym uczynku i taki który sam się przyznaje. W ten sposób osiągnięto w Polsce niemal 100% wykrywalność sprawców zbrodni. W innych przypadkach nie gromadzi się materiałów, nie prowadzi postępowania albo próbuje przerobić morderstwo na zaginięcie, wypadek albo samobójstwo. Stanowiska w resorcie są w większości obsadzane na podstawie kryteriów osobistych sympatii, zamiast kompetencji i doświadczenia.

Reportaż napisany prostym językiem, w kontraście do hiperbolicznych emocji jakie wywołuje. Za słownym minimalizmem i lekkością pióra stoi dobrze przemyślany plan dziennikarskiego śledztwa z trafionymi pytaniami zadawanymi kluczowym postaciom dramatów. Przypomina mi to reporterski styl Swietłany Aleksijewicz, co jest z mojej strony ogromnym komplementem. To takie pisanie jak taniec baletowy - widzimy jak lekko łatwo i z uśmiechem po scenie poruszają się tancerze, ale stoi za tym długa nauka i praktyka. Nazwisko autorki jeszcze będzie głośne.

Reportaże młodej autorki pokazują niesprawiedliwość naszej codzienności i bezsilność człowieka wobec anomalii polskiego wymiaru rzekomej sprawiedliwości. Czytając poszczególne historie krzywd nienaprawionych bohaterów dowiadujemy się, że źródłem dramatów są nie tylko decyzje bezdusznych ludzi, ale leżący u ich podstaw wadliwy system. Przykładem jest awansowanie pracowników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Transplantologia - temat mi bliski. Czekam na przeszczep wątroby mojej 7-letniej córki. Trzeci już raz wróciłyśmy do domu ze starą, tym razem dlatego, że naczynia dawcy były za drobne. Była już umyta do operacji, gdy kończyłam "Serce pasowało". Gdyby nie zawodowa pasja i poczucie służby człowiekowi, gdyby nie poświęcenie także życia rodzinnego, a do tego spokoju sumienia, ta gałąź medycyny nigdy by się nie rozwinęła. Gałąź młoda, mocno niedoświetlona w polskiej rzeczywistości, ma jednak wybijająca nowe pędy z mocnego już i dobrze zauważalnego w Europie konaru.
Historia polskiej transplantologii rozpoczęła się w latach 70. od przeszczepionej nerki. W tamtych czasach nawet dializa, czyli w zasadzie siedzenie podłączonym do maszyny filtrującej na pełen etat, była luksusem, a tu nagle szansa na normalne życie jak przed chorobą. Pierwszy przeszczep jednak nie przedłużył życia pacjentce. Pierwsi pacjenci w każdym z tych pierwszych razów - serca, płuc, wątroby czy szpiku - to byli zawsze pacjenci bez szans, tacy gdzie lekarze w najgorszym razie ryzykowali, że zamiast 3 miesięcy przeżyją 3 dni. Często opcja 3 dni wygrywała. Wystarczy niejednemu żeby mieć problemy z zasypianiem, palić jak smok albo jak prof. Religa za często sięgać po kieliszek. A jednak to była droga jedyna do celu. Słuszna. Poświęcenie. Dla lekarzy, bohaterów tej książki, tydzień pracy miał 7 dni, a każdy dzień 12 godzin, a może nawet więcej. Lekarze jeździli za granicę, do Stanów i Wielkiej Brytanii podglądać przeszczepy, a potem chcieli to samo robić w Polsce. Brakowało sprzętu, więc sami go wymyślali i konstruowali, jak na przykład tak zwane płucoserce - niezbędne do operacji na otwartej klatce piersiowej.
Książka omawia kolejno przeszczepy nerek, serca, wątroby, szpiku, wspomina o płucach, jelitach. Są także przeszczepiane kończyny, doszywane ręce, które w mniejszym lub większym stopniu odzyskiwały sprawność. Kobiece przedramię doszyte mężczyźnie nabiera cech męskich, takich jak owłosienie pod wpływem jego hormonów. Po latach pacjent tylko paznokcie zauważa nieco inne niż przy ręce, z którą się urodził. Każda opowieść to fascynująca historia i próba odtworzenia pasji, z jaką podchodzili do pracy transplantolodzy. Jest też wzmianka o Poltransplancie - instytucji stworzonej na potrzeby koordynowania przeszczepów, organizowania pobrań od dawców i kontaktowania ich z biorcami.
Dobrze napisana, wnikliwa praca reporterska i mogę nie być obiektywna, ale chyba wciągnie także osoby nie mające tak emocjonalnego stosunku do tematu jak ja. Polecam.

Transplantologia - temat mi bliski. Czekam na przeszczep wątroby mojej 7-letniej córki. Trzeci już raz wróciłyśmy do domu ze starą, tym razem dlatego, że naczynia dawcy były za drobne. Była już umyta do operacji, gdy kończyłam "Serce pasowało". Gdyby nie zawodowa pasja i poczucie służby człowiekowi, gdyby nie poświęcenie także życia rodzinnego, a do tego spokoju sumienia,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciekawa historia Mevluta i jego miasta Stambułu od lat 60. do teraz. Świetnie się czyta, wciąga.... dlaczego wybitna ?
Autor, a jest to coraz rzadszym zjawiskiem, kreuje prawdziwy świat przedstawiony, a nie tylko spisuje swoje lub bohaterów dywagacje, refleksje, emocje, strumień przeintelektualizowanej świadomości. Tutaj, przeciwnie, widać starania o obiektywne i z bardzo różnych punktów widzenia przedstawianie stambulskiego świata, historii jego mieszkańców i zmian zachodzących w tym magicznym mieście na granicy Azji i Europy. Głos mają po kolei różni bohaterowie. To samo wydarzenie, temat opisują różne postaci, a ich brak wykształcenia daje gwarancję bardziej obiektywnego opisu, pozbawionego "filtrów" obecnych w głowach tych co dużo czytają, dużo wiedzą, dużo rozmyślają - filtrów nie mających wiele wspólnego z rzeczywistością, a raczej ją przekłamujących nawet jeśli w dobrej wierze. Mądrość bohaterów płynie z ich pokornej wobec życia postawy, etosu pracy i rodziny.
Pod wpływem tego jak Pamuk przedstawił świat w powieści postanowiłam wybrać się do Stambułu i sama zobaczyć wielkie place budowy, wysokie apartamentowce zastępujące ostatnie sklecone z byle czego domy, które w latach 60. i 70. budowali przybyli z wiejskich obszarów ludzie, spróbować wódki Raki, prażonej ciecierzycy, a przede wszystkim sprzedawanej przez Mevluta Buzy. Porozmawiać z ludźmi, dostrzec róznice między tymi bardziej "europejskimi" i bardziej "azjatyckimi" mieszkańcami. Dzięki powieści moje zwiedzanie miasta miało magiczny wymiar. Dzielnica Beyoglu, wspinaczka na plac Taksim od strony Bosforu i wyobrażanie sobie jak ciężko musiało się tam wciągać wózek sprzedawcy buzy czy pilavu, smakowanie potraw znanych z książki, witanie dnia widokiem na Bosfor - spędziłam niezwykły tydzień i doinformowałam się w temacie historii Turcji, a inspiracją i zalążkiem tej niezapomnianej przygody była powieść "Dziwna myśl w mej głowie". To chyba wystarczający argument by uznać ją za wybitną. Teraz wiem o Turcji duuuuuuużo więcej.

Ciekawa historia Mevluta i jego miasta Stambułu od lat 60. do teraz. Świetnie się czyta, wciąga.... dlaczego wybitna ?
Autor, a jest to coraz rzadszym zjawiskiem, kreuje prawdziwy świat przedstawiony, a nie tylko spisuje swoje lub bohaterów dywagacje, refleksje, emocje, strumień przeintelektualizowanej świadomości. Tutaj, przeciwnie, widać starania o obiektywne i z bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To moje drugie podejście i ponownie bez zachwytu, choć i bez niechęci. Ot, fajne historyjki. Jacyś ludzie jak z innego świata, niby te same emocje, ale inaczej przeżywane, z innej perspektywy kulturowej - w tym opowiadania z serii "Mężczyźni bez kobiet" były dla mnie ciekawe. Tam wszystko przyjmuje się jak nurt rzeki obserwowany z brzegu raczej niż szamotaninę topielca.
Próba streszczenia opowiadań daje dość żałosne rezultaty. Na przykład pierwsze opowiadanie "Drive my way" zamyka się w tym, że Kafuku, niespecjalnie zamożny owdowiały aktor, znajduje kierowcę kobietę - Misaki. Opowiada jej podczas jazdy wiele ze swojego życia, w szczególności skomplikowaną historię swojej wielkiej miłości do zmarłej żony, która sypiała z innymi mężczyznami. Jest wielka miłość, której Kafuku pozwala płynąć bez zakłóceń mimo, że nie rozumiał wielu zachowań żony. Uznał, że w innych mężczyznach szukała cech, których on nie posiada. Po śmierci żony zaprzyjaźnił się nawet z jej kochankiem, o czym opowiada Misaki.
Wszystko proste, minimalistyczne, czym tu się zachwycać, czego tu się chwycić? Postanowiłam porozmawiać o tym z koleżanką tłumaczką japońskiego, a rozmowa ta niech będzie częścią mojej opinii o książce:
JA
Przeczytałam sobie Murakamiego ostatnie opowiadania i mam mieszane uczucia, a wiem że jest cała rzesza jego fanów w Polsce. Podejrzewam (czy słusznie?), że fanów tłumacza raczej niż pisarza. Autor opowiadać umie, nigdy nie zabiera stanowiska i nie sugeruje oceny nikogo z bohaterów, nie ma u niego opisów, tła, nic zbędnego, i raczej tu i teraz. To typowe dla japońskiej literatury? Czy to jakoś wynika z natury języka? Z tych znaczków? Słyszałam, że znak jest tak ogólny, że pozwala na dwuznaczność i przez to szerszą interpretację. Jeśli to prawda to znaczy chyba, że w oryginale odbiór jest zupełnie inny ....Co ty mi na to powiesz ekspercie?

ANIA

Murakamiego ostatni raz czytalam na studiach - tzn. sporo jego ksiazek przeczytalam jeszcze w liceum, kilka na studiach, natomiast ostatnia moja przeczytana ksiazka byla ktoras z jego powiesci (juz nawet nie pamietam tytulu) po japonsku

i nagle magia zniknela

ksiazka dobra do czytania dla studentow, bo jezyk nieskomplikowany i przyjazny uzytkownikowi

ale polowy tego co sie w niej znajduje po przetlumaczeniu - w oryginale nie znalazlam

moze powinnam byla przeczytac obie wersje, bo akurat dana powiesc mogla byc po prostu slaba

ale wtedy nie bardzo mialam na to czas, a pozniej wolalam autorow skandynawskich

JA

tzn że tłumacz i tak nadpisał sporo?


ANIA
musialabym obie wersje przeczytac, bo na 100% to trudno powiedziec



ANIA
ale w japonskim trudno jest nie dodawac od siebie


JA
właśnie o tym chciałam się dowiedzieć

ANIA
bo polski wymaga czesto dopelnienia, chocby gramatycznego, juz nie wspomne o logicznym, a japonski nie

JA
czyli to Murakami pisze prosto bardzo, a nie że cała literatura japońska jest taka?


ANIA
Murakami jest jednym z najprostszych w czytaniu znanych mi pisarzy japonskich
tyle ze ja malo wspolczenych czytalam
bo moje zainsteresowanie literatura japonska padlo jak poszlam na japonistyke


JA
ja nie lubię go za tą "prostotę"
:)))))

To moje drugie podejście i ponownie bez zachwytu, choć i bez niechęci. Ot, fajne historyjki. Jacyś ludzie jak z innego świata, niby te same emocje, ale inaczej przeżywane, z innej perspektywy kulturowej - w tym opowiadania z serii "Mężczyźni bez kobiet" były dla mnie ciekawe. Tam wszystko przyjmuje się jak nurt rzeki obserwowany z brzegu raczej niż szamotaninę topielca....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Najnowsza powieść Umberto Eco w niezwykle
wciągający sposób porusza temat manipulacji dziennikarskich. Miejscem akcji jest Mediolan, a znajomość włoskich realiów i historii pomaga w odbiorze powieści, o ile nie jest wręcz warunkiem do tego, by w pełni docenić jej kunszt.
Mamy zespół redakcyjny zebrany celem stworzenie dwunastu numerów zerowych nowej gazety, która koniec końcem nigdy nie ma zostać opublikowana. W zespole pojawia się romans głównego bohatera z dużo młodszą, wrażliwą i mądrą Mają, jednak jest to raczej na siłę wepchnięty wątek, ma się wrażenie że człowiek, któremu z męskich spraw zostało już tylko golenie na siłę wplata intymne relacje damsko męskie jako temat zawsze przyciągający młodego czytelnika. Naczelny Simei tymczasem buduje zespół redakcyjny i szkoli jego członków według swoich zasad określających dziennikarstwo jedynie jako środek manipulacji społeczeństwem w rękach zamożnej jednostki.
Wiele jest konkretnych wskazówek jak tych manipulacji dokonywać. „To nie wiadomości czynią gazetę, to gazeta czyni wiadomości”. Simei zauważa na przykład, że w przypadku przestępczości włoskiej wyróżniają się artykuły gdzie „kalabryjski robotnik napada”, ale nikt nigdy nie pisze „piemoncki robotnik” albo „wenecki emeryt morduje żonę”, pamiętając, że Piemont i Wenecja to regiony północne, a Kalabria to „palce” włoskiego buta. Gazety z północy kreują obraz południa jako zdominowanego przestępczością i tak naprawdę nikogo nie obchodzi w tych wiadomościach, gdzie urodzili się bohaterowie artykułu, kiedy natomiast mówi się o kalabryjskim robotniku rodzi się niepokój w związku z przestępczością na południu kraju. „Wiadomość my tworzymy i trzeba, żeby była czytelna między wierszami”. Każde zebranie redakcyjne to nowa lekcja współczesnego dziennikarstwa z ciekawymi przykładami. Uczymy się na przykład, że „aby zbić oskarżenie, nie trzeba dzisiaj koniecznie dowieść, że sytuacja przedstawia się całkiem przeciwnie, wystarczy podważyć wiarygodność oskarżającego”.
W sprawie niszczenia wizerunku osób Simei mówi „nie ma ludzi nieposzlakowanie uczciwych (…) coś dziwnego na pewno kiedyś zrobił (…) albo, że się tak wyrażę, udziwni się to, co codziennie robi”. W ten sposób z wzorowego sędziego robi się dandysa, narkomana, próżniaka i dzikusa. Pomówienie nie następuje wprost, ale przez publikację zdjęcia sędziego na ławce. Kluczowe dla sugestii są skarpetki w szmaragdowym kolorze, zmęczona twarz i liczne niedopałki papierosów u stóp bohatera. Oczywiście przewidywana reakcja czytelnika jest umocowana w założeniu, że są to ludzie raczej starsi, konserwatywni, tęskniący za tym co było, raczej niż co będzie. Ponadto Simei podkreśla, że gazeta nie służy ujawnianiu informacji, a ich ukrywaniu. Jeśli pojawia się fakt znaczący, ale wokół którego szum mógłby zaszkodzić posiadającemu gazetę, należy go rozpuścić w gąszczu innych skandalizujących przyciągających uwagę i wywołujących silne emocje wiadomości.
Przekaz tych wszystkich zebrań redakcyjnych jest taki, że media – tu akurat prasa – są doszczętnie zakłamane. Już choćby z tego względu książka powinna być lekturą obowiązkową młodzieży powszechnie i bezgranicznie wierzącej w media i dającej się im kształtować w kwestiach począwszy od gustów kulinarnych i modowych po poglądy polityczne i społeczne.
W powieści jest jednak jeszcze jeden wciągający wątek flirtujący z wątkiem głównym – opierająca się na faktach historycznych, a jednak nimi manipulująca historia Braggadoccia. Chodzi o faktycznie istniejącą organizację „Stay behind” stworzoną w celu ochrony Europy Zachodniej przed wpływami komunizmu. Organizacja działała w wielu krajach, finansowana przez Stany Zjednoczone, i uważa się ją, w szczególności jej włosa formację Gladio za odpowiedzialną za zamachy terrorystyczne we Włoszech w latach 70. Zamachy te (Mediolan, Bolonia) były przypisywane skrajnej lewicy, a faktycznie miały na celu wzbudzenie niepokoju społecznego i lęku przed komunistami, którzy w tamtych latach we Włoszech zdobyli znaczne poparcie społeczne i doszli do władzy. Gladio zostaje w powieści także skojarzone z zamachem na papieża Jana Pawła II. Eco ustami Braggacoccia bardzo zręcznie łączy działalność Gladio z Benito Mussolinim. Przywołana zostaje historia jego próby ucieczki z Włoch w kwietniu 1945 roku, ale zamiast akceptowanego przez historyków zabójstwa Mussoliniego przez partyzantów ujawniona zostaje w niezwykle wiarygodny sposób wersja o jego ucieczce do Argentyny i stamtąd kierowanie działaniami Gladio oraz próba powrotu do władzy we Włoszech w latach 70., przerwana niespodziewanie naturalną tym razem śmiercią Ducze. Jest to wciągająca opowieść, stosująca strategie takie sama jak dziennikarstwo Simeiego. Co w takim razie odróżnia współczesne powieści od dziennikarstwa ? Wymowa powieści Eco jest taka, że w gruncie rzeczy niewiele. Czytelnik musi mieć dystans i pogodzić się z faktem, że tak naprawdę żyje w świecie iluzji. Pozostaje co najwyżej życzyć sobie, aby iluzje te były zawsze w tak misterny i mistrzowski sposób skonstruowane jak u Eco.
Na zakończenie wspomnę, że Bragadoccio, który ujawnia swoje dziennikarskie odkrycia o Mussolinimi zostaje zamordowany, dzieją się tajemnicze rzeczy i jako, że romans i kryminał to najbardziej poczytne rodzaje powieści mamy i tego drugiego rodzaju cechy w „Temacie na pierwszą stronę”. Jest to jednak według mnie warstwa cienka jak celofan, w który opakowano prawdziwie głęboką treść i niezwykle pasjonującą opowieść.

Najnowsza powieść Umberto Eco w niezwykle
wciągający sposób porusza temat manipulacji dziennikarskich. Miejscem akcji jest Mediolan, a znajomość włoskich realiów i historii pomaga w odbiorze powieści, o ile nie jest wręcz warunkiem do tego, by w pełni docenić jej kunszt.
Mamy zespół redakcyjny zebrany celem stworzenie dwunastu numerów zerowych nowej gazety, która koniec...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dobrze przemyślana fabuła, ciekawy temat, przesłanie. Jest wszystko, ale wciąż widać mało wprawy w pisaniu powieści. Język do dopracowania. To zdaje się pierwsza powieść autora, więc czekam na kolejną, bo w końcu nie od razu Rzym zbudowano.

Dobrze przemyślana fabuła, ciekawy temat, przesłanie. Jest wszystko, ale wciąż widać mało wprawy w pisaniu powieści. Język do dopracowania. To zdaje się pierwsza powieść autora, więc czekam na kolejną, bo w końcu nie od razu Rzym zbudowano.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czytana kilka lat temu. Pamiętam zaskakująco realnie oddane portrety psychologiczne bohaterów w kontekście relacji damsko męskich, a także opisy sytuacji intymnych oraz tego co w głowie w tym temacie, bo tam rozgrywa się według mnie najwięcej i najdłużej. Takie niby odjechane ale bliskie..... życie po prostu. Wciągająca zgrabnie napisana książka

Czytana kilka lat temu. Pamiętam zaskakująco realnie oddane portrety psychologiczne bohaterów w kontekście relacji damsko męskich, a także opisy sytuacji intymnych oraz tego co w głowie w tym temacie, bo tam rozgrywa się według mnie najwięcej i najdłużej. Takie niby odjechane ale bliskie..... życie po prostu. Wciągająca zgrabnie napisana książka

Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytałam w oryginale dawno temu......pamiętam, że dobrze robiła na krążenie w zimowe dni, w środkach komunikacji miejskiej. Fakt, że postanowiłam ją tu przywołać po latach jest moją rekomendacją.

Czytałam w oryginale dawno temu......pamiętam, że dobrze robiła na krążenie w zimowe dni, w środkach komunikacji miejskiej. Fakt, że postanowiłam ją tu przywołać po latach jest moją rekomendacją.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Witkowski po dobrych kilku latach przerwy wydał powieść inną niż dotychczasowe dwa kryminały, ale tak samo dobrze napisaną. Bohaterki nowej powieści to Stricherzy, małoletnie męskie prostytutki działające najpierw w Wiedniu, potem Monachium, a na końcu w Zurichu, przede wszystkim Słowaczka Di – leniwa głupia i staczająca się coraz niżej i Polak Kamil – inteligentny ładny z penisem o tytułowym rozmiarze 25, „rozkminiający” psychologicznie każdego klienta.
Bohaterki, bo mówią one o sobie w rodzaju żeńskim, z siusiakami i powiększającymi je skarpetkami mocno zarysowanymi w obcisłych dżinsach, usługują głównie starszym panom. Chłopcy jadą na Zachód szukając lepszego życia. Bez względu na potencjał intelektualny, ich spryt i ambicja podpowiadają tylko jeden sposób na lepsze życie na początku lat 90. I żyją lepiej, bo robota jak robota, ale innego sposobu oni z Europy Wschodniej nie mają żeby nosić markowe ubrania, Rolexy, Luis Vittony i tym podobne, spać w pachnących dobrze urządzonych wnętrzach i tak dalej. A czy inni też tak muszą jeśli chcą lepiej żyć ? Mieszkańcy Szwajcarii z rekordową pensją minimalną wypłacaną nawet pół roku po utracie pracy nie muszą, bo nawet będąc śmieciarzami mogą żyć o wiele lepiej niż najlepiej wykształcony pracujący ciężko Polak w swoim kraju.
Książka to głównie wnikliwe studium kurestwa, co nie ma się co oszukiwać nie każdego wciągnie, mimo iż wartkim fajnym językiem napisane. Mi się bardzo spodobało. O klientach jest wiele, na przykład refleksja Kamila: „A może ludzie w ogóle nie płacą za seks? Może ja mam być akuszerką ich prawdziwych tożsamości, które po pijaku i w sytuacji bycia z osobą opłaconą, a więc potulną, po prostu z nich wychodzą?”.
Patrząc na powieść globalnie widzę Witkowskiego jako błazna, a więc najmądrzejszego na naszym polskim dworze. Czytając Fyn fund Cfancyś wiele jest okazji do śmiechu, ale ogólna konkluzja nie napawa radością. Co chce nam powiedzieć autor swoim błazeństwem, to to że byliśmy w nieciekawym położeniu jako naród i powinniśmy byli sobie schować do szuflady dyplomy i kwieciste cv, bo obowiązywało ewolucyjne prawo nakazujące dostosować się do realiów życia, a realia były takie, że Polska była biednym krajem usługującym Zachodowi. Zachód, tu konkretnie niemieckojęzyczny obszar Europy, miał i ma z kolei kasę i mentalność opartą na niej: „…pieniądze jak nic leczą ze wstydu. Płacisz to najważniejsze. Płacisz, więc jesteś.” Ponad dwadzieścia lat po wydarzeniach opisywanych w książce Polska ma już mentalność zachodnioeuropejską zepchniętą do nas jak hałda śmieci, o której w ostatnich zdaniach powieści, ale kasy nadal brak. A tymczasem chęć posiadania i kupowania ogromna, podżegana parodiowanymi przez Witkowskiego w powieści product placementami. Czy nadal dla większości jedynym sposobem na luksusowe życie w Polsce jest prostytucja ?
;-)

Witkowski po dobrych kilku latach przerwy wydał powieść inną niż dotychczasowe dwa kryminały, ale tak samo dobrze napisaną. Bohaterki nowej powieści to Stricherzy, małoletnie męskie prostytutki działające najpierw w Wiedniu, potem Monachium, a na końcu w Zurichu, przede wszystkim Słowaczka Di – leniwa głupia i staczająca się coraz niżej i Polak Kamil – inteligentny ładny z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka mojej młodości..... no, nie było łatwo być mną ;)

Książka mojej młodości..... no, nie było łatwo być mną ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka Swietłany Aleksiejewicz stanowi reportaż mający ukazać jak żyje, kocha, czuje, myśli Homo Sovieticus po upadku ZSRR, co stanowi o jego odrębności od reszty Europejczyków czy Azjatów. Bliskie jest mi podejście autorki do zadania. Pisze ona:
„Cywilizacja radziecka….Spieszę się, by utrwalić jej ślady. Znajome twarze. Wypytuję nie o socjalizm, ale o miłość, zazdrość, dzieciństwo, starość. O muzykę, tańce, fryzury. O tysiące szczegółów życia życia, które zniknęło. To jedyny sposób, żeby zapędzić katastrofę w ramy czegoś zwykłego i spróbować coś opowiedzieć. Czegoś się domyślić. Nie przestaję się dziwić temu, jak ciekawe jest zwykłe ludzkie życie. Nieskończona liczba ludzkich prawd….. Historię interesują tylko fakty, emocje zostają za burtą. Z zasady nie mają wstępu do historii. A ja patrzę na świat oczami humanisty, nie historyka. Jestem zdziwiona człowiekiem….” Rosja odsłania się z opowiadań przypadkowych bohaterów książki, którzy wspominają przeszłość i komentują teraźniejszość. Pokazane zostają trzy epoki, z czego najszerzej ta po upadku ZSRR.
Rosja stalinowska to bezlitosny terror, strach i zupełna niepewność kolejnego dnia, plaga donosicielstwa. Tata autorki wspominał, że „kiedy wracali z wakacji, często nie zastawali już nikogo ze znanych wykładowców, wszyscy siedzieli w więzieniu”. Z kolei po wojnie fińskiej, gdy nastąpiła wymiana jeńców Finowie uściskami witali swoich, Rosjanie aresztowali odzyskanych rodaków i wysłali do łagrów. „Po wojnie każde spóźnienie do pracy… Kto się spóźnił o dziesięć minut – do kryminału. Uratował mnie brygadzista: <<powiesz, że cię wysłałem na wyrobisko>>. Ale jakby kto doniósł to i jego by przymknęli.”
Rosja Chruszczowa i Breżniewa – świat Mistrza i Małgorzaty, lektury zresztą wtedy dysydenckiej – wykształconych oczytanych nonkonformistów znajdziemy tylko wśród stróżów i palaczy, którzy za swoją wewnętrzną wolność płacą, zarabiają mniej. Wprowadzono kuchnie w mieszkaniach jednorodzinnych zamiast wielorodzinnych komunałek. Kuchnia stała się centrum idei antyrządowych, dyskusji filozoficznych. „Co też Rosjanie mają w duszy? (…) Lubimy sobie pogawędzić w kuchni, poczytać książkę. Najważniejszy u nas zawód to czytelnik. Albo widz. Mamy też poczucie własnej wyjątkowości, choć żadnych ku temu podstaw, jeśli nie liczyć ropy naftowej i gazu.” Tymczasem „rosyjskie powieści nie uczą, jak osiągnąć sukces. Jak zostać bogatym.”. Dlatego gdy nadeszła Rosja Gorbaczowa - epoka krachu idei komunistycznej - bogaczami stali się najczęściej ci niewykształceni i nie czytający. Można odnieść wrażenie, że winę za wszystko ponoszą pisarze i gdyby tylko Benjamin Franklin był Rosjaninem wszystko potoczyłoby się inaczej.
Okres przemian ustrojowych, rok 1991, przełom zajmuje sporo miejsca w książce jako katalizator rosyjskości w nowym wydaniu, wydaniu w którym wszystko jest na opak. „Podczas pierestrojki wszystko się skończyło. Nadszedł kapitalizm….. Dziewięćdziesiąt rubli stało się dziesięcioma dolarami.” Społeczeństwo omawiało tylko literaturę w kuchni, studiowało filozofów. Ludzie radzieccy to humaniści i romantyczni straceńcy. Godnie było brzydzić się pieniądzem. Tymczasem ci, którzy czytać nie lubili wzięli kraj w swoje ręce. Byli członkowie partii komunistycznej rozprzedali za pół darmo mienie państwowe, wielu zwykłych, nie czytających, handlem dorobiło się fortun i rozpoczęła się w Rosji władza pieniądza. Bohaterami tłumów nie byli już i nie są bardowie stepów akermańskich czy lasów syberyjskich, ale żony milionerów opowiadające o swoich zakupach. Pozostali romantyczni straceńcy pełni goryczy, rozczarowania nową rzeczywistością i nostalgii za starą. „Teraz wstyd być biednym, niewysportowanym.” Handel pozwalał dobrze żyć, a jednocześnie był powodem do wstydu. Człowiek radziecki był i jest człowiekiem rozdartym, jest humanistą i romantykiem, ale chce dóbr materialnych zawzięcie ponieważ zawsze mu ich brakowało. Jednocześnie pogardza tymi, którzy mają duże pieniądze i niskim poważeniem darzy zawody związane z handlem, nie szanuje pracy.
Oto fragment rozmowy dotyczącej podziału ziemi po upadku ZSRR:
„ – A ziemię wam dawali?
- Kto by tam się z nią mordował? Chcesz, bracie, to bierz. U nas wziął taki jeden, Waśka Krutoj. Młodszy chłopak ma osiem lat, a już za pługiem chodzi razem z ojcem. Jak się do niego kto najmie do roboty, to człowiekowi ani pospać nie da, ani ukraść. Faszysta jeden!”
A z drugiej strony, dla tych którzy się nie lenili, tudzież nie czytali książek, czasy Gorbaczowa były idealnym momentem na szybkie dorobienie się. Społeczeństwo kupowało wszystko co zachodnie, nagle dostępne luksusy jak jeansy czy kawa rozpuszczalna, śliczne kolorowe ubrania zamiast „sukienek godnych staruszek”.
Ci, w których zwyciężył duch wielkiej rosyjskiej inteligencji pozostali na uczelniach głodując po reformach Gajdara, gdy pieniądz stracił na wartości. „W odległych kątach parków sadziliśmy kartofle…. Jeść tygodniami same kartofle – to jest głód czy nie? Albo samą kiszoną kapustę? Do końca życia nabrałam do niej obrzydzenia. Nauczyliśmy się robić czipsy z obierzyn kartoflanych, przekazywaliśmy sobie ten cudowny przepis: wrzucić łupiny do wrzącego oleju słonecznikowego i dać jak najwięcej soli. Mleka nie było, ale sprzedawano lody, więc kaszkę mannę gotowano na lodach”. „Młodszy brat po lekcjach mył samochody, sprzedawał w metrze gumę do żucia i różne gówna, zarabiając więcej od naszego ojca….. A ojciec był uczonym. Docentem!”.
Pierestrojka to także okres, w którym można było zacząć grzebać w historii, dowiedzieć się z akt kto kiedyś doniósł na kogoś. Okazywało się, że zło ma maskę sympatycznej i pięknej cioci, najlepszej przyjaciółki. Kobieta, która samotnie wychowywała w komunalce córkę została nagle aresztowana. Wyprowadzana z mieszkania krzyknęła do najlepszej przyjaciółki, żeby ta zaopiekowała się jej pięcioletnią córeczką i nie oddawała jej do domu dziecka. Wróciła po piętnastu latach i całowała przyjaciółkę po rękach dziękując za opiekę nad córką, a niedługo potem dowiedziała się, że to z jej donosu została uwięziona. Popełniła samobójstwo. Człowiek radziecki nie kieruje się rozumem, bo rozumem ogarnąć nie dałoby się całej tej historii, przetrwać mrozu ani głodu, utraty najbliższych, żeby przeżyć piekło trzeba serca, duszy i odwagi. Natomiast gdy nastaje spokój, odwilż, epoka rozumu, ginie człowiek radziecki nieprzystosowany do wolności, spokoju, harmonii. Tak jak w prehistorycznych czasach nie przetrwały największe i najsilniejsze gady tylko stałocieplne ssaki tak w momencie przejścia od komunizmu do drapieżnego kapitalizmu stałość, emocjonalny marazm i racjonalne myślenie zadecydowały o sukcesie nielicznych.
Jak wynika z wielu relacji w książce w Rosji istnieje wielki sentyment do czasów radzieckich. Ludzie dowiedzieli się złego, ale tęsknią za poczuciem bezpieczeństwa, misji, poświęcenia dla narodu, braterstwa, być może małego wyboru wędlin, ale dostępnego dla każdego, przyjaźni pielęgnowanych w kuchni, na które nie starcza teraz czasu.. Brakuje im poczucia bycia kimś specjalnym, niezwykłym. „Sztuka kocha śmierć, a nasza to już wyjątkowo. Kult ofiary i śmierci mamy we krwi”. Pokolenia urodzone w latach 50., 60. I starsze często wciąż wierzą w socjalizm. Młodzi, rozczarowani, chcą wyjechać z kraju. Z jednej strony wątpliwy etos pracy, z drugiej ciężka harówka za granicą, brzydzenie się pieniądzem i nieustanna za nim pogoń – dychotomia Rosjan uderza czytelnika „Czasów secondhandu”.
Także miłość zajmuje poczesne miejsce w historiach bohaterów. Naród uczuciowy, namiętny, porywczy, zaczytany, więc i miłość gorąca wielka z całego serca i bez próby racjonalnego podejścia do fenomenu. Miłość do męża i do dzieci, kobiety porzucające dzieci i męża dla innego, w imię miłości, wyjazd na drugi koniec kraju w imię miłości, ślub po kilku miesiącach znajomości w imię miłości. Rosyjskie jest miłowanie słabego, współczucie i pasja, pomoc – te cechy zrodziły wśród kobiet tradycję pisania do więźniów. Pisanie listów, często przeradzało się w miłość. Miłość nazbyt często, czy to z kryminalistami czy też niekaranymi mężczyznami, rozmywała się w wódce i uderzeniach, które jak to ładnie kiedyś napisał Zola w Nanie odmierzały czas niczym tykanie zegara. Rosyjski mężczyzna ma psychikę zniszczoną wojnami, walkami, biedą – pije i bije, a rosyjska kobieta kocha. Taki obraz wyłania się z relacji bohaterów.
Jest też ogromnie dużo świadectw dotyczących realiów życia w republikach postradzieckich po upadku komunizmu. Tu na pierwszy plan wychodzi nagle rozbudzona nienawiść do Rosjan. Lokalna ludność morduje bestialsko wszelkich przybyszów, a w najlepszym razie wypędza. Rosjanie z dnia na dzień z braci stają się wrogami. Wojny cywilne. Przytaczane opowieści mrożą krew w żyłach i niestety stanowią część osobistej historii Rosjan i mieszkańców republik ościennych. Czy jednak nastała demokracja, kapitalizm? Z opowieści wyłania się jedynie krwawy terror i potworna bieda. Warto sięgnąć też po książkę Tiziano Terzani, włoskiego podróżnika i reportażysty, który w 1991 roku podróżował z Chin do Moskwy odwiedzając po kolei nowopowstające republiki postsowieckie, co opisał w książce „Dobranoc, panie Lenin!”. Terziani obarcza politykę stalinowską za doprowadzenie do ekonomicznego braku samowystarczalności miejscowych ludzi. Dodatkowo, pojawiają się u niego opinie, że tendencja do ustanawiania autorytarnej władzy zamiast demokracji ma o wiele dłuższe tradycje niż komunizm i sięga poprzedzającego go ustroju jaki panował w obecnej Kirgizji, Turkmenistanie, Uzbekistanie czy Kazachstanie, a mianowicie systemu feudalnego. Z jego książki wiemy, że w republikach postsowieckich w jeden dzień liderzy partii komunistycznej wypisywali się z partii i przejmowali jej majątek jako nowa demokratyczna władza lokalna.
O ile Terziani rozmawia z wysoko postawionymi urzędnikami, a nawet prezydentami republik i ma kontakt z władzą, o tyle bohaterowie Swietłany Aleksiejewicz to zwykli, nierzadko przypadkowi ludzie, sporadycznie bohaterowie lokalnych gazet w związku z zamachem terrorystycznym albo samobójstwem czy tajemniczym morderstwem. Książka zadziwia, szokuje, wzrusza, czyta się znakomicie. Co więcej, moim zdaniem, sporo cech homo sovieticus można odnaleźć w naszej polskiej mentalności. Jest jednak ogromna różnica – nie mamy w sobie tyle agresji. Bo agresja rodzi się z agresji, a tej w historii ZSRR, a także w momencie jej rozpadu jak i teraz było i jest o wiele więcej niż w dziejach Polski. Wojna jest największym dramatem ludzkości.

Książka Swietłany Aleksiejewicz stanowi reportaż mający ukazać jak żyje, kocha, czuje, myśli Homo Sovieticus po upadku ZSRR, co stanowi o jego odrębności od reszty Europejczyków czy Azjatów. Bliskie jest mi podejście autorki do zadania. Pisze ona:
„Cywilizacja radziecka….Spieszę się, by utrwalić jej ślady. Znajome twarze. Wypytuję nie o socjalizm, ale o miłość, zazdrość,...

więcej Pokaż mimo to