-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
Drobiazgi Marii Duszki
[...]
Pod względem „zagęszczenia” treści poezja Marii Duszki przypomina mi poetykę Jerzego Hajdugi, księdza-poety z Drezdenka. Natomiast Józef Baran, którego nota znalazła się na okładce książki, porównuje tę poezję do poetyki Anny Świrszczyńskiej. Jednak w moim odczuciu te poetyki mają różne odcienie. Może łączy je podobna tematyka, ale język podmiotu lirycznego (dalej: pl) brzmi inaczej. W Wolności chmur pl mówi tonem łagodnym, w którym nie słyszę krzty oskarżenia, nawet gdy wraca do trudnych wydarzeń ze swojego życia, u Świrszczyńskiej ten ton jest ostrzejszy. Jest w głosie Marii Duszki wspomniane już na wstępie ciepło, poza tym: liryzm, subtelność, delikatność, kobiecość. Wiersze te nie brzmią jak rachunek sumienia serwowany sobie lub komuś innemu, ale są jak pieczęcie zamykające kolejne etapy życia, chociaż pożegnania przychodzą pl wyjątkowo trudno.
[...]
Całą recenzję znajdziecie tutaj: https://zlpinfo.eu/publikacje/krytyka-literacka/marii-duszki-jezyk-nazywania-rzeczy.html
Drobiazgi Marii Duszki
[...]
Pod względem „zagęszczenia” treści poezja Marii Duszki przypomina mi poetykę Jerzego Hajdugi, księdza-poety z Drezdenka. Natomiast Józef Baran, którego nota znalazła się na okładce książki, porównuje tę poezję do poetyki Anny Świrszczyńskiej. Jednak w moim odczuciu te poetyki mają różne odcienie. Może łączy je podobna tematyka, ale język...
Wspaniała.
Moją recenzję znajdziecie tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-39-2022/kultura-i-czas-wolny/Za-granica-jezyka
Wspaniała.
Moją recenzję znajdziecie tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-39-2022/kultura-i-czas-wolny/Za-granica-jezyka
Poezja pisana czułym okiem reportera
[...] Krzysztof Mich jest dziennikarzem, dodajmy – z bogatym dorobkiem. Mógłby równie dobrze wybrać jakąś formę publicystyczną do opowiedzenia o „dzieciach wojny”, wybrał jednak lirykę. Uściślając – biały wiersz. Ale ponieważ to nie jest moje pierwsze zetknięcie z poezją Micha[2], mniej zaskakuje mnie wybór tej formy. Z drugiej strony nie powinnam się dziwić, skoro od lat noszę w sobie przekonanie, że pewne rzeczy można wyrazić tylko językiem poetyckim. Mam tu na myśli między innymi sprawy najtrudniejsze do udźwignięcia emocjonalnie, potrzebujące do ich wyrażenia innej konstrukcji niż okrągłe, poprawne gramatycznie zdania. A do nich bez wątpienia należy cierpienie dzieci.
[...]
Cała recenzja jest dostępna tutaj: https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-163/artykul/poezja-pisana-czulym-okiem-reportera
Poezja pisana czułym okiem reportera
[...] Krzysztof Mich jest dziennikarzem, dodajmy – z bogatym dorobkiem. Mógłby równie dobrze wybrać jakąś formę publicystyczną do opowiedzenia o „dzieciach wojny”, wybrał jednak lirykę. Uściślając – biały wiersz. Ale ponieważ to nie jest moje pierwsze zetknięcie z poezją Micha[2], mniej zaskakuje mnie wybór tej formy. Z drugiej strony...
Moje największe odkrycie trwającego roku :)
Paradoksalnie, o tej książce najlepiej jest, jak najmniej mówić, żeby nie odbierać kolejnemu czytelnikowi przyjemności z odkrywania jej wielu tajników. Być może największą przyjemnością lektury "Płaczu..." nie jest odkrywanie odpowiedzi, co bycie zwodzonym przez autora. No i w końcu warto po nią sięgnąć dla poczucia jej klimatu - onirycznego, budowanego na granicy wielu światów, wielu głosów. Gorąco polecam.
Moja recenzja dostępna jest tutaj: https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-210/artykul/cwiczenia-z-samopoznania
Moje największe odkrycie trwającego roku :)
Paradoksalnie, o tej książce najlepiej jest, jak najmniej mówić, żeby nie odbierać kolejnemu czytelnikowi przyjemności z odkrywania jej wielu tajników. Być może największą przyjemnością lektury "Płaczu..." nie jest odkrywanie odpowiedzi, co bycie zwodzonym przez autora. No i w końcu warto po nią sięgnąć dla poczucia jej klimatu -...
Co dostałem od Żydów?
Polska pełna jest żydowskich rzeczy. Porzuconych, wziętych pod opiekę, przywłaszczonych, przejętych, znalezionych i takich, które wciąż czekają na odkrycie. Kurzą się na strychach, zalegają w piwnicach, tkwią w podziemnych skrytkach lub na widoku w serwantkach za szybą. Pozornie przynależą do swojego miejsca” – tak pisze Patrycja Dołowy w prologu Skarbów. Czy jest to zatem kolejna książka o rzeczach, które opowiadają historie ludzi (ten rodzaj narracji jest znany polskiemu czytelnikowi, patrz: Wicha, Szatters)? Tylko częściowo. Przedmioty są w tle tej opowieści. Głównymi jej bohaterami, narratorami są tzw. poszukiwacze i strażnicy żydowskiej pamięci.
[...]
Cała recenzja dostępna tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-28-2022/kultura-i-czas-wolny/Co-dostalem-od-Zydow
Co dostałem od Żydów?
Polska pełna jest żydowskich rzeczy. Porzuconych, wziętych pod opiekę, przywłaszczonych, przejętych, znalezionych i takich, które wciąż czekają na odkrycie. Kurzą się na strychach, zalegają w piwnicach, tkwią w podziemnych skrytkach lub na widoku w serwantkach za szybą. Pozornie przynależą do swojego miejsca” – tak pisze Patrycja Dołowy w prologu...
Lekcja słuchania
Każda z tych opowieści niesie w sobie tak wielki ładunek emocji, cierpienia, tak dużą ilość opisów sytuacji granicznych, że trudno jest mieć do nich dystans. Może nie przybywa nam siwych włosów podczas lektury, ale czujemy, że Patrycja Dołowy nakłada na nas ciężar trudny do udźwignięcia. Każda z tych opowieści powierzonych autorce nadawałaby się na osobną książkę. A jednak ona zdecydowała się przedstawić je łącznie w jednej. Na pewno miała w tym jakiś cel. Jaki? Odpowiedź, że te historie łączy dramat żydowskich matek, decydujących się na rozstanie ze swoimi dziećmi, żeby je ocalić od zagłady, i dramat dzieci żydowskich, wychowanych przez inne kobiety niż ich biologiczne matki, jest odpowiedzią może najbardziej oczywistą, ale chyba najbardziej powierzchowną i w gruncie rzeczy niewyjaśniającą motywów, jakimi mogła kierować się Dołowy, wybierając taką formę ich przedstawienia.
[...]
Cała recenzja dostępna jest tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2023/Przewodnik-Katolicki-46-2023/kultura-i-czas-wolny/Lekcja-sluchania
Lekcja słuchania
Każda z tych opowieści niesie w sobie tak wielki ładunek emocji, cierpienia, tak dużą ilość opisów sytuacji granicznych, że trudno jest mieć do nich dystans. Może nie przybywa nam siwych włosów podczas lektury, ale czujemy, że Patrycja Dołowy nakłada na nas ciężar trudny do udźwignięcia. Każda z tych opowieści powierzonych autorce nadawałaby się na osobną...
Niedokończone pałace i ich niedoskonali mieszkańcy
Są książki, do których na „dzień dobry” podchodzę przede wszystkim jak do intelektualnego wyzwania i z dużą dozą niepewności, czy cokolwiek z nich zrozumiem. Staram się jednak nadrabiać wszelkie braki w wiedzy uważnością lektury i empatią. Do takich książek należą książki Tomasza Teodorczyka w tym ostatnia "Mnemosyne / Lesmosyne" (Wydawnictwo Pasaże, Kraków 2023, ss. 218). Autor po raz kolejny serwuje nam dużą dawkę szczerości o ludziach, mechanizmach, które nami kierują. I jak to bywa ze szczerością, nie zawsze okazuje się ona przyjemna.
Cała recenzja tutaj: https://www.facebook.com/profile/100063619804615/search/?q=teodorczyk
Niedokończone pałace i ich niedoskonali mieszkańcy
Są książki, do których na „dzień dobry” podchodzę przede wszystkim jak do intelektualnego wyzwania i z dużą dozą niepewności, czy cokolwiek z nich zrozumiem. Staram się jednak nadrabiać wszelkie braki w wiedzy uważnością lektury i empatią. Do takich książek należą książki Tomasza Teodorczyka w tym ostatnia "Mnemosyne...
Pochłonęłam "Bezdusznych. Zapomnianą zagładę chorych" w jeden dzień. Brak mi słów podziwu dla wartości pracy, jaką wykonała Kalina Błażejowska – zbierając materiały do tej książki, docierając do ostatnich żyjących świadków eksterminacji psychicznie chorych przed i w czasie drugiej wojny światowej oraz układając dla nas tę opowieść. Podziwiam ją nie tylko za skrupulatność pracy badawczej i warsztat literacki, ale przede wszystkim za odwagę, empatię i determinację. Bo trzeba było wykazać wszystkie te trzy cechy, żeby zabrać się za tak „beznadziejny” temat i kontynuować go mimo licznych przeciwności. Nadziei na „sukces” pozbawiali jej wszyscy na początku tej drogi, tłumacząc, że po pierwsze, psychicznie chorzy to najbardziej stabuizowana grupa ofiar drugiej wojny światowej, a po drugie – nie ma już świadków.
[...]
Cała recenzja tutaj: https://nowynapis.eu/tygodnik/nr-247/artykul/krzyczy-i-placze-bez-lez
Pochłonęłam "Bezdusznych. Zapomnianą zagładę chorych" w jeden dzień. Brak mi słów podziwu dla wartości pracy, jaką wykonała Kalina Błażejowska – zbierając materiały do tej książki, docierając do ostatnich żyjących świadków eksterminacji psychicznie chorych przed i w czasie drugiej wojny światowej oraz układając dla nas tę opowieść. Podziwiam ją nie tylko za skrupulatność...
więcej mniej Pokaż mimo to
Czy to tylko "dodatek"?
[...] Fenomen tej korespondencji polega m.in. na tym, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jak pisze Czerni we wstępie: „Trwająca przez 65 lat korespondencja jest kapitalnym zapisem naszej współczesności – kroniką życia kulturalnego drugiej połowy XX wieku, nie tylko w Polsce”. Tak więc z jednej strony znajdziemy w niej relacje obu panów z podróży po Polsce i świecie, relacje z wystaw, pobytów w muzeach, dużo odniesień do literatury i sztuki, ale z drugiej strony – zobaczymy świat, który każdy z nas dobrze zna: blaski i cienie dnia codziennego, zmagania z wypaleniem zawodowym, błogosławione dla duszy kontakty z przyrodą i przyjaciółmi. I to wszystko okraszone dużą ilością rubasznej (Różewicz) czy bardziej subtelnej (Porębski) ironii i autoironii. To grube tomisko nie tylko da się przeczytać, ale zapewniam, że czyta się wyśmienicie.
[...]
Cała recenzja dostępna tutaj:
https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2024/Przewodnik-Katolicki-14-2024/kultura-i-czas-wolny/Czy-to-tylko-dodatek?fbclid=IwAR2VuRsFCJgqQX7WlvLvr6-Bp5gxUMaB_kgebc0hpyP0-vfiPWXCDNkeszA
Czy to tylko "dodatek"?
[...] Fenomen tej korespondencji polega m.in. na tym, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jak pisze Czerni we wstępie: „Trwająca przez 65 lat korespondencja jest kapitalnym zapisem naszej współczesności – kroniką życia kulturalnego drugiej połowy XX wieku, nie tylko w Polsce”. Tak więc z jednej strony znajdziemy w niej relacje obu panów z...
Primo Levi – włoski Żyd, były więzień obozu koncentracyjnego w Monowitz – jak dobry ojciec taktownie udziela nam lekcji życia. Ma dla nas, niedoświadczonych wojną, dużo wyrozumiałości, ale oczekuje jednego: uważnego wysłuchania. Wie, że nieodrobione lekcje potrafią zbyt wiele kosztować.
Całość recenzji tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2024/Przewodnik-Katolicki-19-2024/kultura-i-czas-wolny/Lekcja-Leviego?fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTEAAR3X91BGvYsFmW-38XdgCjiIBsu5VR-KegDI6bpxoA3fP-6k60ne2oYS61c_aem_AQjl7z4Ir4r5cYn-4qQBoOq5hLv8JURobRDKd5yVWseGbGhkOZ0qKS0LtbKdeXWS3VrIk_xwKgCdf4IE_Djpx-AD
Primo Levi – włoski Żyd, były więzień obozu koncentracyjnego w Monowitz – jak dobry ojciec taktownie udziela nam lekcji życia. Ma dla nas, niedoświadczonych wojną, dużo wyrozumiałości, ale oczekuje jednego: uważnego wysłuchania. Wie, że nieodrobione lekcje potrafią zbyt wiele kosztować.
Całość recenzji tutaj:...
Idę z nimi
Polsko-hebrajski zbiór wierszy "Śladami" Krzysztofa Micha (2021) jest poetycką opowieścią o społeczności żydowskiej, zamieszkałej przed wojną na Podlasiu. Jak sam autor wyjawia we wstępie, wiersze te zrodziły się pod wpływem lektury książki Przez ruiny i zgliszcza Mordechaja Canina i wizyty poety w Tykocinie w 2019 r. [...]
Całość recenzji można przeczytać (bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-4-2022/Kultura/Ide-z-nimi
Idę z nimi
Polsko-hebrajski zbiór wierszy "Śladami" Krzysztofa Micha (2021) jest poetycką opowieścią o społeczności żydowskiej, zamieszkałej przed wojną na Podlasiu. Jak sam autor wyjawia we wstępie, wiersze te zrodziły się pod wpływem lektury książki Przez ruiny i zgliszcza Mordechaja Canina i wizyty poety w Tykocinie w 2019 r. [...]
Całość recenzji można przeczytać...
Wojna nie tylko ludzi
Olaf Clemensen przedstawia w swojej książce wydarzenia, które rozegrały się na Ukrainie w 2014 r. Ale nie jest to opowieść reportera, tylko poety-malarza. Naszkicowane przez niego obrazy o wiele bardziej przybliżają nam charakter wojny w Donbasie i wojny w ogóle.
Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego): https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2021/Przewodnik-Katolicki-12-2021/Kultura/Wojna-nie-tylko-ludzi
Wojna nie tylko ludzi
Olaf Clemensen przedstawia w swojej książce wydarzenia, które rozegrały się na Ukrainie w 2014 r. Ale nie jest to opowieść reportera, tylko poety-malarza. Naszkicowane przez niego obrazy o wiele bardziej przybliżają nam charakter wojny w Donbasie i wojny w ogóle.
Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego):...
Siła świadectwa dziecka
"Dziennik Reni" Anny Rink należy do książek, które z jednej strony odbierają mi mowę, a z drugiej wywołują potrzebę rozmowy o nich i polecania ich każdemu. W przypadku tej książki – dosłownie każdemu, łącznie z dziećmi.
Punktem wyjścia dla jej powstania był dziennik matki autorki – Reni Wrzeszczyńskiej z Kamieńca (wioski leżącej niedaleko Gniezna). Kiedy wybuchła wojna, miała 10 lat. Dziewczynka była najstarszym dzieckiem w wielodzietnej rodzinie i do ukończenia 13 roku życia (kiedy musiała iść na służbę do niemieckiej rodziny) wykonywała w domu najwięcej prac. Zapisywała dziennik codziennymi zdarzeniami dopiero wieczorem, przed zaśnięciem, przy słabym świetle lampy naftowej. Ale oryginalny dziennik Reni, który się zachował, to tylko kilkanaście stron, obejmujący okres od 3 października 1941 r. do 13 marca 1942 r. Stał się on inspiracją i jednym ze źródeł wiedzy dla autorki o historii jej rodziny w czasie okupacji. Tak więc "Dziennik Reni" jest przede wszystkim literackim dziełem Anny Rink. Tym bardziej jestem pełna uznania dla włożonej przez nią pracy i języka, jakim opowiedziała tę historię. [...]
Całość recenzji dostępna (już bezpłatnie) na stronie "Przewodnika Katolickiego": https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-13-2022/kultura-i-czas-wolny/Sila-swiadectwa-dziecka
Siła świadectwa dziecka
"Dziennik Reni" Anny Rink należy do książek, które z jednej strony odbierają mi mowę, a z drugiej wywołują potrzebę rozmowy o nich i polecania ich każdemu. W przypadku tej książki – dosłownie każdemu, łącznie z dziećmi.
Punktem wyjścia dla jej powstania był dziennik matki autorki – Reni Wrzeszczyńskiej z Kamieńca (wioski leżącej niedaleko Gniezna)....
Yossi Klein Halevi swoją książkę "Listy do mojego palestyńskiego sąsiada" zaadresował do konkretnego odbiorcy, odległego od Polski. A jednak Wydawnictwo Austeria zdecydowało się na wydanie polskiego przekładu. Wychodząc naprzeciw rodzącemu się pytaniu, dlaczego ta książka miałaby zainteresować również polskiego czytelnika, redaktorzy napisali w przedmowie: „Listy do mojego palestyńskiego sąsiada są niemal modelowym przykładem postaw i refleksji, które chcemy promować w ramach serii »Konteksty żydowskie«. Książka ta przetłumaczona z wielkim wyczuciem i starannością przez Marię Makuch, jest niezwykłym świadectwem osobistego, rzetelnego podejścia jej autora do jednego z najtrudniejszych konfliktów obecnego świata – konfliktu arabsko-izraelskiego. Jest on problemem żydowskim, ale i światowym”.
[...]
W wierze w Boga Halevi dostrzega szansę na zbudowanie pomostu ponad podziałami i wzajemnie wyrządzonymi krzywdami. Na tym pomoście można zacząć dialog z inaczej myślącym człowiekiem.
Całość recenzji dostępna tutaj: https://www.przewodnik-katolicki.pl/Archiwum/2022/Przewodnik-Katolicki-18-2022/kultura-i-czas-wolny/Dialog-ponad-murem?fbclid=IwAR1YDofYU8DkM5mZiweKU6QAsfR5xC5DfefeRlIMEOQsnxZXvemUXcMAtkM
Yossi Klein Halevi swoją książkę "Listy do mojego palestyńskiego sąsiada" zaadresował do konkretnego odbiorcy, odległego od Polski. A jednak Wydawnictwo Austeria zdecydowało się na wydanie polskiego przekładu. Wychodząc naprzeciw rodzącemu się pytaniu, dlaczego ta książka miałaby zainteresować również polskiego czytelnika, redaktorzy napisali w przedmowie: „Listy do mojego...
więcej mniej Pokaż mimo to
Wyemancypowany bohater
„Szpok. Próby” Karola Maliszewskiego to niewielka książeczka, która robi niezły bałagan w głowie czytelnika. Od początku zostajemy wytrąceni z bezpiecznej pewności ram - wszelakich: gatunkowych, narracyjnych, społecznych. [...]
Maliszewski jest jak bohater przypowieści, którą poznałam dzięki książce "Płacz cykady" (2021) Tomasza Teodorczyka. Proszony o pomoc Mistrz najpierw poradził poecie zapamiętać tysiące wersetów starożytnej poezji, a kiedy ten to uczynił, kazał mu je zapomnieć. Kiedy po wielu latach i ta sztuka się udała, usłyszał od Mistrza: „Teraz idź i pisz”. Kiedy czytam teksty Maliszewskiego wyczuwam podobną walkę z tym całym bagażem literatury, która przecież go ukształtowała, którą ceni i wykłada na uniwersytecie (!), ale z drugiej strony - której znajomość stanowi obciążający balast w procesie twórczym. W moim odczuciu, w "Szpoku. Próbach" wychodzi z niej zwycięsko.
Cała recenzja dostępna tutaj: https://www.facebook.com/photo?fbid=417161613747829&set=a.285410636922928
Wyemancypowany bohater
„Szpok. Próby” Karola Maliszewskiego to niewielka książeczka, która robi niezły bałagan w głowie czytelnika. Od początku zostajemy wytrąceni z bezpiecznej pewności ram - wszelakich: gatunkowych, narracyjnych, społecznych. [...]
Maliszewski jest jak bohater przypowieści, którą poznałam dzięki książce "Płacz cykady" (2021) Tomasza Teodorczyka....
Ćwiczenia z kobiecej optyki
(...) moją uwagę przykuły trzy elementy tej książki. Pierwszą z nich był wybór takich a nie innych poetek i ich tomów. Co ważne (dla mnie), nie wszystkie nazwiska pochodzą z list nominowanych do głównych nagród literackich. Piszę to nie ze złośliwości i nie żebym coś miała do konkursów, ale dlatego, że zawężanie pola tylko do tych kręgów i kręgów znajomych krytyków-jurorów, nie satysfakcjonuje mnie. Więcej - czasami wręcz odstręcza. Na szczęście Karol Maliszewski dostrzega nie tylko „centra”, ale i „marginalia” życia literackiego. (...)
Czy zatem niestrudzony krytyk-poeta znajduje w swoich wysiłkach punkty styczne z omawianymi wierszami? Czy udaje mu się zrozumieć, odczuć – choćby częściowo – kobiecą wrażliwość? Myślę, że tak. I kto wie, czy nawet w stopniu większym niż sam siebie o to posądzał przed rozpoczęciem pracy nad tą książką. Bo kiedy zadaje (sobie, poetce, nam) pytanie: „A czego się szuka?” (w wierszach z t. "Droga do domu" Danuty Góralskiej-Nowak), odpowiada krótko i rzeczowo: „Przede wszystkim sensu”. Jako czytelnik płci żeńskiej miałam to samo odczucie. W tych wszystkich poetykach – bez względu na zastosowany język – ze „staroświeckimi” frazami czy wulgaryzmami – toczy się walka o sens: o jego indywidualne poczucie/przeświadczenie jak i nadanie lub uratowanie go. (...)
Cała recenzja ukazała się w "Twórczości" nr 12/2020.
Ćwiczenia z kobiecej optyki
(...) moją uwagę przykuły trzy elementy tej książki. Pierwszą z nich był wybór takich a nie innych poetek i ich tomów. Co ważne (dla mnie), nie wszystkie nazwiska pochodzą z list nominowanych do głównych nagród literackich. Piszę to nie ze złośliwości i nie żebym coś miała do konkursów, ale dlatego, że zawężanie pola tylko do tych kręgów i...
Tomasz Jastrun stworzył dzieło wyjątkowe. "Dom pisarzy w czasach zarazy. Iwicka 8A" to opowieść o losach kilkunastu znanych pisarzy, mieszkańcach jednego domu w czasach stalinowskich, o tym, jak dali się uwikłać w „pakt z diabłem”. Sam autor nazwał ją książką swojego życia, która powstawała przez prawie czterdzieści lat. Składało się na te lata przede wszystkim zbieranie materiałów - dokumentów, fotografii, jak i przeprowadzanie wywiadów z jeszcze żyjącymi mieszkańcami opisywanego domu, w którym sam spędził dzieciństwo i młodość. Jastrun w wywiadach wspomina o długich okresach przerwy w zajmowaniu się tym tematem, a także o poczuciu przytłoczenia ogromem materiału, jaki zebrał, i szukaniu odpowiedniej formuły opowiedzenia skomplikowanej historii życia pisarzy w czasach powojennych. Ale jest też drugi powód nazwania "Domu pisarzy…" książką jego życia. Jak w żadnej poprzedniej skumulował w niej wszystkie swoje umiejętności i doświadczenia pisarskie – od reportażysty, dokumentalisty, przez eseistę, felietonistę, powieściopisarza, a kończąc na poecie. I ten właśnie walor literacki – bogactwa użytego języka – czyni w moim odczuciu tę opowieść całkowicie wyjątkową.
Cała recenzja ukazała się w "Odrze" nr 2/2021.
Tomasz Jastrun stworzył dzieło wyjątkowe. "Dom pisarzy w czasach zarazy. Iwicka 8A" to opowieść o losach kilkunastu znanych pisarzy, mieszkańcach jednego domu w czasach stalinowskich, o tym, jak dali się uwikłać w „pakt z diabłem”. Sam autor nazwał ją książką swojego życia, która powstawała przez prawie czterdzieści lat. Składało się na te lata przede wszystkim zbieranie...
więcej mniej Pokaż mimo to
Z perspektywy gospodyni
Czekałam na nią długo. Nie czekałam sama. Czekało wielu znających Gabrysię z portali literackich i takich jak ja, którzy poznali jej teksty już po jej śmierci. I przyszła kilka dni temu. Dzięki człowiekowi, który walczy(ł) o niezapomnienie tej twórczości, o ponowne otwarcie do niej drzwi. I są. Teksty i drzwi z „plakietką”: Gabriela Lilianna Cabaj jeszcze nieba nie zamykaj. Teraz czekają na Twoją dłoń, którą je popchniesz. Za nimi wciąż żyje kobieta, która nadała „zwyczajności” nowy obraz.
Czuję się trochę bezradna stojąc przed wyzwaniem, jakim jest bez wątpienia próba zrecenzowania książki, która stanowi swoiste kompendium twórczości Gabrysi. Moje poczucie bezradności wypływa z dwóch powodów. Jednym jest obszerność tego dzieła, liczącego 406 stron i słusznie nazwanego przez Stanisława Nyczaja (w posłowiu) „księgą życia Gabrieli Lilianny Cabaj – zawierającą różne gatunki literackie: wiersze liryczne, a z prozy krótkie opowiadania, zapiski z lektur, felietony, refleksje”. W jaki sposób opowiedzieć o tej księdze w miarę zwartym tekście nie umniejszając jej bogactwa?
Drugim powodem mojej „recenzenckiej bezradności” jest bardzo osobisty, autobiograficzny charakter tych tekstów. Jak znaleźć do nich dystans, popatrzeć na nie chłodnym okiem krytyka? Może gdybym nie była - podobnie jak autorka książki - kobietą w średnim wieku, matką, gospodynią zaczynającą dzień od zmywania naczyń i kończącą go tym samym rytuałem, gdybym nie zachwycały mnie (wciąż) czyste notatniki, czekające na nowe dni, którymi je zapiszę, może wtedy wzbicie się na dystans nie byłoby trudne (raczej na pewno by nie było). Ale ponieważ recenzji nie pisze (jeszcze) cyborg, jakaś maszyna, ale pisze konkretny (jeszcze czujący) człowiek i ponieważ widzę sens recenzji tylko wtedy, gdy są szczere, więc trudno, będzie mniej profesjonalnie, za to osobiście. Napisane z perspektywy gospodyni domowej i matki, próbującej pisać też wiersze i znającej prowincję.
„jeżeli łamać się to nieotwarcie” - to wers jednego z pierwszych wierszy tego zbioru, wers wiersza pochodzącego z debiutanckiego tomu Gabrieli Cabaj "Przenikanie" (2012). Jego echo, rozwinięcie, potwierdzenie usłyszymy w jednym z ostatnich zapisków w "Dzienniku" poetki: „Nie chcę dodawać smutku temu światu.” ("Pozytyw dla sztuki", 16 marca 2016)
Zaczynam od niego, choć nie mam pewności, czy to dobry początek. Ale zważywszy „kontekst sytuacyjny” powstania tego drugiego zdania, czyli chorobę autorki, wydaje się, że trzeba to artystyczne wyznanie potraktować śmiertelnie poważnie. Ze względu na autobiografizm tej twórczości, wydaje się, że kluczową sprawą w jej odczytaniu, jest zrozumienie perspektywy, z której Cabaj do nas mówi. A do tego zrozumienia potrzebne jest zarówno poznanie jej kaszubskich korzeni, miejsca, które wybrała na swój drugi dom (chociaż znając jej teksty wolałabym użyć innego sformułowania - które wybrał dla niej los), jak również wsłuchanie się w to, co poetka mówi do nas między wersami, czego nie dopowiada. To ostatnie jest może najtrudniejsze, ale dla mnie stanowi największą wartość jej tekstów (być może też literacką). Na te niedopowiedzenia zwróciłam uwagę już w moim pierwszym szkicu o wierszach Gabrysi z jej debiutanckiego tomu, zawężając je do wspomnianych przez nią „drzazg wydłubywanych spod skóry”. One ukrywają się w wielu innych metaforach, a nawet w całych obrazach kreślonych przez poetkę. Określenie „ukrywają się” jest podwójnie zasadne. Bo nie chodzi tylko o trudność tkwiącą w budowie metafor, ale o zwodzenie nas przez samą ich autorkę. Dostajemy bowiem z jednej strony bardzo czytelne, piękne opisy miejsca, gdzie żyje, peany na cześć przyrody i wnuczki zwanej elfikiem, poruszające wyznania, że się wybrało właściwego człowieka na wspólną drogę życia (nawet jeśli to życie okazało się bardzo ciężkie, wymagając od nas przyspieszonego kursu z prowadzenia gospodarstwa rolnego, m.in. zabijania i patroszenia drobiu). Z drugiej zaś strony czytamy, że w tej Arkadii dopiero od niedawna coś ważnego się znalazło.
„u mnie dostatek, ponieważ przedkładam go nad samo narzucające się obowiązki (ja nic nie muszę!). A i dzień taki piękny; w niebieściutkim kolorze ani złamanej chmurki.
Na ławce pod wiśnią pierwszy trzmiel brzuchaty kwiatków u mnie szuka. Pieją koguty, górą turkawki, na dachu pliszka, której męża onegdaj z wiatrówki zatłukli.
Ścielą się dymy po ogrodach, na polu traktor, i to jest cud., że można tak wiosennie czekać Bóg wie na co (…) W stawie gęsi pluskają się z rozkoszą godną łabędzi, gdy właśnie Księga Szósta zaczyna się tak: - Oto wszystko, czego pragnąłem: niewielki kawał ziemi, ogród, źródło koło domu, a opodal mały lasek. To z Horacego.
I przydałoby się jeszcze coś nadto, coś ponad, lecz wtedy odzywa się ten uciążliwy, ten obcy, który mówi: - Wszystko co najważniejsze, jest w środku. I tylko ćmi.”
("Poważna satyra na jeden dzień wiosny")
Tym czymś „ponad”, tym odnalezionym dopełnieniem życia jest sztuka, literatura, pisanie, a także jakaś inna nieznana dotąd miłość. I to wszystko, co się znalazło, wypełniło – jednak – braki, które istniały w głównej bohaterce. Bo bez wątpienia mamy do czynienia z jedną wspólną wszystkim tekstom z tego zbioru bohaterką (wyjątkiem stanowi cykl powiastek z rozdziału Wieści). Inna sprawa, że mówi do nas głosem w różnej tonacji i nasileniu, a biorąc pod uwagę używane dialekty poniekąd różnymi językami. W wierszach jest to głos bardziej liryczny, chwilami zawieszany w próżni, nie tak stanowczy i pewny siebie jak ten, którym mówi do nas w większości tekstów prozatorskich. Redaktorzy książki nazwali tę jej część zawierającą prozę - „variami prozatorskimi”. Czasami słychać w tej prozie echo któregoś z wierszy, szczególnie w Dziennikach, jednak w moim odczuciu to są dwie różne narracje. W przypadku większości opowiadań-miniatur mam wrażenie jakby autorka siliła się na zdrowy dystans do rzeczywistości, zazwyczaj cholernie trudnej rzeczywistości. Więc przeplata w nich ironię z wesołkowatością. A jednak mnie te teksty nie rozbawiły. Szczególnie, że „drzazgi” mimowolnie (?) i tu wychodzą na zewnątrz.
„Pani psycholog pozwoliła sobie na sięganie w głąb naszego Ja. Testów było kilka. Sprawiały trudności, ponieważ te maski, za którymi jesteśmy na co dzień, zdążyły wtopić się w twarze, więc zdecydowałam się zajrzeć aż do brzucha.
W jednej króciutkiej chwili wyłożyłam na stół dwanaście metrów drżących, śliskich jelit, które zaczęły przelewać się przez ręce.
Na koniec pada pytanie:
- Z jakim uczuciem pani stąd wyjdzie?
Wyjdę stąd utwierdzona w tym, o czym mniej więcej wiedziałam.
Równo z tymi słowami moja biedna głowa zajęła się ogniem.
Opuściłam ją. Zawsze opuszczam głowę wtedy, gdy jestem zaskoczona albo zażenowana. Jednak słuchałam innych.
Maryla, jak zwykle, upierała się przy swoim. Ktoś drugi chyba nie zrozumiał pytania, a może to ja nie zrozumiałam odpowiedzi – nie wiem…
- A co pani czuje po testach?
- Bezradność – cicho powiedziała osoba siedząca za moimi plecami.
I ja ją poczułam, a tak jakoś rozpaczliwie, jakby nadeszła z innego wymiaru. Szarpnęła, ujmując w imadło moje trzewia, czy coś tam, co zaraz by mogło pęknąć i rozlać się; rozejść jak kręgi na wodzie, w którą wrzuca się kamień. Jak echo tego słowa, które dotąd było ukryte. Słony i wilgotny kurz drażniący oczy.
Nieco później zmienił się w wino, które ładnie piliśmy, śpiewając Latawce, dmuchawce, wiatr… oraz inne, wesołe melodie.”
("Karaoke")
Gdybym jednak miała zdobyć się na „dystans recenzenta”, oceniłabym, że największą wartością literacką tej książki jest rozpiętość, różnorodność narracji, ale prowadzonych z tej samej perspektywy ciężko pracującej na wsi kobiety, gospodyni domowej, matki, babci, kochającej ludzi, zwierzęta, drzewa, poezję. Śmiem twierdzić, że tak przedstawiana – opowiadana - rzeczywistość jest najbardziej wiarygodną z możliwych. Dlatego pomysł, żeby w jednej książce zderzyć tak różnie brzmiąco teksty jednej autorki ma uzasadnienie nie tylko ekonomiczne, ale przede wszystkim literackie. W tym miejscu warto złożyć słowa uznania za podjętą inicjatywę wydania niepublikowanych drukiem tekstów Gabrysi i za wykonaną pracę redakcyjną przez przyjaciół poetki: Leszka Lisieckiego, Joannę Rzodkiewicz-Nowocień i Rafała Nowocienia.
Wrócę jednak do tej drugiej – bardziej lirycznej narracji, która dominuje w wierszach i do której jest mi znacznie bliżej. Fraz, które chciałbym tu zacytować jest mnóstwo, no ale nawet ja – kochająca cytaty i dygresje – wiem, że nie można ich nadużywać w recenzji.
Wspomniałam już, że największą siłą tych wierszy – a ściślej części z nich – są niedopowiedzenia. Jednym z takich „niejasnych wierszy” jest wiersz "Drzewa jak ludzie dostępują raju".
można cierpliwie czekać na otwarcie tajemnej
furtki do ogrodu
można cierpliwie wypatrywać słuchając pogłosu
można stać przy kamieniu z kamieniem być jedno
można siebie rozszczepiać wzdłuż lub w poprzek
drogi
dla zabicia czegoś na wzór ostatecznego czasu
można nie być chwilowo można prawie już nie żyć
by z chwilą otwarcia skoczyć na równe nogi
tylko ręce trzeba mocno przycisnąć do piersi
żeby nie spłoszył się ten drewniany ptak
uwięziony
w żywicy serca
To trochę pobrzmiewa echem wiersza Wisławy Szymborskiej "Rozmowa z kamieniem", prawda? I na tym kończy się moje skojarzenie (na całe szczęście, oczywiście). Bo już konstrukcja wiersza jest zupełnie inna od tego Szymborskiej, a treść mniej oczywista. A gdy jeszcze na to nałoży się to wszystko, co się przeczytało w „variach prozatorskich”, to człowiek staje skonfundowany i pyta się: co jest? Gdzie podziała się sielska zagroda i gdzie szczęśliwa czytelniczka Horacego? A przecież już wcześniej zdradziłam, że główna bohaterka tej poetycko-prozatorskiej opowieści jest jedna. Czasami jednak Arkadia się sypie, wtedy zajmuje się jej odbudowywaniem jak w wierszu "Rujnowanie".
Nocą gdy ciemno
widzę światło co przebija ścianę
unosi ścianę rzuca ścianą
o ścianę i z betonu
z cegieł rozsypanych
wyrzuconych na zewnątrz
zbieram fragmenty odłamki tynku
płaty zeschłej farby zlepiam
składam by od nowa budować
Potem patrzę na światło
nowej ściany żeby zasnąć
Skąd to światło białe
skąd to światło
To jeden z tych wierszy w duchu Różewiczowskim, które najbardziej lubię z całego zbioru. Warto w tym miejscu przypomnieć wypowiedź Tadeusza Różewicza z 2006 roku, czyli już jako bardzo dojrzałego Twórcy, na temat poezji:
„Wiersz jest zjawiskiem częstym, poezja jest zjawiskiem rzadkim… poezja, która w przeciwieństwie do wiersza, nie ma początku i końca. (…) Poezja <<w ruchu>> ku niewiadomemu ma jeszcze sens. Utwory pełne filozofii, <<smaku>>, <<mądrości>>, <<głębi>> to często porcelana…”
Nie wiem, czy Gabrysia znała tę akurat wypowiedź Mistrza, ale o tym, że Go czytała – namiętnie - wiemy z jej tekstów. I myślę, że była pojętną uczennicą. Mam nadzieję, że już nie raz siedzieli razem na „niebieskiej ławce”. On – „niewierzący”, ona – ośmielająca się za życia pisać o Bogu niepoważne powiastki. Może szepczą razem modlitwę (parafrazę zdania z dziennika Gabrysi): „Błogosławiony czas, w którym nauczyliśmy się czytać”.
Błogosławiony…
Czytajcie Gabrysię!
(recenzja ukazała się w kwartalniku literackim "ReWiry" nr 3/2020")
Z perspektywy gospodyni
Czekałam na nią długo. Nie czekałam sama. Czekało wielu znających Gabrysię z portali literackich i takich jak ja, którzy poznali jej teksty już po jej śmierci. I przyszła kilka dni temu. Dzięki człowiekowi, który walczy(ł) o niezapomnienie tej twórczości, o ponowne otwarcie do niej drzwi. I są. Teksty i drzwi z „plakietką”: Gabriela Lilianna Cabaj...
Fragment recenzji opublikowanej w Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie nr 3/2022:
"[...] Ewa Lubliner, czyli tak naprawdę Ewa Maria Slaska, nie tylko opowiedziała historię swojej rodziny, ale stworzyła wspaniałe dzieło literackie. Mój podziw dla niej jest podwójny. Z jednej strony jest to podziw dla ogromu pracy, jaką włożyła w poszukiwanie i weryfikowanie informacji o swoich przodkach, i to zarówno tych z XIX wieku, jak i najbliższych. Z drugiej strony – zachwyciła mnie sposobem, w jaki przekazała nam zdobytą wiedzę. Konstrukcja książki jest oparta na połączeniu kronikarskiego, rzetelnego zapisu z mnóstwem anegdot, odnośników do literatury, cytatów, dialogów, komentarzy autorki. Chciałoby się powiedzieć, że w Lublinerach życie kipi. I podobnie jak życie, Lublinerowie co chwilę nas zaskakują, tyle, że w przeciwieństwie do życia – zawsze pozytywnie. Inna sprawa, że przodkowie Slaskiej byli bardzo interesującymi osobowościami, zasłużonymi dla nauki i społeczeństwa polskiego, tak że biografia nie jednego z nich wystarczyłaby jako materiał na książkę. Nie mniej autorka nie miała łatwego zadania z opisaniem ich losów, bo jak stwierdziła jedna z jej ciotek - <<trudno jest pisać o rodzinie w rodzinie, w której wszyscy konfabulują>>."
Fragment recenzji opublikowanej w Biuletynie Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie nr 3/2022:
więcej Pokaż mimo to"[...] Ewa Lubliner, czyli tak naprawdę Ewa Maria Slaska, nie tylko opowiedziała historię swojej rodziny, ale stworzyła wspaniałe dzieło literackie. Mój podziw dla niej jest podwójny. Z jednej strony jest to podziw dla ogromu pracy, jaką włożyła w poszukiwanie i...