-
Artykuły„Kobiety rodzą i wychowują cywilizację” – rozmowa z Moniką RaspenBarbaraDorosz2
-
ArtykułyMagiczne sekrety babć (tych żywych i tych nie do końca…)corbeau0
-
ArtykułyNapisz recenzję powieści „Kroczący wśród cieni” i wygraj pakiet książek!LubimyCzytać2
-
ArtykułyLiam Hemsworth po raz pierwszy jako Wiedźmin, a współlokatorka Wednesday debiutuje jako detektywkaAnna Sierant3
Biblioteczka
2015-11-25
2015-11-24
Od razu mówię, że być może jestem nieobiektywna. Dawno wyrosłam z młodzieżówek, więc mam dla nich trochę inną skalę. Przeczytałam całą serię o Tris i Cztery. Dwie pierwsze książki oceniłam na 6, tę ostatnia na 4. Całość jest po prostu przeciętna.
Najbardziej wkurzające jest to, że historia ma potencjał, ale autorka nie potrafi go wykorzystać. Chyba jestem zbyt doświadczonym czytelnikiem, żeby nie zauważać braków w warsztacie. Z założenia to miał być cykl, jak sądzę, podobnie wypoziomowany jak "Igrzyska śmierci". Nie jest, niestety. Mógł być, ale autorka nie podołała. Trzeci tom czyta się ciężko, coraz bardziej zauważałam bezsens pewnych zabiegów literackich, fabularnie też trzeszczało co chwilę i tylko czekałam, kiedy runie mój szacunek do tej pozycji.
Ostatecznie nie runął, ale został na poziomie czterech gwiazdek. Zakończenie również mnie nie usatysfakcjonowało. Pewnie dlatego, że autorka aspirowała na więcej... i chciałam to więcej dostać.
Niemniej jako młodzieżówka jest ok. Da się to przełknąć z przyjemnością. Dla amatorów romansów nie polecam. Dla amatorów akcji może być. Dla tych co lubią zwartą i trzymającą się kupy fabułę - nie.
Od razu mówię, że być może jestem nieobiektywna. Dawno wyrosłam z młodzieżówek, więc mam dla nich trochę inną skalę. Przeczytałam całą serię o Tris i Cztery. Dwie pierwsze książki oceniłam na 6, tę ostatnia na 4. Całość jest po prostu przeciętna.
Najbardziej wkurzające jest to, że historia ma potencjał, ale autorka nie potrafi go wykorzystać. Chyba jestem zbyt...
2015-11-22
2015-11-20
Z bolącym sercem muszę dać szóstkę. Uwielbiam tę serię. Wiedziałam, że zakończenie będzie smutne, bo z tomu na tom stawało się to coraz bardziej oczywiste. Z wszystkim mogę się pogodzić, ale ... strasznie wyciągnięto i stonowano fabułę. Nie było porządnego BANGBARANG!, a i KUKURYKU! zabrzmiało jakby bardziej szeptem. Zabrakło mi zakończenia serii z prawdziwego zdarzenia. Zamiast tego Kuba Ćwiek osiągnął efekt wyciszenia wątków i pozoru zamknięcia historii. Nie było nawet niczego co można nazwać punktem kulminacyjnym, choć liczyłam na to, że może na tym końcowym Zlocie coś, jakoś... a tu masz babo placek: nie.
To czysto subiektywna opinia, ale... wolałabym jednak dostać w swoje ręce smutną, ale mocną książkę, która zamyka całość cyklu. Żeby było BANGBARANG!, i KUKURYKU!, i żeby Zagubieni Chłopcy pokazali Panu na co ich stać.
A później... później naprawdę z przyjemnością mogłabym przeczytać pierwszy tom drugiej serii: o tym, jak Zagubieni Chłopcy radzą sobie z prawdziwą największą przygodą. Z dorosłością.
Z bolącym sercem muszę dać szóstkę. Uwielbiam tę serię. Wiedziałam, że zakończenie będzie smutne, bo z tomu na tom stawało się to coraz bardziej oczywiste. Z wszystkim mogę się pogodzić, ale ... strasznie wyciągnięto i stonowano fabułę. Nie było porządnego BANGBARANG!, a i KUKURYKU! zabrzmiało jakby bardziej szeptem. Zabrakło mi zakończenia serii z prawdziwego zdarzenia....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-17
2015-10-30
Lubię Stiega Larssona. Nie tak powinnam zacząć tą recenzję, ale to diablo ważna uwaga.
Kiedy przeczytałam, że wyszła kontynuacja jego sagi, nie miałam mieszanych uczuć, jak inni. Byłam po prostu ciekawa. Do tego stopnia, że rujnując swój nadszarpnięty już budżet, złamałam daną sobie tajemnicę o zamknięciu listy wydatków na ten miesiąc i kupiłam książkę Lagercrantza w przedsprzedaży. Osobiście pofatygowałam się do empiku, niecierpliwie rozdarłam paczkę, przysiadłam z książką na najbliższej ławce i łapczywie zaczęłam czytać.
Już po kilku stronach poczułam zawód. Po pierwsze pomyślałam: nie podoba mi się Twój styl, stary. Po drugie: Boże, znowu autyzm. Przyznaję: jestem ostatnio przewrażliwiona. Z racji prywatnych słabości cieszę się niesamowicie, że tematyka autyzmu została ostatnio tak rozpowszechniona. Zaroiło się od kampanii społecznych, i świetnie. Jestem pierwsza w kolejce, jeśli chodzi o informowanie społeczeństwa, co przechodzą ludzie z zaburzeniami ze spektrum autyzmu. Serio, serio. Niestety niesamowicie mnie przy tym wkurza to, że autorzy tak chętnie zaczęli sięgać po to zaburzenie w ramach ubarwiania swoich historii. Why? Bo są nieporadni, niekonkretni, przekłamują fakty, koloryzują, ubarwiają - czyli robią wszystko to, co autorom wolno, bo takie ich święte prawo. Tylko... nie o autyzmie. Wkurza mnie to. Serce mnie boli. Mam ochotę publicznie palić wszystkie książki, gdzie przekłamują fakty na ten temat. Nic nie poradzę. Właśnie dlatego czytając na czwartej stronie zdanie "August ma autyzm", zamknęłam książkę. Nieuchwytny, irytujący styl wyzierający spomiędzy wersów plus to jedno zdanie sprawiły, że odłożyłam lekturę na cały dzień. Wieczorem podeszłam do sprawy po raz drugi, ale zrezygnowałam po 30 stronach.
Mamy koniec października, a ja sięgnęłam po "Co nas nie zabije" po raz kolejny, z mocnym postanowieniem, że będę obiektywna. Larsson był świetny, miał wyjątkowy styl i trudno winić Lagercrantza, że nie pisze identycznie. Powołanie się na autyzm też jest, umówmy się, w porządku. Ciekawy motyw, ważna kwestia społeczna. Ok. Będę na tyle wspaniałomyślna, żeby przymknąć na to oko. Poza tym kupiłam, książkę, i trzeba ją, do cholery, przeczytać.
Wyrobiłam się z czytaniem w jeden wieczór, kończąc o drugiej w nocy. Z mieszanymi uczuciami.
Żebyśmy mieli jasność: książka jest dobra. No cóż, nie jest to dzieło Stiega Larssona. To już wiemy. Widać to też na każdej z kartek, w każdym wersie. Styl niby łudząco podobny, ale jednak nieuchwytnie inny. Postacie niby podobne, ale drażniąco odmienne. Szczególnie Mikael Blomkvist. To tak, jakby ktoś próbował bezczelnie podszywać się pod waszego dobrego przyjaciela. Niby jest podobnie, ale coś nie pasuje. Coś nieuchwytnego, coś na tak głębokim poziomie odczuwania, że sami nie jesteście w stanie tego ująć w słowa. Fakt jest jednak taki, że czujecie, że kumpel nie jest sobą. Podobne uczucie miałam czytając tę książkę. Na szczęście im dalej w las, tym więcej drzew, więc bardziej idzie się z ich widokiem obyć ;) Potem liczy się już tylko ścieżka, po której prowadzi nas autor.
Przyznać trzeba, że historia jest całkiem ciekawa. Lagercrantz odrobił pracę domową nie tylko jeśli chodzi o styl literacki autora trzech poprzednich części, ale również w kwestii zagadnień poruszanych w książce. Otoczka w jaką ubrana jest intryga aż ocieka specjalistycznym żargonem i szczegółami wciągającymi nas coraz głębiej w świat sztucznej inteligencji, cyberataków i społeczeństwa, które sporo posunęło się do przodu. Technologicznie, rzecz jasna.
David Lagercrantz pisze dobrze, może nawet bardzo dobrze. Podoba mi się to w jaki sposób maluje słowem, choć niektóre zagrania literackie po prostu wydały mi się niepotrzebne, wręcz naiwne. Za stara jestem, za dużo czytam - to pewnie dlatego. Mam tylko jedną poważną uwagę jeśli chodzi o jego warsztat i kreowanie historii - dał mi za dużo wskazówek. Jasnych, klarownych, nie pozostawiających miejsca na domysły. Na niepewność, którą tak lubię w kryminałach. Nie powiem, żeby szczególnie mi się to podobało. Przez ten, wydaje mi się, zamierzony zabieg literacki ("Jeszcze wtedy nie wiedział, że popełnił błąd" - i po co było mi mówić, że mam się spodziewać problemów?! Szczególnie wtedy, kiedy problemy mają tylko jeden tor, którym mogą wtoczyć się do historii?) ciekawa, dobrze zbudowana historia straciła na swojej emocjonalności.
"Co nas nie zabije" czyta się lekko i szybko. Posiada, znane z sagi Millenium, leniwe wprowadzenie i zakończenie ciągnące się na kilkadziesiąt stron, wyjaśniając poszczególne wątki. Wszystko jest jak najbardziej poprawne: Lisbeth jest dalej tak aspołeczna jak była, Mikael nadal tak bezkompromisowy jak powinien być. Erika jest odrobinę pominiętą postacią, komisarz Bublanski dostaje kilka miłych dla oka, głębszych rysów. Wszystko to daje w szkolnej skali mocną czwórkę. To odpowiednia książka na podróż pociągiem, na długą bezsenną noc czy jesienny wieczór z kubkiem herbaty w ręku.
Prawda jest jednak taka, że jestem niesprawiedliwa. Całość mocno traci przez porównanie do Millennium. Autor miał cholernie trudne zadanie i podołał, ale gdyby saga Millenium nie istniała, to książka która wyszła spod jego pióra zasługiwała by na porządną piątkę. Dużo łatwiej było by, gdyby mógł poprowadzić swoje postacie, a nie manipulować marionetkami, które już istniały. Nigdy nie da się tego zrobić tak dobrze, jak zrobiłby to ich twórca. Tak więc już zupełnie bez złośliwości i obiektywnie: "Co nas nie zabije" to dobry kryminał. Nieco przewidywalny, ale dobry.
Lubię Stiega Larssona. Nie tak powinnam zacząć tą recenzję, ale to diablo ważna uwaga.
Kiedy przeczytałam, że wyszła kontynuacja jego sagi, nie miałam mieszanych uczuć, jak inni. Byłam po prostu ciekawa. Do tego stopnia, że rujnując swój nadszarpnięty już budżet, złamałam daną sobie tajemnicę o zamknięciu listy wydatków na ten miesiąc i kupiłam książkę Lagercrantza w...
2015-07-13
Być może problemem jest tłumaczenie, bo z każdą kolejną pozycją tej autorki coraz bardziej przeszkadzają mi braki w warsztacie. Być może w oryginale brzmiało to lepiej, ale to... jest po prostu słabe. Nie chodzi o to, że nic nas nie zaskoczyło. Po przeczytaniu serii "Niezgodna" raczej nikt nie spodziewał się zaskoczenia, tylko po prostu dopełnienia obrazu Cztery.
No i dopełnienie jest, ale nic nie wnosi ;) A przynajmniej, moim zdaniem, niewiele. Do tego sposób prowadzenia czytelnika przez historię jest w jakiś sposób odczuwalnie ułomny i, jak dla mnie, trudny do zniesienia. To była jedna z najładniej skonstruowanych postaci w całym cyklu. Historia dziejąca się przed fabułą Niezgodnej powinna ubarwić jej konstrukcję jeszcze bardziej... w moim odczuciu natomiast po prostu odebrała jej część uroku.
Być może problemem jest tłumaczenie, bo z każdą kolejną pozycją tej autorki coraz bardziej przeszkadzają mi braki w warsztacie. Być może w oryginale brzmiało to lepiej, ale to... jest po prostu słabe. Nie chodzi o to, że nic nas nie zaskoczyło. Po przeczytaniu serii "Niezgodna" raczej nikt nie spodziewał się zaskoczenia, tylko po prostu dopełnienia obrazu Cztery.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNo i...