-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2021-05-27
2020-05-17
Jeśli chcesz więcej i więcej to tylko tutaj http://kwyrloczka.pl/2020/05/17/o-tym-jak-zanudza-huck-przygody-tomka-sawyera-mark-twain/
JUŻ NIGDY
Potwierdzam — ani w podstawówce, ani teraz — powieść o przygodach pewnego małoletniego Tomasza mnie nie wciągnęła, nie zachwyciła, nie zainteresowała i ogólnie ciekawsze było nawet to jak Ginter importował zboże, kabaretu Mumio. Cieszę się niewymownie, że więcej już nigdy — NIGDY! – nie będę musiała mierzyć się z tą opowieścią.
PROTESTANCI W LEKTURACH
Zauważam takie ciekawe zjawisko. W przypadku szkolnego omawiania Ani z Zielonego Wzgórza, czy też Tomka, nauczyciele kompletnie nie uświadamiają młodych czytelników, że bohaterowie z ich książek to nie są katolicy. Czy to nieważny szczegół? Ależ bardzo ważny, ponieważ wpływa na mentalność bohaterów, ich światopogląd, podejście do życia. Kiedy katolickie dzieci uczą się modlitw z katechizmu czy skarbczyka na oczy oglądając Pismo Święte jedynie na kościelnej ambonie, Tomek Sawyer uczy się fragmentów Pisma właśnie. Ma nawet na tym polu pewnego rodzaju sukcesy. Ma tym samym kontakt ze źródłem wiary od dziecka, w dorosłym życiu może z tegoż źródła zaczerpnąć lub je odrzucić. Ja, musiałam najpierw odrzucić bezużyteczne, klepane tępo modlitwy, wściec się, obrazić, załamać po czym odszukać Pismo Święte w domu, przeczytać zdecydowanie od końca czyli od Ewangelii, zrozumieć i uwierzyć. To stanowi niebywałą różnicę w myśleniu, a mimo to jest pomijane w opracowaniach, co przykre ponieważ czytanie właśnie poszerzać ma horyzonty, zapoznawać czytelników z innymi kulturami, a nie ograniczać powieści do: opisz charakterystykę wybranej postaci. Czasem tracę nadzieję, że ten skostniały, pruski model nauczania kiedykolwiek zostanie zmieniony. Nawet kiedy pojawiają się na liście lektur nowe ciekawsze pozycje nauczyciele i tak pozostają przy starych trupach pokroju Pinokia.
ZACZĘŁO SIĘ OD KOŚCIELNEJ NUDY
Potem przyszedł czas na szkolną nudę, miłosną nudę, nudę ucieczkową, aby wreszcie na końcu odrobinę zelżeć przeradzając się na moment w jaskiniowe zainteresowanie z nieprawdopodobnie niemożliwym zakończeniem. Gdzieś w powieści Przygody Tomka Sawyera zawarty jest obraz Ameryki drugiej połowy XIX wieku. Na tym może należy się skupić, nie na przygodach wyjątkowo wrednego, zadufanego, nieznośnego bachora, jakim był Tomek. Z uczepionym siebie Huckiem, synem pijaka, bezdomnym, sypiającym w pustej beczce chłopakiem, który nie miał nic oprócz łachmanów na grzbiecie.
Niestety, na tym kompletnie się nie skupiłam, bo jakby tak realia są mi znane – to raz – a dwa – jakoś tak nieszczególnie było to wyeksponowane. Niewolnictwo objawiało się w gdzieś tam udającym się po wodę osobniku, ale gdyby nie mieć świadomości istniejącego w tamtym czasie wyzysku czarnych można by się nawet nie zorientować, w czym rzecz. Tak sobie myślę — bezczeszczenie grobów w celach pozyskiwania zwłok połączone z mordowaniem, napadanie na wdowy i soczyste opisy ich ewentualnego patroszenia, egzekucje przez powieszenie, poszukiwania skarbów i szwendanie się po ciemnych pieczarach to zaiste odpowiednie tło epokowe dla jedenastolatków. Zasięgnęłam języka u latorośli i dowiaduję się, że nauczycielka tła historycznego również nie nakreśla, nie wyjaśnia zagadnienia niewolnictwa czy przyczyn rozkopywania mogił skupiając się jedynie na charakterystyce postaci. Uwielbiam szkołę, serio.
LEWAKI NIE CZYTAJO
Drodzy rodzice z tej drugiej strony barykady. Ci, co to drżą tylko na wspomnienie o klapsie, boją się przemocy w każdej formie. Którzy uważają, że straszenie Mikołajem ryje dziecku beret na całe dorosłe życie. Ci, co obsesyjnie chronią, dbają o higienę, asekurują dzieci na drabinkach, zakładają kaski i ochraniacze. Nie czekajcie dłużej, musicie oprotestować tę książkę, póki jeszcze nie skrzywdziła waszych pociech swym zbytnim realizmem, zaściankowym podejściem do wychowania i nadmierną religijnością.
Jeśli chcesz więcej i więcej to tylko tutaj http://kwyrloczka.pl/2020/05/17/o-tym-jak-zanudza-huck-przygody-tomka-sawyera-mark-twain/
JUŻ NIGDY
Potwierdzam — ani w podstawówce, ani teraz — powieść o przygodach pewnego małoletniego Tomasza mnie nie wciągnęła, nie zachwyciła, nie zainteresowała i ogólnie ciekawsze było nawet to jak Ginter importował zboże, kabaretu Mumio....
2019-12-04
Z muzyczną oprawą na http://kwyrloczka.pl/2019/12/04/o-tym-jak-od-1907-zuc-kit-chlopcy-z-placu-broni-ferenc-molnar/
NIEZMIENNY LEKTUR CZAR
Przybyła ze szkoły i powiedziała, że Pani do przeczytania zleciła nową lekturę, a lekturą tą są Chłopcy z Placu Broni. No tak, jest taka powieść i jak się okazało dalej czytuje się ją w szkole podstawowej w klasie piątej. Od razu człowiek zaczyna się zastanawiać czy czytał tych Chłopców i co w zasadzie pamięta. Haha co też pamiętać może. To, że kit się żuło okienny. Tylko w jakim celu?
CHŁOPCY Z PLACU BRONI
Zacznijmy dialogiem swym rodowodem wywodzącym się z podstawowej szkoły właśnie.
– Najbardziej podobał mi się… – Ela zawiesiła głos w charakterystycznym dziecięcym stylu.
– No kto? – dociekała mocno już znudzona pani od polskiego.
– Feri Acz.
– Feri Acz? – zdziwiła się pani.
– Bo, ja to z tych osób jestem, proszę pani, co się podkochują w książkowych bohaterach. Feri Acz to przecież chłopak był bombowy, bo trafiał w dziesiątkę nie w strzelnicy, a moim sercu. Bardzo go polubiłam choć był z bandy ogrodu botanicznego czyli zasadniczo wróg. Wróg ale honorowy, a zdaje się właśnie o honor w całej powieści chodzi.
– A Nemeczek? – pyta dalej pani.
– Nemeczeka, nie było mi nawet żal. Mama zawsze powtarza, że jak jest się chorym to się w łóżku leży, a nie lata po placu.
– Jednak plac był dla niego najważniejszy i gotów był życie za niego poświęcić. – dziwi się pani od polskiego, bo przecież zawsze płacze przypominając sobie fragment, w którym umiera mały wojownik.
– Poświęcił, poświęcił ale z głupoty swojej umarł zupełnie niepotrzebnie, bo przecież plac i tak przepadał.
CZY TRZEBA COŚ DODAWAĆ?
Może trzeba, a może nie. Nie wiem, czy mi się ci chłopcy podobali, czy nie. Wydaje mi się, że to bardziej taka historia dla chłopców właśnie. Czy widzę w niej walory edukacyjne? Widzę, ze względu na przypominanie dzieciom o tym, czym jest honor. Z tego też powodu powinna ona nadal w kanonie lektur pozostawać. Nie wiem jak to teraz u dzieci wygląda, nie wiem ile gimnazjum odebrało im rozumu, nie wiem, czy honor jest teraz dla młodzieży czymś ważnym, czy wiedzą co to jest. Wiem za to, że często bardzo niewiele go pozostaje w dorosłym człowieku i to mnie smuci.
DZIECKO W RECENZJI
Chłopcy z Placu Broni, a w oryginale Chłopcy z ulicy Pawła (czemu ciągle zmieniaj te tytuły, to jakaś choroba?) mojej córce się podobali. Nie wiem, czy konkretnie Feri Acz, bo to jeszcze chyba nie ten wiek… Dopytam. Najbardziej polubiła Nemeczka, a największą wyniesioną z książki wartością, co w sumie powinno mnie cieszyć, jest to, że jak się jest chorym to się leży w łóżku, ale lata po placu.
DYSKUSJE PO ŚWIT
Jak już wcześniej pisałam Nemeczka nie lubię. Oburzyło to mego małżonka, bo przecież nie można małemu Ernestowi odwagi odmówić. Był najmniejszy, najsłabszy, a jaja miał największe. Szpiegował w obozie wroga i przez te przeszpiegi i ogromną wolę walki o coś tak ważnego dla jego dziecięcego serca, jak miejsce zabaw, krok po kroku, strona po stronie zbliżał się do śmierci. Prawda, ale tutaj chyba mamy do czynienia z postrzeganiem świata, o zgrozo, przez pryzmat swojej płci. Nie wydaje mi się atrakcyjnym bohater, najlichszy w swej fizjonomii, odważny ale też i głupi. Niestety brawura i odwaga jakoś z tą głupotą idą w mojej głowie w parze z racji płci właśnie. To kobiety przecież od zarania wieków siedzą zabezpieczone w domach z przychówkiem, a mężczyźni wyruszają na wojny. Każdy przejaw nadmiernego bohaterstwa może zakończyć się powrotem pięknie opakowanego medalu, a nie ukochanego męża i ojca.
HIMALAISTA? NIE, DZIĘKUJĘ
Psychika nakazuje mi więc ostrożność. Dla tego też nie mogłabym być żoną himalaisty, zbyt duże ryzyko. Żebyśmy się jednak źle nie zrozumieli nie twierdzę, że Nemeczek był głupi. Rozpatrując jego pobudki zdroworozsądkowo należy mu się wielki szacunek. Szanują go mój małżonek i córka, ja również go szanuję. Szanuję i nie lubię. Jako kobieta i matka wybieram honorowego, przystojnego Feriego Acza, bo choć pokonany żywy powrócił do domu. Powinna teraz włączyć się do dyskusji strona męska, powrócił owszem ale z poczuciem winy, niespełnionych obietnic, pokonany. Silne to ciosy dla męskiego ego i wielu jest takich, którzy nigdy się z tym nie pogodzą, zaciąży to na ich związku i dalszym życiu. Może to też śmierć tyle, że z odroczonym terminem?
„Taki czas, że wszyscy mają czasu mniej, pierwsza sesja, robota, przed armią ucieczka
I nagle nie ma człowieka, pyk
W dół z dwunastego piętra. Dlaczego? Nie wie nikt”
Pablopavo i Ludziki – Nemeczek
KIT
Najlepszą, najzabawniejszą i najprawdziwszą sceną pozostaje moment, w którym nauczyciel delegalizuje Związek Zbieraczy Kitu. Dawno tak się nie uśmiała czytając. Scena ta jest jednak zbyt długa, żeby ją przytaczać i to będzie właśnie dla Was zachęta, żeby po latach przypomnieć sobie Chłopców z Placu Broni. Książkę, która jak na swoje 112 lat ma się świetnie i którą muszę kupić, skoro dostrzegam w niej coś wartościowego.
Z muzyczną oprawą na http://kwyrloczka.pl/2019/12/04/o-tym-jak-od-1907-zuc-kit-chlopcy-z-placu-broni-ferenc-molnar/
NIEZMIENNY LEKTUR CZAR
Przybyła ze szkoły i powiedziała, że Pani do przeczytania zleciła nową lekturę, a lekturą tą są Chłopcy z Placu Broni. No tak, jest taka powieść i jak się okazało dalej czytuje się ją w szkole podstawowej w klasie piątej. Od razu...
2019-01-12
Z CYKLU LEKTURA
Tutaj nasuwają się same epitety, brzydkie słowa, narzekania i odruchy głównie wymiotne. Nie wiem czy fakt zacnego wieku tej pozycji, powstałej w odcinkach w latach 1882-83, cokolwiek zmienia. Dodatkowo zadaje sobie pytanie czemu przyszło nam się zmierzyć z tym starym trupem skoro nie jest to to ani lektura obowiązkowa, ani nadobowiązkowa, a jedynie, jak się zdaje, przedpotopowe przyzwyczajenie Pani od polskiego. Pamiętam, ze szkoły, że Pinokio lekturą był. Pamiętam też, jako jedyne wspomnienie z nim związane, że tego się czytać nie dało. Z treści - zero, za to przeświadczenie o tym, że była to potworna katorga pozostało na lata. Jak się okazuje słuszne.
PINOKIO CZYLI DROGA PRZEZ MĘKĘ
Treść ma charakter wybitnie moralizatorski, wszystko sprowadza się do tego, że należy słuchać rodziców, dobrze się uczyć, być uczciwym i grzecznym, pracowitym i pokornym - a kto takim nie jest znaczy, że wyjątkowy Pajac, czy tam teraz po młodzieżowemu - Dzban.
Niestety Pinokio jest odzwierciedleniem wszystkiego co najgorsze, ale problemem jego nie jest fakt niesłuchania rodziców, czy tam, że jest leniem. Pinokio jest po prostu tępy jak buzdygan, głupi tak, że aż boli. Wszystko to co mu się przytrafia nie budzi emocji, a jedynie dezaprobatę, pukanie się w głowę i taki charakterystyczny grymas na twarzy, który zwykle, po młodzieżowemu, połączony jest ze stwierdzeniem: SAY WHAT?!!
EWOLUCJA BOHATERA
Uwaga ważne. Ciężka praca własnych rąk sprawiła, że drewniany pajac, który bestialsko zamordował gadającego świerszczyka, który wierzył w każda bzdurę, który odgryzł kotu łapkę, który został prawie utopiony w postaci osiołka przez człowieka, który planował przerobić go na bęben - się zmienił. Zmienił się i został chłopcem. Nie wiem jak od pracy może komukolwiek przybyć inteligencji. Pinokio to chyba pierwszy taki przypadek. Darujcie, ale więcej nie mam ochoty pisać, tak w zasadzie to chyba tylko chodzący, wstydzący się pocałunków tuńczyk wzbudził we mnie cień sympatii.
CO NA TO DZIECKO
Mamo, weź już nie czytaj więcej, bo tego się nie da. No to chyba wystarczy za całą ocenę. Co robić jak mus, Pani kazała. No to trzeba było sobie to jakoś umilić, pojawiły się wiec Toi Toie i inne rozśmieszacze w stylu: Pinokio wykaraskał się z wody pomagając wydostać się Dżepetto do Toi Toia. Niestety inaczej nie dało się przebrnąć i może to nie było zbytnio wychowawcze i grozi teraz, przy omawianiu lektury fekalnymi skojarzeniami, ale przynajmniej była jakaś radość.
ODRADZAM, ODRADZAM, ODRADZAM
Zatopić w czeluściach bibliotek jak w książkowym rekinie i zapomnieć o tej katordze. Nie rozumiem fenomenu, nie rozumiem następców jak Tołstojowski Buratino, nie rozumiem Disneya z jego równie okropną wersją i kolejnych produkcji na podstawie tej historii. Nie dostrzegam niczego wartościowego, niczego ponadczasowego, wtłaczanie w lekturach dzieciakom, że mają być grzeczne w tak toporny sposób uwłacza dziecięcej godności. Jedyne co dobrze zapamiętam, oprócz tuńczyka to Bar Krewetka. I tym oto dzisiaj się z wami żegnam.
http://kwyrloczka.pl/2019/02/24/o-tym-jak-pozbyc-sie-tego-pajaca-pinokio-carlo-collodie/
Z CYKLU LEKTURA
Tutaj nasuwają się same epitety, brzydkie słowa, narzekania i odruchy głównie wymiotne. Nie wiem czy fakt zacnego wieku tej pozycji, powstałej w odcinkach w latach 1882-83, cokolwiek zmienia. Dodatkowo zadaje sobie pytanie czemu przyszło nam się zmierzyć z tym starym trupem skoro nie jest to to ani lektura obowiązkowa, ani nadobowiązkowa, a jedynie, jak się...
2018-03-26
>>Recenzja rozszerzona ze zdjęciami i muzyką na blogu kwyrloczka.pl<<
PRZYGÓD Z LEKTURAMI CIĄG DALSZY
Pewnie moja opinia o tej książce będzie odosobniona - trudno, jakoś to przeboleję. W zasadzie nic szczególnego, historia na godzinkę czytania. Język i stopień skomplikowania raczej dla sześciolatka, a nawet przedszkolaka. Nie rozumiem czemu Jacek, Wacek i Pankracek zabłąkali się do klasy trzeciej. Zbiegli chyba z klasy pierwszej i siedzą teraz cichutko z tyłu pod szafą. No, ale przecież to niemożliwe bo Jacek, Wacek i Pankracek to tacy grzeczni, mili i uczynni chłopcy. Może i za grzeczni i za mili, może też ciut zbyt mało realni.
GODZINA W PRZESZŁOŚCI
Rok wydania książki to cudny drugi rok odwilży - 1955. Na ten rok nie przypada czas szkoły podstawowej ani moich rodziców , ani dziadków. Dziadkowie, choć pisali jeszcze kartki do Stalina, szkołę podstawową już skończyli, a rodzice jeszcze nie zaczęli, natomiast mnie nie było w najśmielszych nawet planach. Sielankowa opowiastka o trzech chłopcach ze szkolnej ławy, ciut infantylna, ciut zbyt prosta, jest w jakiś nieuchwytny sposób magiczna. Na tą jedną godzinę przeniosła mnie w czasie, do własnej pierwszej klasy, do idealnego dziecięcego świata bez dorosłych problemów i smutków.
Z DEDYKACJĄ DLA ANI I ANI
Książeczka przeniosła mnie do ciepła letnich wakacji, do zimowych ferii i ich nieodłącznych (w tamtym czasie) zasp śnieżnych sięgających połowy uda. Do codziennych wypraw na sanki, na kasztany za domem kultury, na osiedlowy plac zabaw. Do zabawy w fasolę na szkolnym podwórku, do zaklepywanki przy słupie od rozciągania siatki. Do drążenia igloo w kulach śniegowych, do jazdy na śnieżnym koniu, do łapania raków i topienia łopatek na robaki. Do czasów, kiedy na wygiętą wierzbę płaczącą wchodziło się tylko gdy białowłosy emeryt nie darł się z okna, że ją zniszczymy. Tylko po co się tak darł? Wierzby już nie ma, dzieci nie zniszczyły - dorośli wycięli... ciekawe czy na nich krzyczał? Wspominam karteczkowy szał i gumy Turbo z autami o kanciastych kształtach, pierwsze gry komputerowe na padzie w maleńkim pokoiku na przeciwko szkoły. Tęsknię, tęsknie za wami dziewczyny. Czasem tak bardzo, że wolę nie wspominać, nie myśleć o tym nawet. Nie ma powrotu, nieubłagany czas pcha nas ciągle do przodu i do przodu, a my zagubione we własnych dorosłych życiach tak rzadko patrzymy wstecz.
POKŁONY
Dziękuję moim maluchom, że dzięki nim mogę przenosić się w czasie, że codziennie mogę przeżywać dzieciństwo, mimo tego całego bajzlu, który jako dorosły mam na głowie. Codziennie mam lat dziewięć i niecałe dwa - jednocześnie! Znowu codziennie rosnę, uczę się nowych słów, martwię się szkołą, brzydką pogodą i koleżanką Zuzą. Denerwuję na nauczycielkę, poznaję koleżanki i świat. Codziennie jestem mała, bardzo mała i duża - w jednej osobie. I jest to cudowne, ale to już nie do końca moje życie i moja młodość, dzieciństwo.
WSZYSTKO INACZEJ
Dzieciństwo bez komputera, komórki i internetu. Czasem wydaje mi się, że powinno się do tego powrócić. Pisze to z przymrużeniem oka, ale może by tak mała Dżihad Butleriańska? Co powiecie? Nie? Wspominam o tym w związku z wyjazdem na zieloną szkołę. Najważniejszym tematami poprzedzającymi jest to: kiedy, jak i jak długo dzieciakom udostępnione będą telefony komórkowe. Dwutygodniowy wyjazd, a wychodzi na to, że mamy dzwonić codziennie. Myślę sobie, jakie z nas były skrzywione, osamotnione i porzucone na pastwę świata dzieciaki. Trzy tygodnie zielonej szkoły w Muszynie bez codziennie dzwoniących spanikowanych rodziców. Matko, jak dawaliśmy sobie psychicznie z tym radę?
DZIECKO MÓWI
Problem jest taki, że dziecko nie mówi. Dziecko wrzeszczy opętańczo ponieważ jest chore na grypsko i od kilku dni uziemione w domu. Dobrnęłyśmy wspólnie do połowy i tutaj opór okazał się zbyt duży. Historia też jej nie wciągnęła zbytnio. Jest już po postu za duża na taka opowiastkę i swoją pierwszą klasę ma dawno za sobą, a ponieważ ciągle się uczy, nie ma też sentymentu do lat szkolnych. Jednym słowem - wieje nudą.
OCENA
Można powiedzieć, że Jacek, Wacek i Pankracek trafiły do mnie przypadkiem. Gorąco jednak polecam... tylko nie dzieciom w wieku szkolnym, a przedszkolakom. Tak tylko żeby zachęcić do tego co niedługo je czeka w szkolnej ławie. Gorąco polecam dorosłym jako powód do podróży sentymentalnej w lata szkolne, które bezpowrotnie już minęły, zmieniając się we wspomnienia i opowieści. Tylko nie płaczcie, tak jak ja...
Dziecko: 5,5/10 (przecięta,5)
Matka: 4/10 (może być)
>>Recenzja rozszerzona ze zdjęciami i muzyką na blogu kwyrloczka.pl<<
PRZYGÓD Z LEKTURAMI CIĄG DALSZY
Pewnie moja opinia o tej książce będzie odosobniona - trudno, jakoś to przeboleję. W zasadzie nic szczególnego, historia na godzinkę czytania. Język i stopień skomplikowania raczej dla sześciolatka, a nawet przedszkolaka. Nie rozumiem czemu Jacek, Wacek i Pankracek...
2018-03-06
>>Zapraszam do swojego świata na www.kwyrloczka.pl<<
LEKTURY ACH LEKTURY
Zmagania z Podstawówkowymi książkami bywają łatwe i przyjemne, a bywają też Anarukiem chłopcem z Grenlandii. Chłopcem, którego nikt nie lubi i nikt miło nie wspomina i którego pamięta się jedynie z faktu plucia czekoladą i jedzenia mydła. Osobiście przyznaję się, że z całej lektury pamiętam jedynie fakt jej istnienia, oraz jej chwilowy brak w bibliotecznym asortymencie, przez co też jestem szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza. Rozpoczynając dzisiejszy wpis myślałam, że nie będzie o czym pisać, a zrobiła się z tego bardzo ciekawa recenzja dla dorosłych.
KOGO STRASZY ANARUK CHŁOPIEC Z GRENLANDII
Czemu nikogo to nie ciekawi, jak tam sobie Eskimosi żyją? Po odpowiedź na to pytanie muszę udać się do źródła, mianowicie do Całego Dziecka lat 9. Dziecko powiada co następuje: podobała mi się ale nie tak jak inne książki. Generalnie nudna. Fajne było jedynie jak Anaruk odpłynął na krze i upolował fokę, oraz jak uratował ojca przed niedźwiedziem. Nie jest zbyt wylewna w kwestii tej akurat pozycji moja pociecha.
KULAM SIĘ ZE ŚMIECHU (CZYLI MAŁA DYGRESJA)
Przy okazji szkolnej lektury, może i dorosły się czegoś nauczyć. Nieszczęsnego Anaruka będzie niestety trzeba przeredagować, miejscami coś wyciąć, przerobić, a całość ulepszyć z godnie linią Partii wielkiego cudownego Socjalistycznego Związku Republik Europejskich w myśl ideologi poprawności politycznej. Amen. Słowo Eskimos moi mili jest słowem OBRAŹLIWYM, jako takie musi zostać czym prędzej zmienione na słowo Inuita! Komizmu dodaje jeszcze fakt, że Inuit w języku rdzennych mieszkańców znaczy Ludzie. Nazywamy więc ludzi ludźmi i wszystko już pasuje elegancko. Śmiechu co niemiara, naprawdę, naukowo ludy te nadal nazywa się eskimo – aleuckimi, zdaje się, że to przynajmniej połowicznie również je obraża, chociaż może naukowcy mają jakieś specjalne względy w tej akurat materii.
ZGORSZENIE
Z przykrością trzeba stwierdzić, że sieje Pan Centkiewicz zgorszenie, jak wcześniej Tuwim Murzynkiem Bambo, czy poczytna autorka kryminałów Agata Christie ze swoimi Dziesięcioma Małymi Murzynkami (nota bene pozycja ta doczekała się czterech wersji tytułu, to być może jedyna taka pozycja na świecie: „Dziecięciu Małych Murzynków”, „Dziesięciu Małych Indian”, „Dziesięciu Małych Żołnierzyków” i aktualny „I nie było już nikogo”. Nikogo, a bydło na 30 osób się zrobiło od tej chorej poprawności, a mordował przecież… no nie będę wredna). Anaruk Chłopiec z Grenlandii nie przystoi już jako lektura małym poddanym Eurokołchozu. Nie dość, że używa słów obraźliwych to jeszcze pozostawia po sobie obraz zacofania i głupoty rdzennych ludów – UWAGA! – już nie Grenlandii, a Kalaallisut.
OCENA
Dziecko: 5,5/10 (przecięta,5)
Matka: 4/10 (może być)
>>Zapraszam do swojego świata na www.kwyrloczka.pl<<
LEKTURY ACH LEKTURY
Zmagania z Podstawówkowymi książkami bywają łatwe i przyjemne, a bywają też Anarukiem chłopcem z Grenlandii. Chłopcem, którego nikt nie lubi i nikt miło nie wspomina i którego pamięta się jedynie z faktu plucia czekoladą i jedzenia mydła. Osobiście przyznaję się, że z całej lektury pamiętam jedynie...
2017-03-13
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Lektura, którą miło było sobie przypomnieć po latach. Ponowne przeżywanie przygód uratowanego przez ludzi jelonka było dla nas obu niebywałą przyjemnością. Taki ot polski Bambi. Dużo też można się było nauczyć staropolskich słów i różnorakich nazw, którymi posługują się myśliwi. Największą wartością tej książki jest to, że przemyca cichaczem, pod przykrywką koziołkowych psot, wiedzę o życiu ludzi, o świętach, obrzędach, małych i dużych radościach wiejskiego, górskiego życia.
"Gór mi mało i trzeba mi więcej
Żeby przetrwać od zimy do zimy
Z wyrokiem wędrówki bez końca
Po śladach, które sam zostawiłem
Góry, góry i ciągle mi nie dość
Skazanemu na gór dożywocie."
Na Bani - Dożywocie Gór
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Lektura, którą miło było sobie przypomnieć po latach. Ponowne przeżywanie przygód uratowanego przez ludzi jelonka było dla nas obu niebywałą przyjemnością. Taki ot polski Bambi. Dużo też można się było nauczyć staropolskich słów i różnorakich nazw, którymi posługują się myśliwi. Największą wartością tej książki jest to, że...
2017-07-22
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie nakreślone charaktery, każdy inny, każdy ma inne poglądy, inne pobudki, inne spojrzenie na życie, każdy przeżywa swoje małe tragedie. Owszem pięknie napisane, barwnym obrazowym językiem. Owszem oddaje problemy społeczne epoki, tej i w zasadzie każdej. Smutno przedstawia to, do czego pcha ludzi bieda. A wszystko to raptem w kilka dni, które główny bohater Rodion Romanycz głównie przesypia. Troszkę się błąka i wszystkie te piękne postacie ze swoimi dramatami same stają mu na drodze. Klasyka... co z nią jest nie tak? Czemuż to takie jest nudne, rozmemłane takie. Człowiek zasypia z głównym bohaterem i widzę, że przespała większość prawdziwy morał i wydźwięk. Morał i wydźwięk jakże piękny, jakże chrześcijański.
Nie o to przecież chodzi, że zbrodnia zasługuje na karę, że od sumienia się nie ucieknie. Przecież do samego końca Raskolnikow, będąc już na zesłaniu, nie czuł się winny. Dla tego też się przyznał tak szczegółowo, bo nie widział w swym postępowaniu niczego złego, chciał raczej wdzięczności za pozbycie się wrednej lichwiarki. To właśnie nim tak targało całą książkę, przez to snuł się po ulicach bez celu, śmiertelnie zanudzając czytelnika. Przecież wszyscy będą mówić, że zrobił coś potwornego, strasznego, i mówili, a on niczego niestosownego w swojej zbrodni nie widział. Ten frazes pusty, którego tu większość używa: zbrodnia zasługuje na karę. Dostał Rodion Romanycz karę, uznany za niepoczytalnego, kilka lat zesłania. Cóż to za kara dla podwójnego mordercy — żadna.
Przejdźmy do sedna. Cała ta nuda, to snucie się, te wszystkie skomplikowane charaktery, dla tego jednego morału. Bo cóż dzieje się na samym końcu - Raskolnikow zdaje sobie sprawę, że kocha. Kocha kobietę, która za nim przyjechała na katorgę, która i jego kocha bezgranicznie. Przez niepozorną dziewczynę, z musu prostytutkę, przyszedł do Raskolnikowa Bóg. Bóg, który jest miłością, odkupieniem, wybaczeniem i życiem. „Zresztą nie mógł tego wieczoru myśleć o czymkolwiek długo i wytrwale, nie mógł na niczym się skupić; a i nie umiałby teraz nic rozstrzygnąć świadomie — czuł tylko. Zamiast dialektyki przyszło życie i w świadomości musiało wypracować się coś zupełnie innego. Pod jego poduszką leżała Ewangelia. Wziął ją odruchowo.”
Tak właśnie rozpoczęła się droga do zmartwychwstania Raskolnikowa, który mordując, zabił siebie. „Ale tu się rozpoczyna nowa historia, historia stopniowej odnowy człowieka, historia stopniowego jego odradzania się, stopniowego przechodzenia z jednego świata w drugi, znajomienia się z nową, dotychczas zupełnie nieznaną rzeczywistością.”
Powtórzę więc za Dostojewskim: On tam jest i czeka na każdego, z wyciągniętymi rękami, nawet na mordercę. Jest drogą, prawdą i życiem. Dopiero kiedy uwierzysz w Jezusa, przyjmiesz jego miłość, zaczniesz prawdziwie żyć!
Ocena za treść 4 (może być)
Ocena za morał 9 (wybitna)
Klasyka... co z nią jest nie tak?
Dokonało się. Przeczytałam.
Podejście drugie, pierwsze w liceum, nieudane. Wtedy — trauma, łazi jakiś taki, marudzi, nic się nie dzieje, kto to kazał czytać, co za brednie, niestrawne.
Podejście drugie i tutaj następuje chwila głębokiej zadumy. Klasyka. Co z nią jest nie tak? W dalszym ciągu łazi jakiś taki i marudzi, w zasadzie nic się nie dzieje.
Owszem pięknie...
2017-06-12
Trochę wstyd ale, drugi raz nie przeczytałam Filonka. Pierwszy raz w szkole, lata temu. Drugi raz dziecko przesłuchało Filonka i też nie było mi dane. Filonek zdecydowanie został zdeklasowany przez Pucka i Bursztyńsia. Napisze tylko to czego dowiedziałam, się od pociechy.
Nuda! Tylko się z niego wyśmiewali, zaczepiali, albo mu coś zabrali. I inne koty to, inne koty tamto. W końcu urwali mu łańcuszek, i dalej zaczepiali. W sumie, to najlepsze było jak pojechał na zieloną trawkę.
No, i to by było na tyle. Czyli zasadniczo nie polecamy.
Jest też dla mnie nauka, są takie książki o zwierzętach, które nawet dla ich miłośnika są niestrawne.
Trochę wstyd ale, drugi raz nie przeczytałam Filonka. Pierwszy raz w szkole, lata temu. Drugi raz dziecko przesłuchało Filonka i też nie było mi dane. Filonek zdecydowanie został zdeklasowany przez Pucka i Bursztyńsia. Napisze tylko to czego dowiedziałam, się od pociechy.
Nuda! Tylko się z niego wyśmiewali, zaczepiali, albo mu coś zabrali. I inne koty to, inne koty tamto....
2017-03-23
Ocena dziecka: 7
Moja ocena: 4
W zasadzie nie ma czego oceniać. Piętnaście minut i po wszystkim. Przyjazne opowiadanie o sprytnych pingwinkach i naukowcach... mniej sprytnych, mało, w ogóle. Takich tam co siedzą w zimnym i gapią się na ptaki toczące kamyczki, przenoszące kamyczki, układające kamyczki, lubiące kamyczki, będące z kamyczkami za pan brat. Kamyczki, kamyczki i lód, i naukowcy, i zimno, i pingwiny, i razem wszyscy, i radość z tego faktu.
Aaaaaa, nie, te kamyczki to jednak nie.
Taka jeszcze dygresja. Ubawiłam się po pachy kiedy zobaczyłam, że ktoś uważa, że opowieść ta jest zbyt trudna dla 8-latka. Ja bym ją tak wsadziła w przedział wiekowy 4 -5 lat maksymalnie.
Ocena dziecka: 7
Moja ocena: 4
W zasadzie nie ma czego oceniać. Piętnaście minut i po wszystkim. Przyjazne opowiadanie o sprytnych pingwinkach i naukowcach... mniej sprytnych, mało, w ogóle. Takich tam co siedzą w zimnym i gapią się na ptaki toczące kamyczki, przenoszące kamyczki, układające kamyczki, lubiące kamyczki, będące z kamyczkami za pan brat. Kamyczki, kamyczki i...
2017-04-14
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Kolejna po Rogasiu zwierzęca przygoda mojego dzieciństwa.
Odezwała się ta tęsknota we mnie, ta tęsknota mieszczucha z przymusu do spokojnego wiejskiego życia. Tak tłucze się w piersi serce, jak mały drapichrust wróbelek, jak skowronek pod niebo lecący, do obcowania z przyrodą i zwierzem wszelakim, każdego dnia. Do ciepłego wiatru na policzku, szelestu młodych listków, delikatnego dotyku bazi, jesiennego zapachu grzybów. Do Mruczka, do Bukieta, do Kasztana, do szarej gęsi, i do boćka co na stodole klekocze, do Kajtusia.
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Kolejna po Rogasiu zwierzęca przygoda mojego dzieciństwa.
Odezwała się ta tęsknota we mnie, ta tęsknota mieszczucha z przymusu do spokojnego wiejskiego życia. Tak tłucze się w piersi serce, jak mały drapichrust wróbelek, jak skowronek pod niebo lecący, do obcowania z przyrodą i zwierzem wszelakim, każdego dnia. Do ciepłego...
2017-05-26
Ocena dziecka: 8 (rewelacyjna)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka o tym, że za wszystkie złe zachowania dzieci odpowiada małe licho, które szepcze im żeby były jeszcze bardziej niegrzeczne, bo żre te złe emocje, które dziecko wtedy produkuje.
Opowieść trochę infantylna i przewidywalna, ale ponieważ byciu dzieckiem towarzyszą takie przypadłości jak obrażanie się, foszenie, marudzenie, kłótliwość, zmierzłość, złośliwość. Jak wiadomo, ujawniają się te cechy pojedynczo lub w różnych konfiguracjach. Pewnie przez to właśnie postać Cudaczka - Wyśmiewaczka staje się im w jakiś niepojęty sposób bliska. Opowieść jest lekturą klasy drugiej, moim zdaniem lepiej sprawdziłaby się czytana przedszkolakowi.
Ocena dziecka: 8 (rewelacyjna)
Moja ocena: 3 (słaba)
Książka o tym, że za wszystkie złe zachowania dzieci odpowiada małe licho, które szepcze im żeby były jeszcze bardziej niegrzeczne, bo żre te złe emocje, które dziecko wtedy produkuje.
Opowieść trochę infantylna i przewidywalna, ale ponieważ byciu dzieckiem towarzyszą takie przypadłości jak obrażanie się, foszenie,...
2017-06-05
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Jest to książka, która pewnie niedługo zbojkotują obrońcy praw zwierząt. Tu jeszcze pies jest psem, co czasem tapla się w kałuży, co dostanie lanie trzepaczką, czy inną dyscypliną. Tu jeszcze pies nie jest ograniczony pięcioma metrami wysuwanej linki. Psu nie wolno włazić do łóżka. Tu zwierzak traktowany jak współczesne psy jest POŚMIEWISKIEM!.
Są tacy ludzie, którzy "urodzili" swojego psa, z braku ludzkiego potomstwa traktują jak dziecko zwierze. Kiedy wpychają swojego Tjuzdejka w różową, sukieneczkę, pikowaną kurteczkę co myślą? Strasznie mnie ciekawi co mają w głowie, czemu to robią. Dobrze, że są samochody, bo gdyby dalej hodowano konie... To tylko taka mała dygresja.
Szczerze polecam wszystkim miłośnikom psów jako poradnik jak psa uczynić szczęśliwym dając mu swobodę, a nie niewolę kraciastego kubraczka.
Ocena dziecka: 9 (wybitna)
Moja ocena: 6 (dobra)
Jest to książka, która pewnie niedługo zbojkotują obrońcy praw zwierząt. Tu jeszcze pies jest psem, co czasem tapla się w kałuży, co dostanie lanie trzepaczką, czy inną dyscypliną. Tu jeszcze pies nie jest ograniczony pięcioma metrami wysuwanej linki. Psu nie wolno włazić do łóżka. Tu zwierzak traktowany jak współczesne psy...
IDZIE, IDZIE PODBESKIDZIE... A NIE, TO TYLKO NOWA LEKTURA SZKOLNA
Każdorazowo, kiedy pojawia się nowa, wcześniej mi nieznana lektura wraz z nią przybywa pewna forma obezwładniającego leku. Wszystkim wszak wiadomo, że lektury naszych czasów, niejednokrotnie będące lekturami czasów naszych rodziców, pozostawiają często wiele do życzenia. Zaprzyjaźnić się niestety trzeba wielokrotnie z jakimś Pinokiem, usiłującym dostać się do Toi Toia, czy innym Tomkiem Sawyerem, od którego wieje nudą. (Miłośnicy tych pozycji wybaczą, to są moje osobiste odczucia. Moje i tylko moje, i tych, co wpiszą się na listę niecierpiących tych dwóch książek. Lista dostępna u mnie w domu w dni robocze po okazaniu legitymacji czytelnika).
FELIX, NET I NIKA I GRZYBICA ZNIKA
Nie umiem pozbyć się z głowy tej pół-reklamy pół-recenzji… Nie chcąc zdradzać zbyt wiele z fabuły nakreślę jedynie zarys, a potem powiem wam wszystkim, co mi się w tej powieści strasznie nie podobało.
Felix, Net i Nika to poznający się na rozpoczęciu gimnazjalnego roku szkolnego pierwszacy. Jak to zwykle bywa przyjaźń zawiązuje się od razu pierwszego dnia i cała trójka, na różny sposób pokręconych, poszkodowanych przez los, dobrą lub złą sytuację materialną, rodzinną czy nadprzyrodzoną, raźnie rusza ku przygodom. Każdy rozdział to osobne wydarzenie spięte jednym przewijającym się wątkiem głównym uchodzić mogącym za fantastyczno-naukowy. Przyznacie, że brzmi całkiem nieźle. Czyta również się nieźle, nie powiem - wciąga. Jeśli ma się dwanaście lat to naprawdę nawet nie zdąży się człowiek/dziecko znudzić. Niejednokrotnie się zachwyci, polubi bohaterów, z zaangażowaniem i ciekawością doczyta do końca (Mam te informacje od pewnej dwunastolatki, której ufam). Niestety tutaj wchodzę JA - niszczyciel przyjemnych lektur i pogromca poczytnej dziecięcej literatury.
NIC MNIE TAK NIE WKUR...ZA
Nic, naprawdę nic mnie nie doprowadza do takiej wściekłości jak mieszanie światów i gatunków, chyba że jest to celowy, świadomy, zaznaczony i opisany zabieg, albo autor ma na nazwisko Pratchett. Nie potrafię znieść w jednej pozycji sztucznej inteligencji, robotyki, gnomów, zdolności telepatyczno-kinetycznych, czarów, duchów, i Świętego Mikołaja. Tego czerwonego zagranicznego cymbała wożącego się saniami zaprzężonymi w wyraźnie nietrzeźwe renifery. Wpychającego swe tłuste dupsko przez komin… kaloryfer… nieważne. Nie dość, że nic do siebie nie pasuje, to jeszcze propaguje, przyjmuje jako dobre niszczenie naszej ledwo zipiącej kultury. Mikołaj ma do cholery mieć pastorał i dwa aniołki do pomocy jako i było na początku i zawsze, i na wszystkich moich fotach z przedszkola i szkoły.
Co, przesadzam? To dorobimy Luckowi Skywalkerowi latającą małą wróżkę z Piotrusia Pana. Frodowi wymienimy Sama na Robocopa, a Geralt z Riwii zamiast miecza będzie występował z zimnem lufy Visa w nogawce spodni. To się nie dodaje, to się żre, to boli mnie w głowę, kiedy czytam. Szczególnie ten Mikołaj, zdecydowanie najbardziej ON!
HALO KURATORIUM!
Jest tak wiele naszych, rodzimych podpartych naszą kulturą pozycji dla dzieci. Chociażby Czarownica Piętro Niżej. Tak, może jest o warszawskich legendach, ale jednak jest tam polska syrenka, i kaczka zaklęta jakaś, nie wiem, nie jestem z Warszawy. Ważne, żeby ta kaczka to nie była Duchociastna kaczka. Przecież to proste! Jeśli chcemy zagraniczną kaczkę to bierzemy zagraniczną książkę. Dzieci czytają, a my nakreślamy różnice kutrowe choćby w postaci wspomnianego wcześniej czerwonego jegomościa. Uczymy, że świat nie jest monokulturowy. Nie ma żadnego Multi kulti są tylko zakichane Anglosaskie przeszczepy szerzące się jak nowotwór w ludzkich umysłach. Jest to świadome i zaplanowane paskudne działanie. Jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe, no jak? Dla tego właśnie z przykrością muszę stwierdzić, że Felix, Net i Nika Rafała Kosika to nie jest dobra książka.
http://kwyrloczka.pl/2021/05/27/o-tym-jak-nowosci-mi-nie-w-smak-felix-net-i-nika-rafal-kosik/
IDZIE, IDZIE PODBESKIDZIE... A NIE, TO TYLKO NOWA LEKTURA SZKOLNA
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKażdorazowo, kiedy pojawia się nowa, wcześniej mi nieznana lektura wraz z nią przybywa pewna forma obezwładniającego leku. Wszystkim wszak wiadomo, że lektury naszych czasów, niejednokrotnie będące lekturami czasów naszych rodziców, pozostawiają często wiele do życzenia. Zaprzyjaźnić się niestety trzeba...