-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2019-12-28
2019-12-04
Z muzyczną oprawą na http://kwyrloczka.pl/2019/12/04/o-tym-jak-od-1907-zuc-kit-chlopcy-z-placu-broni-ferenc-molnar/
NIEZMIENNY LEKTUR CZAR
Przybyła ze szkoły i powiedziała, że Pani do przeczytania zleciła nową lekturę, a lekturą tą są Chłopcy z Placu Broni. No tak, jest taka powieść i jak się okazało dalej czytuje się ją w szkole podstawowej w klasie piątej. Od razu człowiek zaczyna się zastanawiać czy czytał tych Chłopców i co w zasadzie pamięta. Haha co też pamiętać może. To, że kit się żuło okienny. Tylko w jakim celu?
CHŁOPCY Z PLACU BRONI
Zacznijmy dialogiem swym rodowodem wywodzącym się z podstawowej szkoły właśnie.
– Najbardziej podobał mi się… – Ela zawiesiła głos w charakterystycznym dziecięcym stylu.
– No kto? – dociekała mocno już znudzona pani od polskiego.
– Feri Acz.
– Feri Acz? – zdziwiła się pani.
– Bo, ja to z tych osób jestem, proszę pani, co się podkochują w książkowych bohaterach. Feri Acz to przecież chłopak był bombowy, bo trafiał w dziesiątkę nie w strzelnicy, a moim sercu. Bardzo go polubiłam choć był z bandy ogrodu botanicznego czyli zasadniczo wróg. Wróg ale honorowy, a zdaje się właśnie o honor w całej powieści chodzi.
– A Nemeczek? – pyta dalej pani.
– Nemeczeka, nie było mi nawet żal. Mama zawsze powtarza, że jak jest się chorym to się w łóżku leży, a nie lata po placu.
– Jednak plac był dla niego najważniejszy i gotów był życie za niego poświęcić. – dziwi się pani od polskiego, bo przecież zawsze płacze przypominając sobie fragment, w którym umiera mały wojownik.
– Poświęcił, poświęcił ale z głupoty swojej umarł zupełnie niepotrzebnie, bo przecież plac i tak przepadał.
CZY TRZEBA COŚ DODAWAĆ?
Może trzeba, a może nie. Nie wiem, czy mi się ci chłopcy podobali, czy nie. Wydaje mi się, że to bardziej taka historia dla chłopców właśnie. Czy widzę w niej walory edukacyjne? Widzę, ze względu na przypominanie dzieciom o tym, czym jest honor. Z tego też powodu powinna ona nadal w kanonie lektur pozostawać. Nie wiem jak to teraz u dzieci wygląda, nie wiem ile gimnazjum odebrało im rozumu, nie wiem, czy honor jest teraz dla młodzieży czymś ważnym, czy wiedzą co to jest. Wiem za to, że często bardzo niewiele go pozostaje w dorosłym człowieku i to mnie smuci.
DZIECKO W RECENZJI
Chłopcy z Placu Broni, a w oryginale Chłopcy z ulicy Pawła (czemu ciągle zmieniaj te tytuły, to jakaś choroba?) mojej córce się podobali. Nie wiem, czy konkretnie Feri Acz, bo to jeszcze chyba nie ten wiek… Dopytam. Najbardziej polubiła Nemeczka, a największą wyniesioną z książki wartością, co w sumie powinno mnie cieszyć, jest to, że jak się jest chorym to się leży w łóżku, ale lata po placu.
DYSKUSJE PO ŚWIT
Jak już wcześniej pisałam Nemeczka nie lubię. Oburzyło to mego małżonka, bo przecież nie można małemu Ernestowi odwagi odmówić. Był najmniejszy, najsłabszy, a jaja miał największe. Szpiegował w obozie wroga i przez te przeszpiegi i ogromną wolę walki o coś tak ważnego dla jego dziecięcego serca, jak miejsce zabaw, krok po kroku, strona po stronie zbliżał się do śmierci. Prawda, ale tutaj chyba mamy do czynienia z postrzeganiem świata, o zgrozo, przez pryzmat swojej płci. Nie wydaje mi się atrakcyjnym bohater, najlichszy w swej fizjonomii, odważny ale też i głupi. Niestety brawura i odwaga jakoś z tą głupotą idą w mojej głowie w parze z racji płci właśnie. To kobiety przecież od zarania wieków siedzą zabezpieczone w domach z przychówkiem, a mężczyźni wyruszają na wojny. Każdy przejaw nadmiernego bohaterstwa może zakończyć się powrotem pięknie opakowanego medalu, a nie ukochanego męża i ojca.
HIMALAISTA? NIE, DZIĘKUJĘ
Psychika nakazuje mi więc ostrożność. Dla tego też nie mogłabym być żoną himalaisty, zbyt duże ryzyko. Żebyśmy się jednak źle nie zrozumieli nie twierdzę, że Nemeczek był głupi. Rozpatrując jego pobudki zdroworozsądkowo należy mu się wielki szacunek. Szanują go mój małżonek i córka, ja również go szanuję. Szanuję i nie lubię. Jako kobieta i matka wybieram honorowego, przystojnego Feriego Acza, bo choć pokonany żywy powrócił do domu. Powinna teraz włączyć się do dyskusji strona męska, powrócił owszem ale z poczuciem winy, niespełnionych obietnic, pokonany. Silne to ciosy dla męskiego ego i wielu jest takich, którzy nigdy się z tym nie pogodzą, zaciąży to na ich związku i dalszym życiu. Może to też śmierć tyle, że z odroczonym terminem?
„Taki czas, że wszyscy mają czasu mniej, pierwsza sesja, robota, przed armią ucieczka
I nagle nie ma człowieka, pyk
W dół z dwunastego piętra. Dlaczego? Nie wie nikt”
Pablopavo i Ludziki – Nemeczek
KIT
Najlepszą, najzabawniejszą i najprawdziwszą sceną pozostaje moment, w którym nauczyciel delegalizuje Związek Zbieraczy Kitu. Dawno tak się nie uśmiała czytając. Scena ta jest jednak zbyt długa, żeby ją przytaczać i to będzie właśnie dla Was zachęta, żeby po latach przypomnieć sobie Chłopców z Placu Broni. Książkę, która jak na swoje 112 lat ma się świetnie i którą muszę kupić, skoro dostrzegam w niej coś wartościowego.
Z muzyczną oprawą na http://kwyrloczka.pl/2019/12/04/o-tym-jak-od-1907-zuc-kit-chlopcy-z-placu-broni-ferenc-molnar/
NIEZMIENNY LEKTUR CZAR
Przybyła ze szkoły i powiedziała, że Pani do przeczytania zleciła nową lekturę, a lekturą tą są Chłopcy z Placu Broni. No tak, jest taka powieść i jak się okazało dalej czytuje się ją w szkole podstawowej w klasie piątej. Od razu...
2019-11-24
Wstęp pełen muzyki, zdjęć i moich spostrzeżeń na temat współczesnego świata na http://kwyrloczka.pl/2019/11/23/o-tym-jak-odnalezc-eden-w-mrok-i-za-horyzont-andriej-diakow/
ZA HORYZONT
Trzecia i ostatnia. W poziomie skomplikowania akcji podobna do poprzedniej. W metrze wybucha mała wojna i Taran wraz z powiększającą się przyszywaną rodziną wyrusza, no właśnie tylko po co? Kolejny już raz szukać nieskażonych terenów, w świecie bez nadziei na lepsze jutro. Jadą więc pancernym wozem bojowym, a to, co znajdą na swojej drodze to tradycyjnie, wredne mutanty, które tym razem nie tylko będą chciały ich zeżreć, ale nieoczekiwanie udzielą pomocy w walce z zupełnie ludzkim i cholernie zażartym przeciwnikiem.
JAK SIĘ ZWAŁ TEN FILM Z TINĄ TURNER, KTÓRY MAM NA MYŚLI?
Gdybym miała powiedzieć, z czym ta książka mi się kojarzy powiedziałabym, że klimatem przypomina film Mad Max 3, może nawet więcej niż trochę. Ludzkie osady, które pozornie pełne dobrych ludzi okazują się jednak siedliskiem zła w zawoalowanej formie. Tylko od sprytu naszych bohaterów zależy czy odkryją prawdę i uratują skórę. Może napotkane problemy bywają czasem przewidywalne czytanie Diakowa dostarcza jednak miłej rozrywki na trzy bezdzietne wieczory, sześć posiedzeń w wannie, jedno całodniowe łóżkowe wylegiwanie się z książką. Nie wiem, w czym Wy mierzycie długość czytania książki, ja zdecydowanie kąpielami.
MĄŻ POLECA, RESZTA CZYTA
Jest to ulubiona część mojego małżonka. Podobała mu się najbardziej, ponieważ tłem wszystkich spotykających naszych bohaterów przygód jest tajemnicza, pusta, radioaktywna powierzchnia. Co dla mnie było felerem, wszak metro to metro, dla kogoś innego jest wartością dodaną. Aktualnie Za Horyzont czyta również moja najstarsza. Czy jest to książka odpowiednia dla dziesięciolatka — nie wiem jak dla waszych? Myślę, że dla mojego jest względnie ok, owszem giną ludzie, ale nie ma tu nachalnych opisów, nie ma też seksu i po szybkości przyswajania odnoszę wrażenie, że podoba jej się w stopniu umiarkowanym.
Wstęp pełen muzyki, zdjęć i moich spostrzeżeń na temat współczesnego świata na http://kwyrloczka.pl/2019/11/23/o-tym-jak-odnalezc-eden-w-mrok-i-za-horyzont-andriej-diakow/
ZA HORYZONT
Trzecia i ostatnia. W poziomie skomplikowania akcji podobna do poprzedniej. W metrze wybucha mała wojna i Taran wraz z powiększającą się przyszywaną rodziną wyrusza, no właśnie tylko po co?...
2019-11-24
Wstęp pełen muzyki, zdjęć i moich spostrzeżeń na temat współczesnego świata na http://kwyrloczka.pl/2019/11/23/o-tym-jak-odnalezc-eden-w-mrok-i-za-horyzont-andriej-diakow/
W MROK
Druga część trylogii w świecie Metra 2033 rozpoczyna się tak, że po wstępie ma się ochotę odłożyć ją na półkę zapominając o jej istnieniu. Ponoć nadzieja umiera ostania, tutaj jednak umiera jako pierwsza zmieciona z powierzchni kolejną bombą atomową. Jakby mało było promieniowania na tym pokiereszowanym świecie. Na osłodę, żeby tak nie całkiem się załamać, otrzymujemy mityczną krainę zwaną Edenem. Krainę ukryta gdzieś w czeluściach podziemnego świata, w której to ukryli się ci, co wiedzieli. Zawsze przecież są jacyś „CI” co wiedzą, kiedy polecą bomby. Z tej krainy, o której w Petersburskim metrze krąży więcej legend niż prawdy ucieka dziewczynka — Aurora. Właśnie ona i znany nam już z części pierwszej Gleb razem szwendać się będą po ciemnych korytarzach szukając swoich ojców. Na zmianę z nimi, przyszywany ojciec Gleba Stalker Taran szwendać się będzie po ciemnych korytarzach szukając zemsty za śmierć syna. Tak, tak dokładnie. W jakiej kolejności jednak to już sobie musicie przeczytać.
ROZRYWKA PRZEDE WSZYSTKIM
Zdaniem moim jest to cześć najlepsza. Dojrzalsza, śmielsza i lepiej napisana. Wiadomo, książka rozrywkowa, akcji mamy więc po ostatnią stronę. Mniej walk z mutantami, choć i takie się pojawiają, a więcej stosunków międzyludzkich, międzykolonijnych. Gdybym miała jakiś wpływ prosiłabym Pana Diakowa o dużo więcej tych stosunków, a o mniej akcji, ale to chyba teraz już jest za późno. Teraz nie jest to już ten typ literatury i nie ma co oczekiwać głębszych przemyśleń w miejscu, w którym ich nie ma. Jeśli oczekujecie to nie oczekujcie. Żeby lewakom ciutkę utrzeć długich nochali Weganie są tutaj tymi złymi, wprawdzie rąbią zielsko jak się patrzy, ale jest to zielsko czule doglądane oczami wygłodzonych i bitych niewolników. Widać się Andriej Diakow wegańskiego terroru z Europy nie lęka, ale parafrazując Yodę napiszę: HE WILL BE.
Wstęp pełen muzyki, zdjęć i moich spostrzeżeń na temat współczesnego świata na http://kwyrloczka.pl/2019/11/23/o-tym-jak-odnalezc-eden-w-mrok-i-za-horyzont-andriej-diakow/
W MROK
Druga część trylogii w świecie Metra 2033 rozpoczyna się tak, że po wstępie ma się ochotę odłożyć ją na półkę zapominając o jej istnieniu. Ponoć nadzieja umiera ostania, tutaj jednak umiera jako...
2019-04-25
DZISIEJSZE WIADOMOŚCI
Izrael pogniewał się na cycki Merkelowej, a przecież tylko ktoś zamachnął się na synagogę. Iran obraził się o nowe technologie niewydobywania ropy. Syria i Turcja… o Kurde, szkoda gadać. Dowcip z jakiego kraju pochodzi gość restauracji, który zjada kartę dań staje staje się aktualnie bardzo mało zabawny. Trzeba też trzymać głowy nisko. Drony nalatują rafinerie, elektrownie i prywatne balkony. Muzułmanie gwałcą europejskiej kobiety, palą europejskie samochody, wybijają witryny europejskich sklepikarzy, szkło leży na ulicach jak kiedyś w kryształową noc. Białe rządy odwracają wzrok od cierpienia swoich obywateli. Dzieci donoszą na ojców, mężowie na żony, ekolodzy na miłośników zwierząt, miłośnicy zwierząt na wegetarian, wegetarianie na wegan, pokątnie i tak wszyscy jedzą smalec i noszą skórzane paski za trzy i pół koła. Kolejna sponsorowana Greta wrzeszczy „how dare you” pod płonącym co roku lasem Amazonii.
TERAZ DODAJMY DO TEGO
A teraz wyobraźcie sobie: Putin Trumpowi naubliżał, brzydko go zwyzywał od łysych w tupecikach, brzydali i popleczników masonerii. Wybuchła kłótnia na całego, wszystko się pomieszało jak w wierszu Globus Brzechwy – tylko gorzej. Trump nie pozostał bowiem dłużny, zwyzywał Putina od niedźwiedzich treserów i syberyjskich potokowych wędkarzy. No i Chiny, Chiny będą kluczowe w tym konflikcie, Chiny, a nie śmieszna zimna Amerykańsko – Rosyjsko wojenka o wędrówki po ciałach astralnych. Skośne oczy współczesnych Chińczyków jak skośne oczy Japonii. Teraz ciiiii. Słyszycie? Lecą, z coraz głośniejszym gwizdem, bomby, a imię każdej Little boy. Może ktoś jeszcze zdąży zaśpiewać „Enola Gay you should stay at home yesterday, it shouldn’t ever have to and this way…” Wyrosną grzyby, skończy się świat. Nieliczni ocalali zejdą do metra nie żeby żyć – żeby przetrwać.
DO ŚWIATŁA
Nieliczni będą trwać tak długo aż pozapominają czemu świat zginął pod kapeluszem grzyba. Ci co wiedzieli nigdy nikomu nie powiedzą, ci co nie wiedzieli nigdy nie spytają. Dzieci nowe urodzą się im i będą śmiać się, że oni wspominają znów ten podły czas, że do światła słonecznego nie odwrócą już swoich bladych twarzy. Nieliczni szaleńcy zwani stalkerami ułożą się jeszcze do snu pod rozgwieżdżonym niebem dla reszty pozostanie jedynie ciasnota wilgotnych korytarzy, sąsiedztwo innych ludzkich kolonii. Niedobory wody i żywności, choroby, ciemność, smutek stagnacji i wszechobecny smród niemytych ciał. Jeden samotny mężczyzna i jedno samotne dziecko razem znajdą coś na co czekali wszyscy. Stanie się cud i nadzieja powróci do ludzkich serc.
ZANIM JEDNAK TO NASTĄPI
Czytelnicy porwani zostaną w wir akcji podobnej ciut do Japońskich anime, w których to w każdym odcinku bohaterowie mierzą się z nowym potworem wyłażącym z morza. Oddział stalkerów rusza na misję i co krok musi walczyć z kolejnymi wyskakującymi – a to ze sklepu, a to z rzeki – mutantami popromiennymi. Każdy z nich wredniejszy od poprzedniego. Jesteście pewnie ciekawi, który najwredniejszy? To, już jak w Wiedźminie – człowiek. Nie mogę jednak popsuć wam suspensu i czym też ten człowiek zawinił musicie przekonać się sami. Mierząc się po drodze z dozą przygód tak wielką, że aż zacierającą się – niestety – po dłuższym czasie dość szybko w pamięci. Pozostaje jednak wrażenie przeżytej przygody i przyjemnie spędzonego czasu.
CZEGOŚ ZABRAKŁO
W mym sercu pozostał jednak pewien niedosyt. Brakowało głębszych przemyśleń bohaterów, ciut ambitniejszych i mądrzejszych dialogów, rozwiązań i spostrzeżeń. Główny bohater Do Światła – żołnierz sztampowy – postapokaliptyczny Rambo. Twardziel o gołębim sercu z poczuciem sprawiedliwości krążącym w żyłach zamiast krwi. Z twarzą zwróconą Do Światła, porwany w wir wydarzeń, w których nie do końca chce brać udział, twardą ręką szkolący swego młodego następcę. To już chyba było i było, i było pewnie jeszcze z parę razy było i będzie. Zabrakło czegoś co potrafił stworzyć Łukienienko, nieuchwytnej magii, duszy tkwiącej w opisanych ciałach. Niemniej w ramach odskoczni od przyciężkiej klasyki (takiego Traktatu o Łuskani Fasoli przykładowo) nudy (w Traktacie o Łuskaniu Fasoli) i smutnej sytuacji życiowej (jak wyżej), codziennej porcji złych wiadomości i wyborów (również lektur) serdecznie polecam.
Z muzyczną i graficzną ilustracją www.kwyrloczka.pl
DZISIEJSZE WIADOMOŚCI
Izrael pogniewał się na cycki Merkelowej, a przecież tylko ktoś zamachnął się na synagogę. Iran obraził się o nowe technologie niewydobywania ropy. Syria i Turcja… o Kurde, szkoda gadać. Dowcip z jakiego kraju pochodzi gość restauracji, który zjada kartę dań staje staje się aktualnie bardzo mało zabawny. Trzeba też trzymać głowy nisko. Drony nalatują...
2019-09-22
CZYTAM NADAL
Wychodzi na to, że niczego w ostatnim czasie nie czytuję, ale to nie prawda. W każdym razie nie całkiem i nie do końca. Jestem pięć książek do przodu i chwilowo staram się, niezamierzenie, żeby dystans raczej skracać, a nie przeć do przodu w czytelnictwie. Niestety trudy ostatniej ciąży, która okazała się wyjątkowo uciążliwa, a zdecydowanie zbyt mało błogosławiona przyblokowały moje pisarskie zapędy. Ponieważ już drugi miesiąc jestem na powrót samobieżnym organizmem, mam ambicje nadrobić wszystko, co nadrobić wypada.
NIE LUBIĘ, NIE LUBIĘ, NIE LUBIĘ
Obsługiwałem Angielskiego Króla to rodzaj pamiętnika, który niebezpiecznie blisko zbliża się do reportażu – rodzaju literackiego, o którym przy okazji Kapuścińskiego pisałam, że mi nie leży (pewnie przez to mój szacowny mąż kupił wczoraj dwutomową Antologię Polskiego Reportażu – pozdrowienia skarbie). Wracając do Hrabala i moich niewątpliwych zarzutów, stwierdzam, że zbyt mało tu dialogów. Dodatkowo zauważam dużą zbieżność treściową z moim rodakiem Janoshem i jego patologicznym spojrzeniem na mój hajmat w Cholonku. Żeby jeszcze całość, choć ociupinkę trąciła Stachurą, ale nie, też nie. Gdzie tam prostemu kelnerowi do stachurowej poetyckości drwala (dziwnie to zabrzmiało).
A BYŁO TO TAK
Było, było… nic mnie tak do szewskiej pasji nie przywodzi, jak ten pieroński Hrabal, żeby brzydziej i po polsku nie napisać. Recenzja nie chce powstać i piętrzą się jedynie przeszkody. Zeszyt już sobie kupiłam, żeby gdzie przysiądę coś skrobnąć. Zeszyt w kwiatki, ostatni zakup w sklepie, w którym więcej nic nie kupie, bojkotuje bowiem za wspieranie LGBTEUROAGD. Jak tylko mignę tym zeszytem to zaraz sunie ktoś do mnie, żeby mnie po nagabywać. Teraz też jedną szłapą piszę, a drugą wózek ruchem posuwisto zwrotnym wprawiam w huśtanie. Teraz szybko…
RESTAURATORSTWO, HOTELARSTWO, SEX I...
Znowu mnie przytkało, aż mi się charakter pisma z brzydkiego na ładny poprawił, tego jednak nie widzicie. Bycie kelnerem, czy tam w późniejszym etapie życia głównego bohatera – czyli tego jegomościa co nam o swoim życiu opowiada – oberem zupełnie mnie nie interesowało. Intymne życie hotelarza i jego gości, zdobyte bogactwo, własny pensjonat i imprezy z linoskoczkiem też słabo. Odsiadywanie wyroku za majętność może troszkę. Kolaborowanie z Nazistami (hmm, najpierw napisałam z Niemcami i zmazałam czy to coś znaczy?) może, może troszkę bardziej. Za dużo jednak było czysto aryjskiej żony w tym kolaborowaniu, no i sytuacja z dzieckiem też nieciekawa, patologiczna wręcz. Raczkujące dziecko, młotek i gwoździe, śmierć dziecka, nie nie to też nie dla mnie. Przejdźmy więc do pojęcia trzeciego.
SEKS
Zostanie po Hrabalu ta siła fatalna co mnie żywemu na nic tylko czoło… zapędziłam się do innego utworu, przepraszam. Zostanie po Hrabalu jedna scena w mej głowie, nic mi jej już nie wyrwie i choć z całej książki tak niewiele pamiętam rozbieranie panienki kojarzę doskonale. Jakie rozbieranie? Komisyjne, pełne zachwytów, delikatnych pieszczot, czułych pocałunków. Po jednym ciuszku, aż do samego końca, do kwintesencji kobiecości. A potem równie przyjemne, zmysłowe i powolne ubieranie. No i co wy na to drogie Panie, Panowie? Byłoby miło nieprawdaż z drobną konsumpcją, która u Hrabala wyglądała już zgoła odmiennie.
Chyba że wolicie przystrajanie kwiatami brzucha. Może i miłe doznanie, ale jak dla mnie pretensjonalne, szczególnie kiedy w roli bukietu wystąpi gałązka Picea pungens Engelm, choć brzmi pięknie perspektywa obcowania skóra do skóry ze Świerkiem i to w dodatku kłującym… No, to byłby taki romantyzm po mojemu. Ponoć mam go tak niewiele, że gdyby mierzyć go jakąś skalą odczyt wypadałby grubo poniżej zera. Ja i kwiaty to ciężki temat. Zwykle pozostawiłam je w miejscu wręczenia, mąż był niepocieszony, ba, wściekły nawet. Na szczęście staram się to teraz jakoś kontrolować, a mąż przynosi mi kwiaty do domu. Osiągnęliśmy w tej materii jakąś gałązkę porozumienia.
ZAKOŃCZENIE
Śmieszna jest sytuacja, w której, gdy coś ciekawego się zaczyna to w zasadzie już się kończy. U schyłku życia bohater nasz zmuszony jest przyjąć karę, której dokładnych przyczyn nie pamiętam, polityka jak mniemam. Zasądzoną karą staje się zsyłka i przymus budowania drogi. Miejscem budowy środek górskiego lasu oddalony od cywilizacji o naprawdę konkretny kawał. Choć początkowo nasz bohater mieszkał z pewnym profesorem i „nasieniem głupim złym i występnym”, kobietą… szybko pozostał jedynie z psem, kotem, koniem i kozą. Wtedy właśnie zaczęłam go lubić, wtedy jego niespieszny, trudny, górski żywot nabrał dla mnie sensu.
OBSŁUGIWAŁEM ANGIELSKIEGO KRÓLA
Był sobie starszy pan, którego zesłali w góry, który w górach zaczął ponownie żyć. Był sobie człowiek, którego zesłano w góry, a który kiedyś był Oberem znanych w Pradze restauracji. Był sobie człowiek, który obsługiwał abisyńskiego cesarza. Człowiek, którego posądzono o kradzież srebrnej łyżeczki z cesarskiej zastawy. Był sobie człowiek, którego zesłano w góry, a który bratał się z Nazistami, który wziął za żonę nazistkę, którego porzucono w górach tak jak on porzucił swojego niepełnosprawnego intelektualnie synka, synka którego spłodził z prawdziwą i idealną ideologicznie oraz genetycznie czystą aryjką – o ironio. Był sobie człowiek, który miał wszystko i wszystko mu odebrano. Był człowiek, który pracował w hotelach i restauracjach, który kupował kwiaty prostytutkom, który sprzedawał serdelki i źle wydawał resztę, którego zesłano w góry. Był to człowiek którego nie lubiłam prawie do samego końca. Jest też sobie książka Obsługiwałem Angielskiego Króla, która mi się nie podobała, która została zesłana na półkę z książkami i tam też pozostanie.
www.kwyrloczka.pl niezobowiązująco
CZYTAM NADAL
Wychodzi na to, że niczego w ostatnim czasie nie czytuję, ale to nie prawda. W każdym razie nie całkiem i nie do końca. Jestem pięć książek do przodu i chwilowo staram się, niezamierzenie, żeby dystans raczej skracać, a nie przeć do przodu w czytelnictwie. Niestety trudy ostatniej ciąży, która okazała się wyjątkowo uciążliwa, a zdecydowanie zbyt mało...
2019-03-03
>> Zapraszam na www.kwyrloczka.pl <<
UWAGA!
Zima jeszcze jako tako trwa, powinniśmy jednak ponownie chociaż przemyśleć możliwość zapadnięcia w sen zimowy. Osobiście uważam, że nie byłby to głupi pomysł. Myślę, że wszyscy dietetycy i trenerzy personalni musieliby zmienić profesję. Człowiek bowiem układając się do zimowego snu, wzorem Muminków jedynie z filiżanką sosnowego igliwia w brzuszku, wstałby szczuplutki i gotowy do pokazania się w skąpym bikini na plaży w okresie wakacyjnym. To tylko jedna oszczędność, jak skorzystał by klimat, a jakie można by poczynić oszczędności no i oczywiście jakby można się wyspać. Same plusy moi mili, same plusy, aż się rozmarzyłam.
ZIMA MUMINKÓW
Co by to jednak było gdyby tak ktoś nie zasnął? Ktoś bardzo, bardzo wredny, zupełnie inny niż Mały dobroduszny Muminek. Chyba strach pomyśleć. Na szczęście dla Muminkowej Doliny nic takie nie miało miejsca. Okazało się nawet, że w okresie zimowej zawieruchy zamieszkują ją zupełnie inni przybysze, tacy co boją się ciepłych i hałaśliwych letnich miesięcy, którzy nie pasują do wakacji, których nie cieszy pierwszy wiosenny powiew. Zaczyna się z tego robić wstęp do kolejnego tomu Gry o Tron, więc lepiej przestanę zanim ktoś zginie.
OBUDZIŁ SIĘ
Obudził, obudził a jakże. Obudził się mały Muminek i zupełnie sam musiał stawić czoło nowemu obcemu światu – zimie pomyślicie, a gdzie tam – samotności! I choć gdzieś, od czasu do czasu pojawiała się mała Mi w ocieplaczu na imbryk zamiast kurtki, choć w piecu kaflowym zamieszkał konfiturożerny przodek, choć pewien uciążliwy Paszczak grywał na trąbie, a mała Drobinka Leśna Salome mieszkała w tramwaju z morskiej piany, choć Too-tiki starała się jak mogła aby godnie zastąpić Włóczykija – to brak rodzinny najbardziej dokuczał Muminkowi. No tak, warto pamiętać o tym szczególnie przed świętami, rodzina to coś więcej niż tylko mieszkający razem ludzie. Rodzina to wzajemny szacunek, pomoc, rada, codzienna ciężka praca, czasem łzy, złość. Rodzina to spakowana w domowy pojemnik miłość, szczęście i radość z każdego kolejnego dnia. Kochajmy się w naszych rodzinach innych przecież nie mamy.
DZIECKO MÓWI
Więcej!
OCENIAM
Powroty do muminkowego świata zawsze są dla mnie miłe. Nawet niewielki wtręt o ewolucji nie jest w stanie mi ich zepsuć… No, może tylko troszeczkę. Będę tez tęsknić za Too-tiki, jeśli chcecie wiedzieć czemu, przeczytajcie sami. Nie byłoby także Muminków bez pewnej smutnej istoty zwanej Buką, która siada na zimowych światełkach i ogniskach. Jak się okazuje, nie dla tego, że jest złośliwa i wredna, a jedynie samotna i zmarznięta usiłuje złapać ciut ciepła z palącego się ognia. Biedna ta Buka, samotność nikomu nie służy.
>> Zapraszam na www.kwyrloczka.pl <<
UWAGA!
Zima jeszcze jako tako trwa, powinniśmy jednak ponownie chociaż przemyśleć możliwość zapadnięcia w sen zimowy. Osobiście uważam, że nie byłby to głupi pomysł. Myślę, że wszyscy dietetycy i trenerzy personalni musieliby zmienić profesję. Człowiek bowiem układając się do zimowego snu, wzorem Muminków jedynie z filiżanką sosnowego...
2019-01-25
>> z gratisami na www.kwyrloczka.pl <<
"TERAZ SZYBKO, ZANIM DOTRZE DO NAS, ŻE TO BEZ SENSU"
Chwytliwy nagłówek, a teraz muszę cholernie wytężyć umysł i przypomnieć sobie moje wrażenia i odczucia po przeczytaniu tego… tej powieści… książki… tego. Z czytaniem walczyłam od września, jeśli dobrze sięgam pamięcią, a uporałam się ledwo przed paroma tygodniami. Zmagania moje zbiegły się nieszczęśliwie z wybitnie wymiotnymi pierwszymi miesiącami ciąży, w których nie miałam siły i ochoty żyć, a co dopiero skupiać się na lekturze. Proces czytania ciągnął się niczym półroczna mordęga z „Komu Bije Dzwon”. Szczęśliwie udało się odłożyć powieść Płomienna Korona Pani Cherezińkiej do kartonu, gdzie oczekuje na transport do nowego domu. Tam, być może stanie się podpałką… ciiiii, nie widzieliście tego.
WRAŻENIE PIERWSZE
Dojrzalsza – to teraz takie mądre i chwytliwe określenie na kolejny tom książki, w którym autor zmienia swój styl na dosadniejszy, rezygnuje ze śmieszkowania przemycając pokątnie mądre myśli pochodzące ze skarbnicy wiedzy o świecie zawartej zapewne w tym drugim zeszycie. Właśnie z czymś takim mamy do czynienia w powieści Płomienna Korona. Czyta człowiek i bardzo szybko orientuje się, że opowiadana historia zrobiła się okrutnie poważna i dużo, dużo lepiej napisana. Królowie przestają odzywać się do siebie dialektem gimbazjonalisty. Krzyżacy powściągają swoje sprośne ciągoty do kolegów komturów. Lubieżne dotąd Klaryski tracą zainteresowanie zaglądaniem do alkowy odwiedzających je kobiet. Herbowe stworzenia – główny element utyskiwania internetów – zamierają, siedząc cicho na proporcach i sztandarach, żeby jedynie momentami dać o sobie znać ulatując gdzieś w powietrze ze złowieszczym krzykiem. Słowem – uwzględniamy wszystkie wytknięte przez użytkowników serwisu Lubimy Czytać uwagi i tworzymy nową jakość tomu trzeciego.
WRAŻENIE DRUGIE - JAKI W TYM SENS?
Czytałam i myślałam, myślałam i czytałam. Myślałam coraz intensywniej, wreszcie w mojej głowie skrystalizowało się pytanie – GDYBY? Gdyby tak poprzednie części trzymały poziom tomu ostatniego, czy można by na całość spojrzeć przychylniejszym okiem? Pozwólcie, że rozwieję wasze wątpliwości – NIE! Teraz to Wy pytajcie… no… CZEMU? Muszę Was wszystkich zasmucić, wszystkie te nowe starania autorki zaowocowały potwornym przynudzaniem. Skończyły się kontrowersje, powody do chwytania za głowę, a zaczęły usypiające polityczne nasiadówy o wiadomym przebiegu. Ot cała bolączka książki Płomienna Korona – wiadomo jak się skończy. Przewidywalna, sztywna i nudna. Nie można też uśmiercić niepotrzebnych już bohaterów skoro dał im Bóg długie rzeczywiste życie. Niespodzianka taka – jednak to nie Gra o Tron, obecność niektórych postaci przestaje być kluczowa, jak to w życiu często bywa, i wala się taki po stronicach to tu, to tam zupełnie bez celu.
WRAŻENIE TRZECIE
Jeden jedyny magiczno – druidyczny wątek leśnych panien, ze strony na stronę, tracił na znaczeniu. Stopniowo wygaszany bardzo mnie smucił. Całość straciła swój starosłowiański, tajemniczy klimat. Dawni bogowie przestali być ważni, zresztą, jak i wcześniej wspominany Jezus. Boskość widać po prostu się nie sprzedaje, chyba że mamy do czynienia z Szatanem, no może takim pomniejszym jego poplecznikiem – Borutką.
WRAŻENIE CZWARTE
Nie powiem, że tak całkiem zmarnowałam czas. Plejada postaci historycznych tamtejszej epoki, rys wydarzeń historycznych, miasta i grody oraz dynastyczne apanaże zostały mi przybliżone. Po czasie detale zaczynają się zacierać, ale gdyby w Milionerach zadano odpowiednie pytanie bankowo bym znała odpowiedź. Nie jest to nadal mój ulubiony okres historyczny, ale dzięki powieści Pani Cherezińskiej pojęcie o klątwie rozbicia dzielnicowego jakieś mam i za to dziękuję.
JAKBY NIE CHWALIĆ...
Czego dobrego by o Płomiennej Koronie oraz jej poprzedniczkach nie mówić, radzę czytanie odpuścić. Znajdą się lepsze książki o podobnej tematyce. Mam też wrażenie, że rozsądniej w takich opowieściach iść tropem Sienkiewicza. Opisywać przygody kogoś mało znaczącego i osadzać je w realiach historycznych, a nie przedstawiać realia historyczne jako przygody wielkich władców, których (o zgrozo) nazywa się Władziem, Jadwinią czy Lipskim, odzierając tym samym z należnej władcy godności.
NA ZAKOŃCZENIE PIOSENKA
Piosenka to już na blogu :)
>> z gratisami na www.kwyrloczka.pl <<
"TERAZ SZYBKO, ZANIM DOTRZE DO NAS, ŻE TO BEZ SENSU"
Chwytliwy nagłówek, a teraz muszę cholernie wytężyć umysł i przypomnieć sobie moje wrażenia i odczucia po przeczytaniu tego… tej powieści… książki… tego. Z czytaniem walczyłam od września, jeśli dobrze sięgam pamięcią, a uporałam się ledwo przed paroma tygodniami. Zmagania moje...
W oprawie graficzno - muzycznej - http://kwyrloczka.pl/2019/12/28/o-tym-jak-pisac-bajki-dla-doroslych-rdza-jakub-malecki/
"NIE NAM JEDNYM SIĘ NIE KLEI"
Patrzę na ekran, patrze na powieść i nagle zgubiłam wszystkie te spostrzeżenia, które wcześniej kotłowały mi się w głowie. Może jeśli zacznę od fabuły dalej jakoś spłynę z prądem niczym flisak o drętwym żarcie Dunajcem. W powieści ani za grubej, ani za chudej, spłatają się losy dwóch postaci — babci i wnuka. Jemu giną w wypadku rodzice, ona musi po raz kolejny w swoim życiu rodzicem zostać. On musi pogodzić się ze śmiercią mamy i taty, ona musi pogodzić się z koniecznością wychowania siedmiolatka. Wydaje się, że ani jedno, ani drugie nie ma ochoty podejmować nawet prób sprostania tym otrzymanym od losu, w wyjątkowo nietrafionym prezencie, wydarzeniom. Życie Szymona płynie dalej. Życie babci Tosi wraca do lat dziecinnych, żeby na samym końcu, kiedy oba czasu biegi się połączą czytelnik wiedział co kierowało bohaterami, jakimi stali się ludźmi i co ich ukształtowało.
STUDIUM CZŁOWIEKA NIESZCZĘŚLIWEGO Z JEDNYM WYJĄTKIEM
Jedynym bohaterem, który sprawia wrażenie szczęśliwego jest ojciec Szymona — Telesfor. Ten jeden szczęśliwy człowiek o przedziwnym hobby, winny jest niechcianych zmian w uporządkowanym życiu syna i teściowej. Wszystkie pozostałe charaktery pięknie i żywo opisane przez Jakuba Małeckiego, wiodą swoje smutne zwykłe żywoty z małą wioską w tle. Nikt tu chyba nie jest szczególnie zadowolony z tego, co od losu otrzymał, nieświadomie i podświadomie nieszczęśliwi torują sobie drogę wyborami w najlepszym razie ocierającymi się o katastrofę. Chodzą zamyśleni, przytłoczeni rzeczywistością, zamknięci na innych, żałujący. Zagubili gdzieś umiejętność nawiązania ciepłej relacji z drugim człowiekiem. Odrzucają się, porzucają, rezygnują z miłości, ze związku, źle lokują uczucia i cierpią. Cierpią osobniczo, parami i grupowo, cierpią w rodzinach i w samotności. Nikt z nikim nie potrafi szczerze rozmawiać, patrzą tylko wielkimi zdziwionymi oczami i duszą w sobie tęsknoty, marzenia, sny, plany. Nie, plany nie — planów zbytnio nie mają. Stojąc zwróceni pod wiatr własnej historii przyjmują jedynie to, co się z nim przypęta.
Po co w takim razie czytać Rdzę skoro to taka trauma, taka patologia, smuty takie? Pan Małecki wszystkie te ludzkie smuteczki tak ładnie ubrał w słowa, że ma człowiek problem się od tych słów oderwać. Autor gra na ludzkich emocjach wolną, nostalgiczną pieśń, a czytelnik ciągle liczy na szczęśliwe zakończenie. Łudzi się, wyczekuje i bardzo, bardzo pragnie, żeby ci ludzie, których poznał, z którymi się miejscami zidentyfikował mogli być jednak szczęśliwi i radośni.
BYWAJĄ... CZASEM
Pojawiają się takie promyczki, niewielkie iskierki, które przez moment rozświetlają gęsty mrok ludzkich dusz — dzieci. Rodzą się i obdarzają bezinteresowną miłością, której nie da się odrzucić, obok której nie można przejść obojętnie. Maluszki jakiś czas machają rączkami, uśmiechają się, lśnią, absorbują całym swoim jestestwem. Potem rosną, dojrzewają, stopniowo przygasają, przemieniając się w smutnych dorosłych pełnych żalu, dokładnie takich samych jak ci, z którymi na co dzień obcują. Nie grają już w zielone i może już nigdy nie zagrają. Wyczekują tylko aż kolejny maleńki dziecięcy promyczek przez chwilę rozjaśni ich twarze i przywoła zapomniany uśmiech.
W ŚWIECIE, W KTÓRYM BÓG JEST ZŁY
Świat Rdzy to świat bez bezinteresownie obdarzającego swą miłością Boga. Został on zdegradowany do dziwacznej bozi, co chodzi wokół domu jak zły demon. Do bozi, której należy się bać, która zabiera małym chłopcom rodziców. Może też zabrać coś gorszego niż życie, a zostawić po sobie jedynie przenikający do szpiku kości strach. Nie wiem ile w tym świadomego i przemyślanego zabiegu autora. Być może z premedytacją właśnie taką rzeczywistość przedstawia, a może sam on widzi świat właśnie takim miejscem, w którym okrutny zły duch miesza się w nasze biedne życia. Efekt w każdym razie pozostaje ten sam, czy to Najwyższego w ogóle nie będzie, czy też będzie On właśnie takim dziwacznym demonicznym tworem, ludzie egzystować będą bardziej niż żyć. Pozbawieni miłości i nadziei, samotni, choć pozornie otoczeni przez innych. Smutni i wyczekujący na coś, co nigdy nie nadejdzie.
OKŁAMAŁAM SAMĄ SIEBIE
Długo się zastanawiałam i muszę powiedzieć, że skłamałam. Okłamałam siebie samą, chyba chciałam widzieć tę opowieść dużo smutniejszą niż jest w rzeczywistości. Przecież taki Doktor — Michał — Tośkowy brat, także wykaraskał się ze swego nieszczęścia. I to z wykopem. Dzięki pewnej książce wykopał się z marazmu. Jakby się dobrze zastanowić to i Budzik, i Pani ze sklepu co nieobsługiwana rudych, i Kłoda co był młody, a potem już był stary. Wszyscy oni po latach stagnacji, trwania we własnych dramatach zaczynają z nich powolnie wypełzać. Nieśmiało wystawiają łebki w kierunku lepszego życia. Czy mają szansę to już zagadka, na którą po przeczytaniu niech każdy odpowie sobie sam.
JAKUB MAŁECKI - RDZA
Małecki potrafi w jednym zdaniu zawrzeć niebywale duży ładunek emocjonalny. Nie ma tu długich opisów, a mimo to przedstawione osoby są tak samo realne, jak Ty czy ja. Tylko świat, w jakim żyją od realizmu bardzo odbiega z tego też powodu moim zdaniem jest to właśnie bajka dla dorosłych. Zamiast księcia mamy tu zwykłego chłopaka, zamiast złej macochy, nieradzącą sobie z miłością do wnuka babcię. Piękną księżniczkę porzuca się pod kościołem, a dzielny rycerz jeździ na inwalidzkim wózku. Z zasadzonego ziarenka fasoli wyrasta topola, a nad wszystkim tym krąży wyjąca, stukająca w okna, przerażająca bozia. Może też jest szczęśliwe zakończenie, a może jest ono tylko przyczółkiem do dalszej rozpaczy. Życia ludzkie biegną po kolejowym torze, a kiedy się od niego odrywają, żeby przeskoczyć na tory innych ludzi, pozostają na nich ślady rdzy.
P.S.
Gdybym miała Małeckiego do kogoś porównać byłby to zapewne Szczepan Twardoch. Dostrzegam podobieństwa w tematyce dołków ludzkich i w sposobie ich opisywania. Dołki Małeckiego sięgają jednak ledwo do połowy łydki i zawsze jest możliwość wyciągnięcia nogi. Do dołków Twardocha wpada się nogą aż pod tyłek i prędzej tę nogę zeżrą człowiekowi krety niż ją stamtąd wydobędzie. Kto czytał Dracha ten wie, w czym rzecz.
W oprawie graficzno - muzycznej - http://kwyrloczka.pl/2019/12/28/o-tym-jak-pisac-bajki-dla-doroslych-rdza-jakub-malecki/
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"NIE NAM JEDNYM SIĘ NIE KLEI"
Patrzę na ekran, patrze na powieść i nagle zgubiłam wszystkie te spostrzeżenia, które wcześniej kotłowały mi się w głowie. Może jeśli zacznę od fabuły dalej jakoś spłynę z prądem niczym flisak o drętwym żarcie Dunajcem. W...