Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Przeczytałam kilka pierwszych powieści Magdaleny Kordel i to było miłe czytanie. Styl i język autorki, jej poczucie humoru i specyficzny klimat, który potrafi stworzyć w powieściach mogę zaliczyć do ulubionych.

Jednak ta powieść mnie rozczarowała.

Co prawda zawiera duży ładunek emocji - głównie na linii matka-córka, ale cała historia opowiedziana jest dość jednostronnie i powierzchownie.. To granie na emocjach młodocianych czytelniczek w wieku, gdy rodziców postrzega się w czarno-białych barwach, a na wszelkie nakazy i zakazy reaguje bezrefleksyjnym buntem. Matka-karierowiczka jest tutaj wyjątkowo wredną, zimną babą, która nie zasługuje na miano matki - czarny charakter w całej rozciągłości.
Odniosłam wrażenie, że autorka subiektywnie staje po stronie młodej bohaterki.
Nie będę rozpisywać się szerzej o bohaterach i akcji, bo właściwie dokończyłam czytanie trochę na siłę, na zasadzie "jednak chcę się przekonać, czy przewidziałam zakończenie"

"Antolka" to powieść zupełnie nie dla mnie - odbieram ją jako typową książkę dla młodzieży. Nie utożsamię się ani z tytułową nastolatką, ani z jej matką.
Prawdę mówiąc jakoś mi ta książka nie pasuje do poziomu twórczości autorki.

Przeczytałam kilka pierwszych powieści Magdaleny Kordel i to było miłe czytanie. Styl i język autorki, jej poczucie humoru i specyficzny klimat, który potrafi stworzyć w powieściach mogę zaliczyć do ulubionych.

Jednak ta powieść mnie rozczarowała.

Co prawda zawiera duży ładunek emocji - głównie na linii matka-córka, ale cała historia opowiedziana jest dość jednostronnie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To powieść czysto świąteczna, w klimacie grudniowym, ale odcina się od głównego nurtu powielanych schematów osobą głównej bohaterki. Kiedy trafiłam na opis pierwszą moją myślą było: "nareszcie coś o starszych ludziach!" Jesteśmy bowiem od lat spychani na całkowity margines życia społecznego, co również przekłada się na margines fabuły literackiej.
Ta powieść napisana jest z wdziękiem, autorka zadbała o szczegóły, a mnie ujęła wątkami dotyczącymi pisma ręcznego.

To powieść czysto świąteczna, w klimacie grudniowym, ale odcina się od głównego nurtu powielanych schematów osobą głównej bohaterki. Kiedy trafiłam na opis pierwszą moją myślą było: "nareszcie coś o starszych ludziach!" Jesteśmy bowiem od lat spychani na całkowity margines życia społecznego, co również przekłada się na margines fabuły literackiej.
Ta powieść napisana jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wybrałam książkę związaną z oglądanymi aktualnie filmami. W krótkim odstępie czasu oglądam drugi serial o carycy Katarzynie - tym razem produkcji rosyjskiej. Jako pierwszą znalazłam książkę autora, którego styl i język jako żywo przypominają rodzimą masówkę o charakterze plotkarsko-sensacyjnym. Nie zaliczę tego produktu do poważnej literatury biograficznej - to pewien zbiór faktograficzny okraszony fantazjami autora w rodzaju "jak mały Kazio wyobrażał sobie...", czyli co Katarzyna powiedziała do swego kochanka w łóżku, albo co gorsze "co sobie myślała i wyobrażała". Zupełnie jak z tym szczeblem drabiny, która się śniła... (Sienkiewicz).

Wiem, że to najbardziej kuszące dla autora, ale jednocześnie bardzo spłycające treść - Troyat skupia się na życiu seksualnym Katarzyny (od początku do końca życia). Wręcz pławi się w opisywaniu wszelkich ekscesów. Polityka i druga tytułowa żądza - władza są zupełnie na bocznym torze.

To było moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale raczej nie przewiduję następnych.

Wybrałam książkę związaną z oglądanymi aktualnie filmami. W krótkim odstępie czasu oglądam drugi serial o carycy Katarzynie - tym razem produkcji rosyjskiej. Jako pierwszą znalazłam książkę autora, którego styl i język jako żywo przypominają rodzimą masówkę o charakterze plotkarsko-sensacyjnym. Nie zaliczę tego produktu do poważnej literatury biograficznej - to pewien...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie moje klimaty... nie zachwycam się pisarzem jak większość... nie przemawia do mnie specyfika czeskiego poczucia humoru itd - wszystko na "nie". Zmusiłam się do przeczytania całości, ale dalszego poznawania literatury czeskiej nie przewiduję (przynajmniej na razie).
Podobnie było z filmami i serialami produkcji czechosłowackiej, którymi regularnie karmiła polskich widzów telewizja. Te wszystkie historie o Homolkach, szpitalach na peryferiach i kobietach za ladą wciskane nam na siłę, nie wytrzymywały konkurencji z naszą kinematografią - szczególnie od strony aktorskiej. Drętwe, sztywne, sztuczne, nudne.
Przyznaję, że nie sięgnęłabym po literaturę naszych sąsiadów, gdyby nie udział w blogowej zabawie czytelniczej (kategoria "po sąsiedzku"). Jakoś nie czuję zainteresowania ani nowościami, ani klasyką zza najbliższej granicy ze wszystkich stron. W moim przypadku to na pewno zaszłości historyczne, tak jakoś we mnie tkwią.

Dawno temu poznałam Szwejka i pozostał do dziś moim ulubionym (chociaż jedynym znanym) bohaterem literatury czeskiej, co zawdzięcza na pewno genialnemu tłumaczeniu Pawła Hulki-Laskowskiego. Nie znam języka oryginału, więc może nie powinnam się wypowiadać, ale wiem jak bardzo podobał mi się polski tekst. Nawet jeśli tłumacz napisał powieść na nowo (a może tym bardziej).

Nie moje klimaty... nie zachwycam się pisarzem jak większość... nie przemawia do mnie specyfika czeskiego poczucia humoru itd - wszystko na "nie". Zmusiłam się do przeczytania całości, ale dalszego poznawania literatury czeskiej nie przewiduję (przynajmniej na razie).
Podobnie było z filmami i serialami produkcji czechosłowackiej, którymi regularnie karmiła polskich widzów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytało się lekko, a czy przyjemnie? Ciągle nie mogę do końca zaakceptować tego nowoczesnego stylu, uproszczonego języka, płaskiej narracji - mam na myśli tu ogół powieściowy tego typu, a nie tylko "Moralność Pani Piontek". Co prawda kilka razy zaśmiałam się (ale bez przesady). Bardziej jednak od ochoty do śmiechu czułam pewne wkurzenie faktem, że po raz kolejny kobieta-matka dorosłego dziecka jest bohaterką mało sympatyczną. Czy w pewnym wieku już mamy kojarzyć się tylko z wredną zołzą? upiorną mamuśką, teściową z dowcipów?
Ktoś powie, że to przecież spojrzenie z przymrużeniem oka, że to zabawna historyjka w lekkim gatunku. Być może, ale ja nie lubię takiej kreacji wizerunku mojego pokolenia.
Chyba zabrzmiało to mocno patetycznie, ciężko i ponuro, co w odniesieniu do tej powieści może również kogoś rozśmieszyć.

Treści opowiadać nie będę, bo pojawiło się trochę wpisów na blogach, które ładnie "opowiadają". Od pewnego momentu akcja i końcowe rozwiązanie jest już przewidywalne.
A sam tytuł i odniesienie do klasyki jest według mnie trochę na wyrost - spokojnie mógłby być każdy inny.

Czytało się lekko, a czy przyjemnie? Ciągle nie mogę do końca zaakceptować tego nowoczesnego stylu, uproszczonego języka, płaskiej narracji - mam na myśli tu ogół powieściowy tego typu, a nie tylko "Moralność Pani Piontek". Co prawda kilka razy zaśmiałam się (ale bez przesady). Bardziej jednak od ochoty do śmiechu czułam pewne wkurzenie faktem, że po raz kolejny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ta powieść od początku mnie wciągnęła... głównie dlatego, że rozpoczyna się tematem dla mnie szczególnie teraz ważnym - problemem opieki nad starymi ludźmi, naszymi najbliższymi członkami rodziny.
Dopiero później czytelnik zaczyna poznawać największy sekret Babci - jej skrywaną starannie przed wszystkimi miłość do książek. To niezwykła historia jak prosta kobieta, żyjąca na wsi odkrywa znaczenie literatury dla jej własnego rozwoju intelektualnego. Docenia jak wiele zawdzięcza pisarzom i ich utworom.

Babunia bardzo sprytnie ukrywała swoją literacką namiętność - w trakcie pracy jaką było opiekowanie się dziećmi, czytała niemowlakom fragmenty Victora Hugo, Flauberta lub Joyce`a. Maluchy słuchały fragmentów Ulissesa w czasie sjesty, gdy nie było ryzyka, że ktoś może to usłyszeć.

Czytałam z prawdziwą przyjemnością, oceniając powieść jako naprawdę mądrą historię, a wiele zdań wypowiedzianych przez tytułową Babunię na temat starości mogę dopasować do swojego spojrzenia na świat i uważam za prawdziwe mądrości życiowe. Zresztą Babunia naprawdę jest dla mnie główną postacią tej opowieści, na jej tle wnuczka wypada blado i sztucznie.

"Babunia" to opowieść o miłości, przemijaniu, starości z odkrywaniem piękna literatury w tle.

Czytając o początkach fascynacji literaturą, o tym jak Babunia musiała ukrywać swoje zainteresowania przed własną rodziną i środowiskiem (czytanie to marnowanie światła i czasu), nie mogłam oprzeć się porównaniom - możliwości rozwoju intelektualnego kobiet poprzez czytanie książek u robotników lub mieszkańców wsi polskiej i francuskiej na początku XX wieku. To dwa zupełnie inne światy, gdzie szanse na taki rozwój w Polsce były praktycznie równe zeru. Francja nie doznała takiego stopnia analfabetyzmu i czytelniczego zacofania jak Polska, przede wszystkim dlatego, że nie była zgnębiona polityką zaborców.

I tak sobie czytałam... i czytałam... aż do doszłam do zakończenia... I tu prawdziwy szok!
Nie... ja nie chcę takiego zakończenia... tego się nie robi czytelnikowi...

Ta powieść od początku mnie wciągnęła... głównie dlatego, że rozpoczyna się tematem dla mnie szczególnie teraz ważnym - problemem opieki nad starymi ludźmi, naszymi najbliższymi członkami rodziny.
Dopiero później czytelnik zaczyna poznawać największy sekret Babci - jej skrywaną starannie przed wszystkimi miłość do książek. To niezwykła historia jak prosta kobieta, żyjąca na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z debiutami różnie bywa - ten całkiem niezły (w swojej kategorii oczywiście).

"Milaczek" to właśnie ten debiut, który czytało mi się niespodziewanie dobrze.
Może dlatego, że nie ma tu narracji młodej głównej bohaterki, z którą jako żywo nie udałoby mi się utożsamić. Wolę taką narrację zewnętrzną - szczególnie, gdy główna bohaterka nie jest dominującą postacią. Mamy tu bowiem prawie na równi dwie inne bohaterki - Bachora (uroczą siedmiolatkę Zuzę) i ciotkę Zosię (wyzwoloną seksualnie panią po sześćdziesiątce).
Zakompleksiona Milena dość szybko skojarzyła mi się z Bridget Jones, co w moim odbiorze jest minusem, bo nie lubię tamtej książki. Jak zawsze przed lekturą nie szukałam innych opinii - nie chcę się z góry nastawiać. I dobrze, że nie szukałam, bo zachęty przez porównanie do Bridget raczej by mnie od lektury odstraszyły.
Książka dla mnie do przeczytania na raz - jak zawsze powody te same - zbyt prosty język i narracja, przewidywalność zakończenia.
A okładka cukierkowa jak opera mydlana ... i znowu z butami.

Z debiutami różnie bywa - ten całkiem niezły (w swojej kategorii oczywiście).

"Milaczek" to właśnie ten debiut, który czytało mi się niespodziewanie dobrze.
Może dlatego, że nie ma tu narracji młodej głównej bohaterki, z którą jako żywo nie udałoby mi się utożsamić. Wolę taką narrację zewnętrzną - szczególnie, gdy główna bohaterka nie jest dominującą postacią. Mamy tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie wiedziałam, że znany mi dziennikarz, którego bardzo lubię słuchać, jest również autorem kilku książek. Ja w dalszym ciągu pozostaję czytelnikiem z minionej epoki, więc nie śledzę z wypiekami na twarzy prywatnego życia znanych ludzi.

Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości, jaka jest wypowiedź "na piśmie" dziennikarza, który potrafi tak ciekawie opowiadać. I nie zawiodłam się. Nie oczekiwałam literatury z kwiecistym stylem i zdaniami pracowicie wycyzelowanymi, więc dobrze czytało mi się taką luźną formę wspomnieniową. Tytuł trafnie oddaje klimat tych zapisków - czytelnik dostaje skondensowaną treść bez niepotrzebnego lania wody. Ja sama nie polecę pewnie do USA - nawet przy ewentualnych możliwościach finansowych, bo jakoś mnie w tamte strony nie ciągnie (wolę Europę i Azję), więc wystarczą mi uwagi autora przybliżające ten kraj od zwykłej ludzkiej strony.

Nie wiedziałam, że znany mi dziennikarz, którego bardzo lubię słuchać, jest również autorem kilku książek. Ja w dalszym ciągu pozostaję czytelnikiem z minionej epoki, więc nie śledzę z wypiekami na twarzy prywatnego życia znanych ludzi.

Sięgnęłam po tę książkę z ciekawości, jaka jest wypowiedź "na piśmie" dziennikarza, który potrafi tak ciekawie opowiadać. I nie zawiodłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Bardzo chciałam dotrzeć do tej książki gdy tylko dowiedziałam się o jej wydaniu.

Mieszkam w najstarszej części tej dzielnicy od wielu lat, chodzę codziennie ulicami na których stoją jeszcze kamienice i drewniaki pamiętające tamte czasy

Ale powieść mnie rozczarowała - wydaje się, że mamy do czynienia z niedokończonym szkicem, który epatuje czytelnika przesadnym naturalizmem. Podobne wrażenie odniosłam kiedyś przed laty czytając "Germinal" Zoli. Opisywany tutaj świat Bałut jest odstręczający, wzbudza obrzydzenie, wręcz zniechęca do dalszej lektury. Jednocześnie to świat hermetyczny, odizolowany od miasta - świat obcy kulturowo i religijnie... świat, który w tamtej formie całkowicie przeminął. A opisany przez Rabona mógł znaleźć się wszędzie - w każdym innym mieście na świecie.

Całość na blogu - https://blogowaodskocznia.blogspot.com/2019/07/bauty-opowiesc-o-przedmiesciu.html

Bardzo chciałam dotrzeć do tej książki gdy tylko dowiedziałam się o jej wydaniu.

Mieszkam w najstarszej części tej dzielnicy od wielu lat, chodzę codziennie ulicami na których stoją jeszcze kamienice i drewniaki pamiętające tamte czasy

Ale powieść mnie rozczarowała - wydaje się, że mamy do czynienia z niedokończonym szkicem, który epatuje czytelnika przesadnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Kaprysik" jest dobry na kolejkowy czas.
To mój pierwszy kontakt ze słowem pisanym Mariusza Szczygła. Dotychczas miałam okazję tylko słuchać jego wypowiedzi w radio i telewizji. Czytanie tego zbiorku trwało dość długo, bo etapowo - w kolejkach do lekarzy.

Dzięki e-czytaniu ominęło mnie "szczęście" kontaktu z tymi okładkowymi różowościami w nadmiarze, chociaż kolor różowy bardzo lubię. Tutaj mi jednak nie pasował i nie dam się przekonać, że to taka kobieca książeczka, więc jak najbardziej... itd.

"Kaprysik" to zbiór mini-reportaży/ felietonów/powiastek (trudno mi wybrać odpowiedni gatunek) dający wbrew pozorom bardzo dużo do myślenia.
Każda z tych historii to niezwykły materiał na wcale obszerną powieść lub film (albo jedno i drugie).

Najwięcej refleksji wywołała u mnie pierwsza w tym zbiorku historia kobiety, która zapisała codzienność swojego życia na kartkach kilkuset szkolnych zeszytów. Być może dlatego, że pamiętam telewizyjną informację o odnalezieniu tych zeszytów po śmierci autorki zapisków.
A dlatego również, że niedawno sama doszłam do podobnego wniosku, ale ... poniewczasie. Moja pamięć wyrzuciła wiele wydarzeń z naszego wspólnego rodzinnego życia... tak bardzo żałuję, że nie zapisywałam ich w formie nawet najkrótszych notek... teraz już za późno...

"Kaprysik" jest dobry na kolejkowy czas.
To mój pierwszy kontakt ze słowem pisanym Mariusza Szczygła. Dotychczas miałam okazję tylko słuchać jego wypowiedzi w radio i telewizji. Czytanie tego zbiorku trwało dość długo, bo etapowo - w kolejkach do lekarzy.

Dzięki e-czytaniu ominęło mnie "szczęście" kontaktu z tymi okładkowymi różowościami w nadmiarze, chociaż kolor różowy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mało pozytywna "Pozytywka"
Co jakiś czas, wbrew własnym wcześniejszym ustaleniom, sięgam po kolejną polską powieść obyczajową (z podgatunku nazywanego "literaturą kobiecą), z naiwną wiarą w dobre trafienie. Niestety... tak się nie dzieje, a ja po zmarnowaniu czasu na niepotrzebne czytanie... niezadowolona z siebie, porzucam na dłuższy czas chęć poznawania nowych opowieści.
Właściwie ten wstęp wystarczy za rekomendację, czy też raczej jej brak.
Nie polecam... nie odradzam - dodam jedynie, żeby nie dać się zwieść ładnej okładce, ani notce od wydawcy.
Mnie to właśnie zmyliło, chociaż już od dawna zdaję sobie sprawę z marketingowego oddziaływania takich elementów.

Ładne opakowanie, a w środku... właśnie, co w środku?

Powieść porusza ważne problemy, dotyka traumatycznych przeżyć, ale w sposób dość powierzchowny, prymitywny, spłaszczający, chwilami ocierający się o wulgarność, a głównie o nudę.
W moim odbiorze to nie jest słodko-gorzka opowieść (jak czytamy na okładce)... nie znajduję tu nic słodkiego - opowiedziana historia jest ponura, przygnębiająca, smutna, czarno-szara...

Mało pozytywna "Pozytywka"
Co jakiś czas, wbrew własnym wcześniejszym ustaleniom, sięgam po kolejną polską powieść obyczajową (z podgatunku nazywanego "literaturą kobiecą), z naiwną wiarą w dobre trafienie. Niestety... tak się nie dzieje, a ja po zmarnowaniu czasu na niepotrzebne czytanie... niezadowolona z siebie, porzucam na dłuższy czas chęć poznawania nowych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wbrew większości opinii uważam, że ta powieść to wcale nie śmieszna Chmielewska.
Czytelnik przyzwyczajony do pierwszych powieści Joanny Chmielewskiej, tych z kryminalnymi motywami na wesoło, może poczuć się zaskoczony.
Niby wszystko jak zwykle... Joanna Chmielewska jako pisarka Joanna Chmielewska przypadkowo odkrywa miejsce zbrodni - dwa niewątpliwe trupy na kupie gruzu ze skrytki w ścianie... również jak to często bywa w jej powieściach, uczestniczy aktywnie w rozwiązaniu zagadki, czyli odnalezieniu sprawcy/sprawców oraz zaginionego łupu ze ściany, o którym świadczą mizerne resztki pozostałe w owym ściennym gruzie.

Jednak gdy odsuniemy na bok rozrywkowo-kryminalną część tej powieści, a całkiem poważnie skupimy się na osobach dramatu, to znajdziemy dramat rzeczywisty w bardzo smutnym i przygnębiającym wątku dziecka - ofiary psychicznej przemocy domowej.
Bo jak inaczej nazwać kilkanaście lat znęcania się wrednej baby nad bezbronną dziewczynką? Nie... ciotka nie używała siły fizycznej.. bardziej zgnębiła sierotę nakazami i zakazami, ciągłym poniżaniem, zmuszaniem do jedzenia obrzydliwych rzeczy i noszenia starych łachów, niszczeniem wszelkich pamiątek po ukochanych rodzicach oraz zabranianiem wszystkiego, co mogło dawać dziecku chociaż cień radości. Lista pomysłów ciotki jest dłuższa, ale szkoda czasu na zajmowanie się nimi - są zbyt wstrętne.
Można się zastanowić, czy i na ile takie postępowanie osoby dorosłej względem powierzonego jej opiece dziecka z rodziny jest możliwe? Oczywiście, że tak... jak najbardziej realne i możliwe... szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę motywy, którymi się kierowała.
W czasie, gdy książka powstała (pierwsze wydanie w 1993), o przemocy domowej nie mówiło się tak otwarcie jak dziś, dlatego tym bardziej to wstrząsające realia.
Nie mogę zaliczyć tej powieści do swoich ulubionych, bo jednak całkiem poważnie podchodzę do opowiedzianej historii, w której wcale mi nie żal ofiar kończących swój żywot w trakcie poszukiwania skarbów.

Wbrew większości opinii uważam, że ta powieść to wcale nie śmieszna Chmielewska.
Czytelnik przyzwyczajony do pierwszych powieści Joanny Chmielewskiej, tych z kryminalnymi motywami na wesoło, może poczuć się zaskoczony.
Niby wszystko jak zwykle... Joanna Chmielewska jako pisarka Joanna Chmielewska przypadkowo odkrywa miejsce zbrodni - dwa niewątpliwe trupy na kupie gruzu ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze zazdrościłam ludziom znającym tak dobrze obcy język, by móc w nim się porozumiewać i swobodnie czytać. Mnie się to nie udało, z różnych przyczyn. I czytając książki przetłumaczone z innych języków muszę polegać na słowach tłumacza. Zaufać tłumaczowi, że jego wersja jest jak najbardziej zbliżona do oryginału.
Jednak rzeczywistość okazuje się niedoskonała. Od czasu, gdy mam dostęp do internetu trafiam na opinie dotyczące zmian dokonywanych przez tłumaczy. Przede wszystkim dotyczy to imion bohaterów, ale zdarzają się również samowolne skróty treści utworów.
Niestety, nie mam innego wyjścia... jeśli chcę przeczytać książkę, muszę przeczytać jej polską wersję.

Między innymi tak bezpardonowo obchodzą się tłumaczki i tłumacze utworów mojej ulubionej kanadyjskiej pisarki - Lucy Maud Montgomery. Mam do nich o to wielki żal, kiedy dowiaduję się, że moi bliscy bohaterowie, z którymi zżyłam się już dawno, tak naprawdę noszą zupełnie inne imiona.
Imię to rzecz ważna - identyfikuje osobę, kojarzy nam kogoś konkretnego.

Z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku "Błękitnego Zamku", którego bohaterka, znana nam jako Joanna, w oryginale nosi imię Valancy.

Historia Joanny Stirling to jedna z książek dla dorosłych, napisanych przez L.M.Montgomery.
Akcja umieszczona jest w latach dwudziestych XX wieku, a więc już w zupełnie innej epoce, niż większość tych najbardziej znanych powieści autorki.

Bohaterka to stara panna - dwudziestodziewięcioletnia (!), która w dniu urodzin dowiaduje się o swojej chorobie i perspektywie najwyżej jeszcze jednego roku życia. Dotąd zahukana, nieśmiała, uważana za brzydką i niezbyt rozgarniętą, nagle pod wpływem wstrząsu (jakim jest taka wiadomość), postanawia zacząć żyć inaczej. Nie tak, jak dotąd musiała - pod presją rodziny i zgodnie z ich zasadami. Zapragnęła oderwania się od przymusu narzuconych obowiązków, od stereotypów myślenia, od niemiłych więzów rodzinnych... koniec z tym. Teraz zacznie robić to, na co ma ochotę i mówić szczerze to, co myśli.

Dotychczas jedyną jej krainą wolności był ów tytułowy Błękitny Zamek, do którego przenosiła się w myślach i w którym żyła inaczej. Teraz chce szukać tej krainy w realnym życiu.

Książka jest przyjemną i wciągającą bajką. Sama w sobie jest takim Błękitnym Zamkiem, w którym odnajdujemy dawno miniony świat.
Zawsze, gdy wracam do tej książki, zadaję sobie pytanie: ile dorosłych osób ma swój Błękitny Zamek? Taką małą tajemnicę, bo przecież dorosłym nie wypada "sobie wyobrażać"!

W 1988 roku w Teatrze Wielkim w Łodzi odbyła się premiera musicalu "Błękitny Zamek", stworzonego na motywach tej powieści. Oczywiście to dość swobodna interpretacja fabuły.
Choreografię opracowała Krystyna Mazurówna.

Zawsze zazdrościłam ludziom znającym tak dobrze obcy język, by móc w nim się porozumiewać i swobodnie czytać. Mnie się to nie udało, z różnych przyczyn. I czytając książki przetłumaczone z innych języków muszę polegać na słowach tłumacza. Zaufać tłumaczowi, że jego wersja jest jak najbardziej zbliżona do oryginału.
Jednak rzeczywistość okazuje się niedoskonała. Od czasu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nadrabiam kryminalne zaległości sprzed lat nie dlatego, że tak fascynuje mnie zgrzebna literacko twórczość pisarzy tzw. dziś "powieści milicyjnej", ale dlatego że najbardziej lubię powroty do klimatu ulubionych lat 60-tych.

Czytając teraz kryminały najbardziej popularnych autorów tamtego gatunku szukam detalu codzienności, drobiazgu scenerii, przedmiotu, ale także charakterystycznych zachowań i zwyczajów. Woda w karafce, popielniczki w gabinecie, no i atrament w kałamarzu! - to przecież dziś archeologiczne wykopaliska, jak przy grobowcach faraonów. Jak jeszcze dodam wielkie drewniane liczydła, których jeszcze w końcówce lat 70-tych używał główny księgowy w pierwszym moim miejscu pracy, to mój powrót do przeszłości jest powrotem do przeżywanej rzeczywistości.

Pieniądze zniknęły z miejsca wydawałoby się doskonale chronionego, do którego dostać się można było tylko przy użyciu trzech kluczy, wymagających obecności trzech osób.
Zastosowana formuła złego i dobrego milicjanta ma pokazać ludzką twarz władzy. Zły wsadzałby wszystkich do paki, niezależnie od zajmowanego stanowiska; dobry daje szansę każdemu na udowodnienie niewinności. Pracownicy banku, w imię źle pojętej, bo przedwojennej lojalności, nie chcą współpracować z władzą, a główny woźny nawet tego nie kryje mówiąc "to nasze wewnętrzne zmartwienie, po co mówić o naszych sprawach obcym".
Skąd my to znamy???

Ciekawe jest, że w akcji pojawiają się czasy przedwojenne, okres II wojny, a nawet przynależność do AK. To jednak nie dziwi zbytnio, skoro pierwsze wydanie książko to rok 1965. Już trochę poluzowana cenzura pozwalała na takie wątki - trzeba jednak zaznaczyć, że bardzo powierzchowne.

Nadrabiam kryminalne zaległości sprzed lat nie dlatego, że tak fascynuje mnie zgrzebna literacko twórczość pisarzy tzw. dziś "powieści milicyjnej", ale dlatego że najbardziej lubię powroty do klimatu ulubionych lat 60-tych.

Czytając teraz kryminały najbardziej popularnych autorów tamtego gatunku szukam detalu codzienności, drobiazgu scenerii, przedmiotu, ale także...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

" Wzruszająca opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno. Adrianna od śmierci taty nie cierpi świąt. Od czasu kiedy zamieszkała z matką, grudniowa aura zamiast z ciepłem i magią kojarzy się jej z odrzuceniem i samotnością."

Otóż dla mnie nie jest to opowieść wzruszająca, ale szalenie zasmucająca i przygnębiająca. I nawet przewidywalne radosno-świąteczne zakończenie nie załatwia sprawy, że "nigdy nie jest za późno".
Nie lubię takich reklamowych chwytów, nijak się mających do prawdziwego życia.
Na pewne zmiany jest zawsze za późno, bo traumatyczne przeżycia - szczególnie z dzieciństwa pozostają w człowieku na zawsze, nie dając się niczym wymazać. Oczywiście psychika każdego jest inna i nie mam zamiaru tu generalizować, ale życie nie jest bajką, więc dajmy sobie spokój z tym lukrowaniem. Chyba, że czytelnik bardzo chce oderwać się od skrzeczącej rzeczywistości i właśnie pragnie takiej bajki.

Zarówno okładkę jak i tekst od wydawcy uważam za niepotrzebnie przesłodzone, bo to nie jest dobry kierunek reklamowy. W ten sposób wrzuca się "Pejzaż z Aniołem" do jednego worka z tanią literaturą "okołoświąteczną", z krzywdą dla tej książki. To jest naprawdę dobrze zbudowana historia... bez taniego sentymentalizmu, ale wywołująca silne emocje u czytelnika. Może nie u każdego, ale u mnie na pewno. Nie jest potrzebna duża wyobraźnia, żeby zobaczyć siebie w sytuacji tego dziecka skrzywdzonego przez... własną matkę - wystarczy wczuć się w dowolnie wybraną z akcji sytuację relacji matka-córka. W sumie autorka i tak wykazała się dużą delikatnością językową... ja chyba wystrzeliłabym grubszym kalibrem. Podobnie jak w zarysowanym pobocznie wątku stosunku dorosłych dzieci do starych rodziców.

" Wzruszająca opowieść o tym, że nigdy nie jest za późno. Adrianna od śmierci taty nie cierpi świąt. Od czasu kiedy zamieszkała z matką, grudniowa aura zamiast z ciepłem i magią kojarzy się jej z odrzuceniem i samotnością."

Otóż dla mnie nie jest to opowieść wzruszająca, ale szalenie zasmucająca i przygnębiająca. I nawet przewidywalne radosno-świąteczne zakończenie nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Bułgarski bloczek" to kolejny (niestety), przegadany kryminał Joanny Chmielewskiej. Tak odbieram jej książki z ostatnich lat. Jakoś zniknęła ta wartkość akcji, krótkie dialogi, dowcip językowy i sytuacyjny.
Mamy za to rozmyte, rozwlekłe opisy, w których toną nijakie wypowiedzi bohaterów. Dwu-, trzy-stronicowe monologi wewnętrzne narratorki, kładą kryminał na obie łopatki.
Nie odczuwam już tego miłego dreszczyku kryminalnej akcji i właściwie nie wiem, czy napięcie w ogóle rośnie?

Takie przegadane kryminały trzeba czytać dwa razy. Pierwszy raz szybko, żeby się dowiedzieć kto zabił. A drugi raz powoli, żeby dostrzec i zapamiętać osoby, zdarzenia, fakty, poszlaki oraz drogę dochodzenia do prawdy.

Książka jest typowym kryminałem w stylu autorki, takim jak jej prawie wszystkie książki. Pisząc prawie wszystkie mam na myśli osobę narratorki i głównej bohaterki. Najczęściej jest nią sama autorka, ale w tej powieści tylko się tego domyślamy. Chyba nigdzie nie pada tym razem jej imię, ani nazwisko - ja tego nie dostrzegłam, dlatego użyłam słowa chyba. Wskazują na nią takie szczegóły, jak obecna również w innych powieściach praca nad tekstem (z pomocą redakcyjną młodszego pokolenia) oraz osoba Janusza, aktualnego od dłuższego czasu życiowego partnera powieściowej Joanny.

Akcja rozgrywa się współcześnie (mam na myśli czas wydania książki czyli 2003 rok), tym razem tylko na terenie Polski. Mamy tu morderstwo, kolekcje monet i znaczków oraz grupkę podejrzanych i świadków, którzy starają się urozmaicić śledztwo znikaniem, mataczeniem i fantazją fałszywych zeznań.

Jednak, chociaż to nie jest dawna Chmielewska, ja pozostaję jej wierną czytelniczką. Mam prawie wszystkie jej książki i stale do nich wracam. Zagmatwana i nieczytelna akcja przy każdej kolejnej lekturze daje wrażenie czytania nowej książki.
To też jakiś plus...

"Bułgarski bloczek" to kolejny (niestety), przegadany kryminał Joanny Chmielewskiej. Tak odbieram jej książki z ostatnich lat. Jakoś zniknęła ta wartkość akcji, krótkie dialogi, dowcip językowy i sytuacyjny.
Mamy za to rozmyte, rozwlekłe opisy, w których toną nijakie wypowiedzi bohaterów. Dwu-, trzy-stronicowe monologi wewnętrzne narratorki, kładą kryminał na obie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dzięki tej powieści zainteresowałam się bliżej Zespołem Aspergera. Dotychczas znałam tylko nazwę i nic poza tym. Teraz poszukałam informacji na ten temat zanim zaczęłam lekturę (kierując się notką od wydawcy). I chociaż podobał mi się styl, jakim książka jest napisana, od razu zadałam sobie podstawowe pytanie: "na ile autorka wykreowała świat osoby z ZA? - czy oddała w miarę prawdopodobnie odczucia bohaterki, czy też całość jest jedynie wizją pisarki?"

Prawdę mówiąc na pewno dla mnie ciekawsza byłaby powieść napisana właśnie przez kogoś znającego problem "od środka", czyli z pozycji ZA. Przyjmując jednak założenie, że świat głównej bohaterki i jednocześnie narratorki jest taki jak odbierany przez nas w czasie lektury, otrzymujemy ciekawą powieść, której głównym atutem jest styl. Autorka prowadzi niespieszną narrację, skupia uwagę na szczegółach, a jej bohaterka mówi prostym, zrozumiałym i jednocześnie pięknym językiem. A może po prostu normalnym językiem? Takim, do jakiego ja jestem przyzwyczajona od dawna. Można? Można pisać współcześnie bez prymitywnego żargonu social mediów.

Dla mnie dodatkowym plusem tej powieści jest kulinarny świat bohaterki, do którego wchodzimy razem z nią. Świat smaków, zapachów, kuchennych drobiazgów i kuchennych czynności. To wszystko, czego nie ma w typowych książkach kucharskich - tu jest opisane z niezwykłą drobiazgowością.
To wszystko nad czym sama staram się skupiać jak najczęściej... porzucając dawny pośpiech, mechanizm działania, stres przyniesiony z zewnątrz. Sama należę do osób "zajadających stres", a powinno się raczej z nim walczyć za pomocą kulinarnego spokoju i doskonalenia własnej sztuki kulinarnej.

Jedyne zastrzeżenie mam do grafiki tych fragmentów, które są przepisami kulinarnymi. Wyszczególnienie ich w formie pisma ręcznego jest świetnym pomysłem (wynikającym z akcji), ale jednak w niektórych przypadkach powinno być to pismo bardziej czytelne.

Dzięki tej powieści zainteresowałam się bliżej Zespołem Aspergera. Dotychczas znałam tylko nazwę i nic poza tym. Teraz poszukałam informacji na ten temat zanim zaczęłam lekturę (kierując się notką od wydawcy). I chociaż podobał mi się styl, jakim książka jest napisana, od razu zadałam sobie podstawowe pytanie: "na ile autorka wykreowała świat osoby z ZA? - czy oddała w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W moim odbiorze to nie jest powieść wysokich lotów - mimo literackiego przetworzenia scenariusza w tekst fabularny, pozostał on nadal materiałem surowym i niewykorzystanym w pełni. Scenariuszem, jak byśmy dziś powiedzieli, po lekkim liftingu. Dodatkowo jest to wyraźnie twór swoich czasów (serial wyprodukowany przez Telewizję Polską w latach 1979-1981). Tekst chwilami tendencyjny - taki trochę socjalistyczny produkcyjniak.
Język też chropawy, bardziej przypominający dziennikarski szybki zapis, niż klasyczną powieść.

W mojej ocenie autor nie sprostał zadaniu. Widać to już w trakcie lektury - nie stworzył prawdziwej powieści, chociaż materiał miał bardzo dobry. I chyba zbyt obszerny dla jego możliwości warsztatowych... aż się prosiło rozszerzenie, napisanie nie jednego, ale nawet kilka tomów powieści. Upchnięcie w jednym tomie stu lat historii Polski, bogatych w tak ważne wydarzenia, to jednak nieporozumienie. Dla mnie to stworzenie jakiegoś koncentratu powieściowego...

Dlaczego więc piszę o tej książce, skoro mam do niej takie zastrzeżenia?

Główną zaletą tej pozycji książkowej jest dla mnie samo podjęcie tematu w tamtym konkretnym czasie PRL-u: przybliżenie czytelnikowi tego fragmentu historii Polski. Dla takiego odbiorcy jak ja - osoby z innej dzielnicy Polski (nie mającej żadnej rodziny, ani znajomych w poznańskim), to kolejne źródło wiedzy. Tym łatwiej przyswajalne, że podane w formie opowieści o ludziach. O ludziach sławnych - prawdziwych postaciach historycznych - Dezydery Chłapowski, Hipolit Cegielski, Emilia Sczaniecka, Ignacy Paderewski, Wojciech Korfanty, hr. Raczyński, Otto von Bismarck, Róża Luksemburg.
I o ludziach zwykłych, którzy niczym szczególnym nie zapisali się na kartach historii.

W tym zestawieniu serial - książka, w mojej ocenie bez dyskusji wygrywa film. To zasługa doskonałej obsady, z najlepszymi naszymi aktorami w tamtym czasie. Niektórych już nie ma wśród nas, możemy jeszcze oglądać ich na ekranie.

Całość na blogu: https://blogowaodskocznia.blogspot.com/2012/12/najduzsza-wojna-nowoczesnej-europy.html

W moim odbiorze to nie jest powieść wysokich lotów - mimo literackiego przetworzenia scenariusza w tekst fabularny, pozostał on nadal materiałem surowym i niewykorzystanym w pełni. Scenariuszem, jak byśmy dziś powiedzieli, po lekkim liftingu. Dodatkowo jest to wyraźnie twór swoich czasów (serial wyprodukowany przez Telewizję Polską w latach 1979-1981). Tekst chwilami...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

PRL na wesoło, ale czy zrozumiale dla wszystkich?
To pytanie sformułowało mi się w trakcie czytania książki (i to dość szybko).

Ta powieść to swego rodzaju połączenie stylu "Rozmów kontrolowanych" z "Lesiem", chociaż nie na takim samym poziomie. Podstawową różnicę powoduje tu czas powstania.
"Lesio" Joanny Chmielewskiej był satyrą pisaną w tym samym czasie o którym opowiada, podobnie z filmem. Tutaj mamy akcję kreowaną 30 lat później, co automatycznie wyłącza wspomnienia własne wielu czytelników.
Młodych czytelników, których wtedy nie było jeszcze na świecie, albo byli zbyt małymi dziećmi, żeby rozumieć dobrze tamtą rzeczywistość.
I stąd moje obawy, że po przeczytaniu książki "Mariola,..." stworzą sobie skrzywiony obraz minionych czasów. Przyjmą za pewnik, że to takie fajne czasy były... ludzie sobie robili zakupy w czasie pracy, w miejscu pracy pędzili bimber z "Kukułek" i hodowali świnkę na mięso... pierwszy sekretarz partii co rusz wpadał na kielicha do dyrektora, konspiracja biegała z powielaczami po mieście... i w ogóle było bardzo wesoło i przyjemnie.

Jestem jak najdalsza od powracania do tamtego naszego życia wyłącznie na poważnie, z męczeństwem, sądowymi rozliczeniami, wzajemnym obrzucaniu się błotem i negatywnymi ocenami na każdym kroku. Mam po prostu obawy, że młode pokolenia nie zrozumieją tego typu powieści bez wcześniejszego przygotowania w zakresie realiów.

Moje wrażenia po lekturze?
Powieść ma jednego wspólnego zbiorowego bohatera i jedno miejsce akcji - to teatr i jego pracownicy. Czas akcji to niecały miesiąc przed stanem wojennym w 1981 roku. Zespół teatralny zajmuje się wszystkim innym tylko nie właściwą pracą. Poznajemy co chwila kogoś nowego, a ciągłe komplikowanie akcji kolejnymi wydarzeniami (mającymi chyba tworzyć jakieś napięcie) mnie osobiście tak zmęczyło i znudziło, że w pewnym momencie miałam dosyć. Chyba około 200 strony odłożyłam po prostu książkę na bok i zaczęłam czytać coś innego.
Oczywiście w końcu przeczytałam całą. W sumie czyta się lekko, kilka momentów mnie szczerze rozbawiło i właściwie jedyną uwagę, jaką mam do konstrukcji powieści to wspomniane wyżej zbyt długie wprowadzanie czytelnika w temat.

Dla mnie było to kolejne wspomnienie tamtych czasów, gdy trzeba było wykazać się zaradnością i wieloma umiejętnościami, żeby po prostu móc żyć.

PRL na wesoło, ale czy zrozumiale dla wszystkich?
To pytanie sformułowało mi się w trakcie czytania książki (i to dość szybko).

Ta powieść to swego rodzaju połączenie stylu "Rozmów kontrolowanych" z "Lesiem", chociaż nie na takim samym poziomie. Podstawową różnicę powoduje tu czas powstania.
"Lesio" Joanny Chmielewskiej był satyrą pisaną w tym samym czasie o którym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To moje pierwsze spotkanie z autorką, nie wiem, czy sięgnę po kolejne jej powieści (zbyt dużo ciekawych propozycji do przeczytana na liście).

W przypadku takich powieści jak romans historyczny zawsze traktuję historię jako tło fabularne, nigdy powieść nie jest dla mnie źródłem informacji. Pisarz traktuje historię - szczególnie tak odległą, jak kolorowe tworzywo... coś w rodzaju plasteliny, z której modeluje własną wizję dawnej rzeczywistości.
Nie odrzucam jednak całkowicie tła historycznego, bo w ogólnym zarysie daje czytelnikowi pewne wyobrażenie... jest swego rodzaju scenografią dla przeżyć bohaterów.

Powieść napisana jest ładnym, dość prostym współczesnym językiem, bez silenia się na sztuczne archaizmy - co tylko zaszkodziłoby opowiadanej historii. Nie czytam w oryginale, mogę wypowiadać się na temat języka polskiego przekładu Elżbiety Piotrowskiej, a ten mi się podoba. "Migdałowa Madonna" należy do książek w których fikcja przeplata się prawdziwą historią utrzymując zainteresowanie czytelnika przez cały czas. Nie jest zwykłym czytadłem, można ją umieścić na nieco wyższej półce.

To moje pierwsze spotkanie z autorką, nie wiem, czy sięgnę po kolejne jej powieści (zbyt dużo ciekawych propozycji do przeczytana na liście).

W przypadku takich powieści jak romans historyczny zawsze traktuję historię jako tło fabularne, nigdy powieść nie jest dla mnie źródłem informacji. Pisarz traktuje historię - szczególnie tak odległą, jak kolorowe tworzywo... coś w...

więcej Pokaż mimo to