-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać442
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant14
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2017-09-20
2017-08-29
2016-07-31
2013-06-13
Fotografia jest jedną z dziedzin sztuki, która dzięki rozwojowi technologicznemu, zaczęła się rozwijać bardzo prężnie. Każdy z nas posiada aparat cyfrowy (niegdyś część posiadała aparaty analogowe). Fotografia w dzisiejszych czasach spowszedniała, każdy może stać się fotografem, pretendować do miana fotografa uwieczniającego, nie tylko rodzinne wycieczki czy wydarzenia. Zżyliśmy się ze światem, gdzie obraz odgrywa dużą rolę w życiu codziennym. Ale czym jest tak naprawdę ta artystyczna strona fotograficznej historii? Jakie nurty, tendencje dominują w niej lub dominowały w minionych latach? Czym jest właściwie artyzm w wymiarze fotografii współczesnej? Niewielu ludzi zadaje sobie takie pytania, mnie one niesamowicie nurtowały. Aż do dzisiaj, kiedy to skończyła czytać książkę Charlotte Cotton.
Z prądem, choć pod prąd
Dostając "Fotografię jako sztukę współczesną" nie zakładałam, że wniesie w moje życie tak wiele - większość z Was, bowiem wie, że oprócz literatury i muzyki, fotografia właśnie jest jedną z moich największych pasji. Książka ta wniosła w moje życie nie tylko całkiem inne postrzeganie fotografii, ale i wlała w moje serce słodycz największą- zrozumienie i możliwość interpretacyjną. Jest to książka, która uczy. Uczy widzieć daną fotografię w całkiem innym kontekście. Uczy i inspiruje. Pokazuje, jak przez dziesięciolecia fotografia się zmieniała. Prognozuje poniekąd, również, jak się jeszcze zmieni. I mimo, że pozycja ta w Polsce została wydana w 2010 roku, nie traci po dziś dzień na świeżości.
Aby do końca móc zrozumieć wagę i rangę fotografii jako sztuki współczesnej, autorka podzieliła książkę na kilka rozdziałów tematycznych, m.in. Życie intymne, Fizyczne i materialne czy Chwile w historii. W każdym z nich opisuje całkiem inne techniki fotograficzne, projekty i fotografie oraz ich twórców, zwracając uwagę nie tylko na nurt, ale również na to jakiej dokonał ewolucji czy jak jest postrzegany przez odbiorców. Każdy z artystów wymienionych w książce, stał się prekursorem lub wyróżnia się na tle innych. Mamy tu do czynienia z wieloma nazwiskami, dzięki czemu zawsze możemy na własną rękę pogłębić wiedzę, którą przekazuje nam, powiedzmy szczerze, w okrojonej wersji autorka.
Fotograf jest tutaj twórcą ale i obiektem fotografowanym, narratorem ale i podglądaczem. Dokumentalistą, ale i wirtuozem tworzącym obrazy, technikami znanymi na samym początku rozwoju fotografii lub tworzącym instalacje, gdzie rzeźba i fotografia uzupełniają się, tworząc harmonijny, pełny obraz. Fotograf pełni funkcje opowiadacza historii poprzez zdjęcia, ujęcia, kolorystykę czy sposób i technikę fotografowania. Jest pośrednikiem do całkiem innego świata, pełnego metafor i kryjącego w sobie tajemnicę, wszakże sztuka oddziaływuje na każdego inaczej. Czasem staje w opozycji do panujących nurtów, czasem idzie z nimi w parze - wszystko po to by odnaleźć coś nowego, by wyrazić siebie w całkiem inny sposób.
Atutami książki są niewątpliwie mnogość przykładów w kolorze. Doskonale skomponowana typograficznie, moim zdaniem, przejrzysta i z wyrazistym, barwnym językiem. Mimo, że jest to książka naukowa, specjalistyczna, czyta się ją niezwykle przyjemnie i z zaciekawieniem.
Podsumowanie
Książka mnie zachwyciła, zaspokoiła głód wiedzy (o historii fotografii i interpretacjach pisałam już przy okazji recenzji "Obrazów fotografii..." na starym blogu), głód poznania.
Przykładowe stronice z tej książki:
Książka jest raczej skierowana do osób, które pasjonują się fotografią na tyle, że sięgają po książki z tej tematyki, i są wiecznie głodne wiedzy. Wiedzy o samej fotografii jako sztuce, jej rozwoju i historii. Nie znajdziemy tutaj informacji o tym jak robić udane zdjęcia, nie ma tutaj miejsca na tutoriale i naukę. Zdecydowanie jest to książka dla osób, które poniekąd żyją fotografią i chciałyby się dowiedzieć czegoś więcej. Myślę, że nie będą zawiedzione. Ja nie byłam i wracam dosyć często do tej książki - po prostu jest skarbnicą inspiracji, radości tworzenia, czasem dziwnych i niepokojących obrazów.
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/04/16/mnostwo-skupienia-i-energii-fotogafia-jako-sztuka-wspolczesna-charlotte-cotton/]
Fotografia jest jedną z dziedzin sztuki, która dzięki rozwojowi technologicznemu, zaczęła się rozwijać bardzo prężnie. Każdy z nas posiada aparat cyfrowy (niegdyś część posiadała aparaty analogowe). Fotografia w dzisiejszych czasach spowszedniała, każdy może stać się fotografem, pretendować do miana fotografa uwieczniającego, nie tylko rodzinne wycieczki czy wydarzenia....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2016-03-31
2015-10-11
Zabiorę Was dzisiaj w podróż do mrocznego wnętrza ludzkiej duszy. Do duszy nieskalanej, niewinnej i duszy pełnej mroku, zatracenia. „Mistrz” Janusza Nagieckiego jest nie tyle opowieścią o skomplikowanej relacji między nauczycielem a uczniem, ale również opowieścią o żądzy, samotności i tajemnicy. Zaskakująca i kończąca się zbyt szybko historia, jakby urwana w połowie opowieści sprawiła, że popadałam mimowolnie w refleksje, zapisując cytaty, które przykuły moją uwagę. Jest to książka i może brzmieć to banalnie, opowiadająca o życiu. O ludzkiej gonitwie, o kłamstwie, o chęci pomocy, o umieraniu.
Tylko nieboszczyka nie nachodzą pragnienia
Wyobraź sobie, Czytelniku, że jesteś studentem aktorstwa. Niby lubianym, z zasadami wywodzącymi się z konserwatywnego wychowania. Pochodzisz z małej miejscowości, a na studia wyjeżdżasz do dużego miasta, Warszawy. Nie masz specjalnego talentu, jesteś tam raczej z pasji, może z odrobiny pychy. Masz przy boku piękną dziewczynę o słomkowych włosach i urodzie iście słowiańskiej. Mieszkacie razem i wszystko jest tak jak być powinno. Ona studiuje psychologię, ale znajduje czas na wspólne imprezy i randki. Przychodzi jednak czas zaliczeń, a Ty zostajesz na lodzie. Każdy się od Ciebie odwraca i nie chce współtworzyć z Tobą grupy, która miałaby wystawiać pracę dyplomową przed komisją i bliskimi. Odkrywasz nagle, że jesteś samotny, odizolowany, bezużyteczny. Wmawiasz sobie, że ratunek z rąk bardzo znanego aktora a jednocześnie Twojego wykładowcy jest wyróżnieniem, nie aktem litości. Wystawiać będziecie „Zbrodnię i karę”, scenariusz napisany na dwa głosy. Zaczynacie próby, a Ty jesteś zachwycony. Tyle się możesz nauczyć od tak znakomitego aktora! Ze swym uwielbieniem biegniesz do dziewczyny, dzielisz się z nią nawet tak intymnymi szczegółami jak bicie i poniżanie. Profesor nie zna granic, chce jak najlepiej przygotować Cię do roli, chce byś czuł i myślał jak postać, którą grasz. W oczach Twojej dziewczyny dostrzegasz żar, który nasila się po poznaniu z Twoim mentorem, tytułowym Mistrzem. I wszystko zaczyna się w Twoim życiu zmieniać, a zmiany te nawiedzają także Twoje otoczenie. Burzą wszystko, co znałeś.
„(…) Często zbliżamy się do bólu, bo nie wierzymy, że to on nas boli. (…) Ufamy, że przez poznanie da się go oswoić”
„Mistrz” to monolog dwóch złożonych postaci, tytułowego Mistrza, znanego i cenionego aktora polskiego teatru oraz Janka, studenta, niezbyt zdolnego, ale pracowitego chłopaka z małej miejscowości. Monolog na 200 stronach ukazuje mnogość emocji i ludzkich twarzy. Mamy tutaj do czynienia z retrospekcją i tak naprawdę doskonale wiemy jak się kończy wątek główny. Wraz z głównym bohaterem, Jankiem, odkrywamy historię i tajemnicę, którą otulona jest powieść. Chłopak opowiada nam ją przy butelce wódki, w Zaduszki, czasem mówiąc do siebie, czasem wspominając coś jeszcze innego i zmieniając temat. Czyta się to wszystko, jakby słuchało się relacji z życia znajomego, którego nie widzieliśmy kawałek czasu.
„(…) chcesz zrozumieć, to nazwij, zdefiniuj. Zdefiniuj w sobie. Uchwyć przyczynę gestu…”
Wypowiedź Janka okraszona jest wtrąceniami z dziennika Mistrza, które pokazują w pewien specyficzny sposób drugą stronę medalu- inne spojrzenie na wydarzenia, na całą tą grę, którą prowadzi Mistrz ze swoim uczniem. Jest to złożona gra, która ma uświadomić Janka, że tylko ból, poświęcenie i prawda mogą doprowadzić go do sukcesu. Gra ta jest osią fabularną powieści, można czasem odnieść wrażenie, że jest tłem dla całej tej plątaniny relacji i emocji. „Mistrz”, dla mnie jest książką nie o tym, że aby osiągnąć perfekcję należy odciąć się od wszystkiego, co się zna, doznać najwyższego bólu i poświęcić wszystko, co się znało i kochało, ale o tym, jak skomplikowany jest człowiek, jak wiele potrafi znieść i jak relacje z innymi wpływają na jego życie.
Podsumowanie
Janusz Nagiecki w swojej powieści zabiera czytelnika w skomplikowaną podróż, bowiem skupia się głównie na emocjach i relacjach bohaterów, akcja powieści jest tylko tłem, ważnym spajającym, ale nadal tłem. Dialogi między postaciami stanowią większą część książki, co czyta się szybko i przyjemnie, choć ta przewaga nie uwłacza książce – jest czymś, co fascynuje. Nie są to rozmowy proste, często są głębokie, refleksyjne, czasem żartobliwe.
„Mistrz” to powieść żywa. Czuć to życie w charakterach bohaterów, w ich tajemnicach, w zakończeniu, które jest niemalże urwane. Jest to jedna z tych książek, które albo się pokocha albo znienawidzi. Wszystko jest w niej inne, dziwne, niepokojące, ale jednocześnie znajome. Miałam momenty, kiedy książkę chciałam odłożyć, ale za chwilę znowu przepadałam na kilka chwil.
To niesamowite, gdy książka zostawia czytelnika z jednym wielkim znakiem zapytania w głowie, zmusza do myślenia i wzbudza emocje, często skrajne. Takie książki powinno się cenić, zwłaszcza, jeśli pochodzą z rodzimego podwórka, a ich autor to równie fascynująca osobistość :)
[https://antymateriablog.wordpress.com/2015/11/02/trudne-relacje-i-ich-konsekwencje-mistrz-janusz-nagiecki/]
Zabiorę Was dzisiaj w podróż do mrocznego wnętrza ludzkiej duszy. Do duszy nieskalanej, niewinnej i duszy pełnej mroku, zatracenia. „Mistrz” Janusza Nagieckiego jest nie tyle opowieścią o skomplikowanej relacji między nauczycielem a uczniem, ale również opowieścią o żądzy, samotności i tajemnicy. Zaskakująca i kończąca się zbyt szybko historia, jakby urwana w połowie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-10-08
Wyobraźcie sobie świat baśni. Baśni w wersji Disneya - słodkie, kolorowe, rozśpiewane i roztańczone. Świat podzielony na dobro i zło, na czerń i biel. Całkowite odizolowanie najczarniejszych i najmroczniejszych złych bohaterów od tych, którzy pragną tylko dobra, piękna. Prawdziwa idylla. Wyobraźcie sobie, że podglądacie losy wszystkich czarnych charakterów z tych baśni i... zaczynacie ich żałować. Skazani na wygnanie, pozbawieni godności i swojego charakteru. Ludzie się zmieniają, ale czy zło wyssane z mlekiem matki, albo przekazane za sprawą genów nie umiera? Czy tradycja i otoczenie, ma realny wpływ na osobowość? Czy przyjaźń i miłość w świecie tak złym, że aż groteskowym, może istnieć?
Czarny charakter, nie do końca taki czarny
Od czasów pierwszych animacji, które wyszły spod ręki Walta Disney'a, baśnie są inspiracyjną potęgą, która nie zna upływu czasu, nie rozgranicza wiekowo ani płciowo. Baśnie, te klasyczne, mroczniejsze oraz te, które otoczył lukrową bańką mydlaną Disney, po dziś dzień są wielowymiarową, pop-kulturową siłą. Uczą najmłodszych i zachwycają starszych. Odniesienia do nich znajdziemy w filmach, serialach, książkach a nawet w grach komputerowych! Nie można zaprzeczyć, że świat baśni oczarował cały świat. I może właśnie dlatego sięgnęłam po tę książkę. Po książkę, która na chwilę przeniosła mnie w świat dzieciństwa, kiedy to oryginalne (oczywiście ocenzurowane!) baśnie czytywałam z mamą i młodszym bratem.
Świat wykreowany przez Melissę de la Cruz to świat, w którym dobro i zło zostało oddzielone grubą kreską. Zło, które zawsze uprzykrzało życie doskonale znanych nam postaci: Belli i Bestii, Aurory czy Śnieżki, zostało wypędzone na wyspę i zamknięte pod kloszem. Klosz ów, nie przepuszcza żadnej energii magicznej, nie pozwala się z niej wydostać - jest więzieniem. Zapomnianym i opuszczonym miejscem.
Poznajemy dzieci największych złoczyńców: Mal - córkę Diaboliny; Carlosa - syna Cruelli de Moon; Jay'a - syna Dżafara oraz Evie - córkę Złej Królowej, która za wszelką cenę chciała być najpiękniejszą na świecie. Ich dzień nie różni się zbytnio od dni każdego nastolatka: szkoła spędza sen z powiek, a codzienne obowiązki bywają istną torturą, zwłaszcza jeśli ma się do wysprzątania cały zamek i opiekę nad najcenniejszym skarbem - furtami własnej matki. Zgnilizna i chęć bycia największym złoczyńcą na świecie sprawia, że każdy czyn musi być podszyty złem. Przyjaźń i jakakolwiek dobroć jest z miejsca wyszydzana, obracana w żart, traktowana jako przejaw słabości. Jednak pewne wydarzenie sprawia, że coś się zaczyna zmieniać...
"(...) właśnie o to chodziło w poznawaniu świata. Kiedy już przekroczyłeś próg domu, gdy opuściłeś mrok jaskini, trudno było wrócić."
Przypadek sprawia, że magia na chwilę znowu zaczyna gościć na Wyspie potępionych. Diabolina, wiecznie pragnąca zemsty, postanawia wysłać córkę na poszukiwanie Smoczego Berła - przedmiotu, w którym zaklęta jest potęga prawdziwego zła. Córka, chcąc wreszcie zaimponować matce, opracowuje plan. Misterny, mroczny plan. Zabiera Evie, na której chce się zemścić, Jay'a jedynego druha, którego nie przeraża jej status społeczny (w końcu jest córką Diaboliny, najpotężniejszej na Wyspie, nawet bez magii) oraz Carlosa, którego wynalazek zapoczątkował całą przygodę. Nikt nie spodziewa się, że wyprawa, w którą wyruszają zmieni wszystko.
Podsumowanie
"Wyspa potępionych" jest lekką, prostą historią. Nie oczekiwałam zbyt wiele po książce dla młodzieży, ale muszę przyznać, że polubiłam bohaterów (których, notabene dalsze losy poznajemy w filmie "Następcy"- patrz ilustracje do posta), polubiłam ich złożoność i tak realną niepewność. Chęć zabłyśnięcia przed rodzicami, chęć dowiedzenia swojej własnej wartości zna, chyba, każdy z nas. Samotność, która otacza bohaterów i wieczne wymagania, którym sprostać nie mogą... po prostu nie można było nie poczuć do nich odrobiny sympatii.
Historia, którą zaserwowała nam autorka, jest historią drogi i przemiany. Pokazuje nam, że nic w życiu nie jest tylko czarno-białe. Każdy ma dwie twarze, nikt nie jest całkowicie zły, albo całkowicie dobry. Świat byłby wtedy zbyt mdły, zbyt prosty a życie? Wiałoby rutyną i nudą. Melissa de la Cruz zapodaje w swojej książce prostą wiedzę: każdy może się zmienić, każdy ma wiele twarzy, każdy ma prawo by być równo traktowany.
Nie jest to nic odkrywczego, ale właśnie o takich oczywistych oczywistościach najczęściej zapominamy. Książkę polecam, ale raczej młodszym czytelnikom (mając 26 lat historia niekoniecznie nas porwie, chyba że jest się takim fanem baśniowych opowieści, jak ja :D). Dobra zabawa gwarantowana, zwłaszcza, jak lubicie alternatywne historie i spojrzenie na baśnie z całkiem innej perspektywy. Jeśli masz ochotę na lekką historię na jesienny wieczór, ale nie banalną, ciekawą - to myślę, że to książka dla Ciebie, Czytelniku :)
[https://antymateriablog.wordpress.com/2015/10/10/antybohater-odczarowany-wyspa-potepionych-melissa-de-la-cruz/]
Wyobraźcie sobie świat baśni. Baśni w wersji Disneya - słodkie, kolorowe, rozśpiewane i roztańczone. Świat podzielony na dobro i zło, na czerń i biel. Całkowite odizolowanie najczarniejszych i najmroczniejszych złych bohaterów od tych, którzy pragną tylko dobra, piękna. Prawdziwa idylla. Wyobraźcie sobie, że podglądacie losy wszystkich czarnych charakterów z tych baśni i......
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-04
2015-04
2015-03-28
2015-04-02
2014-12-21
Dziki afrykański ląd od wieków nęci podróżników. Fascynuje pisarzy i poetów. Inspiruje twórców, czy to filmowych czy projektantów wszelkiej maści. Zdaje się, że dzikość i egzotyka tego kontynentu, przenika człowieka, zasiewa w nim ziarno zainteresowania i narkotyzuje. Człowiek, który raz odwiedził Czarny Ląd wiecznie będzie pragnął wrócić tam, choć na chwilę. "Zapiski nosorożca..." to nietypowa relacja z podróży. Relacja, którą sam autor nazywa:
"(...) długą pocztówką od faceta, który pojechał na krótkie wakacje."
Łukasz Orbitowski serwuje nam nie tylko opowieść o współczesnej Afryce, w której możemy odnaleźć ślady europejskie i amerykańskie, ale także świat wierzeń Afrykańczyków. Przytacza nam, bowiem legendy, które zasłyszał podczas swojej podróży. Możemy zobaczyć Czarny Ląd oczami zwykłego turysty, który upaja się pięknem tych ziem oraz korzysta z dostępnych tylko turystom atrakcji. Jedzeniem, które nigdzie indziej nie smakuje tak dobrze (i jest tanie jak barszcz!). Wiecznym słońcem przypiekającym niezwyczajną polską skórę. Zapachem spalonej ziemi, chłodną bryzą, szorstkością nocnego powietrza. Różnorodność krajobrazu obrazują czarno-białe fotografie ilustrujące każdy "turystyczny" rozdział.
Legendy, które zebrał i opisał autor, dodają niesamowitego klimatu tej literackiej "pocztówce". Sprawiają, że czytelnik nie może oderwać się ani na chwilę. Afryka wciąga, zwłaszcza ta dzika, plemienna, pierwotna. Dzięki nim możemy przekonać się ile magii jeszcze pozostało na tych pustynnych terenach.
Afryka to nie tylko piękne, turystyczne miasta, to nie tylko sawanny pełne dzikich zwierząt, to nie tylko parki krajobrazowe i kopalnie diamentów. To przede wszystkim ludzie, których doskonale widać w "Zapiskach...". Autor nie skąpi nam dialogu z tubylcami czy też z innymi turystami. Możemy, chociaż pobieżnie zbadać ich charakter i mentalność.
Łukasz Orbitowski w sposób mistrzowski pokazał nam Afrykę taką jaka jest: bogatą kulturowo, magiczną, pełną ludzkich nieszczęść, ale i radości życia. Pokazał nam rzeczywistość, w której dobrze prosperujące rejony wypełnione po brzegi turystami kontrastują z biednymi wioskami, bez prądu, bieżącej wody, przymierające głodem.
To była moja pierwsza książka tego autora i muszę przyznać, że zachwyciłam się sposobem prowadzenia opowieści, językiem literackim, który jest męski, ale i często bardzo liryczny. Obrazowość książki jest na wysokim poziomie, autor jest genialnym obserwatorem. Chciałabym czytać takich książek podróżniczych zdecydowanie więcej.
Polecam, bo muszę przyznać, że już dawno nie czytałam tak ciekawej i prostej w przekazie powieści podróżniczej.
[http://anty---materia.blogspot.com/2015/06/zapiski-nosorozca-ukasz-orbitowski.html]
Dziki afrykański ląd od wieków nęci podróżników. Fascynuje pisarzy i poetów. Inspiruje twórców, czy to filmowych czy projektantów wszelkiej maści. Zdaje się, że dzikość i egzotyka tego kontynentu, przenika człowieka, zasiewa w nim ziarno zainteresowania i narkotyzuje. Człowiek, który raz odwiedził Czarny Ląd wiecznie będzie pragnął wrócić tam, choć na chwilę. "Zapiski...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-15
Z wieloma książkami jest tak, że potrafimy je pokochać od pierwszych stron. Wciągają nas, sprawiają, że nie możemy się od nich oderwać, są obecne cały czas w naszych myślach i ciężko nam, po skończeniu czytania, wyjść ze świata fabularnego. "Klucz" dostałam przedpremierowo, ale miałam z tą książką dziwną relację. Z angielska można by ją nazwać "love-hate relationship". Tak wiele różnych emocji dostarczyła mi ta powieść. Może dlatego, że spodziewałam się czegoś zupełnie innego...
"Klucz" opowiada historię Meli, która od najmłodszych lat była bita i poniżana przez ojca. Ojca, który przeszedł piekło w obozie koncentracyjnym. Ojca, który nigdy nie okazywał czułości, był zimny, restrykcyjnie przestrzegał zasad, które wprowadził. Ojca, który przez wiele lat wmawiał córce, że musi być najlepsza. Z jego polecenia grała na fortepianie, choć tej gry nienawidziła. Z jego polecenia poszła na medycynę i zarywała całe noce i dnie, by tylko dostać jak najwyższą ocenę, by zostać zauważona przez rodziców. Może nie tyle pochwalona, tylko zwyczajnie zauważona. Jej dorosłe życie, jak to zwykle bywa, napełnione było strachem, niepewnością. Ciąża, mąż, który był wiecznie "gdzie indziej" i z szarmanckiego, kulturalnego mężczyzny zmienił się nie do poznania. Jednak Mela przez całe życie pamięta słowa matki, które pomagają jej przetrwać najcięższe chwile:
"Zapamiętaj na całe życie: Licz tylko na siebie. Wtedy nigdy się nie zawiedziesz. To jest klucz do sukcesu".
Nie mogę zarzucić tej powieści nudy, ani flegmatycznie rozgrywanej akcji. Opisy miejsc, postaci nie są przesadnie wydłużone. Fabuła jest wartka i wciągająca, na tyle, że książkę czyta się jednym tchem. Dlaczego więc wzbudziła we mnie tak mieszane odczucia? Poprzez główną bohaterkę. Jej niezdecydowanie i podejmowane spontanicznie decyzje. Nie mogę, niestety podać przykładu - zdradziłabym zbyt dużo. Miałam momenty, kiedy książką chciałam, po prostu rzucić o ścianę z irytacji. Książka potrafi wciągnąć, choć można odnaleźć w niej kilka nieścisłości, przykładowo Mela była bita przez ojca w twarz, a nikt nie zainteresował się siniakami na jej twarzy czy opuchliznami. Mogę się domyślać, że każdy stronił od wtykania nosa w nieswoje sprawy, ale bardzo wątpię, by żaden z nauczycieli nie zareagował na wiecznie posiniaczoną twarz dziewczynki.
Byłam przygotowana na ciężką powieść o patologicznej rodzinie, może na przekrój psychiki takiego dziecka a potem dorosłej kobiety. Co prawda w książce dowiadujemy się o systemach ochronnych głównej bohaterki, możemy jednak podejrzewać tylko i wyłącznie, że jej często nie logiczne decyzje mają związek z przeżyciami dzieciństwa. Miałam nadzieję, że odnajdę w tej książce samą siebie i początkowo tak było, ale z upływem stron sam charakter bohaterki odbiegał od mojego wyobrażenia i doświadczenia.
"Klucz" jest debiutem literackim dr Elżbiety Wardęszkiewicz, który jest naprawdę dobrze napisany. Z pasją i lekkością. Czytanie samo w sobie sprawiało mi przyjemność, nie mam co do stylu pisarskiego autorki nic do zarzucenia - wręcz przeciwnie. Zabrakło mi odrobinę dopracowania historii pod względem charakterologicznym, psychicznym i przyczynowo-skutkowym.
Mimo mojego narzekania, książkę polecam, bo jest to jedyna taka książka na polskim rynku, jaką miałam okazję przeczytać. Jedyna taka, wzbudzająca tak szeroką gamę odczuć i emocji.
[http://anty---materia.blogspot.com/2015/06/klucz-elzbieta-wardeszkiewicz.html]
Z wieloma książkami jest tak, że potrafimy je pokochać od pierwszych stron. Wciągają nas, sprawiają, że nie możemy się od nich oderwać, są obecne cały czas w naszych myślach i ciężko nam, po skończeniu czytania, wyjść ze świata fabularnego. "Klucz" dostałam przedpremierowo, ale miałam z tą książką dziwną relację. Z angielska można by ją nazwać "love-hate...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-09
Nie jestem wielką entuzjastką zbiorów opowiadań, bo wiem, że zawsze następuje zbyt szybki koniec. Koniec fabularny i wspólnej przygody z bohaterami opowieści. Nie potrafię się wtedy odnaleźć w następnym z kolei opowiadaniu, ale są takie zbiory, których poszczególne komponenty są idealnie dobrane. Łączy je coś nienamacalnego, jakiś klimat nieuchwytny, drżący pod powieką, mamiący czytelnika i kojący (zbyt) szybki koniec jednej historii. Takim zbiorem jest właśnie "Wieża", Ahsana Ridha Hassana, którą dostałam od Wydawnictwa Novae Res za co serdecznie dziękuję! Muszę przyznać, że jestem zaskoczona, gdyż jest to debiut literacki założyciela największego w Polsce portalu selfpublishing - Wydaje.pl.
"Wieża" to pięć opowiadań. Opowiadań nasączonych grozą, ale nie jest to groza prosta objawiająca się dużą ilością krwi lejącej się z ciał nieszczęsnych ofiar. Jest to wysmakowana groza, działająca bardziej na psychikę czytelnika, trzymająca w napięciu.
I tak oto w tytułowym opowiadaniu, spotykamy małżeństwo, które wprowadziło się do nowego domu, z dala od zgiełku miasta. Domu położonego w malowniczej, górskiej krainie w otoczeniu przepięknych lasów. Małżeństwo to przeżywa pewien kryzys, który się zaognia po dwóch tygodniach urlopu obojga małżonków. Michał pozostaje w domu, ma zamiar skrupulatnie urzeczywistnić marzenie o napisaniu powieści, Monika zaś wyjeżdża z grupką znajomych na wczasy na Mazury. Sytuacja staje się coraz bardziej zagadkowa, bo od momentu zamieszkania w wymarzonym domu, Michał widzi w ogrodzie tajemniczą wieżę. Szczelnie zamkniętą, ceglaną, niewidzialną dla Moniki. Opowiadanie to jest jedną wielką zagadką, w pewnym momencie straciłam rachubę: nie wiedziałam już co jest fikcją, a co jest realnym światem. Doskonały zabieg retrospektywny, dzięki niemu poznajemy bohaterów znacznie bardziej, zżywamy się z nimi. I wielki plus za otwarte zakończenie.
Reszta opowiadań jest równie zagadkowa, klimatyczna. Niby zwyczajne życie, zwyczajnych ludzi (freelancera z długami, nastolatka, który zostaje pośmiewiskiem klasy, artysty satyryka w średnim wieku), ludzi, którzy żyją obok nas, a mimo to mam wrażenie za każdym razem, że przenoszę się w jakiś tajemniczy świat. I właśnie ta tajemniczość jest słowem, które najczęściej przychodziło mi do głowy podczas czytania tego zbioru. Nie zdradzę Wam fabuły pozostałych opowiadań, bo nie chcę, przypadkowo, uronić zbyt dużo z klimatu książki. Musicie się przekonać sami, bo tylko sami odczujecie ten niesamowity, eteryczny klimat.
Ośmielę się stwierdzić, że zakochałam się w tym zbiorze. Zakochałam się miłością wieczną. Jest to zbiór, który każdą historią potrafi wzbudzić we mnie dreszczyk emocji, nie wystraszyć, raczej wywołać emocje, które zapierają dech w piersiach. I skłaniają do refleksji. Jest to książka, która z pewnością wymaga trochę uwagi od czytelnika. I skupienia. I właśnie za to ją pokochałam. Nie dostarcza czytelnikowi płytkiej rozrywki (jak większa część książek grozy), wzbogaca czytelnika. Zachwyca. Mnie zachwyciła. I od tej pory zajmuje w moim sercu wysoką pozycję.
Polecam. Warto.
[http://anty---materia.blogspot.com/2014/12/wieza-ahsan-ridha-hassan.html#sthash.PoS8rprO.dpuf]
Nie jestem wielką entuzjastką zbiorów opowiadań, bo wiem, że zawsze następuje zbyt szybki koniec. Koniec fabularny i wspólnej przygody z bohaterami opowieści. Nie potrafię się wtedy odnaleźć w następnym z kolei opowiadaniu, ale są takie zbiory, których poszczególne komponenty są idealnie dobrane. Łączy je coś nienamacalnego, jakiś klimat nieuchwytny, drżący pod powieką,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-11
"Kumulacja gniewu" jest kontynuacją "Kumulacji cierpienia". Tym razem rodzeństwo muszą rozwiązać zagadkę dziecka, a właściwie jego duszy, która nęka swoją rodzinę. Dusze takie jak tego małego chłopczyka, Jimiego, szukają pomocy. Chcą sprawiedliwości za krzywdy im wyrządzone. Zrobią wszystko, by zwrócić uwagę. By ktoś coś zrobił. Trawiące je emocje, te ostatnie z chwil przed śmiercią wykruszają się, tworząc powłokę wokół domu rodziny. Takie, niespokojne, gniewne dusze chcą zemsty. Rozwiązanie przychodzi, okupione wysokim poświęceniem.
Książki Moniki Fudali łączą w sobie to, co kocham w tym gatunku literatury: grozę bijącą od pierwszych stronic, klimat wypełniający nasze płuca lodowatym powietrzem przyprawiającym o gęsią skórkę. Pomimo małej objętości, są niebywale pełne treści. Łączą w sobie ciekawe postacie i historie, miejskie legendy poniekąd, które (w takiej czy innej formie) każdy z nas słyszał. Nie są odkrywcze, ale przez sposób poprowadzenia opowieści wyróżniają się spoza innych. Język jest miękki, żywy, a jednocześnie ostry, zapadający w pamięć. Poprzez obrazy, bardzo plastyczne, ale jednocześnie proste. Wiele nie potrzeba naszej wyobraźni. Wszystko jest na swoim miejscu: i konstrukcja i odpowiednie dawkowanie napięcia. Żałuję tylko, że są tak krótkie (ale za to idealne na podróże!), życzę autorce, by kiedyś wszystkie te historie-opowiadania, rozrosły się do powieści wielostronicowej.
Nie przeczę, że dla mnie są to książki, które na nowo napełniły moje serce wiarą, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane, nie wszystko zostało napisane. Zwłaszcza w literaturze grozy. Gorąco i szczerze polecam.
[http://anty---materia.blogspot.com/2014/12/recenzja-ksiazek-moniki-fudali.html#sthash.JJYGKpmh.dpuf]
"Kumulacja gniewu" jest kontynuacją "Kumulacji cierpienia". Tym razem rodzeństwo muszą rozwiązać zagadkę dziecka, a właściwie jego duszy, która nęka swoją rodzinę. Dusze takie jak tego małego chłopczyka, Jimiego, szukają pomocy. Chcą sprawiedliwości za krzywdy im wyrządzone. Zrobią wszystko, by zwrócić uwagę. By ktoś coś zrobił. Trawiące je emocje, te ostatnie z chwil przed...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-10
Wielu ludzi wierzy, że w murach są zapisane emocje mieszkańców. Ich radości albo cierpienia. Mury budynków przyswajają je, oddając tym, którzy są bardziej podatni na tego typu wpływy. Niektórzy stają się pożywką dla demonów, które przez stulecia znalazły swoje miejsce pomiędzy składowymi budynków. Niektóre z nich próbują się z nich przedostać do naszego świata, próbują zebrać żniwo w postaci ofiar, które oddadzą życie i swoją życiową energię dla nich. Staną się inkubatorem dla przerażającego istnienia, które nie ma litości dla nikogo. Takimi istotami w "Kumulacji cierpienia" zajmuje się młody chłopak imieniem Keisuke. Keisuke posiada dar, który wykorzystuje do pomocy zbłąkanym duszom, z jakiegoś powodu niemogącym opuścić doczesny świat i zaznać spokoju. Keisuke z bratem, Sato, muszą uporać się z potężnym demonem, który wybrał sobie na ofiarę pewną rodzinę.
Książki Moniki Fudali łączą w sobie to, co kocham w tym gatunku literatury: grozę bijącą od pierwszych stronic, klimat wypełniający nasze płuca lodowatym powietrzem przyprawiającym o gęsią skórkę. Pomimo małej objętości, są niebywale pełne treści. Łączą w sobie ciekawe postacie i historie, miejskie legendy poniekąd, które (w takiej czy innej formie) każdy z nas słyszał. Nie są odkrywcze, ale przez sposób poprowadzenia opowieści wyróżniają się spoza innych. Język jest miękki, żywy, a jednocześnie ostry, zapadający w pamięć. Poprzez obrazy, bardzo plastyczne, ale jednocześnie proste. Wiele nie potrzeba naszej wyobraźni. Wszystko jest na swoim miejscu: i konstrukcja i odpowiednie dawkowanie napięcia. Żałuję tylko, że są tak krótkie (ale za to idealne na podróże!), życzę autorce, by kiedyś wszystkie te historie-opowiadania, rozrosły się do powieści wielostronicowej.
Nie przeczę, że dla mnie są to książki, które na nowo napełniły moje serce wiarą, że jeszcze nie wszystko zostało powiedziane, nie wszystko zostało napisane. Zwłaszcza w literaturze grozy. Gorąco i szczerze polecam.
[http://anty---materia.blogspot.com/2014/12/recenzja-ksiazek-moniki-fudali.html#sthash.JJYGKpmh.dpuf]
Wielu ludzi wierzy, że w murach są zapisane emocje mieszkańców. Ich radości albo cierpienia. Mury budynków przyswajają je, oddając tym, którzy są bardziej podatni na tego typu wpływy. Niektórzy stają się pożywką dla demonów, które przez stulecia znalazły swoje miejsce pomiędzy składowymi budynków. Niektóre z nich próbują się z nich przedostać do naszego świata, próbują...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-12-07
W czytelniczym świecie są książki, które nigdy się nie starzeją. Zmieniają liczbę lat od pierwszej publikacji, okładki, czasem tłumaczenia, ale treść nadal jest aktualna. Treść, która potrafi dotrzeć do szerszego grona, nie ważne w jakim wieku by to grono było. Są książki w naszym czytelniczym świecie, które nie mają targetu, które czytają i dzieci i dorośli z takim samym zapałem. O jednej z tych książek dzisiaj chcę Wam opowiedzieć. O książce, która wywołała we mnie wiele emocji. Książce, która teoretycznie jest przeznaczona dla dzieci, a którą ja czytałam z wielką przyjemnością.
"Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza" autorstwa Astrid Lindgren (autorki lubianej i szkolnej, niegdyś, lektury "Dzieci z Bullerbyn") to opowieść o pewnej sympatycznej rodzinie mieszkającej w magicznej szwedzkiej wiosce. Madika ma młodszą siostrę, Lisabet, która jest tytułowym berbeciem. Cała rodzina mieszka na malowniczym Czerwcowym Wzgórzu. Madika i Lisabet przeżywają różnego rodzaju przygody wśród pól i lasów, wśród sadów i stogów siana. A przygód tych jest niesamowicie dużo! Przykładowo, Madika w szkole zaraża się wszami, które w popłochu mama przegania razem z Alvą, gosposią. Któregoś dnia z kolei, Madika wdaje się w bójkę z Mią, która jest najbardziej niegrzeczną dziewczynką w szkole. Zostaje wyzwana, by wejść na dach szkoły po drabinie przeciwpożarowej, podczas drzemki dyrektora. Innego dnia dziewczynki nocują u wujostwa, pomagają w sianokosach, karmią kurczęta i tęsknią za rodzicami, którzy wyjechali na kilka dni do Kopenhagi. Madika jest odważną dziewczynką, z wielkim i ciepłym sercem. Jest szczęśliwa, że mieszka w tak pięknym miejscu.
"Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza" to ciepła opowieść, pełna emocjonujących zdarzeń i niosąca wiele refleksji. Często, podczas czytania wracałam myślami do swojego dzieciństwa, które obfitowało w podobne, ciepłe, ale i też zwariowane sytuacje. Jest to książka, którą z pewnością poleciłabym osobom, które chcą przenieść się w ciepły, sympatyczny świat. Osobom, które czasem pragną być, choć przez chwilę dzieckiem, popatrzeć na nowo oczami dziecka na otaczającą rzeczywistość.
Zachwyciły mnie ilustracje do książki autorstwa Ilon Wikland, zachwyciły mnie morały z niej płynące (nie nachalne, subtelne, jednak zrozumiałe nawet dla dziecka), zachwyciło mnie ciepło, które niesamowicie otulało moją duszę w te mroźne, grudniowe wieczory.
Książka szwedzkiej pisarki, Astrid Lindgren jest książką, która wymyka się spoza ramy literatury dziecięcej. Jest jedną z tych książek, które rodzice będą przeżywać razem ze swoimi pociechami. Mądra, niosąca naukę i rozrywkę.
Po raz kolejny odkryłam jak wielką pisarką była pani Lindgren. Potrafi swoją opowieścią zjednoczyć pokolenia i łamać barykady ludzkich serc wplatając w nie szczęście chwili, gdy czyta się którąś z jej książek.
Więcej: http://anty---materia.blogspot.com/2014/12/madika-i-berbec-z-czerwcowego-wzgorza.html#sthash.0RqdRfQD.dpuf
W czytelniczym świecie są książki, które nigdy się nie starzeją. Zmieniają liczbę lat od pierwszej publikacji, okładki, czasem tłumaczenia, ale treść nadal jest aktualna. Treść, która potrafi dotrzeć do szerszego grona, nie ważne w jakim wieku by to grono było. Są książki w naszym czytelniczym świecie, które nie mają targetu, które czytają i dzieci i dorośli z takim samym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Przepyszna, ciekawa i zabawna opowieść o lekko podstarzałej (według panujących po wojnie norm) kobiecie, pisarce i jej różnych perypetiach. Jest to powieść epistolarna, a listy jakie główna bohaterka dostaje i pisze są pełne ciepła. Akcja powieści rozgrywa się kilka lat po wojnie, a główna bohaterka ma problem z tematem nowej powieści. Pewne zdarzenie kieruje jej myśli i losy do tytułowego Stowarzyszenia Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek – azylu dla ludzi podczas wojny. Azylu duchowego i psychicznego w szczególności.
Sympatycznie czyta się takie historie o ludziach i z ludźmi w roli głównej. Książka swoim klimatem skojarzyła mi się z przygodami Ani z Zielonego Wzgórza, jest taka swojska :) Takie listy mogłabym pisać i dostawać :D
[https://antymateriablog.wordpress.com/2016/07/21/bookathon-lato-2016-podsumowanie/]
Przepyszna, ciekawa i zabawna opowieść o lekko podstarzałej (według panujących po wojnie norm) kobiecie, pisarce i jej różnych perypetiach. Jest to powieść epistolarna, a listy jakie główna bohaterka dostaje i pisze są pełne ciepła. Akcja powieści rozgrywa się kilka lat po wojnie, a główna bohaterka ma problem z tematem nowej powieści. Pewne zdarzenie kieruje jej myśli i...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to