-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2023-10-19
2022-01-16
Wtedy, gdy fabuła koncentrowała się na Żywinie i jego drodze do władzy, było nawet ciekawie. Portret popegeerowskiego społeczeństwa bardzo wiarygodny, a rysy psychologiczne bohaterów również całkiem zacne. Problemem tej książki jest nie tylko język, który na każdym kroku trąci publicystyką, ale również, a może przede wszystkim sposób poprowadzenia fabuły. Momentami było tak nudno, że przewijałem całymi stronami i nie mam wrażenia, żebym coś po drodze stracił. Napięcia niemal zero. Cały wątek pobytu narratora w Turcji nie wiem po co, chyba tylko po to, żeby autor mógł pokazać swoje spostrzeżenia, jak nas widzą za granicą. Ale drogi Autorze: Albo piszesz beletrystykę, albo reportaż i na Boga, zaznacz proszę na pierwszej stronie, czym jest twoje dzieło. Gdzieś z tyłu okładki napisano, że tej książki od dawna domagała się polska krytyka. No to powiem na to: Książki są dla czytelników, a nie dla krytyki! Nigdy więcej książek pisanych dla krytyki!
Wtedy, gdy fabuła koncentrowała się na Żywinie i jego drodze do władzy, było nawet ciekawie. Portret popegeerowskiego społeczeństwa bardzo wiarygodny, a rysy psychologiczne bohaterów również całkiem zacne. Problemem tej książki jest nie tylko język, który na każdym kroku trąci publicystyką, ale również, a może przede wszystkim sposób poprowadzenia fabuły. Momentami było tak...
więcej mniej Pokaż mimo toZ dwustu kilkudziesięciu stron pierwsze sto osiemdziesiąt męczyłem się niemiłosiernie. Potem było już trochę lepiej. Może dlatego, że w fabule pojawiło się sporo matematyki, w której moim zdaniem Autor jest mocniejszy niż w beletrystyce. Wielkie brawa za ciekawy pomysł. Duży minus za suchy, pozbawiony emocji język, nudną fabułę i bohaterów wobec których trudno było mi żywić uczucia inne niż obojęność. Summa summarum jak dla mnie max 6/10.
Z dwustu kilkudziesięciu stron pierwsze sto osiemdziesiąt męczyłem się niemiłosiernie. Potem było już trochę lepiej. Może dlatego, że w fabule pojawiło się sporo matematyki, w której moim zdaniem Autor jest mocniejszy niż w beletrystyce. Wielkie brawa za ciekawy pomysł. Duży minus za suchy, pozbawiony emocji język, nudną fabułę i bohaterów wobec których trudno było mi żywić...
więcej mniej Pokaż mimo toNie dałem rady dokończyć. Jak dla mnie książka strasznie nudna, a ilość wątków przytłacza. Było to moje pierwsze podejście do twórczości pana Eco, być może inne książki są lepsze, ale póki co nie zamierzam po nie sięgać.
Nie dałem rady dokończyć. Jak dla mnie książka strasznie nudna, a ilość wątków przytłacza. Było to moje pierwsze podejście do twórczości pana Eco, być może inne książki są lepsze, ale póki co nie zamierzam po nie sięgać.
Pokaż mimo to2017-08-28
2017-09-04
Rozczarowałem się. Kupiłem po "Non-stopie", w którym fabuła prowadziła do jakiejś konkluzji, do jakiegoś "wow". A tutaj co dostałem? Bohaterów w wiecznym biegu (aż dziwne, że przy takiej intensywności ataków ludzkość nie została całkowicie wytępiona miliard lat wcześniej). Ot, bieg z przeszkodami na pełnym gazie, bez finału, a w pakiecie bohaterowie, którym nie chce się kibicować. Gdzieś w środku trafiamy na głupich i ohydnych brzunio-brzucho-ludzi, a potem dowiadujemy się, że cała nasza obecna inteligencja pochodzi od grzyba, a konkretnie od smardza, który het kiedyś tam wniknął do mózgu małpoludów i dzięki niemu zaczęli ewaluować. No błagam... Opis katastrofy ludzkości tak samo naiwny jak mózgi brzunio-brzuchaczy. Gdzieś od dwusetnej strony ciągnąłem tę historię na siłę, zastanawiając się, ile jeszcze będę się z nią męczył. Na szczęście niewiele.
To moja trzecia książka Aldissa. Jak wspomniałem, sięgnąłem po kolejne po ciekawym "Non stop". Potem był słabiutki "Mrok", a teraz "Cieplarnia", po której powziąłem mocne postanowienie poprawy, polegające na tym, by dla własnego dobra książek pana Aldissa więcej nie kupować.
Rozczarowałem się. Kupiłem po "Non-stopie", w którym fabuła prowadziła do jakiejś konkluzji, do jakiegoś "wow". A tutaj co dostałem? Bohaterów w wiecznym biegu (aż dziwne, że przy takiej intensywności ataków ludzkość nie została całkowicie wytępiona miliard lat wcześniej). Ot, bieg z przeszkodami na pełnym gazie, bez finału, a w pakiecie bohaterowie, którym nie chce się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-08-11
2016-08-07
Początek trochę ciężkawy. Trudno się połapać w tych wszystkich finansowych zawiłościach, które autor prezentuje. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. Wszystko zostaje przystępnie wyjaśnione i nawet laik jest w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. A o co chodzi? O pieniądze. I to duże. O wysokie stanowiska, władzę i wiele innych rzeczy tobie, czytelniku, znanych z telewizji i pierwszych stron gazet. Bo też i dziennikarz jest głównym bohaterem tej powieści.
Wczoraj skończyłem. Przeczytanie zajęło mi trzy dni i podczas tego czasu trudno mi się było od książki oderwać. Wciąga. Nie tak, jak Larsson, ale wciąga. I to zapisuję na duży plus. Inne plusy to niezłe operowanie słowem, przystępne wyjaśnienie finansowych zawiłości i umiejętne przybliżenie czytelnikowi świata finansów, układów, układzików, polityki i tych wszystkich kropek, które na końcu łączą się w obraz polskiej gospodarki. I nie tylko polskiej.
Do minusów zaliczyłbym niezbyt wyraziste postaci. Znów powołując się Larssona powiem, że Zimny to jednak nie Mikael Blomkvist, a Holdner to nie Lisbeth Salander. Druga rzecz - w pewnym momencie ilość wątków i postaci w książce stała się trudna do ogarnięcia. Autor pisze o kimś, a ja, chociaż kojarzyłem nazwisko z wcześniejszych wątków, zastanawiałem się, kim ten człowiek jest.
Mimo wszystko powieść oceniam wysoko. Czytało się przyjemnie, intryga przez cały czas trzymała poziom, a obraz polskiej finansjery z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej jeżył włos na głowie. Polecam.
Na koniec dołączam się do apelu: Stop banana republic! Ci, co czytali, zrozumieją :)
Początek trochę ciężkawy. Trudno się połapać w tych wszystkich finansowych zawiłościach, które autor prezentuje. Na szczęście dalej jest już tylko lepiej. Wszystko zostaje przystępnie wyjaśnione i nawet laik jest w stanie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. A o co chodzi? O pieniądze. I to duże. O wysokie stanowiska, władzę i wiele innych rzeczy tobie, czytelniku,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-12
2013-03-03
2015-03-05
2015-10-01
Są książki, po które chętnie sięgnę po raz drugi i są autorzy, których kolejne powieści chętnie przeczytam. Jednak omawiana trylogia taką książką nie jest, a na kolejne powieści autorki nie mam szczególnej ochoty. I to nie dlatego, że "Igrzyska Śmierci" to słaba książka, ani że autorka źle, tudzież słabo pisze. Właśnie skończyłem cykl i szczerze mówiąc trudno mi się było oderwać, ale po tym, jak książka znalazła się z powrotem na półce, odetchnąłem z jakąś dziwną ulgą. Ulgą, że dobrnąłem do końca, historia się skończyła, a ja mogę mogę rozsiąść się w fotelu i napisać kilka słów na tym portalu.
Zacznę może od tego, co mi się podobało, a była tym umiejętnie poprowadzona fabuła. Ponieważ zwykle właśnie ona najbardziej w powieściach przyciąga, to i stąd moja wysoka ocena (7). Dzięki temu książka ta stanowi w zasadzie gotowy scenariusz filmu, choć prawdę mówiąc to trochę żałuję, że nie poprzestałem na filmie. Dlaczego? Na początek zajmijmy się przedstawionym światem.
Brutalność aż z niego bucha, leje się strumieniami, tryska na wszystkie strony z energią niespotykaną dotychczas chyba nigdzie indziej. No, może przesadzam. Ale takiego nagromadzenia wrogości, agresji, jak w państwie Panem, nie było chyba nawet w totalitarnym ZSRR lat 30-tych XX-go wieku. Prezydent Snow obnosząc się wszem i wobec ze swoim sadyzmem, aż się prosił o rebelię powszechną i świętą. Ba, nawet Stalin starał się udawać dobrego "baćkę", czego nie można powiedzieć o władcy z Kapitolu. Przez pierwsze dwie części cyklu zastanawiałem się, jakim cudem sami mieszkańcy miasta jeszcze go tolerują, a państwo przez siedemdziesiąt kilka lat trwa nieruszone. Bądź co bądź, współczesne reality show może i są głupkowate, ale właśnie dlatego są chętnie oglądane. Nie sądzę, by ludzie w rzeczywistości mogli napawać się patrzeniem na nastoletnie dzieci mordowane, bądź mordujące się nawzajem na starannie przygotowanej i pełnej pułapek arenie, do tego w najbardziej krwawe z możliwych sposobów. Na taki widok kraje się raczej serce, ale nie w Panem, gdzie mieszkańcy Kapitolu wyją z radości, obstawiając zakłady, które z dzieci pozabija pozostałe. Ale może jestem zbyt krytyczny...
Druga rzecz to język książki. Jak dla mnie zanadto oszczędny, momentami suchy, prawie zawsze ostry, a zdania są najczęściej, poza zakończeniem, krótkie, niemal żołnierskie. Odpowietrzników jak na lekarstwo. Może to kwestia gustu. Może jestem rozpieszczony, bo przywykłem do pięknego, kwiecistego języka Sienkiewicza, Viktora Hugo, czy Zoli i przez to nie umiem docenić książki pani Collins. Well... Także zwrotów akcji jest za dużo i szczerze przyznaję, że podczas czytania cierpiałem na chroniczny ból głowy. Jaka szkoda, że nie miałem w apteczce aspiryny...
Wreszcie na koniec - książka jest pisana w niezbyt przeze mnie lubianym czasie teraźniejszym. To nie musi być minus, można powiedzieć, ze o gustach się nie dyskutuje. Po prostu przedstawiam swój.
Jeśli więc chcesz przeżyć to samo, co w filmie, lecz na kartach powieści, to mogę tę pozycję polecić. Podobnie, jeśli lubisz czytać o wojnie, rebelii, walce z uciskiem, a do tego wyznajesz regułę "im szybciej i więcej akcji, tym lepiej". Dla mnie jednak akcji było za dużo, ilość zwrotów po jakimś czasie zaczęła męczyć, a ciągły dylemat Katniss, którego chłopca wybrać, stał się irytującym wahadłem, co chwila przelatującym przed nosem i odrywającym od głównego wątku. Mimo wszystko historia "dociągnęła" mnie do końca, więc nie było chyba aż tak źle.
Są książki, po które chętnie sięgnę po raz drugi i są autorzy, których kolejne powieści chętnie przeczytam. Jednak omawiana trylogia taką książką nie jest, a na kolejne powieści autorki nie mam szczególnej ochoty. I to nie dlatego, że "Igrzyska Śmierci" to słaba książka, ani że autorka źle, tudzież słabo pisze. Właśnie skończyłem cykl i szczerze mówiąc trudno mi się było...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-09-03
Wielkie, epickie dzieło, choć momentami nieco nużące przydługimi esejami, np. na temat bogactwa Paryża (kto czytał, wie o jaki rodzaj bogactwa chodzi :) Nie będę zdradzał). Bardzo emocjonalna powieść, którą pochłonąłem w kilka dni, słuchając audiobooka podczas jazdy (i zostając często w samochodzie dłużej tylko po to, by dowiedzieć się, jak skończy się rozdział). Wspaniałe opisy, przepiękny i lekki styl. Opis bitwy pod Waterloo mistrzowski. Z drobnych uwag - odniosłem wrażenie, że za dużo było wtrętów samego narratora (np. "nie będziemy tutaj więcej mieli okazji, by zajmować się panem X...", "przytoczmy tu historię..."). Jednak wolę, gdy narrator w powieści jest niewidzialny. Nie zmienia to faktu, że książce daję ocenę najwyższą z możliwych.
Wielkie, epickie dzieło, choć momentami nieco nużące przydługimi esejami, np. na temat bogactwa Paryża (kto czytał, wie o jaki rodzaj bogactwa chodzi :) Nie będę zdradzał). Bardzo emocjonalna powieść, którą pochłonąłem w kilka dni, słuchając audiobooka podczas jazdy (i zostając często w samochodzie dłużej tylko po to, by dowiedzieć się, jak skończy się rozdział). Wspaniałe...
więcej mniej Pokaż mimo to2010-06-25
W moim przypadku nie trafiłem najpierw ani na książkę, ani na film, lecz na... recenzję gry w czasopiśmie CD-Action, w którym była mowa o tej powieści. Potem obejrzałem film, aż wreszcie dotarłem do samej książki :)
Muszę przyznać, że po dziele Spielberga miałem mieszane uczucia. Pełne było brutalności, a czerwone zielsko przywiezione przez kosmitów zostało zamienione w "roślinność" przypominającą wyprute ludzkie flaki (podlewane chyba ludzką krwią - fuj). Zmiany w scenariuszu zostały pewnie wprowadzone po to, by film odbił się szerszym echem... cóż, mnie prawie to zniechęciło do przeczytania pierwowzoru. No ale czego się nie robi dla klasyki...
Wziąłem książkę do ręki i... przeczytałem w 2 dni. Jest to jak najbardziej "klasyka" w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie ma tu filmowych udziwnień, i dobrze, bo wg mnie film wiele przez nie stracił. Mógł być fajnym dziełem S-F tej miary co powiedzmy "Obcy", czy chociażby "Piąty Element", a wyszło przeciętne filmidło, z relatywnie niską oceną 6,2 na Filmwebie. Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, żeby wszystkich, nawet tych zniechęconych filmem zachęcić do przeczytania oryginału. Nie będzie w nim pięknego języka, nie dostaniecie kunsztownych, misternie skonstruowanych zdań, ale otrzymacie solidne dzieło S-F z wartką akcją i ciekawym zakończeniem. Polecam.
W moim przypadku nie trafiłem najpierw ani na książkę, ani na film, lecz na... recenzję gry w czasopiśmie CD-Action, w którym była mowa o tej powieści. Potem obejrzałem film, aż wreszcie dotarłem do samej książki :)
Muszę przyznać, że po dziele Spielberga miałem mieszane uczucia. Pełne było brutalności, a czerwone zielsko przywiezione przez kosmitów zostało zamienione w...
2014-12-25
Ok, więc tak. Kupiłem "Gracza", ponieważ chciałem zapoznać się z twórczością Dostojewskiego. Dotychczas znałem tylko "Zbrodnię i Karę" i to czytałem z piętnaście lat temu. Zacząłem i... czytałem po kilka stron dziennie, wreszcie prawie odłożyłem na półkę. Ale dałem sobie czas. No i tak było mniej więcej do połowy. Strona za stroną, nudy na pudy, niekończące się "wtręty", historie o niczym, nic nie wnoszące do fabuły, której to fabuły praktycznie nie było. Od połowy zaczęła się jakby inna książka. Wreszcie coś się działo, wreszcie pojawiło się i napięcie i ciekawość, a akcja ruszyła z miejsca. Zakończenie takie, jakiego się u Dostojewskiego spodziewałem, emocjonalne, pełne ekspresji... majstersztyk. Tak więc jeśli komuś nie przeszkadza bardzo długie wprowadzenie, gdzie prawie nic się nie dzieje, to polecam. Podobno książka ta powstała w ciągu miesiąca... cóż, pewnie gdyby autor miał więcej czasu, dopracowałby słabsze fragmenty, a tak, polecam czytać od połowy :)
A, i jeszcze jedno. To kolejna książka, po Zbrodni i Karze, w której autor przedstawia Polaków jako cwaniaczków i naciągaczy. Nie wiem, co panu Fiodorowi zawinili nasi rodacy, ale jakoś niesmacznie mi się zrobiło, kiedy o tym czytałem.
Ok, więc tak. Kupiłem "Gracza", ponieważ chciałem zapoznać się z twórczością Dostojewskiego. Dotychczas znałem tylko "Zbrodnię i Karę" i to czytałem z piętnaście lat temu. Zacząłem i... czytałem po kilka stron dziennie, wreszcie prawie odłożyłem na półkę. Ale dałem sobie czas. No i tak było mniej więcej do połowy. Strona za stroną, nudy na pudy, niekończące się...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-10
Jakiś taki suchy, pozbawiony emocji styl, zupełnie nie pasujący do dramatu głównych bohaterów. Albo inaczej: poruszająca, dramatyczna historia opisana w całkowicie bezosobowy, pozbawiony emocji sposób. Z tego powodu trudno jest mi ocenić tę książkę. Może niech za ocenę posłuży fakt, że mam jeszcze na półce "Rogi Byka" i... już pół roku czekają na swoją kolej, a wygląda na to, że nieprędko ona nadejdzie.
Jakiś taki suchy, pozbawiony emocji styl, zupełnie nie pasujący do dramatu głównych bohaterów. Albo inaczej: poruszająca, dramatyczna historia opisana w całkowicie bezosobowy, pozbawiony emocji sposób. Z tego powodu trudno jest mi ocenić tę książkę. Może niech za ocenę posłuży fakt, że mam jeszcze na półce "Rogi Byka" i... już pół roku czekają na swoją kolej, a wygląda na...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-02-27
Po raz kolejny przekonuję się, jakim geniuszem pióra był Zola. Zastanawiam się, jak bym żył, gdybym przypadkiem w liceum nie trafił na Germinal i nie poznał tego autora. Ech... szkoda mówić. Wspaniałe, poetyckie niemal opisy, dramaturgia, niebanalna fabuła to już znaki firmowe Zoli. Niestety w niektórych opowiadaniach kompletnie padło zakończenie, jakby pan Emil nie miał pomysłu, co dalej, albo na siłę szukał jakichś zwrotów akcji. Daję 8/10, z zastrzeżeniem, że jestem wielkim miłośnikiem Zoli od co najmniej 10 lat i z tego powodu pozwalam sobie być też jego (może już nie tak wielkim) krytykiem.
Po raz kolejny przekonuję się, jakim geniuszem pióra był Zola. Zastanawiam się, jak bym żył, gdybym przypadkiem w liceum nie trafił na Germinal i nie poznał tego autora. Ech... szkoda mówić. Wspaniałe, poetyckie niemal opisy, dramaturgia, niebanalna fabuła to już znaki firmowe Zoli. Niestety w niektórych opowiadaniach kompletnie padło zakończenie, jakby pan Emil nie miał...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-01-27
Jak to u p. Zajdla. Czytało się szybko i przyjemnie, choć samo zakończenie wg mnie trochę na siłę. Wnioski natomiast bardzo ciekawe, a wizja podzielonego świata do dzisiaj inspiruje twórców filmowych.
Jak to u p. Zajdla. Czytało się szybko i przyjemnie, choć samo zakończenie wg mnie trochę na siłę. Wnioski natomiast bardzo ciekawe, a wizja podzielonego świata do dzisiaj inspiruje twórców filmowych.
Pokaż mimo to2015-01-23
Całkiem przyjemnie napisana historia, wykorzystująca konwencje S-F do ukazania współczesnych (autorowi) realiów i okoliczności utraty przez Polskę suwerenności w 1939. Czytało się szybko i przyjemnie, mimo nieco infantylnego w mojej opinii rozwoju fabuły i mocno naiwnego zakończenia. Ale może jestem zbyt krytyczny... mimo wszystko po przeczytaniu czuję się usatysfakcjonowany.
Całkiem przyjemnie napisana historia, wykorzystująca konwencje S-F do ukazania współczesnych (autorowi) realiów i okoliczności utraty przez Polskę suwerenności w 1939. Czytało się szybko i przyjemnie, mimo nieco infantylnego w mojej opinii rozwoju fabuły i mocno naiwnego zakończenia. Ale może jestem zbyt krytyczny... mimo wszystko po przeczytaniu czuję się usatysfakcjonowany.
Pokaż mimo to
Strasznie tu wszystko naiwne, portrety psychologiczne poza Lupinem spłycone do minimum, a intryga tak mocno (i niepotrzebnie) zagmatwana, że dostałem bólu głowy. Szkoda, że akurat nie miałem przy sobie Aspiryny. No i bardzo przykro było też patrzeć na to, kogo autor zrobił z Sherlocka Holmesa. Jestem zawiedziony i raczej do Leblanca już nie wrócę.
Strasznie tu wszystko naiwne, portrety psychologiczne poza Lupinem spłycone do minimum, a intryga tak mocno (i niepotrzebnie) zagmatwana, że dostałem bólu głowy. Szkoda, że akurat nie miałem przy sobie Aspiryny. No i bardzo przykro było też patrzeć na to, kogo autor zrobił z Sherlocka Holmesa. Jestem zawiedziony i raczej do Leblanca już nie wrócę.
Pokaż mimo to