rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Joanny Bator i od razu mnie rozłożyło na łopatki.

To jest wspaniałe.

To co w książkach lubię - historia kilku pokoleń, mnóstwo tajemnic, nieoczywistości, wiele różnych charakterów, charakterystyka epok (II wojna, PRL, lata 90-te w Polsce) i to wszystko z perspektywy różnych bohaterów.

A złotych myśli jest tu na pęczki:

- o gromadzeniu rzeczy: "wwierca się w pokłady rzeczy zgromadzone w bieliźniarce jak górnik w ścianę wałbrzyskiego węgla"
- o Warszawie z lat 80-tych XX w.: "miasto wygląda, jakby ktoś je zeżarł i wyrzygał", "widać, ze tu dalej mają do Enerefu, że jeszcze nie dotarły tu tureckie bluzeczki i palety kosmetyczne, spirale do rzęs z tuszem zielonym, dezodoranty z Węgier"
- o stylu mówienia księży: "już przed mutacją zaczął mówić nawiedzonym głosem duchownego; jeszcze wcześniej nabrał zwyczaju wplatania w mowę codzienną podsłuchanym w kościele archaizmów, takich jak azaliż, zaprawdę, takoż (...) Gdy na pytanie jednego z wujów zadane przy imieninowym stole, kim ty chcesz zostać? sześcioletni Adaś odpowiedział, azaliż księdzem, kwestia jego przyszłości wszystkim wydawała się przesądzona."
- o związkach: ""jak w Ptakach ciernistych krzewów", gdzie piękna Maggie i kardynał ulegają namiętności na tropikalnej plaży i rozstają się, zanim on zdąży się rozpić, a ona powie do niego, ty ofermo, z brudu beze mnie być zdechł"

Te monologi i dialogi bohaterów, te obserwacje, to jest samo życie, a może sama Polska. Śmieszno, ale tak przez łzy. Często też śmieszno-strasznie.

To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Joanny Bator i od razu mnie rozłożyło na łopatki.

To jest wspaniałe.

To co w książkach lubię - historia kilku pokoleń, mnóstwo tajemnic, nieoczywistości, wiele różnych charakterów, charakterystyka epok (II wojna, PRL, lata 90-te w Polsce) i to wszystko z perspektywy różnych bohaterów.

A złotych myśli jest tu na pęczki:

- o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

4 tom serii i do 599 strony było wszystko super (no może nie idealnie, bo zawsze można na coś ponarzekać), ale to co się zdarzyło na 599 stronie woła o pomstę. Ragnar i Bjorn kochankami?!? Nie, to się w ogóle nie klei, wcale się na to nie zapowiadało. Nagle oboje w jednym momencie odkryli, że są dla siebie stworzeni jako para...

Zresztą jest tu kilka wątków, które mi zgrzytały, ale "uchodziły" na tle bardzo dobrej całości.

Siostrzana miłość Gudrun do Bjorna była dziwnym pomysłem. Tak nagle Gudrun - młodsza siostra wpatrzona w brata stwierdza, ze jednak jest w nim zakochana. Eeee? Nie wiem, czemu to miało służyć. Tak samo jak uczynienie potem Bjorna i Ragnara kochankami.

Baardzo dziwne była też ta "reinkarnacja" Szczury po to, by miała dziecko - UWAGA - z Ragnarem i Bjornem. Tak, w książce nawet starcy z Vira mówią: "zostaliście ojcami" (?!?!?!) Szczura-Popiela nazwała syna RAGNBJORN. RAGN+BJORN.
Czacha mi dymi.
.
Ogólnie liczyłam na jakieś wyjaśnienie historii Szczury, skąd się wzięła, co tak bardzo łączyło ją i Halderd.

Głównym tematem tej powieści było dla mnie coś, co podsumowałabym jako "rozczarowanie". I nie chodzi o rozczarowanie książką, bo była naprawdę dobra, gdyby nie ta końcówka z Ragnarem i Bjornem i Ragnbjornem. Nawet tę Gudrun i jej nieodwzajemnioną miłość do Bjorna wybaczam. Chodzi mi o rozczarowanie rodziców dziećmi. Dla wszystkich trojga dzieci rodzice mieli obmyśloną wspaniałą przyszłość, a tymczasem dzieci zupełnie się na nią nie zgodziły. Poszły swoją drogą, ale to już tak totalnie (w przypadku Ragnara i Bjorna, którzy na końcu płyną podbijać nieznane kraje, a nie rządzić Norwegii, czy też nieść jej chrześcijaństwo), albo częściowo jak Gudrun, z którą tak naprawdę nie wiadomo co będzie dalej, skoro jej ukochany Bjorn odpłynął w sina dal. W pewien sposób dzieci zamiast kontynuować tradycję przodów, rodziców - przekreśliły ją.

Liczyłam jednak na inne zakończenie tej serii, nie żebym miała jakaś wizję, jednak na pewno ni tego oczekiwałam, co się tu wydarzyło.

4 tom serii i do 599 strony było wszystko super (no może nie idealnie, bo zawsze można na coś ponarzekać), ale to co się zdarzyło na 599 stronie woła o pomstę. Ragnar i Bjorn kochankami?!? Nie, to się w ogóle nie klei, wcale się na to nie zapowiadało. Nagle oboje w jednym momencie odkryli, że są dla siebie stworzeni jako para...

Zresztą jest tu kilka wątków, które mi...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Narratorką jest nastolatka pochodząca ze zubożałej szlachty. Jest zafascynowana swoją Piękną Mamą,ma za sobą już pierwsze seksualne doświadczenia (z nauczycielką z pensji, która wcale jej nie interesowała), całowała się z chłopakami. Che być jak dorosła kobieta, jak swoja matka - chce uwodzić, chce być wielbiona, chce szokować, uważana za wyrafinowaną, światową, tchórzy jednak w sytuacjach, gdy faktycznie może "do czegoś dojść". Taka typowa nastoletnia niepewność, miotanie się między tym czego się chce, czego wydaje się, że się chce. czego wymaga świat. Jej wyobrażenia o własnej matce rozmijają się z rzeczywistością - postrzega ją tak, jak jej mama chce być postrzegana, uważa ją za dużo bardziej niewinną i szlachetną (patrzy jeszcze na nią oczami dziecka). Czasem naiwna, czasem szalona. Dziwna ta książka.

Narratorką jest nastolatka pochodząca ze zubożałej szlachty. Jest zafascynowana swoją Piękną Mamą,ma za sobą już pierwsze seksualne doświadczenia (z nauczycielką z pensji, która wcale jej nie interesowała), całowała się z chłopakami. Che być jak dorosła kobieta, jak swoja matka - chce uwodzić, chce być wielbiona, chce szokować, uważana za wyrafinowaną, światową, tchórzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Akurat czytałam to prawie w tym samym czasie co cykl Ćwirleja o komisarzu Fischerze, wiec "Tajemnica starego browaru" wypada przy tym bardzo słabo. Szczególnie zwraca uwagę brak gwary, wszyscy wysławiają się bardzo poprawnie, nawet ludzie z nizin. Główny bohater Wojciech Jakubek jest postacią mało charakterystyczną, w ogóle wszyscy są tu jacyś zbyt grzeczni. A przecież to były bardzo ciężkie, niebezpieczne czasy. Tutaj za to jakoś za często miałam wrażenie milej przygody (wyjazd do Wilna, do Francji), ze śledztwem w tle. Podsumowując - były tu lepsze i gorsze momenty. Nie jest to arcydzieło, ale warte do przeczytania dla interesujących się Poznaniem i dwudziestoleciem międzywojennym. Na plus , że to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami.

Akurat czytałam to prawie w tym samym czasie co cykl Ćwirleja o komisarzu Fischerze, wiec "Tajemnica starego browaru" wypada przy tym bardzo słabo. Szczególnie zwraca uwagę brak gwary, wszyscy wysławiają się bardzo poprawnie, nawet ludzie z nizin. Główny bohater Wojciech Jakubek jest postacią mało charakterystyczną, w ogóle wszyscy są tu jacyś zbyt grzeczni. A przecież to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na pewno nie jest to lekka powieść dla młodzieży - są tu prawdziwe nierozwiązywalne problemy, ludzkie nieszczęścia. Ten mrożący krew w żyłach wypad w góry... No i oczywiście wypadek na rzece. I znów ten nieudany Walter wychodzi z tego cało. Aż zgrzyta się zębami!
Są tu także sytuacje i problemy typowe dla Polski lat 80tych/90tych ubiegłego wieku - różnice w wykształceniu miedzy miastem a wsią, pociągi pełne kiboli, dysproporcje w zarobkach rodziców (bardzo mała grupka uprzywilejowanych, w lepszych ciuchach, z dobrym sprzętem grającym), Monar, przemoc na ulicach.
Są to rzeczy, których ja ledwo doświadczyłam (a jestem z pokolenia 30+), nie wiem, jak współczesne nastolatki oceniłyby tę książkę.
Mnie denerwowało w niej mnóstwo, prawdziwe MNÓSTWO związków frazeologicznych, aż w którymś momencie zaczęłam je sobie wypisywać. - było ich czasem kilka na jednej stronie, strony były nimi wręcz naszpikowane. Czy młodzież faktycznie kiedyś tak mówiła? Dla mnie to brzmiało często nienaturalnie. Przykłady: "harpagońskie normy" (coo?), "kruszyć kopie o nic", "inna para kaloszy", "dzwonić jak na pożar", "wybić to sobie młotkiem z głowy". A tu przykładowy cystat: "Niech sobie ta Wiśka awansuje z deszczu pod rynnę , osobiście nie zamierzał maczać w tym palców. Jaśka z kolei miała mnóstwo dobrych chęci i serce na dłoni, ale była zbyt młoda na opiekunkę dla matki. Przebąkiwała, że kiedy skończy szkołę, wróci do Bukowna i wtedy matkę zabierze, ale wszystko to na wodzie pisane: przed dziewczyną dwa następne lata nauki,m a później licho wie, co nastąpi"

Na pewno nie jest to lekka powieść dla młodzieży - są tu prawdziwe nierozwiązywalne problemy, ludzkie nieszczęścia. Ten mrożący krew w żyłach wypad w góry... No i oczywiście wypadek na rzece. I znów ten nieudany Walter wychodzi z tego cało. Aż zgrzyta się zębami!
Są tu także sytuacje i problemy typowe dla Polski lat 80tych/90tych ubiegłego wieku - różnice w wykształceniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To wydanie jest tragiczne, książka cala się rozpada, do tego miałam kilka nieprzeciętych stron - musiałam sama je rozcinać, jak kiedyś gazety... Ten format - mały kwadracik nieporęczny do czytania.

Same historie - czasem to było zbyt moralizatorskie, jednak pomysł przedstawienia różnych charakterów ludzkich przez pryzmat własnych opowieści, doświadczeń - ciekawy. Przyjaźń miedzy dojrzałą kobietą a nastolatką - także ciekawy zabieg - w trakcie lektury aż zazdrości się takiej relacji.

To wydanie jest tragiczne, książka cala się rozpada, do tego miałam kilka nieprzeciętych stron - musiałam sama je rozcinać, jak kiedyś gazety... Ten format - mały kwadracik nieporęczny do czytania.

Same historie - czasem to było zbyt moralizatorskie, jednak pomysł przedstawienia różnych charakterów ludzkich przez pryzmat własnych opowieści, doświadczeń - ciekawy. Przyjaźń...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Lisek i przyjaciele. Akademia Mądrego Dziecka. A to ciekawe! Antonella Abbatielo, Zbigniew Dmitroca
Ocena 7,0
Lisek i przyja... Antonella Abbatielo...

Na półkach:

Panu Dmitroce zdarzyło się napisać lepsze wiersze. Tutaj rymy są bardzo na siłę, treść jest bardzo słaba, tak, jakby usilnie trzeba cokolwiek było napisać, by zgadzało się mniej więcej z rysunkiem na stronie.

Panu Dmitroce zdarzyło się napisać lepsze wiersze. Tutaj rymy są bardzo na siłę, treść jest bardzo słaba, tak, jakby usilnie trzeba cokolwiek było napisać, by zgadzało się mniej więcej z rysunkiem na stronie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Opis świata wikingów z kobiecej perspektywy. Można się zastanawiać, czy gdybym ja żyła w tych czasach, też bym się tak zachowywała, tak myślała.

Jak dla mnie zbyt wiele było tych opisów erotycznych, bardziej się spodziewałam powieści historycznej, rozumiem jakieś 2 opisy, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć mentalność kobiety z tamtych czasów, to jak przeżywała rozłąkę i powrót męża, ale tu sceny łóżkowe się pojawiają co kilkadziesiąt stron.

Do tego była bardzo dyskusyjna historycznie końcowa scena, gdzie niewolnica zmarłego Regina oddaje się po kolei całej drużynie, a potem słaniając się na nogach zmierza na łódź, do gdzie zostanie razem z nim spalona.

Opis świata wikingów z kobiecej perspektywy. Można się zastanawiać, czy gdybym ja żyła w tych czasach, też bym się tak zachowywała, tak myślała.

Jak dla mnie zbyt wiele było tych opisów erotycznych, bardziej się spodziewałam powieści historycznej, rozumiem jakieś 2 opisy, które pozwoliłyby lepiej zrozumieć mentalność kobiety z tamtych czasów, to jak przeżywała rozłąkę i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo fajny pomysł i wykonanie. Rymy na poziomie, wspaniałe ilustracje. Dobra zabawa dla dzieci w wyszukiwanie obiektów, które mydło mydli po drodze - pozwala przy okazji poznać słowa takie jak "węglarz", "kataryniarz", "kurek na dachu".

Bardzo fajny pomysł i wykonanie. Rymy na poziomie, wspaniałe ilustracje. Dobra zabawa dla dzieci w wyszukiwanie obiektów, które mydło mydli po drodze - pozwala przy okazji poznać słowa takie jak "węglarz", "kataryniarz", "kurek na dachu".

Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedawno czytałam "Rozmowy z seryjnymi morderczyniami." Christophera Berry'ego-Dee. Książka Kamila Janickiego bije ją na głowę. Jest bardzo przemyślanie skonstruowana. Opowiada nie tylko o czterech głośnych w II Rzeczpospolitej sprawach morderstw popełnionych przez seryjnych morderców, ale przy okazji każdej z nich opisuje także pewnie wycinek realiów życia w tamtej Polsce: kryzys ekonomiczny, niedoinwestowanie policji, sytuację kobiet z nieślubnym dzieckiem i ogólnie biednych kobiet z dziećmi, siłę prasy, amnestie więźniów, zjawisko rajzerów. To pozwala nam przenieść się w zupełnie inne czasy, odczarowuje obraz cudownych lat 20-tych i wspaniałej II Rzeczpospolitej.

Niedawno czytałam "Rozmowy z seryjnymi morderczyniami." Christophera Berry'ego-Dee. Książka Kamila Janickiego bije ją na głowę. Jest bardzo przemyślanie skonstruowana. Opowiada nie tylko o czterech głośnych w II Rzeczpospolitej sprawach morderstw popełnionych przez seryjnych morderców, ale przy okazji każdej z nich opisuje także pewnie wycinek realiów życia w tamtej Polsce:...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rodzina Forsyte'ów jest duża, mamy tu kilka pokoleń, wiele ciotek, stryjów, dzieci, kuzynki.

W tym tomie zapoznajemy się z najstarszymi członkami rodu i Soamesem Forystem i jego żoną Ireną. Soames chce mieć dom na przedmieściach Londynu. Piękny dom, dom - inwestycję, bo teraz każdy ma dom na przedmieściach, na wsi - prawdziwą rezydencję, gdzie mógłby umieścić kolekcję swoich obrazów. Do projektu domu zatrudnia Philippa Bossineya - młodego architekta. Architekt reprezentuje coś, czego Soames nie cierpi - nie przywiązuje wagi do pieniędzy, posiadani, niedbale się ubiera, nie poważa starego rodu, jest zbuntowany i tajemniczy. Za plecami Soamesa jego nieszczęśliwa w małżeństwie młoda żona zaczyna romans z Bossineyem. Bossiney tymczasem jest narzeczonym June - córki kuzyna Soamesa - Joylona.

Romans, jego stopniowe wychodzenie na jaw, problemy podczas budowy domu (coraz większe koszty, które trzeba na niego przeznaczyć) - to intrygi, które są treścią całego tomu. Są momenty przydługie, akcja nie pędzi. To powieść swoich czasów, powolna, opisująca szczegółowo relacje międzyludzkie, styl życia, poszczególnych członków rodziny. Można znaleźć sporo ciekawostek na temat epoki, czyli końcówki XIX wieku, np. rękawiczki z psiej skórki :O

Rodzina Forsyte'ów jest duża, mamy tu kilka pokoleń, wiele ciotek, stryjów, dzieci, kuzynki.

W tym tomie zapoznajemy się z najstarszymi członkami rodu i Soamesem Forystem i jego żoną Ireną. Soames chce mieć dom na przedmieściach Londynu. Piękny dom, dom - inwestycję, bo teraz każdy ma dom na przedmieściach, na wsi - prawdziwą rezydencję, gdzie mógłby umieścić kolekcję...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie oglądałam filmu. Może jest lepszy, w końcu skąd się ta popularność tytułu wzięła.

Taka opowiastka, krótka historia miłosna, bez szczęśliwego zakończenia. Robert Kincaid podczas pracy nad kolejny fotoreportażem, przypadkiem trafia do domu Franceski. On jest po 50-tce, jest fotografem, zwiedził pół świata, jest wolny i wciąż przystojny, tajemniczy i pociągający. Franceska jest Włoszką, która sprowadziła się za mężem- żołnierzem do Stanów (tuż po II wojnie). Pracuje na farmie, w małym miasteczku, gdzie wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich, jej życie jest monotonne, dobre (jak sama mówi), ale nie ma w nim iskry. Iskrą okazuje się Robert, który rozpala w niej marzenia, miłość, coś o czym wydawało się, ze dawno zapomniała.

Kincaid w książce jest przedstawiony jak jakiś półbóg co najmniej - istota z innego świata. Jakoś nie umiałam wpaść w ten zachwyt.
Wydaje mi się, że te książkę można było napisać lepiej, dać jej więcej... ale powstała na podstawi prawdziwej historii i chyba chodziło jak najwierniejsze przedstawienie faktów, wypełnienie fantazją luk, tylko gdzie to konieczne. Dla mnie za krótka. No nie zachwyciłam się, gdyby nie głośny tytuł, myślę, ze po przeczytaniu, prawie od razu bym zapomniała... Miałam od razu wypożyczoną z biblioteki drugą część, ale zupełnie nie miałam chęci jej czyta i oddałam bez czytania.

Nie oglądałam filmu. Może jest lepszy, w końcu skąd się ta popularność tytułu wzięła.

Taka opowiastka, krótka historia miłosna, bez szczęśliwego zakończenia. Robert Kincaid podczas pracy nad kolejny fotoreportażem, przypadkiem trafia do domu Franceski. On jest po 50-tce, jest fotografem, zwiedził pół świata, jest wolny i wciąż przystojny, tajemniczy i pociągający....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W tym tomie było dużo kobiet, nawet więcej niż te 4 łabędzie, do których pod koniec Ross porównuje kobiety, które zna.

Elizabeth - wciąż ciągnie do niej Rossa. Nie wiadomo czemu. Co takiego w niej jest? Powieść przedstawia ją jako skrytą, wyniosłą damę, piękną arystokratkę, która niektóre rzeczy (jak małżeństwo z Warlegganem) robi przeciw sobie, ale znosi to z godnością, stara się zawsze postąpić właściwie do swojej pozycji. Cieplejsze uczucia żywi wobec swojego syna Geoffreya. Wobec męża - Georga nie pała jakimś wielkim uczuciem, to on bardziej kocha ją. W końcu Elizabeth zdobywa się na konfrontację z Georgem, otwiera trochę serce, na wierzchu pojawiają się jakieś emocje. Czy to kobieta dla Rossa? Czasem mi się zdaje, że autor na siłę odgrzewa ten wątek romansowy, byleby dolewać oliwy do ognia do związku Demelzy i Rossa

Demelza - zakochuje się w pułkowniku Armitagu - więźniu uratowanym przez Rossa. Armitage jest romantykiem, komplementuje Demelzę, pisze dla niej wiersze, czasem jest wyrachowany - gdy uwodzi ją na plaży - te jego argumenty o miłości, którą się trzeba dzielić, bo wtedy rośnie - no ewidentnie chciał ją zbałamucić. Niektórzy tu w komentarzach piszą, że ten romans był dla nich zbyt cukierkowy. Mi się taki nie wydawał. Demelza broniła się dzielnie przed uczuciem, ale pamiętajmy, ze jest bardzo młoda, temperamentna, inny młody chłopak zawrócił jej w głowie. Tym bardzeij, że Ross wciąż jest o coś nadąsany, łazi za tą Elizabeth i rozpamiętuje, czy ją zgwałcił czy też nie? Bo nie chciała, ale potem chciała? I w ogóle to może jej dziecko jest jego? Przy tym występek Demelzy to według mnie drobnostka, chwila uniesienia, chwila szczęścia z człowiekiem, który jest już skazany na śmierć.

Caroline - chyba zdała sobie sprawę, ze życie nie układa się tak, jak sobie wymyśliła. Jej mąż jest słaby, chory, zgasł gdzieś jego humor. Do tego - jakie dziwne! - nic się nie zmienił po ślubie - nadal jest idealistą, pracoholikiem, lekarzem biedoty, niechętnym do ziemiańskich rozrywek typu jazda konna, polowania, przyjęcia, do trwonienia czasu i pieniędzy na przyjemności.

Morwenna - strasznie cierpi będąc mężatką człowieka , którego nie kocha, którego się brzydzi. Nie potrafi nawet obdarzyć miłością swojego dziecka. Powoli gaśnie. Stawia się Osobrne'owi, szantażuje go - z powodzeniem - dzięki temu jej życie w jakiś sposób staje się znośniejsze

Pozostałe kobiety, które odgrywają dużą rolę w tej części:

Rowella - siostra Demelzy. Nie wiadomo co się kryje w głębi tej cichej, niepozornej, nawet brzydkiej dziewczyny. Wiemy, ze jest najinteligentniejsza z córek dziekana. Jak wykorzysta swoją inteligencję pracując w domu Morwenny? Rowella na pewno mocno zaskakuje, super wątek.

Emma - służąca, wesoła, otwarta dziewczyna, o złej reputacji w mieście. Wielu twierdzi, że "ją miało", prawda jest zupełnie inna, jednak Emma nie przejmuje się tym, co ludzie mówią, chęć się dobrze bawić, chce być sobą. Dlatego upija się w szynku, wodzi za nos gajowego Harryego. Zakochuje się w niej Samuel, kaznodzieja metodystów, brat Demelzy. Emmie też podoba się Sam, intryguje ją. Jednak Emma nie potrafi siebie oszukiwać i wie, że nie uda jej się być tak religijną jak Samuel, a jemu będzie ciężko żyć z dziewczyną, która nie kocha religii tak, jak on. Boi się też o reputację Sama wśród metodystów. Ostatecznie, po namowach Demelzy, zmienia pracę i w ten sposób rozstaje się z Samem na roczną próbę

W tym tomie było dużo kobiet, nawet więcej niż te 4 łabędzie, do których pod koniec Ross porównuje kobiety, które zna.

Elizabeth - wciąż ciągnie do niej Rossa. Nie wiadomo czemu. Co takiego w niej jest? Powieść przedstawia ją jako skrytą, wyniosłą damę, piękną arystokratkę, która niektóre rzeczy (jak małżeństwo z Warlegganem) robi przeciw sobie, ale znosi to z godnością,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Strasznie chaotycznie napisana. Na początku myślałam, że może tylko wstęp jest taki, potem będzie lepiej, ale styl pozostał taki sam. Co chwila dygresje, polecenia własnych książek, książek innych autorów.

I gdzie te tytułowe "rozmowy"? Autor przytacza biografie, szczegóły sprawy, listy, które kobiety-morderczynie pisały do niego, listy rodziny tych kobiet, opowiada o warunkach w różnych więzieniach, jednym tchem wymienia imiona i nazwiska morderczyń i morderców z całego świata... ale rozmów to tu brakuje. Gdzieś w połowie przerwałam lekturę. Ciężko się z tej książki czegoś sensownego dowiedzieć, szybciej głowa rozboli, niż człowiek wyłuska jakieś istotne rzeczy.

Strasznie chaotycznie napisana. Na początku myślałam, że może tylko wstęp jest taki, potem będzie lepiej, ale styl pozostał taki sam. Co chwila dygresje, polecenia własnych książek, książek innych autorów.

I gdzie te tytułowe "rozmowy"? Autor przytacza biografie, szczegóły sprawy, listy, które kobiety-morderczynie pisały do niego, listy rodziny tych kobiet, opowiada o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Marianna i Róże Janina Fedorowicz, Joanna Konopińska
Ocena 7,6
Marianna i Róże Janina Fedorowicz, ...

Na półkach:

Książka w formie pamiętnika Pani Marianny Jasieckiej - XIX wiecznej ziemianki wielkopolskiej.

Opisanie tego w firmie pamiętnika pozwala na uzyskać bardzo ciekawy efekt - dawne obyczaje i wydarzenia są komentowane przez współczesna im osobę - kogoś o zupełnie innym wychowaniu, sposobie myślenia niż obecny. Marianna jest wytworem swoich czasów - patriotką, Polką, zarządzającą posiadłością dość zamożną gospodynią, matką siedmiorga dzieci, oddaną swojemu mężowi żoną. Ktoś w komentarzach zarzucał jej małostkowość, skłonność do plotek, zbytnie zapatrzenie w męża, czy ciasnotę umysłową, umiłowanie do zbytków, szowinizm wobec Niemców... Bardzo nieautentyczne byłoby, gdyby Marianna była inna. Oczywiście, zdarzały się wówczas kobiety bardziej wyemancypowane - ich opisy znajdujemy tu także - są one zazwyczaj krytykowane przez Mariannę - ale to były wyjątki. Marianna robiła wszystko, tak, jak ją wychowano, tak, jak wymagały tego obyczaje i standardy wyznaczone dla jej klasy i poziomu życia. Zajmują ją sprawy rodziny, wykształcenia dzieci (bardzo sztampowe - syn ma zostać gospodarzem, a nie uczyć się na uniwersytetach, a nie do pomyślenia w ogóle jest wysłanie córek na uniwersytet), służby (nie może się zbytnio spoufalać, ma być karna i posłuszna), moda, stroje, urządzenie domu i ogrodu, życie towarzyskie.

Dzięki tej książce wydarzenia, które pamięta się z lekcji historii - strajk dzieci wrzesińskich, przyjazd Paderewskiego (i motyw upitego Kasprowicza o czym na lekcjach nie było ;)) - ożywają w wyobraźni. Do tego wspaniałe smaczki: jakie imiona należy nadawać dzieciom, jak się leczą chłopi, przepis na zupę żółwiową, dyskredytowanie pracy etnografów ("opisać, co chłop nosi i je to i ja bym umiała"). Czasami mi się dłużyła, nie wszystko mnie interesowało - szczególnie ta działalność kółek rolniczych, jednak nadal uważam, za bardzo dobrą książkę, dobrze przybliżająca realia i pozwalającą poznać lepiej historię swojego regionu, czyli Wielkopolski.

Książka w formie pamiętnika Pani Marianny Jasieckiej - XIX wiecznej ziemianki wielkopolskiej.

Opisanie tego w firmie pamiętnika pozwala na uzyskać bardzo ciekawy efekt - dawne obyczaje i wydarzenia są komentowane przez współczesna im osobę - kogoś o zupełnie innym wychowaniu, sposobie myślenia niż obecny. Marianna jest wytworem swoich czasów - patriotką, Polką,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Już po kilkunastu stronach lektury zaczęłam się obawiać, że wypożyczona przez mnie książka okaże się słabą. I tak się stało niestety. Już w momencie, gdy lekarka podejmuje się dokończyć dzieło brata - czyli odkryć, dlaczego Siena tak bardzo ucierpiała w czasie epidemii dżumy - bardziej od innych włoskich miast - stwierdziłam, że że to jest strasznie naiwne. On był historykiem, znawcą w danej dziedzinie, jak ona ma zamiar po lekturze kilku starych manuskryptów, dorównać mu? Czyli wystarczy znajomość włoskiego i miłość do manuskryptów, po co lata studiów i pracy naukowej? Jakby to było, takie proste, ktoś już dawno by doszedł do tego, co się w tym średniowieczu wydarzyło ;)

Taką naiwność by się jeszcze dało wybaczyć, ale potem zaczęły się dziać takie rzeczy... Jak się okazało, wyjątkowe zdolności pozwoliły naszej bohaterce na podróż w czasie - akurat od interesującego ją okresu historycznego i miejsca czyli do Sieny w 1347 roku, tuż przed wybuchem epidemii dżumy. Tam Beatrice odkrywa, że w domu jej brata mieszkał kiedyś sieneński malarz - Gabriele Accorsi, w którym Beatrice się zakochuje - oczywiście z wzajemnością. Oprócz podróży w czasie, Beatrice odkrywa też w sobie zdolność do czytania w ludzkich myślach, do odczytywania ukrytych zamiarów i emocji. W ten sposób udaje się jej między innymi uchronić swojego ukochanego przed śmiercią (upadkiem z rusztowania), a także odkryć, kto stoi za spiskiem, który miał pogrążyć Sienę w ruinie (podsłuchuje myśli księdza, który wysłuchał spowiedzi spiskowca). Do tego mało przekonywujące sytuację, gdzie kobieta z XXI wieku potrafi się wtopić w życie średniowiecznego miasta i to nawet nie żywiąc większych podejrzeń - wszystko jakoś jej sprzyja i wywołuje tylko niewielką podejrzliwość otoczenia... Mocno zaakcentowany wątek romansowy - oczywiście na koniec autorka nie mogła się powstrzymać i przedstawiła jeszcze dziwne motywy z nocy poślubnej, gdzie Betarice skanuje myśli Gabriela, a potem sama przedstawia mu, co czuje "gdy jest brana" przez niego - musi mówić, bo on przecież nie wejdzie jej do głowy. Po co to cała średniowieczna otoczka, do sytuacji rodem ze współczesnych bezpruderyjnych czytadeł? Dżuma zdążyła zejść już dawno na drugi plan, czasem wydawało mi się, że była tylko dodatkiem do wątku romantycznego.

Mój mąż skomentował powieść, a raczej jej tytuł, że powinna być druga część "Skryba z Multipli" - powiedziałam mu, że może być, ale mi wystarczy zdecydowanie ta jedna część ;)

Już po kilkunastu stronach lektury zaczęłam się obawiać, że wypożyczona przez mnie książka okaże się słabą. I tak się stało niestety. Już w momencie, gdy lekarka podejmuje się dokończyć dzieło brata - czyli odkryć, dlaczego Siena tak bardzo ucierpiała w czasie epidemii dżumy - bardziej od innych włoskich miast - stwierdziłam, że że to jest strasznie naiwne. On był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zbrodnia popełniona na dziewczynie, którą wszyscy lubili, popełniona w wielkim domu pełnym domowników, gości i służby, do tego w czasie wielkiej śnieżycy, która nikomu nie pozwoliła uciec z domu, co oznacza, że zbrodniarz nadal tu jest. Ale kto to taki? Przebywający w gościnie detektyw i jego pomocnik, odkryją to. Brzmi znajomo, prawda?
Agatha Christie i Conan Doyle - co ciekawe Mateusz, kamerdyner głównego bohatera - detektywa - amatora Jana Morawieckiego zaczytuje się w powieściach o Sherlocku Holmesie ;)
Jest dość przewidywalnie, można się też domyślić zabójcy, mimo wszystko to przyjemna i wciągająca lektura.
Czasem denerwowało mnie trochę takie zbyt nachalne opisywanie przedmiotów z epoki, jakby na dowód, że autorka coś o tym wie, miałam wrażenie, że ma uwiarygodnić opisy, nie było naturalne... Przynajmniej to moje wrażenie. Chodzi np. o Paulinę, która opisuje, jaką zastawę stołową chciałaby posiadać, narzeka na krajowe sztućce od Frageta, marzy jej się serwis łabędzi... Tak samo rozmowy o powieściach Sienkiewicza.
Jeszcze jeden zarzut to to, że akcja czasem mocno zwalniała i przestawała być już tak frapująca.

Zbrodnia popełniona na dziewczynie, którą wszyscy lubili, popełniona w wielkim domu pełnym domowników, gości i służby, do tego w czasie wielkiej śnieżycy, która nikomu nie pozwoliła uciec z domu, co oznacza, że zbrodniarz nadal tu jest. Ale kto to taki? Przebywający w gościnie detektyw i jego pomocnik, odkryją to. Brzmi znajomo, prawda?
Agatha Christie i Conan Doyle - co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miałam w ogóle nie czytać, oddać ją gdzieś do biblioteki może, bo przypadkiem wpadła mi w ręce. Jednak w czasie korona-przesiadywań w domu powoli zaczęły mi się kończyć książki i postanowiłam po nią sięgnąć.

I była to bardzo mądra decyzja.

Dzieciństwo przeżyte w brazylijskiej biedzie - coś odległego nam kulturowo, jednak ta książka sprawia, że wszystko staje się bliskie. Zachwyty dziecka obdarzonego bujną wyobraźnią, pełnego pomysłów, którego wszyscy uznają za łobuza. Mały chłopiec - Zeze - zwierza się swojemu drzewku pomarańczowemu, oprowadza braciszka po kurniku udając, że jest to zoo, wymienia się na szklane kulki, przeżywa czas wirujących bąków i latawców na ulicy, bawi się w kowboja. Ale czym byłoby dzieciństwo bez psot? Więc mały skrada się do ogródka sąsiadów po guajawy, roi kobrę ze starej pończochy, sika w kącie kina, by nie przegapić nawet sekundy z seansu, jeździ na zderzakach samochodów. Byłoby sielsko (i czasem jest), byłoby wesoło (i jest), ale są też złe momenty w życiu chłopca. Rodzina jest bardzo biedna, mama pracuje od rana do nocy, siostra, która skończyła szkołę pracuje w fabryce, a tata wcale nie ma pracy. Dzieci nie dostają wcale prezentów na Boże Narodzenie, ale co tu mówić o prezentach, jak rodzina nie ma prawie co jeść. Członkowie rodziny wyładowują swe frustracje na małym Zeze, bijąc go, tak, że potem nie może chodzić do szkoły, taką ma spuchniętą buzię, a nawet tak, że nie może się podnieść przez dłuższy czas z łóżka.

Mimo tego wszystkiego Zeze pozostaje chłopcem pełnym wiary, optymizmu, który bardzo chciałby obdarzyć miłością i czułością swą rodzinę, a czego nikt nie chce przyjąć (prócz kochanego małego braciszka i starszej siostry Glorii, która na szczęście ratuje Zeze przed resztą rodziny). Jest tez drzewko pomarańczowe. I na koniec - osoba, która wkrótce staje się najważniejsza w życiu Zeze - Portugalczyk Manuel.

Bardzo szybko się to czyta, z prawdziwą przyjemnością i z prawdziwym wzruszeniem. Pozwala inaczej spojrzeć na dziecięce spoty, wejrzeć w dziecięcy świat i może samemu przypomnieć sobie dawne tęsknoty.

Miałam w ogóle nie czytać, oddać ją gdzieś do biblioteki może, bo przypadkiem wpadła mi w ręce. Jednak w czasie korona-przesiadywań w domu powoli zaczęły mi się kończyć książki i postanowiłam po nią sięgnąć.

I była to bardzo mądra decyzja.

Dzieciństwo przeżyte w brazylijskiej biedzie - coś odległego nam kulturowo, jednak ta książka sprawia, że wszystko staje się bliskie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jakoś nie mogę dać jej oceny "bardzo dobra", może przez to, że była zbyt irlandzka" Ile osób spoza tego kraju da radę rozróżnić te wszystkie polityczne frakcje, ugrupowania, pochwycić delikatne równice w poglądach, które jednak dla mieszkańców są kluczowe? Dal mnie często to była niezrozumiała plątanina i gadanina... Nie wiedziałam, czy autor to wszystko przerysowuje, czy to jednak fakty. To znaczy na tyle ogarnęłam temat, że gdy pisał o zawieszeniu broni, na które zgodziły się także ugrupowania IJKL, MNOP, QRSTW, to to był dowcip ;)

Była też jednak trochę za długa, niektóre kluczowe rzeczy, działy się błyskawicznie, inne znowu, nie mające wpływu na fabułę były bardzo rozwlekane. Mam na myśli szczególnie opowieści o wszystkich miłostkach Jake'a, w porównaniu do akcji z końca książki, gdzie nie ma wyjaśnienia jak pogodzili się z Aoirghe, jak trafiła ich ta strzała amora. Dlaczego Misiek ucieka, gdy matka z przyjaciółką wchodzą do pubu, dlaczego potem wraca, jak gdyby nigdy nic i godzi się z rzeczywistością? Nie mogłam w ogóle kupić tego jego szoku, po tym jak dowiedział się, że matka jest lesbijką. Czemu aż tak go to dotknęło? Końcówka książki rozczarowała mnie w pewien sposób, bo potworzyła szczęśliwe zakończenia, nie wyjaśniając pewnych rzeczy, traktując je skrótowo.

Ten rozdział, gdzie jest opisywany Belfast, dla mnie grafomański, niepotrzebny - tak, jak byśmy musieli dostać cały rozdział o mieście, żeby skumać, ze miasto jest tu jednym z głównych bohaterów.

Podobało mi się to, że wszystko tu było możliwe, że oprócz brutalnej, krwawej rzeczywistości, cały czas działała irlandzka magia. I tak oto Misiek mógł zrealizować sen "od zera do milionera" i rozkochać w sobie wspaniałą amerykańską białozębną i namiętną dziewczynę. Mama Miśka mogła po latach "obudzić się", przestać brać psychotropy i ogłosić się lesbijką - zamieszkać ze swoją sąsiadką i mieć w nosie, co sądzą wszyscy inni. Jake mógł mimo ogromnych różnic w światopoglądzie zakochać się z wzajemnością w Aoirghe (akurat to w ogóle jest dla mnie niezrozumiałe, jak do tego doszło, chyba tylko, żeby faktycznie uzyskać to wspominane w książce "szekspirowskie zakończenie"). Nieokrzesane dziecko ulicy - Roche trafił zaś na końcu do rodziny zastępczej, która jak się domyślamy, wykieruje go "na ludzi".

Bohaterowie naprawdę byli ciekawi. Co wieczór, gdy siadałam z książką, zastanawiałam się, co tym razem wymyślą te chłopaki ;)

Wspaniałe było zrobione przez Miśka podsumowanie własnego życia - żaden kołcz by na to nie wpadł - a jak zadziałało! Od razu otworzył się Miśkowi umysł ;)

Jakoś nie mogę dać jej oceny "bardzo dobra", może przez to, że była zbyt irlandzka" Ile osób spoza tego kraju da radę rozróżnić te wszystkie polityczne frakcje, ugrupowania, pochwycić delikatne równice w poglądach, które jednak dla mieszkańców są kluczowe? Dal mnie często to była niezrozumiała plątanina i gadanina... Nie wiedziałam, czy autor to wszystko przerysowuje, czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oczekiwałam więcej smaczków na temat Szczecina, chciałam zobaczyć, jak autor przedstawi miasto tuż po wojnie... Tymczasem było bardzo ubogo, pojawia się zaledwie kilka nazw ulic, pobieżne opisy ruin Starego Miasta, ktoś wspomina o Zarembie, są powszechnie znane fakty, ze Ruscy byli niebezpieczni, że na Niebuszewie mieszkali Żydzi.
Nie jest to Breslau Krajewskiego, nie są to opisy rodem ze świeżo przeczytanego przeze mnie "Dracha".

Akcji nie ma za wiele, jest powolne, żmudne śledztwo, jest przeplatanie się czasów - to, co się dzieje tuż po wojnie, czasy PRLu i współczesne. Są współcześni bohaterowie, którzy zaczynają grzebać w rodzinnej historii, jest "zły", który jak w horrorach, wydaje się nieuchwytnym geniuszem zbrodni.

Najciekawszym bohaterem był dla mnie Wiktor Krugły, taki z krwi i kości, człowiek z zasadami, ciekawą przeszłością.

Nie porwała mnie, ale może są tacy, na których historia skarbu von Kaminskiego podziała jak na głównych bohaterów i wciągnie ich ;)

Oczekiwałam więcej smaczków na temat Szczecina, chciałam zobaczyć, jak autor przedstawi miasto tuż po wojnie... Tymczasem było bardzo ubogo, pojawia się zaledwie kilka nazw ulic, pobieżne opisy ruin Starego Miasta, ktoś wspomina o Zarembie, są powszechnie znane fakty, ze Ruscy byli niebezpieczni, że na Niebuszewie mieszkali Żydzi.
Nie jest to Breslau Krajewskiego, nie są...

więcej Pokaż mimo to