-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2018-12-31
2018-12-26
Przeszłość miesza się tu z przyszłością, która wielokrotnie okazuje się teraźniejszością.
Mapa Czasu to powieść, która zdecydowanie bawi się z odbiorcą, a robi na kilku płaszczyznach. Między innymi poprzez wielokrotne, bezpośrednie zwroty narratora do czytelnika, ale i także w samej konstrukcji fabularnej. Raz po raz zdaje nam się, że już rozumiemy prawidła tego świata, kiedy autor ponownie zaszczepia w nas zwątpienie. Wreszcie, gdy nabieramy już niemal pewności, "świat" obraca się o 180 stopni i znów wiemy tylko tyle, że nic nie wiemy. Powieść utrzymuje czytelnika w niewiedzy właściwie do ostatnich stron.
Niemniej jednak, i było to już wspomniane w innej opinii, powieść Felixa J. Palmy nie należy do tych, które czyta się lekko. Sama po przeczytaniu pierwszych stu stron odłożyłam powieść na bok i wróciłam dopiero po kilku miesiącach. Ciężko było zmusić się do tej powieści, a jednak, kiedy już człowiek się przemoże i zagłębi w karty powieści, lektura zaczyna wciągać.
Stąd wynika zresztą mój ogromny problem z ocenieniem tej książki. Pod względem czysto warsztatowym, powieść napisana jest bardzo dobrze, a wszystkie jej elementy niezwykle przemyślane. Nic w tej książce nie wydaje się być przypadkowe. Śmiało mogłabym wystawić za to co najmniej dziewiątkę. Przyjemność z lektury nie była jednak tak wysoka. Doceniam kunszt i pomysłowość autora, ale jednak po skończeniu powieści nie odczuwam specjalnej ochoty sięgnięcia po kolejny tom. A szkoda, bo epoka wiktoriańska i fantastyka zdawały mi się połączeniem wprost idealnym. Wielka szkoda.
Przeszłość miesza się tu z przyszłością, która wielokrotnie okazuje się teraźniejszością.
Mapa Czasu to powieść, która zdecydowanie bawi się z odbiorcą, a robi na kilku płaszczyznach. Między innymi poprzez wielokrotne, bezpośrednie zwroty narratora do czytelnika, ale i także w samej konstrukcji fabularnej. Raz po raz zdaje nam się, że już rozumiemy prawidła tego świata,...
2018-03-20
2018-04-14
2018-05-13
2018-06-28
2018-07-08
2018-07-12
Jestem zszokowana tak liczną krytyką, co dowodzi jednak, jak odmienne są ludzkie gusta. Osobiście bawiłam się przy tym tomie niezwykle dobrze i pochłonęłam go niemal jednym tchem, zaniedbując przy tym pracę i domowe obowiązki ;). Prawdopodobnie jest to efekt niezmiennej sympatii wobec Daimona i Lucka, a co za tym idzie, zainteresowania wyłącznie ich poczynaniami. Niemniej rozumiem stawiane tej książce zarzuty i jeżeli faktycznie ciekawi kogoś los całej ekspedycji, inni bohaterowie, tudzież czuje niechęć do wątków bardziej "przygodowych", lepiej jeżeli poczeka na kolejny tom sagi, a tę pozycję potraktuje w charakterze spin-offu. :)
Jestem zszokowana tak liczną krytyką, co dowodzi jednak, jak odmienne są ludzkie gusta. Osobiście bawiłam się przy tym tomie niezwykle dobrze i pochłonęłam go niemal jednym tchem, zaniedbując przy tym pracę i domowe obowiązki ;). Prawdopodobnie jest to efekt niezmiennej sympatii wobec Daimona i Lucka, a co za tym idzie, zainteresowania wyłącznie ich poczynaniami. Niemniej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-07-18
Największy zarzut - z przymrużeniem oka, jaki mam do tej książki, to fakt, że nie jest dłuższa. Chociażby za cenę rozwleczenia akcji, ale przyjęłabym wszystko, byle dłużej cieszyć się lekturą.
Agnieszka to wiejska 17-letnia dziewczyna o rozczochranych włosach i wiecznie ubłoconej sukience. Smok to natomiast żyjący ponad setkę lat czarodziej, zamieszkujący pobliską wieżę, który co 10 lat wybiera kolejną dziewczynę z wioski, aby mu służyła. Razem stanowią ostatnią deskę ratunku ze złym, siejącym zarazę i rozprzestrzeniającym się w całej dolinie Borem. I chociaż opis ten zaczęłam jak przy jakimś młodzieżowym romansidle, to do czynienia mamy tu z piękną, magiczną baśnią o walce ze złem z delikatnym wątkiem romantycznym - potrzebnym tyleż, co i w każdej baśni. Kopciuszek też bowiem znalazł swojego księcia.
W tym przypadku książę - ten metaforyczny, bo na myśli mam Smoka - bardzo przypadł mi do gustu. To nie jest kolejny "mroczny bohater, o ciepłym serduszku". Jest po prostu ekscentryczny. W swoim zamiłowaniu do rzeczy pięknych oraz pysze przez wzgląd na własną potęgę, w większości wypadków bywa po prostu arogancki. Czasem ma tylko jakiś przebłysk rumieńca na licu, ale w znacznej większości towarzyszy mu grymas niezadowolenia i niezmiernie mi się to podobało.
Najbarwniejsza jest tu jednak Agnieszka, którą poprzez stronice książki poznajemy naprawdę dobrze. Autorce udało się stworzyć postać niezwykle naturalną, która nie wyróżnia się niczym poza nieustanną silną determinacją. To postać, która nie zawsze wie w jakim kierunku zmierza, ale bez zastanowienia szuka i "przedziera się przez leśne ścieżki wgłąb boru". I taka też jest jej magia - nie wyuczona, co nierzadko deprymuje Smoka, ale wynikająca z poszukiwania własnej drogi. W tym wszystkim Novik tak barwnie i obrazowo opisuje magię, że raz po raz łapałam się na próbach wizualizacji. Słowo daję - pierwsza ustawiłabym się w kolejne na ekranizację powieści w kinie. To mogłaby być prawdziwa uczta dla oczu.
Jedyny, drobny minusik kieruję tu w stronę pobocznej postaci - Kasi, bo chociaż towarzyszy powieści od początku do końca, w moim odczuciu była postacią bardzo płaską. Chociaż z początku poznajemy ją jako piękny i odważny wzór do naśladowania, z czasem okazuje się być spolegliwą, zdaną na swój los dziewczyną, która niewiele mówi i z reguły na wszystko się zgadza.
Tak czy inaczej, książka ta na tyle mnie wciągnęła i odbiór jej był na tyle ciepły, że coś mi podpowiada, iż jeszcze po nią sięgnę. Jednocześnie polecam wszystkim, którzy lubię baśniowe klimaty, a z pewnością się nie zawiodą. Książkę tę napisano naprawdę dobrze zarówno pod względem warsztatu pisarskiego, jak i pod kątem fabularnym... Wciąż się waham, czy nie dać dziesiątki :D
Największy zarzut - z przymrużeniem oka, jaki mam do tej książki, to fakt, że nie jest dłuższa. Chociażby za cenę rozwleczenia akcji, ale przyjęłabym wszystko, byle dłużej cieszyć się lekturą.
Agnieszka to wiejska 17-letnia dziewczyna o rozczochranych włosach i wiecznie ubłoconej sukience. Smok to natomiast żyjący ponad setkę lat czarodziej, zamieszkujący pobliską wieżę,...
2018-07-20
Od lektury minęły mi już trzy dni, a ja nadal składam w głowię opinię, jak gdybym ledwie nauczyła się łączyć słowa w zdania.
"Co zdarzyło się w Lake Falls" to powieść o... będąc w połowie drugiej części mam poczucie, że ciężko byłoby ocenić jej fabułę, bez wglądu w kontynuację. Bo wprawdzie mamy tu bohaterkę "po przejściach", która w walce o ukochaną istotkę zawiera trudny moralnie układ z wyraźnie pociągającym mężczyzną, ale sama książka nie kręci się wokół jednego tematu. To raczej forma kociołka - mix różnych elementów zawartych w schludnym i przystępnym języku, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Odrobina dramatu z romansem i medycyną w tle. Trochę grozy i trochę humoru. W ogólnym rozrachunku czytało mi się przyjemnie, ale brakło mi tego "konkretu", który mógłby wywołać jakieś silniejsze odczucia.
Natomiast na pewno trzeba dodać, że książka wyraźnie stanowi wstęp do dalszej historii, akcja dość płynne i szybko brnie do przodu, a zakończenie niemal krzyczy "ciąg dalszy nastąpi" - i ciąg ten, w moim mniemaniu, sprawa już nieco milsze wrażenie. Z pewnością też jest to przyjemny "przerywnik" od cięższych pozycji lub po prostu "książka na wakacje" :)
Od lektury minęły mi już trzy dni, a ja nadal składam w głowię opinię, jak gdybym ledwie nauczyła się łączyć słowa w zdania.
"Co zdarzyło się w Lake Falls" to powieść o... będąc w połowie drugiej części mam poczucie, że ciężko byłoby ocenić jej fabułę, bez wglądu w kontynuację. Bo wprawdzie mamy tu bohaterkę "po przejściach", która w walce o ukochaną istotkę zawiera trudny...
2018-07-24
Drugi tom cyklu Lake Falls to dowód na to, że zwolnienie akcji nie zawsze jest jednoznaczne z wystąpieniem znudzenia u czytelnika.
Chociaż w "Ucieczce z Lake Falls" niewiele się dzieje, a jej zakończenie stanowi niejako przewartościowanie dotychczasowego postępowania przez bohaterkę i powrót do sytuacji wyjściowej, to zabieg przeplatania współczesnej fabuły z przybliżeniem postaci Azdarotha okazało się bardzo zmyślne. Skoki między jedną a drugą historią rodziły we mnie ciekawość i tym samym napędzały mnie w prędkim czytaniu powieści. Dodatkowo przypowieść o tym, jak miłość w połączeniu z poczuciem obowiązku popchnęła człowieka do zostania niemal demonem, a także pojawienie się postaci wampira, który w swej lubości do luksusu przytępił swe mordercze instynkty pokazują świat mniej czarno-białym, jak dotychczas postrzegała go bohaterka. Autor niejako ponownie wskazuje - w moim odczuciu - na fakt, że moralność cechują podwójne standardy, a nikt z nas nie jest w prawie do ich oceny.
Kontynuację pierwszego tomu czytało mi się o oczko lepiej, a jednocześnie zakończenie, z którego nic nie wynika, zachęca do sięgnięcia dalej, w głąb historii. Czym prędzej zatem zabieram się za tom trzeci :).
Drugi tom cyklu Lake Falls to dowód na to, że zwolnienie akcji nie zawsze jest jednoznaczne z wystąpieniem znudzenia u czytelnika.
Chociaż w "Ucieczce z Lake Falls" niewiele się dzieje, a jej zakończenie stanowi niejako przewartościowanie dotychczasowego postępowania przez bohaterkę i powrót do sytuacji wyjściowej, to zabieg przeplatania współczesnej fabuły z przybliżeniem...
2018-07-26
Trzecie spotkanie z cyklem Lake Falls, chociaż nie powinno już zaskakiwać, jak najbardziej wywołuje powiew świeżości. Autorowi udało się stworzyć cykl, w którym każda książka, chociaż nadal opowiada tę samą historię, stworzona jest w sposób wyjątkowy i nieco oderwany od całości. Słowo daję, jeżeli ukaże się tom czwarty, nie zdziwi mnie jeżeli będzie wierszowany ;).
Tym razem zamiast przeskakiwać między teraźniejszością, a przeszłością, książkę podzielono między perspektywy poszczególnych bohaterów, co zresztą również napędza w czytaniu budząc w człowieku ciekawość. Sama dynamika akcji także się do tego przyczynia, bowiem niemal wszystko zmierza ku wyjaśnieniu. Pewne tajemnice wychodzą na jaw, część motywów się wyjaśnia, a wszystko po to aby nie dopuścić, tudzież właśnie dopuścić do wskrzeszenia Azdarotha.
Za dużo plus tej części uznaję skupienie się na innych bohaterach, kosztem czego raczej miałki w moim odczuciu Jonathan i odrobinę irytująca w zachowaniu Vic zepchnięci zostają na drugi plan. I chociaż tej drugiej nadal udaje się wszystko psuć i robić z siebie skończoną idiotkę (czego nie piszę przez antypatię, a wtóruję po prostu opinii innych bohaterów :D), to zdecydowanie występuje to w mniejszej ilości. Natomiast humor wprowadzony relacją Gabora z Robem jest tutaj nieoceniony. Tę część czytało mi się wybitnie dobrze i dostała zresztą najwyższą notę w cyklu.
Minusem - co było już wspominane w innych opiniach - jest zakończenie powieści. Podzielam tu jednak opinię niektórych, sądząc, że autor uraczy nas jeszcze jedną częścią. Książka w teorii zostaje domknięta, ale wcale nie oznacza to bezpieczeństwa Vic i Kat, a także daje życie nowym pytaniom. Osobiście zresztą gorąco na to liczę i po cichu mam nadzieję na rozwinięcie motywu Otchłani. Odrobinkę "boskiej komedii" zakiełkowało mi w głowie, ale żeby to zrozumieć, należy przeczytać! Zachęcam! :)
Trzecie spotkanie z cyklem Lake Falls, chociaż nie powinno już zaskakiwać, jak najbardziej wywołuje powiew świeżości. Autorowi udało się stworzyć cykl, w którym każda książka, chociaż nadal opowiada tę samą historię, stworzona jest w sposób wyjątkowy i nieco oderwany od całości. Słowo daję, jeżeli ukaże się tom czwarty, nie zdziwi mnie jeżeli będzie wierszowany ;).
Tym...
2018-08-11
Po przeczytaniu cyklu Lake Falls, tego samego autora, oraz wiedziona dobrymi ocenami na tym portalu, bez zastanowienia chwyciłam za Ziarna Czasu. Niestety, ogromnie się zawiodłam.
W historii zapisanej na raptem trzystu stronach poznajemy szóstkę bohaterów, które zebrane przez swoistą siłę wyższą - która nawet nie zostaje nam przybliżona - dostają zadanie uratowania świata. Ta kompletnie obca sobie grupa ludzi, których połączył wspólny cel, rozpoczyna walkę o prastare artefakty z grupą Wyznawców, do których rąk dostać się one nie mogą. Oprócz batalii z wrogiem, bohaterowie toczą także wewnętrzne potyczki - poddają się swoistej autoanalizie. W obliczu ryzyka każde z nich postanawia otworzyć swoje serce na drugiego człowieka - z lepszym, bądź gorszym skutkiem. I to wszystko, powtarzam, na raptem 300 stronach. A warto jeszcze dodać, że dopiero około 150 strony zaczyna się faktyczna fabuła. Wcześniej jedynie przybliżani zostają nam bohaterowie i tło wydarzeń.
Przez pierwszą połowę książki przebrnęłam licząc na ciekawy rozwój fabuły i kiedy nareszcie historia nabrała smaku (trochę w klimacie Dana Browna), dobiegła końca. Tak po prostu. Niby część rzeczy się wyjaśniła, ale też kilka pytań pozostało bez odpowiedzi i powieść się skoczyła. Ogromnie się zawiodłam. Relacje między bohaterami co prawda się rozwijają, ale na tyle szybko, że wydają się sztuczne i wprowadzone na siłę. Zakończenie nie wywołuje większych emocji a sprawia wręcz wrażenie domkniętego naprędce, jakby pomysł przerósł autora. I szkoda, bo historia naprawdę miała potencjał.
Po przeczytaniu cyklu Lake Falls, tego samego autora, oraz wiedziona dobrymi ocenami na tym portalu, bez zastanowienia chwyciłam za Ziarna Czasu. Niestety, ogromnie się zawiodłam.
W historii zapisanej na raptem trzystu stronach poznajemy szóstkę bohaterów, które zebrane przez swoistą siłę wyższą - która nawet nie zostaje nam przybliżona - dostają zadanie uratowania świata....
2018-08-15
2018-08-30
Huczmiranki to historia, która oczarowała mnie już na samym początku - to znaczy od okładki. To ze względu na nią sięgnęłam po książkę i choć po opisie nie wiedziałam czego się spodziewać, postanowiłam podarować jej szansę. Do księgarni szłam jednak z myślą o zakupie powieści fantasy dedykowanej raczej żeńskiemu odbiorcy i słowo daję, nie mogłam lepiej trafić. To książka kobiety, o kobietach, dla kobiet, z odrobiną magii w tle.
Sama zresztą pochodząc z rodu zdominowanego przez kobiety, niezwykle przyjemnie czytało mi się losy Huczmiranek. Tak jak przedstawiono to w książce, tak i z autopsji wiem, że gdzie wiele kobiet, tam i o konflikty nie trudno, a kobiety bywają nieugięte i bardzo emocjonalne w działaniach. Zwłaszcza w tej powieści, w której ze względu na kryjącą się w nich moc, nikną gdzieś ludzkie współczucie, miłość i empatia, a miejsce to zastępuje ciągła walka o "dobro rodu". Jak w każdej rodzinie, pojawiać muszę się jednak czarne owce i to one stanowią tu główne bohaterki.
Oczywiście swoistej magii jest naprawdę dużo - w pewnym sensie determinuje wszelkie wydarzenia - ale to właśnie relacje między kobietami z rodu Huczmiranek, na przestrzeni kilku pokoleń, stanowią główny magnetyzm powieści. Trzymając tę książkę w pierwszych chwilach zupełnie nie spodziewałam się, że tak bardzo mnie wciągnie i że dodatkowo tak mocno będzie korespondować z moimi własnymi odczuciami wobec rodziny.
Po lekturze od razu zamówiłam kontynuację i gorąco liczyłam, że tuż po weekendzie znajdzie się w moich łapkach. Zresztą teraz, czytając już tom drugi, wciąż nie potrafię pojąć, jak te książki mogą być tak tanie. Niemniej, niech i to będzie powodem do zakupu. Gorąco polecam!! :)
Huczmiranki to historia, która oczarowała mnie już na samym początku - to znaczy od okładki. To ze względu na nią sięgnęłam po książkę i choć po opisie nie wiedziałam czego się spodziewać, postanowiłam podarować jej szansę. Do księgarni szłam jednak z myślą o zakupie powieści fantasy dedykowanej raczej żeńskiemu odbiorcy i słowo daję, nie mogłam lepiej trafić. To książka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-10-03
2018-10-07
2018-10-12
2018-10-24
2018-10-25
Zimowe Dzieci to jedna z nielicznych książek w mojej karierze, które wchłonęłam za jednym podejściem. Uwielbiam ten sposób narracji, kiedy moja ciekawość jest coraz bardziej podsycana, aż zniecierpliwiona sama zaczynam snuć domysły.
Powieść Jennifer McMahon opowiada równolegle trzy historie - wszystkie oparte na dramacie. Jednocześnie mamy tu element swoistego kryminału i oczywiście grozy. To ostatnie opiera się głównie o motyw wskrzeszenia umarłych. Sara, bohaterka historii dziejącej się na początku dwudziestego wieku, wierzy, że sama niegdyś widziała "śniącego", dlatego kiedy dochodzi do rodzinnej tragedii, postanawia spróbować wskrzeszenia swojej ukochanej córeczki. Czyż człowiek nie zaprzedałby nawet duszy diabłu, by spędzić choć jeden dzień z okrutnie odebranym mu dzieckiem?
Podejście autorki, jak wielu piszącym opinie przede mną, nasuwa inspirację Stephenem Kingiem i jego Smentarzem dla Zwierząt. Istotnie McMahon również zastanawia się, czy i w jakiej formie wrócić mogłaby osoba zza grobu. I chociaż tutaj jest to zobrazowane delikatniej, to oczywiście jak można się domyśleć, nie roztaczają oni wokół aury miłości, a bratki nie rosną na drodze po której stąpają.
Podsumowując, gorąco polecam i prawdę mówiąc czytało mi się to przyjemniej od wspomnianej książki, bądź co bądź, Mistrza Grozy. Zimowe Dzieci zostały napisane przystępnym językiem a wszystkie historie przeplatają się wzajemnie, dzięki czemu - jak mówiłam - wyjątkowo podsycają ciekawość. Momentami śmiałam się do siebie, że nie mogę przerwać czytania, bo to tak, jakby zrobić stop klatkę w filmowym pościgu - po prostu nie można! :)
Zimowe Dzieci to jedna z nielicznych książek w mojej karierze, które wchłonęłam za jednym podejściem. Uwielbiam ten sposób narracji, kiedy moja ciekawość jest coraz bardziej podsycana, aż zniecierpliwiona sama zaczynam snuć domysły.
Powieść Jennifer McMahon opowiada równolegle trzy historie - wszystkie oparte na dramacie. Jednocześnie mamy tu element swoistego kryminału i...
Łezka się w oku kręci na myśl, że to już koniec. Koniec podróży i - na chwilę obecną - cyklu za razem.
Spośród trzech tomów, opisujących jedną acz rozległą w czasie i przestrzeni wyprawę, trudno byłoby wybrać ulubiony. Każdy jest troszkę inny, zaś tom trzeci - ostatni - obfituje w wewnętrzne dialogi bohaterów, spostrzeżenia i podsumowania.
Co zaś w całokształcie historii mi się podobało (bo moim zdaniem grzechem byłoby nie ocenić tych trzech tomów holistycznie), a nie czułam chociażby w Zbieraczu Burz, to mocniejszy nacisk na postaci poboczne. Umożliwiło to zapałanie silniejszą sympatią nie tylko do Abaddona, ale też Lucka, Razjela czy chociażby Asmodeusza, którego poznajemy niezwykle uroczą, wrażliwą stronę. Tym trudniej jednak rozstać się z cyklem i po skończeniu tęskno się robi do bohaterów.
"Z braku laku" prawdopodobnie sięgnę teraz po inne powieści Pani Kossakowskiej, bo robi naprawdę dobrą robotę. Cykl Zastępów Anielskich jest interesujący, wciągający i co dla mnie najważniejsze, nie jest ckliwy jak spora część fantastyki damskich autorek. Zwyczajnie polecam i gorąco liczę na kontynuację sagi w przyszłości :)
Łezka się w oku kręci na myśl, że to już koniec. Koniec podróży i - na chwilę obecną - cyklu za razem.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toSpośród trzech tomów, opisujących jedną acz rozległą w czasie i przestrzeni wyprawę, trudno byłoby wybrać ulubiony. Każdy jest troszkę inny, zaś tom trzeci - ostatni - obfituje w wewnętrzne dialogi bohaterów, spostrzeżenia i podsumowania.
Co zaś w całokształcie historii...