rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Niecierpliwie czekałem na kolejną spowiedź, tfu, książkę @ciarkowskapisze i gdy tylko mały różek się odwinął i zobaczyłem pierwsze nieśmiałe "jestem" już wiedziałem, że bardzo szybko sięgnę. A potem uderzyło mnie w twarz.

"Dewocje" - myślę sobie, ki licho. I jeszcze ta okładka. Ni to obrazek, ni okładka. Ale cóż, słowo się rzekło i książka wpadła mi w ręce. A potem przeczytałem pierwsze zdanie, pierwszy akapit i stronę. I wypruło mi flaki i duszę też jakoś tak na wierzch wyciągnęły te "Dewocje". I tak powoli urywało mi fragmenty ciała, a to palec, a to coś innego. I myślę sobie, że czytam historię, którą znam. Którą przeżyłem w "mojej" wiosce. Czekałem jeszcze tylko na cud... Bo u mnie na wiosce był cud, ba! Bo to jeden? Ciarkowska po raz kolejny przeniosła mnie w świat, który znam zbyt dobrze, czy ona do diaska spędzała ze mną czas? Czemu tak dobrze zna moje otoczenie? Po raz kolejny nie zawiodłem się na tej autorce. Po raz kolejny przeżyłem niesamowitą, a jednocześnie prostą, historię. Historię pełną zwykłych opowieści, ale opowiedzianych w tak niezwykły sposób. Może przesadzam, że może dla mnie jest zbyt kolorowo, że zbyt "po mojemu", ale jakby to powiedziała Pani Zosia: "ja tak to czuję". Dobrze mi z tymi słowami, z każdą jedną stroną tej książki.

Czytajcie! Bo ja czytając odzyskałem jednak ten urwany palec... I jak w przypadku "Pestek" i tu chciałbym usiąść obok bohaterki, oprzeć swoje ramię o jej i powiedzieć cicho, że...

Kawę Ci przyniosłem.

Niecierpliwie czekałem na kolejną spowiedź, tfu, książkę @ciarkowskapisze i gdy tylko mały różek się odwinął i zobaczyłem pierwsze nieśmiałe "jestem" już wiedziałem, że bardzo szybko sięgnę. A potem uderzyło mnie w twarz.

"Dewocje" - myślę sobie, ki licho. I jeszcze ta okładka. Ni to obrazek, ni okładka. Ale cóż, słowo się rzekło i książka wpadła mi w ręce. A potem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Topieliska" od samego początku przyciągały mnie swoją okładka, czy też tym co o nich słyszałem, ułożyło się tak, że książkę wygrałem od samej autorki! No to wskoczyłem w ten świat.

Po pierwszych stronach pomyślałem sobie, że jest spoko, a nawet bardzo spoko i z utęsknieniem czekałem na "topieliskowy" klimat... I niestety tu jest chyba największy minus książki, jeżeli ktoś taki jak ja czeka na wielkie bagno, w którym bohaterowie utkną na 48h to niestety to nie to bagno. 😉 Ale spoko! Po poznaniu bohaterów i zrozumieniu, że książka zbudowana jest jak jest zbudowana, dostajemy kilka wskazówek do czego ta cała kreacja zmierza. I chociaż jakimś cudem udało mi się domyślić "zakończeń" wielu wątków to przyjemnie dobijało się do brzegu. W gruncie rzeczy książka by mogła mieć lżejsze przejścia między poszczególnymi rozdziałami, wypełnione ów okładkowym psychodelicznym klimatem, a może to wujka powinno być więcej? A może główna bohaterka mogłaby być bardziej zagubiona w myślach? Nie wiem. Wiem natomiast to, że w każdym miejscu książki chciałem jeszcze lepiej poznać postaci, ich umotywowanie do poszczególnych działań i skąd co i dlaczego, bo przyznaję czasami się gubiłem. Gdy dostawałem ciekawą informację, chwilę później byłem w nowym miejscu i tak mknęła strona za stroną, a mój książkowy głód nie mógł się najeść do syta. Sny zapytacie? Tak są, w ciekawy sposób przekazywały informacje (warto tutaj spędzić chwilę z sennikiem 😉), ale więcej nie powiem. 🤫

Ostatecznie jednak nie czuję, że źle spędziłem czas przy tej książce. Myślę jednak, że lepiej się odnajdą w niej mamy, a raczej zgubią się bardziej. 😉 Co do samej autorki, jeśli nie czytaliście nic jeszcze spod pióra tej Pani to czas nadrobić i "Topieliska" będą w tym wypadku dobrym wyborem na pierwsze spotkanie.

"Topieliska" od samego początku przyciągały mnie swoją okładka, czy też tym co o nich słyszałem, ułożyło się tak, że książkę wygrałem od samej autorki! No to wskoczyłem w ten świat.

Po pierwszych stronach pomyślałem sobie, że jest spoko, a nawet bardzo spoko i z utęsknieniem czekałem na "topieliskowy" klimat... I niestety tu jest chyba największy minus książki, jeżeli ktoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co wiecie o wilkach? Bo mi wydaje się, że im więcej o nich czytam tym mniej wiem, dobrze, że od czasu do czasu trafia się taka książka jak "Instynkt. O wilkach w polskich lasach", czyli tytuł, który zbiera sporo historii i w pigułce je podaje.

Początkowo gdzieś natrafiłem na informacje jakoby książka ta kręciła się tylko w Bieszczadach, więc chwilę zawahałem się z lekturą, a potem w jakimś innym miejscu padło hasło, że jednak nie tylko południowy-wschód, ale również inne rejony Polski. I jak to zwykle w duecie ja-wilki, przepadłem. Jak już wspomniałem, książka ta jest taką pigułką. Jak nie wiecie co czytać o tych cudnych zwierzakach to już wiecie. 😉 Zaintrygowany czytałem relacje, których jeszcze nie znałem, wkurzałem się po raz kolejny na kłusownictwo i bezmyślną nienawiść do wilków, ale i uśmiechałem się na myśl o tych psotnych dzikusach, które pewne siebie wycofują się do lasu na widok człowieka. Część historii znałem, jednak sporo nowych opowieści (a przynajmniej wydaje mi się, że ich nie znałem) sprawiło, że poszukałem dodatkowych informacji, głównie zdjęć i filmów (okazało się, że część z nich już znam!), tak aby dokładnie wiedzieć o czym mowa. Jak sięgnięcie po tę książkę to zrozumiecie o czym mówię. 😉 Swoją drogą to do pewnego momentu miałem wrażenie, że tematy się urywają, a na koniec dostałem kilka podsumowań, które jak dla mnie pozamykały tematy. No i bobry! Wreszcie ktoś zauważył tę relację!

Chętnie poczytałbym chwilę dłużej słowa jakie potrafi przekazywać Anna Maziuk, pewnie za jakiś czas wrócę na te strony, ale chętnie też poznam kolejne wilcze opowieści. Czytajcie i poznajcie bliżej te wcale nie takie groźne drapieżniki. 🙃

Co wiecie o wilkach? Bo mi wydaje się, że im więcej o nich czytam tym mniej wiem, dobrze, że od czasu do czasu trafia się taka książka jak "Instynkt. O wilkach w polskich lasach", czyli tytuł, który zbiera sporo historii i w pigułce je podaje.

Początkowo gdzieś natrafiłem na informacje jakoby książka ta kręciła się tylko w Bieszczadach, więc chwilę zawahałem się z lekturą,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chwilę to trwało... Nie, nie przeczytanie tej, jak dla mnie, świetnej książki, lecz napisanie kilku słów o niej. Bo wiecie, maska... Długa historia. 😉

Glukhovsky zabiera nas po raz kolejny do apokaliptycznego świata, "Outpost" to jak się okazuje pierwszy tom kolejnego cyklu - druga książka na dniach będzie miała premierę. Gdy brałem w ręce książkę to zastanawiałem się czy przypadkiem Metro 2033/35 nie będzie siedziało mi za mocno w głowie, ale na szczęście po kilku stronach tamto uniwersum zniknęło i pojawił się Outpost. Odrobinę leniwy, cichy. Gdzieś na obrzeżach całej zagłady, a ja razem z bohaterami przycupnąłem i patrzyłem jak potoczy się nasze życie. I powiem wam, że jak dla mnie to mega. Lubię takie trochę obyczajowe, tajemnicze, a jednocześnie przepełnione nieznanym-złym otoczeniem historie. Nie przeszkadzało mi, że postaci poznaję po łebkach, że może są płytcy, że trochę za mało o nich wiem, bo wszystko sobie dopowiadałem. Glukhovsky ma ten dar, że pisze zwięźle, a jednocześnie zostawia pole do domysłów, do dopowiadania i do zgadywania. I ten most! Ludzie! Ile ja miałem pomysłów co by mogło tam być. I gdy pojawia się pewna postać, układam sobie w głowie scenariusz, a scenariusz ten jest dziwaczny, a autor kopie mnie w uszy i pisze "Twoje dziwne? Patrz na moje wizje". I leżę taki głuchy i nie wiem co mam zrobić z życiem...

Cieszę się, że pojawiło się kolejne postapo tego autora. Zdecydowanie będę czytał cały cykl ile by to książek miało nie być, bo to jest właśnie to! Takie książki lubię i tak wykreowany świat przemawia do mojej wyobraźni. Czytajcie!

Chwilę to trwało... Nie, nie przeczytanie tej, jak dla mnie, świetnej książki, lecz napisanie kilku słów o niej. Bo wiecie, maska... Długa historia. 😉

Glukhovsky zabiera nas po raz kolejny do apokaliptycznego świata, "Outpost" to jak się okazuje pierwszy tom kolejnego cyklu - druga książka na dniach będzie miała premierę. Gdy brałem w ręce książkę to zastanawiałem się czy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

#ListopadNaFaktach organizowany przez @swiat_miedzy_stronami rozpoczynam dość późno... Dość późno również biorę się za "Dobrego wilka. Tragedia w szwedzkim zoo", bo obawiałem się przygnębienia jakie zapanuje po lekturze, bo nie chciałem dowiedzieć się kogo należy się bać bardziej, bo była jeszcze masa innych powodów...

Lars Berge próbuje wyjaśnić nam przyczynę tragedii, do której, wydaje się nie powinno dość nigdy. Autor rozprawia się z wilkami na różne sposoby, nie mówi nam czy są one dobre lub złe. Szuka po prostu przyczyny dla której opiekunka wilków w zoo została zaatakowana. Początkowo brzmi to jak kryminał, wymyślona historia, lecz ze strony na stronę pojawiają się historie, które powoli składają się w całość. Na przełomie wielu, wielu lat dzieją się przedziwne rzeczy z wilkami w Szwecji, ale nie tylko tam. Autor odkrywa przed nami to, jak dobrze ludzie znają wilki, a jednocześnie mówi nam, że nie... Zagmatwane, ale wiecie, tu chwalimy się, jak dobrze znamy drapieżniki, by przed sądem powiedzieć, że standardowy schemat działania ów zwierzęcia nie był do przewidzenia... Coś chyba jest nie tak? Nie zmienia to faktu, że książkę pochłonąłem. Wręcz było mi za mało pewnych spraw, o których przecież już gdzieś kiedyś czytałem. Czekałem na finał, że dostanę odpowiedź prosto z mostu, a tu cisza... Jak na wybiegu.

I owszem układa mi się w głowie jakiś scenariusz, schemat tej tragedii, ale nie chcę o tym pisać... Jeśli historia ta was porusza, spróbujcie sami sięgnąć po tę książkę. Mi było ciężko, nie ze względu na trudność lektury, lecz ciężar jaki dźwigałem poprzez wszystkie strony. Czytajcie.

#ListopadNaFaktach organizowany przez @swiat_miedzy_stronami rozpoczynam dość późno... Dość późno również biorę się za "Dobrego wilka. Tragedia w szwedzkim zoo", bo obawiałem się przygnębienia jakie zapanuje po lekturze, bo nie chciałem dowiedzieć się kogo należy się bać bardziej, bo była jeszcze masa innych powodów...

Lars Berge próbuje wyjaśnić nam przyczynę tragedii, do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sięgając po "Chąśbę" miałem duże obawy czy mi się spodoba, bo najzwyczajniej w świecie niezbyt często sięgam po fantastykę, ale spróbować trzeba było. 🙃

Historia jest hmm... Prosta? Jak w RPGu? Banda dziwnych i barwnych postaci dostaje questa i do boju. No dobra, może nie całkiem tak prosto. Ale! Jak to zwykle bywa, książki autorki zawsze mi się dobrze czyta, więc i tym razem przez tekst popłynąłem. Mogę się czepiać jakiś merytorycznych szczegółów słowiańskich, ale po co? Nie po to czytam książki. Czytam, żeby się zrelaksować, a tutaj relaks był. Bardzo podobała mi się opcja z anegdotami, mogłoby to wszystko być jeszcze bardziej zamieszane. 😉 Podobały mi się postaci i w gruncie rzeczy fabuła również, mimo, że może odrobinę trącała znanymi już historiami (chyba teraz nie idzie stworzyć czegoś co nie będzie przypominało innych dzieł 🤔), a i powtórzeń kilka się trafiało, chociaż na te drugie trochę inaczej się patrzy przez pryzmat całej książki. Jednak mam duże ale! Kasiu! Dlaczego ta historia jest w jednym tomie? Toż to mogło być pięć! Wyobraźcie sobie całą książkę o Strzeborze i Bolemirze! I to jest właśnie największy minus, wszystko gnało do przodu w tempie ekspresowym. Chciałbym poznać bohaterów, stwory i lokalizacje dokładniej, a tu bum! Kolejna gawęda. Jak tak można?! 😅

Nie zmienia to jednak faktu, że dobrze spędziłem czas na tych stronach. Doszukiwałem się, zapowiedzianych we wstępie, drobnych nawiązań do innych dzieł i zdecydowanie chciałem dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Sięgając po "Chąśbę" miałem duże obawy czy mi się spodoba, bo najzwyczajniej w świecie niezbyt często sięgam po fantastykę, ale spróbować trzeba było. 🙃 Czytajcie.

Sięgając po "Chąśbę" miałem duże obawy czy mi się spodoba, bo najzwyczajniej w świecie niezbyt często sięgam po fantastykę, ale spróbować trzeba było. 🙃

Historia jest hmm... Prosta? Jak w RPGu? Banda dziwnych i barwnych postaci dostaje questa i do boju. No dobra, może nie całkiem tak prosto. Ale! Jak to zwykle bywa, książki autorki zawsze mi się dobrze czyta, więc i tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Duchny Las. Nie, nie tak. "Mursz", mursz... Wiecie co taki mursz potrafi?

Spotykamy Polę po raz drugi. W "Topieliskach" miała więcej swoich problemów, w "Murszu" może odetchnąć (?!) problemami innych. Od razu powiem, że śmiało można czytać bez znajomości tej pierwszej, ale wskazane jest zachowanie chronologii, aby nieco lepiej poznać główną bohaterkę, która w gruncie rzeczy w tej części ucieka na dalszy plan. Marianna, Mat, Lara, Kas, Pola... Wszystko układa się tak, jak mursz. Powoli, warstwami, gdzieś coś znika, gdzieś coś się pojawia. Zdecydowanie klimat na plus, więcej lasu, więcej i gęściej z gałęziami/historiami. Które niby osobne, a tak zgrabnie łączą się w całość. Może nie do końca rozumiem motywacje Poli, ale ludzie są przecież różni, może ona akurat ma taką dociekliwą naturę, a może coś jeszcze ukrywa, o czym nam powie przy kolejnym spotkaniu? Zabrakło mi jednak rozwinięcia historii mijanych postaci. Co, kto, dlaczego? Jak zwykle tego mi było mało. Chciałem czytać więcej o pszczelarzu, czy bracie Lary. Chociaż to niedopowiedzenie też budowało tajemnicę. Zresztą, jak to u Pani Ewy w książkach bywa. 😅 Niestety były też momenty, kiedy łapałem się za głowę i musiałem przerywać lekturę, ale to chyba jest kwestia tego, że autorka często uderza bardziej w nutę, która porwać ma za serducho płci pięknej. Nie wszystko można mieć. 😉

Już pewnie znacie odpowiedź na pytanie co "Mursz" potrafi, a jeśli nie to czas przeczytać gdzieś opis książki i sięgać. Jeśli jeszcze nigdy nie czytaliście nic Ewy Przydrygi to może właśnie tutaj warto zacząć? Może warto dać się pochłonąć przez las, leśniczówkę i ruiny-nie ruiny zamku? Czytajcie.

Duchny Las. Nie, nie tak. "Mursz", mursz... Wiecie co taki mursz potrafi?

Spotykamy Polę po raz drugi. W "Topieliskach" miała więcej swoich problemów, w "Murszu" może odetchnąć (?!) problemami innych. Od razu powiem, że śmiało można czytać bez znajomości tej pierwszej, ale wskazane jest zachowanie chronologii, aby nieco lepiej poznać główną bohaterkę, która w gruncie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Projekt Riese" - no proste, że prędzej czy później będę czytał, wszak jest to temat który bardzo lubię, a wciąż można w nim odnaleźć coś, na co wcześniej nikt nie zwracał uwagi. 😉

W ten sposób trafiam do kolejnej historii opartej na tym miejscu, tym projekcie. Wstęp trochę sprawia, że mam mieszane uczucia, bo przeplatają się dwa różne realne miejsca, a w książce jest to jedno. Myślę sobie "znów ktoś nie odrobił lekcji", potem następuje kolejne kilka małych "problemów", ale! Czyta mi się zadziwiająco dobrze i porzucam merytoryczną poprawność na rzecz wczucia się w klimat, i płynę. Oh jakież to było rwące! Gdy zapomniałem o analizowaniu terenu (który całkiem nieźle znam) to od razu było lepiej. Nie mogę zdradzić co i jak, żeby nie zepsuć frajdy, sam opis książki musi wam wystarczyć na start, a ten oczywiście znajdziecie w wiadomych miejscach. 😉 Jedno mogę napisać: będzie zaskakująco! Na każdym kroku. Świetne smaczki! Może nie do końca wszystko się kleiło, ale kto by tam patrzył na takie duperele gdy Parker (jeden z głównych bohaterów) zaczyna opowiadać swoją historię. Jestem bardzo ciekaw jak potoczyłaby się dalsza historia, bo w gruncie rzeczy nadal sporo rzeczy nie zostało dopowiedzianych. Kataklizm to najmniejszy problem bohaterów książkowych. 😅 Mógłbym jeszcze sporo dodać, ale w tym ZL urwę temat...

Wielu książek Pana Mroza nie czytałem, ale z tych co mam za sobą śmiało stwierdzam, że ta była najlepsza. Ale oczywiście sami powinniście się przekonać co też "Projekt Riese" ukrywa na swoich stronach. Czytajcie! 🙂

"Projekt Riese" - no proste, że prędzej czy później będę czytał, wszak jest to temat który bardzo lubię, a wciąż można w nim odnaleźć coś, na co wcześniej nikt nie zwracał uwagi. 😉

W ten sposób trafiam do kolejnej historii opartej na tym miejscu, tym projekcie. Wstęp trochę sprawia, że mam mieszane uczucia, bo przeplatają się dwa różne realne miejsca, a w książce jest to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Proste, że sięgnę po każdą książkę napisaną przez Luca D'Andrea, "Wędrowiec" to była tylko kwestia kilku chwil po premierze.

Bardzo lubię styl tego autora, a "Lissy" do dziś siedzi mi w głowie. "Wędrowiec" jednak zaczął się co najmniej dziwnie. Skoki fabularne, niby poznajemy Tonego i Sib, ale jakoś tak nie widać jaka relacja ich łączy, do pewnego momentu, w którym zaczyna się to wszystko powoli układać. Bardzo przyjemnie spędzałem czas z bohaterami, ale miałem momentami dość tych "pobocznych", bo najzwyczajniej w świecie było ich bardzo dużo, a stron w książce za mało, aby tychże poznawać lepiej niż tylko "cześć-cześć". Fabuła miejscami mknie, a za chwilę wyciąga nogi na tapczanie. 😉 Ale do tego już autor przyzwyczaił nas (a przynajmniej mnie) w poprzednich książkach, zresztą za to go lubię. Jest jednym z tych pisarzy, którzy zamiast powiedzieć nam gdzie uderzył nabój z pistoletu woli opowiedzieć nam o tym, co w tej kuli się odbija. Wiecie o co chodzi? 😅 Odrobina ezoteryki, mitów/legend, no i jest Wanderer. Tytułowy Wędrowiec, o którym też jakoś jak dla mnie za mało było, przyciąga uwagę za każdym razem gdy jest o nim mowa, a główny wątek został poprowadzony w klimatyczny sposób. Góry, lasy, jeziora, czego chcieć więcej? Zwierząt? Tak, też są, u Luca by miało ich nie być? 😈

Z przykrością stwierdzam, że póki co jest to najgorsza książka D'Andrea, ale i tak bawiłem się przy niej znakomicie. Jeśli jeszcze nie czytaliście nic spod ręki tego włoskiego pisarza to polecam w kolejności "Wędrowiec", "Istota Zła" i na deser "Lissy". 😉 Czytajcie!

Proste, że sięgnę po każdą książkę napisaną przez Luca D'Andrea, "Wędrowiec" to była tylko kwestia kilku chwil po premierze.

Bardzo lubię styl tego autora, a "Lissy" do dziś siedzi mi w głowie. "Wędrowiec" jednak zaczął się co najmniej dziwnie. Skoki fabularne, niby poznajemy Tonego i Sib, ale jakoś tak nie widać jaka relacja ich łączy, do pewnego momentu, w którym zaczyna...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo zwlekałem z lekturą "Święta Ognia", bo po przeczytaniu książek Jakuba Małeckiego zawsze choruję, wniosek jest prosty, muszę wybierać termin lektury tak, aby później przetrwać książkowego kaca...

Po pierwszych kilku stronach nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Rozbiły mnie totalnie, różne myśli, wspomnienia i osoby pojawiły się w mojej głowie, a tu dopiero początek historii, zastanawiałem się w tym momencie czy dam radę przeczytać całość. Spoiler: udało się. I jestem bardzo wdzięczny, że Pan Małecki tworzy takie cuda. Fabularnie kręcimy się wokół Nastki, która ma klawe życie, przynajmniej sama uważa, że jest nieźle, a do tego jej tata i siostra, którzy borykają się ze swoimi problemami... Niby prosta historia, ale jak to u tego autora sami musimy odkryć kilka spraw. A może to sprawy te muszą same nas znaleźć? Jeszcze tego nie rozgryzłem, dam znać jeśli przy następnych próbach uda mi się rozwiązać tę zagadkę. Faktem jednak jest, że bardzo mocno wczułem się we wszystko. Wyobrażałem sobie każdą scenę, jak gdybym osobiście siedział obok. Ze łzami w oczach czekałem na strony, które wyjaśniały poszczególne sprawy rodzinne. Na szczęście Łucja (siostra Nastki) pozwalała mi łapać oddech, jednak i ona uderzając w inne struny powodowała natłok myśli, które zdecydowanie nie opuszczały mnie nawet po odłożeniu książki. A samo tytułowe "Święto Ognia"? Ha! Kto by pomyślał, że tak wygląda.

Chyba nie muszę dodawać, że z czystym sumieniem polecam każdą książkę Jakuba Małeckiego? Wiecie doskonale jak bardzo go cenię i jeśli nadal będzie pisał tak jak w "Święcie Ognia" to nigdy mi się nie znudzi. Czytajcie!

Długo zwlekałem z lekturą "Święta Ognia", bo po przeczytaniu książek Jakuba Małeckiego zawsze choruję, wniosek jest prosty, muszę wybierać termin lektury tak, aby później przetrwać książkowego kaca...

Po pierwszych kilku stronach nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Rozbiły mnie totalnie, różne myśli, wspomnienia i osoby pojawiły się w mojej głowie, a tu dopiero początek...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Blaszak Pádraig Kenny, Pádraig Kenny, Pádraig Kenny, Pádraig Kenny
Ocena 6,6
Blaszak Pádraig Kenny, Pádr...

Na półkach:

Jak doskonale wiecie, sięgam czasami po książki dla dzieci/młodzieży, bo najzwyczajniej w świecie takie historie dają mi odpocząć od zagadek kryminalnych itp. Już dość dawno temu przeczytałem książkę o tytule "Blaszak" i nie jest to opowieść o garażu z blachy falistej. 😉

Zacznę może od tego, że książka to połączenie przygody, fantastyki i sci-fi(!), przynajmniej w moim odczuciu. Mamy Christophera, który pomaga pewnemu panu w warsztacie, ale wszystko to jest jakieś takie ponure, czuć, że to smutne życie... Są też mechaniczni, oni są tworzeni, budowani. Ci którzy nie zostali sprzedani (bo mają wady) spędzają czas z głównym bohaterem, a potem się zaczyna. Magia w jaki sposób roboty zaczynają układać sobie w głowie że mogą mieć marzenia i je realizować. Mało tego! Całość to podróż, która zmierza do rozwikłania zagadki istnienia, bo wiecie, Christopher ulega wypadkowi i wychodzi, że nic nie jest takie totalnie proste jak się wydaje, a że towarzyszą mu takie, a nie inne istoty to wszystko odrobinę przypomina Krainę Oz, a raczej tę podróż, bowiem bohaterowie liczą, że u celu rozwiążą swoje główne problemy. I wiecie co? Wzrusza! Nie wszystko mi się skleiło, ale wydaje mi się, że młodszy czytelnik pochłonie w całości bez narzekania.

Nie czytajcie opisu z tyłu okładki, zdecydowanie ciekawiej przeskoczy się strony. 😉 Bardzo przyjemny przerwnik do pędzących dni. Czytajcie.

Jak doskonale wiecie, sięgam czasami po książki dla dzieci/młodzieży, bo najzwyczajniej w świecie takie historie dają mi odpocząć od zagadek kryminalnych itp. Już dość dawno temu przeczytałem książkę o tytule "Blaszak" i nie jest to opowieść o garażu z blachy falistej. 😉

Zacznę może od tego, że książka to połączenie przygody, fantastyki i sci-fi(!), przynajmniej w moim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cytując klasyka wampirowego: Byłem pewny trzech rzeczy przed przeczytaniem kolejnego tomu Lipowa. Pierwsza: Lipowo jest książkowym wampirem. Druga: Jakaś część serii, nie wiem na ile dominująca - pragnęła mojego czasu. I trzecia: Byłem i jestem w serii bezwarunkowo i bezgranicznie zakochany! 🤪

Po przeczytaniu utwierdziłem się tylko w tym przekonaniu. 😅 Mógłbym pisać, oh i ah, ale doskonale wiecie, że to jest dla mnie bardzo sentymentalna seria i nigdy zdania nie zmienię. "Żadanica" tylko podbiła kryminalno-obyczajową poprzeczkę, a Puzyńska udowodniła, że może wprowadzać elementy horroru do swoich książek. Istna uczta dla literacko-lipowskiego podniebienia. Nikt mi nie wmówi, że to się źle czyta. 😂 Jedyny minus to za mało stron. 😅 I ten smaczek! O litości. O tym to elaborat by można było napisać, ale wolę cierpliwie poczekać aż wszyscy przeczytają i będziemy sobie na zlocie przy ognisku mogli po cichutku pogadać.

Czy była to najlepsza część serii? Sami się przekonajcie. Ale! jest to część zdecydowanie najbardziej spoilerująca wcześniejsze tomy. 😉 Czytajcie!

Cytując klasyka wampirowego: Byłem pewny trzech rzeczy przed przeczytaniem kolejnego tomu Lipowa. Pierwsza: Lipowo jest książkowym wampirem. Druga: Jakaś część serii, nie wiem na ile dominująca - pragnęła mojego czasu. I trzecia: Byłem i jestem w serii bezwarunkowo i bezgranicznie zakochany! 🤪

Po przeczytaniu utwierdziłem się tylko w tym przekonaniu. 😅 Mógłbym pisać, oh i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po obejrzeniu "Weekendu Tajemnic" przypomniało mi się, że nie dałem wciąż znać o "Małej niespodziance", a zaraz dowiecie się skąd skojarzenie.

Fabularnie to oczywiście dwa różne światy. Książka to oczywiście jedna z historii dotyczących dwóch starszych panów-przyjaciół. Piękne uzupełnienie kilku informacji, które otrzymywaliśmy już w "dziennikach", ale ale... To jedna z tych historii, które do mnie przemawiają (i tu wkracza film - emocje na podobnym poziomie, stąd skojarzenie 😉). Bardzo cenię proste opowieści okraszone łzami, zarówno tymi od wzruszeń, jak i od śmiechu. Genialnie jeśli jakaś książka łączy te sprawy. "Mała niespodzianka" taka dla mnie była. Bardzo podobało mi się, że znów mogę wkroczyć w życie Hendrika, którego bardzo polubiłem już przy pierwszym dzienniku. Może książka miała jakieś luki, czy po prostu infantylne akcje, ale czy latem przy upałach nie takie książki są najlepsze?

Jeśli wciąż nie znacie twórczości Hendrika Groena to czas zacząć przygodę. Możecie to śmiało zrobić od "Małej niespodzianki". Jak dla mnie to jeden z autorów po których mogę sięgać w ciemno. Czytajcie!

Po obejrzeniu "Weekendu Tajemnic" przypomniało mi się, że nie dałem wciąż znać o "Małej niespodziance", a zaraz dowiecie się skąd skojarzenie.

Fabularnie to oczywiście dwa różne światy. Książka to oczywiście jedna z historii dotyczących dwóch starszych panów-przyjaciół. Piękne uzupełnienie kilku informacji, które otrzymywaliśmy już w "dziennikach", ale ale... To jedna z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, gdzie nie do końca jest tak jak być powinno. - tak mógłbym zacząć, jednak będzie tak:

Przepadłem. Arktyka mi nie wystarcza. Chciałbym więcej i więcej śniegu. "Na północ" jest od razu pisana jako pierwszy tom trylogii arktycznej Pana Wajraka i chyba jest to jedyne wyjaśnienie dlaczego wcześniej nie mogłem obserwować fok z cienia autobusu i dlaczego w budce telefonicznej utknąłem dopiero teraz! No wiecie, akcja zaczyna się jakoś w latach 90, więc książka mogła powstać zdecydowanie wcześniej. Owszem w wielu miejscach mógłbym powiedzieć "a na co mi te informacje", by po chwili walnąć się w czoło i dodać "a, na to!". Fotografie nie dość, że uzupełniają to jeszcze robią w kilku przypadkach korektę mojego wyobrażenia, a uwierzcie część rzeczy z opisu nie wydaje się aż tak duża. Czułem się świetnie na praktycznie każdej stronie tej książki. Niby reportaż, niby trochę autobiograficznie, a czytało się jak kolejna powieść osadzoną na dalekiej północy. Takich książek mi potrzeba! W wielu miejscach czułem jakbym czytał Macfarlane i to kolejny powód dla którego tak bardzo mi się spodobało. Tak jak wspomniałem już kiedyś: apetyt na wyprawę na północne zatoki Morza Bałtyckiego wzrósł do niespotykanej do tej pory skali, a stamtąd, kto wie gdzie nogi poniosą.

Zapytacie "a o czym to?", "czemu znów nie dodajesz opisu?" odpowiedzi zawsze będą te same - opisy można znaleźć wszędzie, ale tylko u mnie przeczytacie: siegajcie i czytajcie o Arktyce!

Ps. No i ten foczy palec! Historie o zatrutej krwi syren wreszcie są dla mnie kompletne (ale to już moja droga dedukcji, bo o syrenach chyba nie było ani jednego zdania 😅).

Są takie chwile w życiu każdego człowieka, gdzie nie do końca jest tak jak być powinno. - tak mógłbym zacząć, jednak będzie tak:

Przepadłem. Arktyka mi nie wystarcza. Chciałbym więcej i więcej śniegu. "Na północ" jest od razu pisana jako pierwszy tom trylogii arktycznej Pana Wajraka i chyba jest to jedyne wyjaśnienie dlaczego wcześniej nie mogłem obserwować fok z cienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jak napisać debiut, który będzie dobrym debiutem? Ano wystarczy wziąć kilka znanych schematów i wepchnąć do krainy, której używa niewielu autorów (o ile w ogóle używają 😅).

Tak wygląda "Rozgrywka". DALSZĄ CZĘŚĆ CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, MOGĄ WYSTĄPIĆ SPOILERY! Schemat pierwszy: odcięcie od świata grupy ludzi. Schemat drugi: otoczenie, które wpływać będzie na nas jako czytelników w sposób "ej nie wszystko widać co się tam czai". Schemat trzeci: poznaj wroga, ale tylko tak tyle o ile, żeby na końcu można było zrobić "kto to kurka wodna jest?". Schemat czwarty: zrób skoki w czasie! Koniecznie! Schemat piąty: każdy każdego zna, ale każdy ma tajemnicę - spoiler: nie obchodzą nas te tajemnice, bo nie chcemy wiedzieć, czemu każdy jest rozchwiany emocjonalnie i idzie do łóżka z kim chce, lub nie, lub ej czym wypełnić rozdział? Schemat szósty: suspens! Ale taki wiecie, suspens suspensu! Blam!

A teraz wybierzmy krainę, co powiecie na snowboard? Nie kojarzę książki, w której byłoby to tłem. Serio. Narty tak, skutery śnieżne też były, rakiety, piesze brodzenie w śniegu itd., a snowboard? No nie było. Wiecie, że jak śnieg to chętniej czytam książkę, więc tym bardziej byłem w szoku, że nie czytałem (a może nie pamiętam) o snowboardzie. I tu autorka daje pole do popisu. Ok, są powtórzenia i ciągłe schematy związane z rynną i treningami, aby być lepszym, ale jakoś lepiej mi się czytało fragmenty o tym sporcie niż o tym, czemu ktoś z kimś spał, śpi, lub planuje spać. 😅

Ale koniec biadolenia. Ogólnie dobrze spędziłem czas przy tej książce, ale musiałem wyłączyć krytyczny głos, aby pewne elementy mnie nie dusiły. Śnieg i umiejscowienie akcji na duży plus. Ale czy mrożący krew w żyłach thriller? (Tak okładka mówi) To bym polemizował. Ot dobry thriller jako debiut i jako książka na wolne ciche wieczory. Ale jeśli jeździcie na snowboardzie to czytajcie!

Jak napisać debiut, który będzie dobrym debiutem? Ano wystarczy wziąć kilka znanych schematów i wepchnąć do krainy, której używa niewielu autorów (o ile w ogóle używają 😅).

Tak wygląda "Rozgrywka". DALSZĄ CZĘŚĆ CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, MOGĄ WYSTĄPIĆ SPOILERY! Schemat pierwszy: odcięcie od świata grupy ludzi. Schemat drugi: otoczenie, które wpływać będzie na nas...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie wiem jak to jest, że czasami potrzebuję dziwnej książki, która w gruncie rzeczy jest... Cóż dziwna. 😅

Dlatego gdy @galadhiera rzuciła tekstem, że "Chłopak z lasu" mi się chyba spodoba, to od razu wepchnąłem tę w gruncie rzeczy krótką opowieść przed kolejkę. Lekka, trochę romantyczna, a trochę zdaje się nawiązująca do nieznanych mi legend, baśni czy jak to tam określić, sprawiła, że odpocząłem od kryminalnych spraw. Zdecydowanie jest to pozycja dla trochę młodszych czytelników niż ja, bowiem mamy tu wątek pierwszej miłości, ale co tam, mi też się podobało. 😅 Ale, ale, nie doszukiwałbym się w tym tytule jakiś pięknych cytatów, czy też mądrości na długie lata. Ot historia, która trochę mnie zdziwiła, a trochę sprawiła, że poklepałem siebie młodszego siedzącego na kładce nad jeziorem po plecach mówiąc "a widzisz". Bo zdaje się, w "Chłopaku z lasu" zobaczyłem więcej, bo potrzebowałem zobaczyć więcej... Więc może jednak jakaś głębsza myśl zostanie na dłużej?

To nic, że fabuła, czy też styl jest średniej jakości. To nic, że okładka wyciera swoje pozłacane elementy. Takiego przerywnika w życiu potrzebowałem. Czytajcie.

Nie wiem jak to jest, że czasami potrzebuję dziwnej książki, która w gruncie rzeczy jest... Cóż dziwna. 😅

Dlatego gdy @galadhiera rzuciła tekstem, że "Chłopak z lasu" mi się chyba spodoba, to od razu wepchnąłem tę w gruncie rzeczy krótką opowieść przed kolejkę. Lekka, trochę romantyczna, a trochę zdaje się nawiązująca do nieznanych mi legend, baśni czy jak to tam określić,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W skrócie mówiąc: przyszło mi się zmierzyć z diabołem ze zdjęcia, pojedynek wygrany. Czuję pewien niedosyt.

"Mistrz i Małgorzata" to jeden z tytułów o których w pewnym stopniu ciągle się słyszy, ale jakoś nie dane mi było sięgnąć po tę książkę wcześniej. Może z lenistwa, a może po prostu nie czułem tego. Teraz już jestem po lekturze, bowiem wraz z @galadhiera
ciśniemy dalej plakato-zdrapkowe 100 książek i tamże ów tytuł jest. 😅 Na jakimś z etapów czytelniczego życia warto przeczytać "Mistrza" i dodać sobie swoje, bo przecież autor się nie obrazi? On sam do końca swojego życia wciąż ponoć poprawiał książkę i finalnie nigdy z efektu nie był zadowolony. Fabułę pewnie częściowo znacie, a jeśli nie to wiecie co robić. W każdym razie ani Mistrza, ani Małgorzaty jakoś szczególnie nie obdarzyłem sympatią, ale! Pewien malutki miły kotek wywarł na mnie wrażenie. 😂 Wątek główny ukrywa w sobie wiele smaczków, zwłaszcza nawiązujących do historii/polityki, kraju o którym mówi się ostatnio za dużo. Fabuła dodatkowa (Poncjusze Piłaty i te klimaty 🤣) jest zapchana takimi smaczkami jeszcze bardziej i to właśnie te fragmenty książki podobały mi się najbardziej.

Cóż więcej dodać? Czytajcie.

W skrócie mówiąc: przyszło mi się zmierzyć z diabołem ze zdjęcia, pojedynek wygrany. Czuję pewien niedosyt.

"Mistrz i Małgorzata" to jeden z tytułów o których w pewnym stopniu ciągle się słyszy, ale jakoś nie dane mi było sięgnąć po tę książkę wcześniej. Może z lenistwa, a może po prostu nie czułem tego. Teraz już jestem po lekturze, bowiem wraz z @galadhiera
ciśniemy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sokół i Niczyja? Musiałem o tym przeczytać, przecież to TA góra! Kolejną niespodziankę zrobiło mi wydawnictwo @znak_literanova . "Nocami krzyczą sarny" Katarzyny Zyskowskiej miałem w rękach przed premierą - dziękuję. 😉

Zaczyna się dość niewinnie, nasza bohaterka wraca w znane sobie rejony Gór Sowich, aby promować książkę i sprzedać dom... Inna bohaterka odkrywa, że to w co wierzyła może nie być prawdą... A kolejna, no cóż... Wątków jest kilka, które jak można się domyślić łączą się w ten czy inny sposób. I to wszystko jest mocno na plus. Na plus też jest lokalizacja - no dobra, na olbrzymi plus. Każde miejsce, które istnieje mogę praktycznie od ręki zobaczyć na żywo i choć miałem małe wątpliwości w przypadku jednego skrętu to nadal wszędzie tam byłem z bohaterkami! Tak, podziemia też się tu liczą. 🙃 Owszem było smutno, było nostalgicznie, ale nie wyobrażam sobie żeby miało być inaczej. Było też Zyskowsko. 😉 Kto czytał książki autorki, ten wie o czym mówię. Niesamowicie przekazana jest tutaj sprawa końcówki II Wojny Światowej. Riese, wysiedleń, zasiedleń. Gdy bohaterka idzie do lasu i okazuje się, że nie może wejść do niego to dosłownie miałem ochotę złapać ją za rękę i powiedzieć "o tu, chodź, tu wejdziemy". A gdy inny bohater nagle musi iść pieszo, dystans który znam to aż nogi się uginają. Na to wszystko amnezja i brak bólu. Kosmos. Jeszcze większy kosmos, gdy wszystko to mogło się wydarzyć. Kamienie same się tak nie układają na miedzy...

Chciałbym nadal móc czytać tę książkę, chciałbym aby się nie kończyła, aby Mereike, Marianna i Maria wciąż nie wiedziały tego wszystkiego co wiedzą. Żeby ich historia, nadal była tajemnicą, a równocześnie chciałbym aby każdy poznał tę powieść. Czytajcie koniecznie!

Sokół i Niczyja? Musiałem o tym przeczytać, przecież to TA góra! Kolejną niespodziankę zrobiło mi wydawnictwo @znak_literanova . "Nocami krzyczą sarny" Katarzyny Zyskowskiej miałem w rękach przed premierą - dziękuję. 😉

Zaczyna się dość niewinnie, nasza bohaterka wraca w znane sobie rejony Gór Sowich, aby promować książkę i sprzedać dom... Inna bohaterka odkrywa, że to w co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

#stalowaburza dziś wkracza do naszego świata i z tej okazji mam dla was kilka słów o pierwszym tomie serii Legendy Archeonu - Strach Stary i Nowy.

Długo zanosiłem się z przeczytaniem tej pozycji, bo jakoś nigdy nie pałałem sympatią do tego typu fantastyki, ale gdy @thomasarnold.pisarz_official wysłał mi egzemplarz to wynik musiał być jeden. 😅 Pierwsze strony zrobiły na mnie wrażenie pt. "czemu wcześniej tego nie czytałeś?!", a potem nastąpiły polityczne wyjaśnienia, które zdecydowanie nie mają we mnie fana. 😅 Na szczęście przy okazji poznajemy bohaterów i świat, który jest rozległy - pod każdym względem. Przyznaję, że co chwilę zerkałem na mapę aby nie zgubić się i wiedzieć gdzie, skąd i jak ktoś przedostał się w inne rejony Archeonu. Na szczęście, nastaje "era akcji", która zdecydowanie popycha fabułę, aczkolwiek mam wrażenie, że to wciąż mało, że pewnie w drugim i teraz też trzecim tomie to właśnie akcja zapełnia strony. Na minus posiedzenia rad wszelakich, czułem się trochę jak na posiedzeniach w Gwiezdnych Wojnach, no wiecie, chcę hordę, mutanty, akcję, a czytam o tym czy opłaca się komuś ufać, no nie, tak to u mnie nie działa, dawać mi tu umarlaki. 😂 Na szczęście pojawiło się też morze, nim zostałem kupiony ostatecznie. 😁

Jeśli lubicie fantastykę, która buduje świat od nowa, która ma masę zawiłości, ale za mało krasnoludów, to bierzcie i czytajcie. 😁 Ale jak liczycie na kolejnego Gandalfa, albo Diunę to nie tędy droga. 😉 Czytajcie!

#stalowaburza dziś wkracza do naszego świata i z tej okazji mam dla was kilka słów o pierwszym tomie serii Legendy Archeonu - Strach Stary i Nowy.

Długo zanosiłem się z przeczytaniem tej pozycji, bo jakoś nigdy nie pałałem sympatią do tego typu fantastyki, ale gdy @thomasarnold.pisarz_official wysłał mi egzemplarz to wynik musiał być jeden. 😅 Pierwsze strony zrobiły na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy raz spotkałem Jade Reflin w "Mauzoleum" i to było bardzo przyjemne spotkanie, dlatego też postanowiłem sięgnąć po każdą kolejną książkę z tą bohaterką, tak jednak Thomas Arnold ułożył moje książkowe plany, że póki co nie było kolejnej, ale to nic, bo dostałem aż dwie "wcześniejsze". 😉

Zatem druga, a chronologicznie aktualnie pierwsza była "Trzecia córka" (ależ to brzmi czytane na głos 😅), a obecnie trzecia, a chronologicznie druga to "Ciemna dolina", przy której bawiłem się bardzo dobrze. Na wstępie dostajemy kilka trupów i od razu podejrzanego. Znając już trochę twórczość autora wiedziałem, że odwali się niezły kawał dreszczowco-kryminału, więc mimo, że rozum mówił "wtf, co Ci śledczy odpieprzają" to zmysł czytelnika mówił "zaraz się wyjaśni, jeszcze tylko jeden rozdział". I jak to zwykle u Arnolda masa suspensu, masa akcji i masa sytuacji, które stają się jasne znacznie później niż byśmy chcieli, sprawiła, że od książki faktycznie ciężko było się oderwać, a w gruncie rzeczy nie jest to typ książek, które robią na mnie jakieś super wrażenie, ale TEN Autor sprawia, że chętniej zerkam w ich stronę. Mógłbym się czepiać jakiś szczegółów, drobiazgów, a może i nawet przesytu w fabule, ale po co? Jeśli dostaję coś co utrzymuje mnie przy literach?

No i ta scena w jubilerskim! No jakby moja mama opowiadała jak jej koleżanka sprzedaje zegarki. Jota w jotę! Brawa, bo takiego zagrania poprawnego merytorycznie nie spodziewałem się. 😂 Czytajcie!

Ocena z przydomowego ogródka: 🦫, 🐗, 🦅, 🦉, 🐕, 🐓, 🦦, 🦡, 🐐 i 🦇. 😉

Ps. Gdyby ktoś się zastawiał czy można czytać oddzielnie to mówię: śmiało, aż takie duże spoilery to nie padły (nie padły, he he). 😂

Pierwszy raz spotkałem Jade Reflin w "Mauzoleum" i to było bardzo przyjemne spotkanie, dlatego też postanowiłem sięgnąć po każdą kolejną książkę z tą bohaterką, tak jednak Thomas Arnold ułożył moje książkowe plany, że póki co nie było kolejnej, ale to nic, bo dostałem aż dwie "wcześniejsze". 😉

Zatem druga, a chronologicznie aktualnie pierwsza była "Trzecia córka" (ależ to...

więcej Pokaż mimo to